Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2011
Dystans całkowity: | 1000.22 km (w terenie 61.45 km; 6.14%) |
Czas w ruchu: | 46:41 |
Średnia prędkość: | 21.07 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.62 km/h |
Suma podjazdów: | 3470 m |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 55.57 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Walka z kilometrami, zmęczeniem, głodem, BURZĄ !
Wtorek, 31 maja 2011
Cel był prosty: 1000 km w maju! Brakowało mi 94 km. Musiałem tego dokonać. Zbierałem się bardzo długo. Leń mnie zaciągał do łóżka, ale ja się nie dałem i o 16:30 wyruszyłem w kierunku Międzyborza. Dzisiaj liczył się tylko dystans i nic więcej. Raz, dwa i w Międzyborzu. Potem główną DK 25 do Chojnika. Miałem z wiatrem, a więc było miło. Tam odbiłem w lewo na Kałkowskie. W tamtej miejscowości chciałem zobaczyć jak wygląda droga rowerowa do Czarnegolasu. Jechałem takim piachem przez las około 7 km że się w głowie nie mieści. Czasami to ciężko było prowadzić nawet rower, z co dopiero na nim jechać. Podjechałem na cmentarz w Czarnymlesie, a potem już drogą wojewódzką na Szklarki. Mała przerwa w Myślniewskiej. Droga nudna i jeszcze z silnym, bocznym wiatrem :/ W Ostrzeszowie nawet nie wjeżdżałem do centrum. Osiedlami wyjechałem w Rojowie. Upał był niemiłosierny. Duchota też bardzo doskwierała. Pojechałem w kierunku Kobylej Góry. Tam na górce zrobiłem sobie odpoczynek, oblałem się wodą, bo już nie dało radę jechać. Cały byłem mokry od potu. Miałem chęć wskoczyć do wody w Kobyłce, ale nawet tam nie zajechałem. Brakło by mi 20 km do upragnionego tysiąca, a więc skręciłem na Marcinki a stamtąd na Kępno przez Czermin. Bardzo fajna droga i trasa. Muszę jeszcze kiedyś tam jechać, bo fajne górki, widoczki i nawierzchnia też ujdzie :) Będąc w Osinach wiedziałem że jak dojadę do Kępna i wrócę to zaliczę 1000 km w maju. Ale co ja widzę? Od Wieruszowa idzie do Kępna potężna, czarna jak najgorszy Murzyn i wściekła jak najzuchwalszy byk - chmura burzowa!!! Błyskało się że masakra, byłem już trochę zesrany bo była godzina 20:10 a ja praktycznie w Kępnie tuż przed ulewą :/ jeden bardzo fajny kolega około 20 lat na Meridzie wskazał mi skrót do DK 8. Po małych mordęgach piaskowych wyjechałem w Chojęcinie :) Byłem tak wyczerpany, bo nie piłem od 30 km wody a od 40 km nic nie jadłem, że myślałem że padnę :/ Burza jednak dała mi speeda :D Zakładałem że jakoś dojadę 20 km/h do Sycowa i o 22 będę w domku, a tu zapylałem jak popieprzony :D Średnia z Chojęcina do Sycowa to jakieś 29 km/h ;) Coś niemożliwego. Po tylu kilometrach nigdy w życiu bym nie przypuścił że tyle dam radę wyciągnąć. To tylko pokazuje że wszystko jest możliwe tylko człowiek zbyt często marudzi i nie docenia samego siebie ;) Chmura nabierała na sile. Było czarno jak nigdy dotąd nie widziałem podczas burzy. Do tego powoli zachodziło Słońce. Właśnie - na Zachodzie Zachód Słońca, a na Wschodzie czarna chmura :D Kurde! Mistrzostwo. Ale dojechałem, byłem szybszy. Przeprowadziłem kapitalną walkę z happyendem. Zapamiętam tą wycieczkę na bardzo, bardzo długi czas. Jedna z najlepszych w moim życiu. Zrobiłem to co chciałem, a okoliczności w jakich tego dokonałem dodały tylko temu cudownej dramaturgii...
Dane wycieczki:
Km: | 94.83 | Km teren: | 8.30 | Czas: | 04:10 | km/h: | 22.76 | ||
Pr. maks.: | 48.03 | Temperatura: | 31.0 | Podjazdy: | 300m | Rower: | Giant |
Pod presją i z niedosytem
Poniedziałek, 30 maja 2011
Tym razem bez aparatu. Mama zabrała do stolicy. Plan był prosty. Mam do zrobienia 190 km w 2 dni, aby zdobyć 1000 km w maju. Im więcej zrobię dzisiaj to jutro będzie łatwiej. Postanowiłem puścić się na Twardogórę, ale tym razem tą najcięższą z pozoru trasą. Przez Golę Wielką pod górkę, ale spokojnie dąłem radę :) Nic strasznego. Odpoczynek i na Chełstówek. Tam podjechałem do Nadleśnictwa gdzie była wieża widokowa. Jak to człowiek jeszcze mało wie o okolicy :/ Wysoka na jakieś 30 m, ale zbudowana z pierścieni betonowych, a na górze zwykła siateczka. Dziękuję za takie zwiedzanie :D A i z tego Chełstówka fenomenalny widok w kierunku Milicza. Widok z 270 m na 120 m musi być efektowny :)
Puściłem się teraz w kierunku Ostrowiny. Droga dziurawa jak ser więc za szybko nie jechałem. Sam ośrodek leczniczy wygląda jak piękny zamek, ale ja go nie poznaje z pamięci z 2002 roku :/ Przejechałem przez całą wieś i odbiłem na DK 25. Bardzo duży, przytłaczający ruch, choć niekiedy było na prawdę fajnie i cichutko. Starałem się szybko skończyć ten odcinek i dojechałem do Oleśnicy. Tam na PKP Oleśnica Rataje, potem pod Bramą zjadłem i wypiłem co trzeba, a następnie przez rynek na ulicę Wieluńską w kierunku Wabienic. Po drodze musiałem się wylać. Po jakimś czasie dojechałem do Stroni, gdzie polną drogą udałem się w 3 km skrót do Poniatowic. Mijałem Marlenę, ale 2 razy zaspała i nie pogadali :D Z Poniatowic znowu nie przejeżdżaną do tej pory drogą na Gaszowice, a stamtąd do Stradomii. Tam powinienem jechać już prosto, ale że miałem trochę sił i chciałem nadrobić kilometrów to skręciłem w prawo na Dziadową Kłodę i tam już prosto na Syców, bo robiło się coraz ciemniej :) "Pod presją i z niedosytem" - to prawda. To nie był typowy wyjazd. Jechałem bez aparatu, a w dodatku musiałem walczyć o jak największą ilość kilometrów. Nie lubię tak jeździć :(
Puściłem się teraz w kierunku Ostrowiny. Droga dziurawa jak ser więc za szybko nie jechałem. Sam ośrodek leczniczy wygląda jak piękny zamek, ale ja go nie poznaje z pamięci z 2002 roku :/ Przejechałem przez całą wieś i odbiłem na DK 25. Bardzo duży, przytłaczający ruch, choć niekiedy było na prawdę fajnie i cichutko. Starałem się szybko skończyć ten odcinek i dojechałem do Oleśnicy. Tam na PKP Oleśnica Rataje, potem pod Bramą zjadłem i wypiłem co trzeba, a następnie przez rynek na ulicę Wieluńską w kierunku Wabienic. Po drodze musiałem się wylać. Po jakimś czasie dojechałem do Stroni, gdzie polną drogą udałem się w 3 km skrót do Poniatowic. Mijałem Marlenę, ale 2 razy zaspała i nie pogadali :D Z Poniatowic znowu nie przejeżdżaną do tej pory drogą na Gaszowice, a stamtąd do Stradomii. Tam powinienem jechać już prosto, ale że miałem trochę sił i chciałem nadrobić kilometrów to skręciłem w prawo na Dziadową Kłodę i tam już prosto na Syców, bo robiło się coraz ciemniej :) "Pod presją i z niedosytem" - to prawda. To nie był typowy wyjazd. Jechałem bez aparatu, a w dodatku musiałem walczyć o jak największą ilość kilometrów. Nie lubię tak jeździć :(
Dane wycieczki:
Km: | 91.84 | Km teren: | 6.40 | Czas: | 03:59 | km/h: | 23.06 | ||
Pr. maks.: | 51.41 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 340m | Rower: | Giant |
Multiliga +
Niedziela, 29 maja 2011
Na początku jedynym moim zajęciem było oglądanie Multiligi + czyli ostatniej kolejki polskiej ekstraklasy. Wszystko obejrzałem, ale po 1 godzinie podsumowania sezonu zdecydowałem się karnąć się rowerem, bo koniec miesiąca tuż, tuż, a 1000 km samo sie nie zrobi :) Nadłożyłem trochę więcej niż chciałem i pięknie. Znowu w stroju cywilnym..."Cała Polska w cieniu Śląska!". A i cieszę się że Arka spadła i Polonia. Nic nie grały, a Śląsk z kolei ma Puchary i nowy stadion!
Dane wycieczki:
Km: | 27.21 | Km teren: | 0.90 | Czas: | 01:10 | km/h: | 23.32 | ||
Pr. maks.: | 48.03 | Temperatura: | 20.0 | Podjazdy: | 110m | Rower: | Giant |
Niemalże 1 maja 2010 roku !
Sobota, 28 maja 2011
Wstałem późno bo o 12. Ogarnąłem się, zjadłem obiad i na Kluczbork! Najpierw za 3 zł autobusem do Kępna, a potem na pieszo aż do Słupi pod Kępnem w celu złapania stopa. 6 km z buta, bo wszyscy mieli mnie gdzieś :/ Jednak na przeciwko baru w tejże miejscowości miły robotnik zabrał mnie do swojego grata. Po drodze do Kluczborka zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę u jego rodziny, a potem mnie wysadził przy Muzeum Jana Dzierżonia :) Spoko gość! Przeszedłem przez rynek, kupiłem jakieś paluszki i cole no i szedłem już na stadion Miejski. Minął rok, a ja tu już przyjechałem jako inny człowiek. Czas robi jednak swoje...
Kupiłem bilet za 15 zł i zasiadłem na "loży" bocznej. Mecz jak mecz. Chciałem zobaczyć Podbeskidzie, ale jednocześnie podopingować Kluczbork :) MKSowi wystarczył remis do utrzymania. Nie podołał. Przegrał u siebie 1:2 z Bielsko-Białą :P Było już 0-2 ale do końca chłopaki walczyli. Niestety "młyn" chyba skończył działalność, a szkoda bo zawsze to było jakoś inaczej...

