PORTUGAL 2014 - Dzień 19
Piątek, 1 sierpnia 2014
Po wczorajszym świetnym dniu dzisiaj czeka nas jeszcze cięższy. Dlatego też wstajemy bardzo wcześnie i ku naszej uciesze w końcu nie trzeba suszyć namiotu. Na trasę ruszamy jak nigdy kilka minut przed 8 rano. Tomek kupuje szybko kilka rzeczy w markecie i już po chwili zaczynamy 19 km wspinaczki na Col de Vars (2109 m). Pogoda od początku jest kapitalna. Z każdym kwadransem robi się coraz cieplej, a na niebie prawie żadnych chmurek. Tomek oczywiście jedzie szybko swoim tempem, a ja niestety na początku zmagam się z bólem brzucha. Więcej czasu zajmuje mi szukanie krzaków niż pokonywanie kolejnych serpentyn, ale to mało istotne. W połowie podjazdu już mi przechodzi i jedzie się całkiem normalnie. Podjazd pod pierwszą przełęcz raczej nie zasługuje na dłuższą historię. Trasa była długa i raczej wypłaszczona oprócz początkowych kilometrów. Po drodze mijało mnie wielu kolarzy na rowerach szosowych, a Tomek w związku z moją absencją żołądkową czekał na mnie godzinę z hakiem. Na górze byłem lekko przed 12:00, więc planowo. Zrobiliśmy sobie po zdjęciu i trzeba było ruszać dalej. Przed sobą mieliśmy ponad 20 km zjazdu, więc odpoczywaliśmy na rowerach. Zjechaliśmy do wysokości 1200 m.n.p.m i o godzinie 13:00 zaczęła się właściwa rozgrywka. 24 km pod górę na Col de la Bonette (2802 m). Tomek pojechał do przodu, a ja jeszcze musiałem coś zjeść i się ochłodzić w źródełku, gdyż na Vars nie było czasu. Po dwudziestu minutach wkraczam do akcji. Początek jest ciężki, a do tego zrobiło się upalnie - ale ok ok, pamiętam że mógł być przecież śnieg ;D Mimo wszystko postanawiam się rozebrać i raz a porządnie posmarować na cały podjazd. Poopalałem się może 2-3 km, bo mniej więcej od wysokości 1600 do 2100 metrów użerałem się z ch*jowymi muszkami. Musiałem się ubrać, a i tak leciało nade mną prawdziwe stado. Oczywiście w przeszłości miewałem takie sytuacje nieraz. Pokonywałem jakieś wzniesienie, było ciepło, a ja cały zalany potem. Wiadomo, że zawsze jakieś muszki nad człowiekiem latają, ale to co się działo na podjeździe pod drugą przełęcz, to był po prostu jakiś koszmar. Jadę 6-8 km/h a wokół mnie 100 muszek. Zatrzymasz się to wszystkie na Tobie. Jedziesz to Cię gryzą. Myślałem, że wyjdę z siebie. Jak do tego wszystkiego dołączyły osy to postanowiłem niemal wykąpać się w pobliskim źródełku. Zmyłem z siebie tyle potu ile się dało. Owadów było 70 % mniej, a znaczna większość atakowała już jedynie zapocony kask i skarpetki...Piszę o tym, bo to było naprawdę coś okropnego i myślałem, że zamiast wspominać piękne rowerowe chwile, ja po przyjeździe będę miał w pamięci tylko te wstrętne muszki. Na szczęście im wyżej tym było ich coraz mniej i na wysokości 2100 m wraz z zanikiem roślinności, zniknęły także owady. Odetchnąłem z ulgą! W końcu mogłem się najeść i napić jak człowiek, bo wcześniej po prostu się nie dało. W tym czasie niebo się zachmurzyło i dziwne chmury zbliżały się do szczytu. Zmartwiony możliwą burzą jechałem jak najszybciej do przodu, robiąc jedynie krótkie przerwy. Było mi trochę smutno, że byłem ostatnim rowerzystą, który tego dnia porwał się na szczyt. Wszyscy na kolarkach co mieli wjechać to już wjechali, a ja się spokojnie toczyłem. Nie brakowało za to motocykli na trasie. Na 6 km przed metą dostałem od pewnego Szwajcara cukierka na "lotnym bufecie". Niby nic, ale jednak takie sytuacje wywołują uśmiech i jedzie się lepiej. Końcówka trasy to już jak najszybsze pedałowanie do góry. Sądziłem, że burza to tylko kwestia czasu, ale na szczęście i tym razem pogoda nam dopisała. Na ostatnim kilometrze dostaję informację z jadącego z naprzeciwka samochodu, że Tomek już na mnie czeka na szczycie. To tylko dodało mi wiatru w żagle. Po wielu trudach dotarłem na przełęcz. Do zrobienia był jeszcze 1 km czyli słynna pętla widokowa. Zmęczenie było spore, a droga dochodziła miejscami do 14 % nachylenia. Mimo wszystko podekscytowanie było tak duże, że jechałem już na maxa. 17:15. Wpadam! Jest! 2802 m.n.p.m.! Przybijamy z Tomkiem piątkę i już wspólnie dzielimy się euforią i wielką satysfakcją z osiągniętego celu. Zakładałem, że na szczycie będę o 18, ale na szczęście udało się wcześniej i był czas na solidną sesję zdjęciową. Widoki są przecudowne, a krajobraz iście księzycowy. Wyżej asfaltem w Alpach nie da się wjechać! Ubieramy ciuchy i pora zjeżdżać w dół, gdyż robi się późno, a nie wiemy co z pogodą. Jesteśmy mega zadowoleni, a dodatkowo mamy teraz 100 km w dół do Lazurowego Wybrzeża. Może być piękniej? Na zjeździe przecieramy hamulce na świetnych serpentynach, spotykamy jeszcze dwójkę chłopaków z Pabianic i tniemy w dół ile się da. Tym razem asfalt jest już pierwsza klasa, podobnie jak na zjeździe z Vars. Na nocleg lądujemy 35 km za przełęczą w miejscowości Isola. Do Włoch jest stąd rzut kamieniem, ale większe problemy są ze znalezieniem miejsca do spania, gdyż w malutkim miasteczku jest camping :/ Poza tym nawet nie ma kogo spytać, bo wszyscy mają małe ogródki. Wreszcie Tomek puka do jednego gościa i w tej samej chwili zaczyna się ulewa. Dosłownie w kilka sekund zaczęło porządnie lać. Na szczęście Francuz okazał się w porządku i rozbiliśmy się na mokrej trawie w jego ogródku. Dodatkowo pozwolił nam wziąć prysznic. Mega dzień za nami!! Najlepszy dzień w mojej rowerowej "karierze" :)