Mecz skończył się o 19 i już zapylałem na drogę wylotową na Kępno żeby coś złapać, bo o pociągu nawet już nie marzyłem. Koło NOMI zatrzymało się małżeństwo, które podrzuciło mnie do Krzywiczyzny czyli jakieś 5 km. Wysiadłem i za 20 sekund koleś mi się w białym dostawczaku zatrzymał :) Pogadaliśmy trochę. Wysadził mnie w Byczynie, bo dalej nie jechał. Przeszedłem rondo i po 15 minutach postanowił mnie zabrać jakiś odpicowany przedstawiciel handlowy...Jechał on do rodziny w Ostrowie Wielkopolskim aż z Katowic. Z nim trochę mnie gadałem, bo później gadał przez telefon. Trochę taki pedałek i jeszcze umiał mówić po Śląsku :) Podwiózł mnie aż do skrzyżowania w mieście. Przeszedłem koło Sądu i już dotarłem na Kangurka. Niestety nie miałem zmienionego rozkładu i czekałem od 20:30 do 21:15 i go nie było :/ Wkurzyłem się i poszedłem na Wrocławską łapać stopa. A tu za 0 minut mija mnie Kangur...wrrrr! Nie zatrzymał się osioł, ale za to jakiś miły 60-latek podwiózł mnie do Brzezi :) Fajnie się nam gadało na temat rynku pracy w Polsce :) Z Brzezi już jednak musiałem 7 km iść na pieszo do domu, bo kto zabierze o tej porze autostopowicza w lesie? Doszedłem do Rafała na Szosę Kępińską i wziąłem rower od niego, bo to zawsze 2,5 km mniej marszu do mojego domu :) Mimo wszystko obliczyłem że tego dnia przeszedłem 18,4 km na piechtę :D Jakiś mój rekord chyba. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to że przegapiłem przez ten nieudany powrót Finał Ligi Mistrzów :/ Ale Barca rządzi i nie dała szans MAN UTD! Zero zaskoczenia. Jest najlepsza i tyle :)
Kupiłem bilet za 15 zł i zasiadłem na "loży" bocznej. Mecz jak mecz. Chciałem zobaczyć Podbeskidzie, ale jednocześnie podopingować Kluczbork :) MKSowi wystarczył remis do utrzymania. Nie podołał. Przegrał u siebie 1:2 z Bielsko-Białą :P Było już 0-2 ale do końca chłopaki walczyli. Niestety "młyn" chyba skończył działalność, a szkoda bo zawsze to było jakoś inaczej...

MKS Kluczbork - widmo spadku...© pape93
Mecz skończył się o 19 i już zapylałem na drogę wylotową na Kępno żeby coś złapać, bo o pociągu nawet już nie marzyłem. Koło NOMI zatrzymało się małżeństwo, które podrzuciło mnie do Krzywiczyzny czyli jakieś 5 km. Wysiadłem i za 20 sekund koleś mi się w białym dostawczaku zatrzymał :) Pogadaliśmy trochę. Wysadził mnie w Byczynie, bo dalej nie jechał. Przeszedłem rondo i po 15 minutach postanowił mnie zabrać jakiś odpicowany przedstawiciel handlowy...Jechał on do rodziny w Ostrowie Wielkopolskim aż z Katowic. Z nim trochę mnie gadałem, bo później gadał przez telefon. Trochę taki pedałek i jeszcze umiał mówić po Śląsku :) Podwiózł mnie aż do skrzyżowania w mieście. Przeszedłem koło Sądu i już dotarłem na Kangurka. Niestety nie miałem zmienionego rozkładu i czekałem od 20:30 do 21:15 i go nie było :/ Wkurzyłem się i poszedłem na Wrocławską łapać stopa. A tu za 0 minut mija mnie Kangur...wrrrr! Nie zatrzymał się osioł, ale za to jakiś miły 60-latek podwiózł mnie do Brzezi :) Fajnie się nam gadało na temat rynku pracy w Polsce :) Z Brzezi już jednak musiałem 7 km iść na pieszo do domu, bo kto zabierze o tej porze autostopowicza w lesie? Doszedłem do Rafała na Szosę Kępińską i wziąłem rower od niego, bo to zawsze 2,5 km mniej marszu do mojego domu :) Mimo wszystko obliczyłem że tego dnia przeszedłem 18,4 km na piechtę :D Jakiś mój rekord chyba. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to że przegapiłem przez ten nieudany powrót Finał Ligi Mistrzów :/ Ale Barca rządzi i nie dała szans MAN UTD! Zero zaskoczenia. Jest najlepsza i tyle :)
Dane wycieczki:
Km: | 2.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 18.0 | Podjazdy: | m | Rower: |
Wieczorem - po Opolu, piwku i pizzy...
Piątek, 27 maja 2011
Dzisiaj nie mieliśmy zajęć w szkole albowiem pojechaliśmy na co półroczne wykłady do Opola na Uniwersytet. Nudy po raz kolejny. Po wykładzie z fizyki udaliśmy się na wykład z biologii o rozmnażaniu się wiosennym owadów. Heniu (mój 62-letni nauczyciel z matmy) siedział obok Joli-Doli za mną i Rafałem. Gdyby nie jego fajne uwagi dotyczące tematu wykładanego na auli to bym usnął. Oto dwa ze złotych cytatów: Pani tłumaczy coś o modliszkach. "Partner może tylko zaatakować partnerkę od tyłu, ponieważ gdyby zrobił to od przodu zostałby zjedzony; niektóre samce jednak mylą się i atakują drugie samce..." - - "no taaak..." :D :D Albo po omówieniu kopulacji motylowej Heniu mówi do Dolaty: "hehe...to teraz będzie w domu NA MOTYLA" :D :D Nieziemskie teksty ma ten koleś. Całą wycieczkę na luzie. A my po tym wykładzie z Krystianem poszliśmy na miasto. Uprzednio jednak zjedliśmy w restauracji obiad. Krupnik + makaron z kapustą. Ja tam nie wybrzydzałem choć luksus to nie był. Szybko wszamaliśmy i już lada moment byliśmy w "naszym" sklepie rowerowym. To co zawsze. Wszystko czyli nic. Rundka przez rynek na którym było jakieś święto z niepełnosprawnymi oraz przez PKP. Ogólnie to bardzo dużo ulic padło naszym łupem. Fajnie się chodziło mimo iż potem deszczyk popadał, ale Opole już znamy bardzo dobrze jak na ludzi mieszkających 80 km od niego :) Wróciliśmy do budynku Politechniki, a po rozmowach z Mat-Fizami weszła nasza grupa do budynku. Nawet się o nas nie upominali :) Przeczekaliśmy wejście na sale i jeszcze powędrowaliśmy na Stadion Miejski w Opolu gdzie gra Oderka Opole na co dzień. Potem jeszcze na PKP Opole Wschodnie - okropność :/ Wróciliśmy jeszcze na jakiś jeden wykładzik chyba i już powrót. Znowu podróż koło Pytla...:/ Pogoda była już umiarkowana choć do podróży idealna. Szybko zleciało i już byliśmy w domku. Wybrałem się jeszcze z Rafałem na MEGA CAPRI do Ziółka i popiliśmy sobie to Tyskim. Najadłem się i popiłem trochę. Wróciłem do domu, ale chciałem jeszcze się gdzieś bujnąć. Na mapce widać gdzie byłem. Dodam tylko że jechałem po cywilnemu i nie było różowo..
Dane wycieczki:
Km: | 30.00 | Km teren: | 1.50 | Czas: | 01:20 | km/h: | 22.50 | ||
Pr. maks.: | 54.41 | Temperatura: | 19.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
Budowa formy - odcinek 3.
Środa, 25 maja 2011
Dzisiaj kolejna wycieczka z cyklu - trening. Miałem zamiar odwiedzić ten nieszczęsny Wieruszów. I dałem radę. Tym samym pozostaje mi tylko do zaliczenia Kluczbork i Wieluń, a potem już tylko w Polskę! Przyszedłem ze szkoły i jak zwykle zjadłem obiad, poszperałem po necie, spakowałem się i o 15:40 ruszyłem do Kępna. Osobiście nie lubię dążyć do jak najlepszej średniej podczas wycieczek, ale tym razem było trochę inaczej, przynajmniej na początku ;) Na jednym tchu dojechałem do Kępna ze średnią 30,4 km/h na Crossie!, co w efekcie pozwoliło mi pobić swój osobisty rekord w czasie jazdy do Kępna. Kiedyś kolarzówką, moim starym, małym właśnie CROSSEM :D pojechałem do Kępna w czasie 40 minut, ale to co dzisiaj wyprawiałem na pierwszych 20 km to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Początkowo nie chciałem gonić za średnią, ale skoro w Bralinie miałem taką niezłą prędkość to dokończyłem to dzieło i dojechałem do Kępna w czasie 39:25 min !! Jestem bardzo szczęśliwy chociaż domyślam się że na niektórych użytkownikach BS nie robi to większego wrażenia, ale ja raz jedyny prułem mocniej niż noga dawała tylko po to aby zaliczyć sobie ten własny, malutki rekordzik na lokalnej trasie. Po tym odcinku już jednak średnia pikowała w dół...czego się oczywiście spodziewałem.

Na rynku w Kępnie jak zwykle dużo dziewczyn na ławkach oraz ludzi w ogródkach piwnych. Średnia po wyjeździe z Kępna już wynosiła "tylko" 29,2 km/h.

Do Wieruszowa też się jechało nawet szybko ponieważ pęd samochodów i TIR-ów dodawał trochę do prędkości, a i wiatr dzisiaj wiał w tamtym kierunku. Ale tych TIR-ów zdecydowanie za dużo :/

Podczas wjazdu do Wieruszowa zobaczyłem nowe (chyba) osłony przeciwhałasowe. Wjazd na kostkę brukową i już na PKP.

Podjechałem na PKP. Tragedia. Dobrze że to jeszcze działa w ogóle. W tamtym roku coś jeszcze jeździło, ale teraz to... 2 pociągi na dzień ! Żenada!

Na PKS-ie również nie lepiej - świeci pustkami, a autobusów nie widać za bardzo.

Na rynku cichutko i jak zwykle starzy faceci siedzą na ławkach. Sprawdziłem temperaturę i udałem się w kierunku wschodnim.

Dojechałem niemal do wyjazdu na DK 8. Tam zobaczyłem znak, który pamiętam jeszcze z okresu przedszkola. Zawsze takie coś mnie zmusza do wspomnień i refleksji nad upływającym czasem. A co do trasy to miałem w sumie z wiatrem, małym bo małym, ale zawsze, więc chciałem się puścić choćby do Wielunia, ale z braku czasu nie dałem się przekonać myślom.

Wróciłem się do centrum i podjechałem na drugi dworzec PKP w Wieruszowie. Porażka do sześcianu. Powinni to dawno wyburzyć, ale to łódzkie, więc dam spokój :D

Przejechałem jeszcze raz przez rynek i udałem się za wiaduktem w lewo tam gdzie jeździłem z tatą do firmy jako 7-latek w niemal każdy poniedziałek z rana. Miałem wtedy w szkole na 12 jakoś to też mogłem jechać :) Byłem tam pierwszy raz od chyba jakiś 5 lat. Znowu wspomnienie.

Wydostałem się trochę boczną drogą, ale jednak ku miejscowości Doruchów. Po drodze piękne krajobrazy. Polska wieś, słoneczko, cichutko wokół, fajne widoczki, nowe nieodkryte do tej pory szlaki napawały do miłego humoru na resztę dnia.