Na Dzień Dobry Col de Vars! © completny

Profil podjazdu na Col de Vars (2109 m)

Drugi dzień z rzędu słonecznie © completny

Coraz lepsze widoki © completny

Jeziorko przed przełeczą © majorus

Szczyt zdobyty! © completny

Col de Vars 2109 m © completny

Szybki zjazd w dół © majorus

Alpejsko © completny

Sakwiarze z dziećmi © completny

Danie główne :) © completny

Trzeba wjechać tam na górę © completny

Profil podjazdu na Cime de la Bonette (2802 m)

Czas start! © completny

Imponujące serpentyny © majorus

Piękny alpejski krajobraz © completny

Jeszcze sporo drogi przede mną © completny

Ostatnie 5 kaemów © completny

Jadę jako ostatni na rowerze © majorus

Już widać szczyt © majorus

Ostatnia pętelka © majorus

La Bonette 2802 m! © completny

Wyżej w Alpach asfaltem się nie da! © completny

Zmęczony, ale mega szczęśliwy © completny

Jedno z moich ulubionych zdjęć © completny

Towarzyszy nam ogromna satysfakcja © completny

Godzina późna, więc zjeżdżamy w dół © completny

Jest na co popatrzeć © completny

Ogrom gór © completny

Jedzie Tomek jedzie © completny

Do kalendarza © completny

Lazurowe Wybrzeże - 100 km w dół © completny

Świstaki © completny

Krajobraz na zjeździe © completny

Serpentynki lepsze niż podczas wspinaczki © completny

Opuszczona osada © completny

Spotykamy dwóch Polaków © completny

Na jednej z serpentyn © majorus

W pogoni za Tomkiem © completny

Trzeba szanować hamulce © completny

Do końca dnia z górki ;) © completny

Nocleg w Isoli © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 113.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:03 | km/h: | 14.04 | ||
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 2769m | Rower: | Giant |
Komentarze
Takie relacje z wypraw czyta się jak dobrą lekturę. Super, że na najcięższych górach mieliście pogodę. Pozdrawiam!
Greger - 14:05 piątek, 19 grudnia 2014 | linkuj
Wspaniała wyprawa. Czytam wszystkie relacje. Gratulacje za Col de la Bonette
daniel3ttt - 10:49 czwartek, 27 listopada 2014 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!