Na jednym z rozwidleń spodobała mi się ta oto kapliczka. Zapytałem o drogę i ruszyłem w kierunku drogi wojewódzkiej.

4 km przed Doruchowem ukazał mi się taki znak ze śmieszną dość nazwą :) Nawet nie widziałem wcześniej na mapie że będę coś takiego sobie tutaj mijał.

Z kolei 5 km za Doruchowem mijałem starą linię kolejową Namysłaki - Ostrzeszów, a dokładniej mówiąc wiadukt, który był pięknie udekorowany, ponieważ chyba i na tej wśi będzie przyjmowany obraz Matki Bożej.

Chciałem się wysikać, ale nie było gdzie. Ruszyłem dalej, bo do Ostrzeszowa było zaledwie 6 km.

Jednak te 2 km pokonywało mi się bardzo ciężko. O średnią już nie walczyłem po tym jak wyjechałem z Wieruszowa. Po tych miejskich przechadzkach średnia oscylowała w granicy 26,5 km/h, więc nie było już o co walczyć. Te 2000 m dało mi w kość - niezły podjazd leśny. Wjechałem jednak na wojewódzką drogę z Kalisza i tam obok znaku się w końcu wysikałem. Od razu było lepiej. Jeszcze tylko jedna górka i Ostrzeszów.

Po przejechaniu górki przypomniało mi się że we wrześniu 2010 roku łapałem tu stopa do Sieradza, a wyszło na to że dostałem się aż do samiućkiej Łodzi hej! Mój rekord w "stopie" jak na jeden raz póki co - 125 km ;)

W Ostrzeszowie już się nie kręciłem. Tylko na rynek, zjadałem 4 kanapki i popiłem wodą i w drogę.

Dojechałem do Sycowa już o 20:05 więc szybko. Pobiłem dzisiaj swój mały rekord w czasie jazdy do Kępna no a tak poza tym to mam odhaczone kolejne miasto na mapie tegorocznej. Jeszcze tylko Wieluń i Kluczbork. A teraz odpoczynek. I trenować trzeba, bo forma rośnie. Wyników nie poprawiam, ale robię je z coraz mniejszym zmęczeniem ;)

Syców DOM - Kępno RYNEK© completny
Na rynku w Kępnie jak zwykle dużo dziewczyn na ławkach oraz ludzi w ogródkach piwnych. Średnia po wyjeździe z Kępna już wynosiła "tylko" 29,2 km/h.

gwarne jak zwykle centrum Kępna© completny
Do Wieruszowa też się jechało nawet szybko ponieważ pęd samochodów i TIR-ów dodawał trochę do prędkości, a i wiatr dzisiaj wiał w tamtym kierunku. Ale tych TIR-ów zdecydowanie za dużo :/

TIR-y i TIR-y - w cholere z nimi..!© completny
Podczas wjazdu do Wieruszowa zobaczyłem nowe (chyba) osłony przeciwhałasowe. Wjazd na kostkę brukową i już na PKP.

piękna pogoda w Wieruszowie© completny
Podjechałem na PKP. Tragedia. Dobrze że to jeszcze działa w ogóle. W tamtym roku coś jeszcze jeździło, ale teraz to... 2 pociągi na dzień ! Żenada!

małofunkcjonalny dworzec PKP - Wieruszów© completny
Na PKS-ie również nie lepiej - świeci pustkami, a autobusów nie widać za bardzo.

jakiś taki "łysy" dworzec PKS© completny
Na rynku cichutko i jak zwykle starzy faceci siedzą na ławkach. Sprawdziłem temperaturę i udałem się w kierunku wschodnim.

zarośnięty rynek w Wieruszowie© completny
Dojechałem niemal do wyjazdu na DK 8. Tam zobaczyłem znak, który pamiętam jeszcze z okresu przedszkola. Zawsze takie coś mnie zmusza do wspomnień i refleksji nad upływającym czasem. A co do trasy to miałem w sumie z wiatrem, małym bo małym, ale zawsze, więc chciałem się puścić choćby do Wielunia, ale z braku czasu nie dałem się przekonać myślom.

Wieluń kusił - - Łódź zaczyna ;)© completny
Wróciłem się do centrum i podjechałem na drugi dworzec PKP w Wieruszowie. Porażka do sześcianu. Powinni to dawno wyburzyć, ale to łódzkie, więc dam spokój :D

Najlepszy dworzec PKP jaki w życiu widziałem ;/)© completny
Przejechałem jeszcze raz przez rynek i udałem się za wiaduktem w lewo tam gdzie jeździłem z tatą do firmy jako 7-latek w niemal każdy poniedziałek z rana. Miałem wtedy w szkole na 12 jakoś to też mogłem jechać :) Byłem tam pierwszy raz od chyba jakiś 5 lat. Znowu wspomnienie.

Ile ja się tam najeździłem 10 lat temu w poniedziałki...© completny
Wydostałem się trochę boczną drogą, ale jednak ku miejscowości Doruchów. Po drodze piękne krajobrazy. Polska wieś, słoneczko, cichutko wokół, fajne widoczki, nowe nieodkryte do tej pory szlaki napawały do miłego humoru na resztę dnia.

jakieś boajźliwe gąski© completny
Na jednym z rozwidleń spodobała mi się ta oto kapliczka. Zapytałem o drogę i ruszyłem w kierunku drogi wojewódzkiej.

słonko - wieś - cisza - piękno :)© completny
4 km przed Doruchowem ukazał mi się taki znak ze śmieszną dość nazwą :) Nawet nie widziałem wcześniej na mapie że będę coś takiego sobie tutaj mijał.

18 lat to tak dużo ?? ;D© completny
Z kolei 5 km za Doruchowem mijałem starą linię kolejową Namysłaki - Ostrzeszów, a dokładniej mówiąc wiadukt, który był pięknie udekorowany, ponieważ chyba i na tej wśi będzie przyjmowany obraz Matki Bożej.

widok z przybranego maryjnie wiaduktu kolejowego© completny
Chciałem się wysikać, ale nie było gdzie. Ruszyłem dalej, bo do Ostrzeszowa było zaledwie 6 km.

i płytkie, strome schody tam prowadzące...© completny
Jednak te 2 km pokonywało mi się bardzo ciężko. O średnią już nie walczyłem po tym jak wyjechałem z Wieruszowa. Po tych miejskich przechadzkach średnia oscylowała w granicy 26,5 km/h, więc nie było już o co walczyć. Te 2000 m dało mi w kość - niezły podjazd leśny. Wjechałem jednak na wojewódzką drogę z Kalisza i tam obok znaku się w końcu wysikałem. Od razu było lepiej. Jeszcze tylko jedna górka i Ostrzeszów.

droga wojewódzka do Sycowa© completny
Po przejechaniu górki przypomniało mi się że we wrześniu 2010 roku łapałem tu stopa do Sieradza, a wyszło na to że dostałem się aż do samiućkiej Łodzi hej! Mój rekord w "stopie" jak na jeden raz póki co - 125 km ;)

we wrześniu łapałem tu stopa na Łódź :)© completny
W Ostrzeszowie już się nie kręciłem. Tylko na rynek, zjadałem 4 kanapki i popiłem wodą i w drogę.

Ostrzeszów (ratusz) - opróżnienie wszystkiego żarcia© completny
Dojechałem do Sycowa już o 20:05 więc szybko. Pobiłem dzisiaj swój mały rekord w czasie jazdy do Kępna no a tak poza tym to mam odhaczone kolejne miasto na mapie tegorocznej. Jeszcze tylko Wieluń i Kluczbork. A teraz odpoczynek. I trenować trzeba, bo forma rośnie. Wyników nie poprawiam, ale robię je z coraz mniejszym zmęczeniem ;)
Dane wycieczki:
Km: | 90.50 | Km teren: | 2.15 | Czas: | 03:46 | km/h: | 24.03 | ||
Pr. maks.: | 52.37 | Temperatura: | 20.0 | Podjazdy: | 290m | Rower: | Giant |
Utrapienie sezonu zaliczone
Poniedziałek, 23 maja 2011
Ze szkoły wróciłem tradycyjnie o 14:15. Za godzinkę byłem już gotowy do jazdy. Wybrałem akurat Milicz, bo trapił mnie od początku maja. Nie chce mi się tam jechać, ale że jest w zasięgu moich możliwości to miasto to nie mogłem go odpuścić ;/ Sprawdziłem wiatr i wyszło na to że do Milicza, mając dużo sił, pojadę pod wiatr, a wracając będę miał z wiatrem, o ile jeszcze się utrzyma. Po tak pokaźnym obiadku udałem się na asfalt!

Do Międzyborza nie za szybko i nie za wolno. Nawet się nie zatrzymywałem tylko pomknąłem na Klonów. Po wjechaniu na górkę, a następnie do lasu, skręciłem w prawo do Cieszyna. Droga malownicza, ale nawierzchnia fatalna :/

Za Cieszynem i Konradowem na pewnym zakręcie postanowiłem zrobić sobie przerwę. Nic nie jadłem, tylko popiłem wody troszkę :)

W jakieś wiosce mijałem pewien zakład. Okazało się że jest to Piekarnia - moja ulubiona. Świetne pieczywo robią, zwłaszcza ciemne - POLECAM!

Dojechałem już do Czatkowic i postanowiłem mimo wszystko odbić w prawo na Rudę Milicką i przebić się między jeziorami. Po drodze okropnie dużo muszek i komarów mi wpadało na twarz.

Podjechałem na odwiedzone rok temu jeziorko. Jedno zdjęcie i już było bliziutko miasta - celu.

Po drodze wpadłem na PKP milickie, no bo jakby inaczej? Jak mogę to zawsze staram się odwiedzić dworzec kolejowy choćby z czystej ciekawości.

DOM HANDLOWY "PIAST" - to miejsce też doskonale pamiętam sprzed roku. Fotka i dalej.

Na rynku nawet cicho. Jak w Sycowie, tylko z tą różnicą, ze w Miliczu są ogródki piwne i coś się tam na rynku jednak działo.

Zrobiłem rundkę dookoła skoro już się wybrałem do tego całego Milicza. Raz na rok można zobaczyć co tam jest w tym mieście.

I tutaj zahaczyłem jeszcze o kościół, taki ładny. Jest to po prostu Kościół Łaski.

A to jakiś Urząd Powiatowy czy kto tam by się tym interesował. Jakiś ważny budynek i tyle :D

No i stało się. Milicz zaliczony. Kamień spadł mi z serca. Bałem się dojechać do Milicza, ale powrót to pfff.....:) Już tylko z górki. Ale jednak 47 km - to trochę jest.

A tutaj po wjechaniu na sporawą górkę cyknąłem fotkę oddziałowi PGNiG w Wierzchowicach. To tutaj mój brat jechał z kolegami na MTB z Sycowa jakoś w 2000 roku z powodu wybuchu tego magazynu. Podobno było widać dym aż z odległości 50 km czyli z sycowskiej ulicy Kaliskiej :D Szkoda że tego nie pamiętam :/ eh...

I tak sobie przemierzałem tą drogę wojewódzką i kilometrów mi ubywało...

Będąc jednak między jeziorkami odbiłem w prawo na również rok temu odwiedzony staw z Krychą. Wysikałem się uprzednio zdjąwszy szelki :/ Napiłem się i zjadłem troszkę. Od razu się inaczej jechało.

I jakoś tak nawet szybko mi ta podróż powrotna szła. Miałem chyba z wiaterkiem. Musiałem tylko podjechać pod Nową Wieś Goszczańską, a oprócz tego było ok. Już w Twardogórze. Tam zjadłem resztę kanapek, a ciasta nie dałem rady. No i o 19:45 ruszyłem na Syców.

Ten ostatni odcinek po pokonaniu wzniesienia przed Golą pokonałem błyskawicznie. Zjeżdżając z górki ciągnąłem tempo w granicach "trzydziestki", bo tak się leciutko i zwiewnie jechało. A więc zakończyła się kolejna ciekawa wycieczka. Najważniejsze że już mam z głowy ten Milicz. Lista miast się kurczy - i bardzo dobrze. Tak na szybko po szkole to i tak mi zeszła szybko ta wycieczka. Zmęczenie trochę jest, ale przecież buduję formę, a i 100 km przejechać to też trochę trzeba się poświęcić. Čau!

sowita porcja przed drogą© pape93
Do Międzyborza nie za szybko i nie za wolno. Nawet się nie zatrzymywałem tylko pomknąłem na Klonów. Po wjechaniu na górkę, a następnie do lasu, skręciłem w prawo do Cieszyna. Droga malownicza, ale nawierzchnia fatalna :/

sytuacja w Cieszynie© pape93
Za Cieszynem i Konradowem na pewnym zakręcie postanowiłem zrobić sobie przerwę. Nic nie jadłem, tylko popiłem wody troszkę :)

pierwszy dłuższy odpoczynek na 30 km© pape93
W jakieś wiosce mijałem pewien zakład. Okazało się że jest to Piekarnia - moja ulubiona. Świetne pieczywo robią, zwłaszcza ciemne - POLECAM!

najlepsza produkcja chleba jak dla mnie© pape93
Dojechałem już do Czatkowic i postanowiłem mimo wszystko odbić w prawo na Rudę Milicką i przebić się między jeziorami. Po drodze okropnie dużo muszek i komarów mi wpadało na twarz.

niech będzie w prawo...© pape93
Podjechałem na odwiedzone rok temu jeziorko. Jedno zdjęcie i już było bliziutko miasta - celu.

odświerzenie wspomnień© pape93
Po drodze wpadłem na PKP milickie, no bo jakby inaczej? Jak mogę to zawsze staram się odwiedzić dworzec kolejowy choćby z czystej ciekawości.

PKP - zawsze i wszędzie© pape93
DOM HANDLOWY "PIAST" - to miejsce też doskonale pamiętam sprzed roku. Fotka i dalej.

stary ale jary© pape93
Na rynku nawet cicho. Jak w Sycowie, tylko z tą różnicą, ze w Miliczu są ogródki piwne i coś się tam na rynku jednak działo.

rynek w Miliczu© pape93
Zrobiłem rundkę dookoła skoro już się wybrałem do tego całego Milicza. Raz na rok można zobaczyć co tam jest w tym mieście.

zapraszam biolodzy...© pape93
I tutaj zahaczyłem jeszcze o kościół, taki ładny. Jest to po prostu Kościół Łaski.

niemal wizytówka miasta© pape93
A to jakiś Urząd Powiatowy czy kto tam by się tym interesował. Jakiś ważny budynek i tyle :D

też z ubiegłego roku© pape93
No i stało się. Milicz zaliczony. Kamień spadł mi z serca. Bałem się dojechać do Milicza, ale powrót to pfff.....:) Już tylko z górki. Ale jednak 47 km - to trochę jest.

rzut beretem ;)© pape93
A tutaj po wjechaniu na sporawą górkę cyknąłem fotkę oddziałowi PGNiG w Wierzchowicach. To tutaj mój brat jechał z kolegami na MTB z Sycowa jakoś w 2000 roku z powodu wybuchu tego magazynu. Podobno było widać dym aż z odległości 50 km czyli z sycowskiej ulicy Kaliskiej :D Szkoda że tego nie pamiętam :/ eh...

podziemny magazyn gazu - Wierzchowice© pape93
I tak sobie przemierzałem tą drogę wojewódzką i kilometrów mi ubywało...

coraz bliżej...© pape93
Będąc jednak między jeziorkami odbiłem w prawo na również rok temu odwiedzony staw z Krychą. Wysikałem się uprzednio zdjąwszy szelki :/ Napiłem się i zjadłem troszkę. Od razu się inaczej jechało.

odpoczynek, jedzenie, picie, sikanie ;)© pape93
I jakoś tak nawet szybko mi ta podróż powrotna szła. Miałem chyba z wiaterkiem. Musiałem tylko podjechać pod Nową Wieś Goszczańską, a oprócz tego było ok. Już w Twardogórze. Tam zjadłem resztę kanapek, a ciasta nie dałem rady. No i o 19:45 ruszyłem na Syców.

Twardogóra - nowe rondo w użyciu© pape93
Ten ostatni odcinek po pokonaniu wzniesienia przed Golą pokonałem błyskawicznie. Zjeżdżając z górki ciągnąłem tempo w granicach "trzydziestki", bo tak się leciutko i zwiewnie jechało. A więc zakończyła się kolejna ciekawa wycieczka. Najważniejsze że już mam z głowy ten Milicz. Lista miast się kurczy - i bardzo dobrze. Tak na szybko po szkole to i tak mi zeszła szybko ta wycieczka. Zmęczenie trochę jest, ale przecież buduję formę, a i 100 km przejechać to też trochę trzeba się poświęcić. Čau!
Dane wycieczki:
Km: | 106.21 | Km teren: | 4.30 | Czas: | 04:19 | km/h: | 24.60 | ||
Pr. maks.: | 45.75 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | 320m | Rower: | Giant |
Po Kościele
Niedziela, 22 maja 2011
Byliśmy dzisiaj z Rafałem na 18 w Kościele św.Piotra i Pawła, a następnie po modleniu się "za trudne sprawy", poszliśmy zerknąć co tam jeszcze słychać na tych przereklamowanych Dniach Sycowa. Niedziela, a więc już konkretny piknik. Same rodziny. Zawinęliśmy do mnie. Jeszcze tylko po oranżadce w "32" i odwiozłem Rafała do domu. Trochę pogadaliśmy o zbliżającym się wkrótce ognisku klasowym z gimnazjum. Następnie udałem się jeszcze do Locika w stroju cywilnym tj. bez pampersa ;) Oddałem mu płytkę z grą zastępczą Calla. Pogadaliśmy i zmywałem się do domu. Taka mała rundka. Wiele już takich zrobiłem ostatnio.
Dane wycieczki:
Km: | 14.89 | Km teren: | 0.20 | Czas: | 00:40 | km/h: | 22.34 | ||
Pr. maks.: | 44.48 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | 60m | Rower: | Giant |
Groźny wypadek za Bierutowem!
Sobota, 21 maja 2011
Dzisiaj specjalnie wstałem szybko tj. o 9 rano, żeby dotrzeć na mecz piłkarskiej młodzieżówki z Sycowa, która grała w Smolnej. Wyjechałem o 9:30. Miałem do pokonania jakieś 30-35 km. Zdecydowałem się jechać główną drogą do Cieśli, ponieważ niejednokrotnie jadąc tędy autem czy też autobusem, widziałem że pobocze jest dość szerokie i wielkiego problemu z przejechaniem tego odcinka nie powinno być. I nie było. Do Cieśli dotarłem dość szybko bez przygód. Oczywiście debili na drogach nie brakuje, ale dzisiaj miałem spokój.

To jest wypadek, którego skutki widziałem "na żywo" po kilku godzinach od zdarzenia, ale o nim trochę później.
WYPADEK - TVN24.PL
W Cieślach odbiłem w lewo na Wyszogród. Po drodze zobaczyłem już chyba ostatnie jeszcze przeze mnie nie widziane PKP na trasie Kępno-Syców. Pamiątkowa fotka musi więc być!

A oto mój rower nieopodal tejże stacji.

Będąc za 5 minut jedenastej przed znakiem Smolna przebrałem koszulkę z kolarskiej na bawełnianą dla lepszego komfortu. Podjechałem do "centrum" miejscowości i spytałem o boisko. Na meczu pojawiłem się więc jakoś w 7 minucie. Dużo chłopaków kiwnęło mi "cześć" z lekkim nie dowierzaniem co ja tu robię :D Jasiu, który po wczorajszym powinien być najbardziej skacowany, spytał ile mi kilometrów wyszło ;) Pierwsza połowa bardziej wyrównana choć nasi i tak wygrali. A tak w międzyczasie muszę przyznać że było bardzo parno na dworze. Mimo iż siedziałem tylko to cały byłem spocony :/ Ale to miało swoje odzwierciedlenie w przerwie. Podjechałem na te 15 minut do sklepu, a tutaj tak się rozpadało, że szok. Ulewa przez 20 minut. Znowu byłem spóźniony na II połowę. Podjechałem tym razem na drugą stronę boiska do Hanyża. Ten człowiek jest nieziemski. Na WFie co innego, na meczu co innego. Jego "ja pier*ole KOWAL!" na cały stadion mnie zniszczyło. A gdy Kocina strzelił gola na 4:0 to mój nauczyciel rzucił się na boisko na tzw. jaskółkę :D :D Co za typ! Będę ten mecz pamiętać na długo. Już nie gram w Pogoni, ale właśnie juniorzy z Sycowa tą wygraną zapewnili sobie awans do OKRĘGÓWKI!!! BRAWO! Kocina-2 gole , Gała-1 , Karol-3 ! Odkupił winy za poprzednio zmarnowanego karniaka :) Odpocząłem i ruszałem dalej...



Jadąc w Sokolnikach mijali mnie piłkarze Pogoni w busiku, machając mi ochoczo. Mimo iż jechałem 30 km/h to ich kierowca dał w palnik i nie mogłem z nim rywalizować :)

Dojechałem na rynek Bierutowa. Zjadłem, popiłem i już mi było lepiej. Kolejne miasto zaliczone w tym roku.

A w centrum ten oto znajomy mi już ciekawy znak - kierunkowskaz :)

Wyjeżdżając z Bierutowa w kierunku Namysłowa nie byłem w stanie przypuścić co mnie czeka na trasie. Przed Wilkowem widzę policjanta na środku. Mówi mi: "poradzi Pan sobie tam?" - "jasne!". Zjeżdżam z górki, a tam widzę że jakiś wypadek. Ale zaraz widzę TVN 24, TVP i 3 dziennikarzy. Myślę sobie: musiało być coś grubego. Patrzę a tam bus staranowany :/ Węgierskie dzieci jechały na wymianę. 13 osób rannych. Dzięki Bogu nikt nie zginął. Kazali mi przejść bokiem jezdni nie dotykając nic na odcinku 500 m. Wyszedłem już za TIRa, a policjant z wielkimi pretensjami kto mnie tu przepuścił. Ja mówię że wszyscy kazali mi iść bokiem. Jeszcze by mnie zamknął za zacieranie śladów albo Bóg wie co innego. Nieporozumienie i tyle :) Przejechałem Wilków i fajnie mi się jechało z wiaterkiem aż do Namysłowa. Tutaj remont aż wrze.

Nawet na rynku nie usiadłem tylko podjechałem do parczku na południe miasta coby się odlać i zjeść w cieniu i spokoju :) Zadzwoniłem do mamy powiedzieć o wypadku. Powiedziała mi że już w telewizji jest relacja. 30 minut i jechałem dalej. Wiatr robił się powoli boczny.

W Rychtalu cichutko...jak w Czechach o tej porze. Wszyscy zamiast na słoneczku to pochowani w domu. Nikogo oprócz dzieci nie widziałem praktycznie. Tylko ten Pan czyścił przycisk dzwonka szmatką :D

Ledwo wyjechałem za Rychtal, a tu mnie chmura naszła. Było mi tak gorąco że miałem "gdzieś" czy pada czy nie! Przez 5 km jechałem w deszczu a nawet gradzie! Jechałem wraz z chmurą na Mroczeń. Dopiero po 15 minutach odpuściła. Ręce i nogi całe mi się świeciły, bo tak mi zmokły. Ale zaraz wyjechałem z lasu, wiaterek zawiał, słoneczko przygrzało i już praktycznie w Mroczeniu byłem suchy. Ale potężnie fajnie się jechało w deszczu. Jeden z najlepszych odcinków w tym sezonie na rowerze :)

Jednak za Mroczeniem było tylko gorzej. Słonko piekło coraz bardziej, wiatr zrobił się przedni, a i nogi mi zemdlały! :/ Po takiej długiej przerwie tj. 2 tygodnie bez roweru, przejechawszy 80-90 km nogi już nie chciały pracować. Dojechałem jednak do Kępna i tam prosto nad fontannę. Dziewczyn na rynku jak zwykle dużo, ale woda mimo iż trochę zabrudzona to przyćmiła resztę. Wszystko zmoczyłem z gorąca. Wysuszyłem i trzeba było się zbierać ponieważ była już 17:15, a ja się umówiłem z chłopakami na Dni Sycowa.


Trasa mi nie "wchodziła". Znam na pamięć tą drogę, ale nogi mi siadły zupełnie :/ Po drodze mijało mnie trochę samochodów z rowerami na dachach. Jakby tak zliczyć to byłoby ze 40 rowerków. Wszyscy wracali zapewne z Maratonu w Wieluniu. Jeszcze mieli numery startowe.

Dojechałem do domku. Zjadłem, wykąpałem się i już ruszyłem po gorączkę sobotniej nocy. Zapowiadało się super. A co do wycieczki to była bardzo udana. Jedna z lepszych na razie. Gdyby tylko mi nogi pod koniec nie odmawiały współpracy to byłoby ekstra. Jednak przerwa jaką sobie zrobiłem od roweru przez 2 tygodnie dała o sobie znać. Ale to tylko sygnał dla mnie że muszę odbudować szybko formę! Čau!

Wypadek busa z węgierskimi dziećmi© pape93
To jest wypadek, którego skutki widziałem "na żywo" po kilku godzinach od zdarzenia, ale o nim trochę później.
WYPADEK - TVN24.PL
W Cieślach odbiłem w lewo na Wyszogród. Po drodze zobaczyłem już chyba ostatnie jeszcze przeze mnie nie widziane PKP na trasie Kępno-Syców. Pamiątkowa fotka musi więc być!

PKP Cieśle© pape93
A oto mój rower nieopodal tejże stacji.

dawno nie uwieczniany GIANT© pape93
Będąc za 5 minut jedenastej przed znakiem Smolna przebrałem koszulkę z kolarskiej na bawełnianą dla lepszego komfortu. Podjechałem do "centrum" miejscowości i spytałem o boisko. Na meczu pojawiłem się więc jakoś w 7 minucie. Dużo chłopaków kiwnęło mi "cześć" z lekkim nie dowierzaniem co ja tu robię :D Jasiu, który po wczorajszym powinien być najbardziej skacowany, spytał ile mi kilometrów wyszło ;) Pierwsza połowa bardziej wyrównana choć nasi i tak wygrali. A tak w międzyczasie muszę przyznać że było bardzo parno na dworze. Mimo iż siedziałem tylko to cały byłem spocony :/ Ale to miało swoje odzwierciedlenie w przerwie. Podjechałem na te 15 minut do sklepu, a tutaj tak się rozpadało, że szok. Ulewa przez 20 minut. Znowu byłem spóźniony na II połowę. Podjechałem tym razem na drugą stronę boiska do Hanyża. Ten człowiek jest nieziemski. Na WFie co innego, na meczu co innego. Jego "ja pier*ole KOWAL!" na cały stadion mnie zniszczyło. A gdy Kocina strzelił gola na 4:0 to mój nauczyciel rzucił się na boisko na tzw. jaskółkę :D :D Co za typ! Będę ten mecz pamiętać na długo. Już nie gram w Pogoni, ale właśnie juniorzy z Sycowa tą wygraną zapewnili sobie awans do OKRĘGÓWKI!!! BRAWO! Kocina-2 gole , Gała-1 , Karol-3 ! Odkupił winy za poprzednio zmarnowanego karniaka :) Odpocząłem i ruszałem dalej...

Smolna 2:6 Syców© pape93

przerwa pod sklepem spożywczym© pape93

tam też zastała mnie ogromna ulewa© pape93
Jadąc w Sokolnikach mijali mnie piłkarze Pogoni w busiku, machając mi ochoczo. Mimo iż jechałem 30 km/h to ich kierowca dał w palnik i nie mogłem z nim rywalizować :)

Bierutów - uzupełnienie płynów© pape93
Dojechałem na rynek Bierutowa. Zjadłem, popiłem i już mi było lepiej. Kolejne miasto zaliczone w tym roku.

nowocześnie wyglądający budynek w centrum© pape93
A w centrum ten oto znajomy mi już ciekawy znak - kierunkowskaz :)

Bierutów stawia na uciekanie z miasta ;)© pape93
Wyjeżdżając z Bierutowa w kierunku Namysłowa nie byłem w stanie przypuścić co mnie czeka na trasie. Przed Wilkowem widzę policjanta na środku. Mówi mi: "poradzi Pan sobie tam?" - "jasne!". Zjeżdżam z górki, a tam widzę że jakiś wypadek. Ale zaraz widzę TVN 24, TVP i 3 dziennikarzy. Myślę sobie: musiało być coś grubego. Patrzę a tam bus staranowany :/ Węgierskie dzieci jechały na wymianę. 13 osób rannych. Dzięki Bogu nikt nie zginął. Kazali mi przejść bokiem jezdni nie dotykając nic na odcinku 500 m. Wyszedłem już za TIRa, a policjant z wielkimi pretensjami kto mnie tu przepuścił. Ja mówię że wszyscy kazali mi iść bokiem. Jeszcze by mnie zamknął za zacieranie śladów albo Bóg wie co innego. Nieporozumienie i tyle :) Przejechałem Wilków i fajnie mi się jechało z wiaterkiem aż do Namysłowa. Tutaj remont aż wrze.

Namysłów - spaprana robota© pape93
Nawet na rynku nie usiadłem tylko podjechałem do parczku na południe miasta coby się odlać i zjeść w cieniu i spokoju :) Zadzwoniłem do mamy powiedzieć o wypadku. Powiedziała mi że już w telewizji jest relacja. 30 minut i jechałem dalej. Wiatr robił się powoli boczny.

piękna droga na Rychtal© pape93
W Rychtalu cichutko...jak w Czechach o tej porze. Wszyscy zamiast na słoneczku to pochowani w domu. Nikogo oprócz dzieci nie widziałem praktycznie. Tylko ten Pan czyścił przycisk dzwonka szmatką :D

sobotnie popołudnie w Rychtalu© pape93
Ledwo wyjechałem za Rychtal, a tu mnie chmura naszła. Było mi tak gorąco że miałem "gdzieś" czy pada czy nie! Przez 5 km jechałem w deszczu a nawet gradzie! Jechałem wraz z chmurą na Mroczeń. Dopiero po 15 minutach odpuściła. Ręce i nogi całe mi się świeciły, bo tak mi zmokły. Ale zaraz wyjechałem z lasu, wiaterek zawiał, słoneczko przygrzało i już praktycznie w Mroczeniu byłem suchy. Ale potężnie fajnie się jechało w deszczu. Jeden z najlepszych odcinków w tym sezonie na rowerze :)

podejście pod Mroczeń© pape93
Jednak za Mroczeniem było tylko gorzej. Słonko piekło coraz bardziej, wiatr zrobił się przedni, a i nogi mi zemdlały! :/ Po takiej długiej przerwie tj. 2 tygodnie bez roweru, przejechawszy 80-90 km nogi już nie chciały pracować. Dojechałem jednak do Kępna i tam prosto nad fontannę. Dziewczyn na rynku jak zwykle dużo, ale woda mimo iż trochę zabrudzona to przyćmiła resztę. Wszystko zmoczyłem z gorąca. Wysuszyłem i trzeba było się zbierać ponieważ była już 17:15, a ja się umówiłem z chłopakami na Dni Sycowa.

Oaza chłodu w Kępnie© pape93

Ratusz© pape93
Trasa mi nie "wchodziła". Znam na pamięć tą drogę, ale nogi mi siadły zupełnie :/ Po drodze mijało mnie trochę samochodów z rowerami na dachach. Jakby tak zliczyć to byłoby ze 40 rowerków. Wszyscy wracali zapewne z Maratonu w Wieluniu. Jeszcze mieli numery startowe.

ostatnie 3 km© pape93
Dojechałem do domku. Zjadłem, wykąpałem się i już ruszyłem po gorączkę sobotniej nocy. Zapowiadało się super. A co do wycieczki to była bardzo udana. Jedna z lepszych na razie. Gdyby tylko mi nogi pod koniec nie odmawiały współpracy to byłoby ekstra. Jednak przerwa jaką sobie zrobiłem od roweru przez 2 tygodnie dała o sobie znać. Ale to tylko sygnał dla mnie że muszę odbudować szybko formę! Čau!
Dane wycieczki:
Km: | 115.54 | Km teren: | 2.10 | Czas: | 04:52 | km/h: | 23.74 | ||
Pr. maks.: | 38.86 | Temperatura: | 27.0 | Podjazdy: | 220m | Rower: | Giant |
71 kg !
Czwartek, 19 maja 2011
Po przyjściu ze szkoły usiadłem na chwilę na kompa. Sprawdziłem adresy wysyłek i wziąłem się za pakowanie rzeczy sprzedanych na allegro. Podjechał jeszcze do mnie Krycha. Pokazałem mu okulary, a on mi kask. Zdecydowałem się aby mi go wziął u Krajka, ponieważ za chwil kilka ruszał do Wrocka. Dałem mu kasę, a sam udałem się na pocztę. Wziąłem koperty i szybko do domu. Spakowałem wszystko włącznie z kierownicą i porozwoziłem gdzie trzeba. Wcześniej będąc w domu dostałem po jednym dniu okulary zamówione aż z Koszalina :)

Będąc już w domu wziąłem się po obiedzie za Kellysa, który idzie na sprzedaż. Rozkręciłem go na MTB, aby zrobić zdjęcie drugiej wersji plus dodatków. Szkoda się go pozbywać, bo jest to niezły sprzęt, ale jeśli pieniądze za niego mają coś wnieść do nowego zakupu to czemu nie :) Dzisiaj już nie przesiedziałem chociaż całego popołudnia przed kompem a coś zrobiłem. Już jest postęp. Jutro już bym normalnie się gdzieś bujnął na bike'u, ale DNI SYCOWA się zaczynają więc bardziej będzie picie niż jazda rowerem. Póki co zauważyłem że ważę aż 71 kg! Od początku tej dekady ważyłem 69 kg, aż tu po Majówce widzę że podskoczyła mi o 2 kg więcej. Po 2 dniach znowu spadła do 69 kg więc myślałem że to tylko tak jak zawsze. Często miałem takie wahania wagi po jakiś większych tripach. Jednak teraz od 10 dni utrzymuje się mi waga na poziomie 71 kg. Czyli już wahań nie ma ;) Bardzo chciałem przeskoczyć te 7 dyszek, bo to zawsze inaczej wygląda. I niech mi tu ktoś wytłumaczy jak to jest z tą wagą, że przez pół roku starałem się przytyć choćby kilogram i nic, a tu nagle bez większych zmian w diecie utyło mi się do 71 kg? Ale po głębszym namyśle doszedłem do wniosku że jednak jakby nie patrzeć to nie jeździłem na rowerze przez prawie 2 tygodnie! Ale od nowego tygodnia już ruszę dupę z fotela i może znowu mi wróci do pierwotnego stanu. Chociaż mogłaby zostać ta moja waga teraźniejsza :)

Okulary FISCHER FS-16© pape93
Będąc już w domu wziąłem się po obiedzie za Kellysa, który idzie na sprzedaż. Rozkręciłem go na MTB, aby zrobić zdjęcie drugiej wersji plus dodatków. Szkoda się go pozbywać, bo jest to niezły sprzęt, ale jeśli pieniądze za niego mają coś wnieść do nowego zakupu to czemu nie :) Dzisiaj już nie przesiedziałem chociaż całego popołudnia przed kompem a coś zrobiłem. Już jest postęp. Jutro już bym normalnie się gdzieś bujnął na bike'u, ale DNI SYCOWA się zaczynają więc bardziej będzie picie niż jazda rowerem. Póki co zauważyłem że ważę aż 71 kg! Od początku tej dekady ważyłem 69 kg, aż tu po Majówce widzę że podskoczyła mi o 2 kg więcej. Po 2 dniach znowu spadła do 69 kg więc myślałem że to tylko tak jak zawsze. Często miałem takie wahania wagi po jakiś większych tripach. Jednak teraz od 10 dni utrzymuje się mi waga na poziomie 71 kg. Czyli już wahań nie ma ;) Bardzo chciałem przeskoczyć te 7 dyszek, bo to zawsze inaczej wygląda. I niech mi tu ktoś wytłumaczy jak to jest z tą wagą, że przez pół roku starałem się przytyć choćby kilogram i nic, a tu nagle bez większych zmian w diecie utyło mi się do 71 kg? Ale po głębszym namyśle doszedłem do wniosku że jednak jakby nie patrzeć to nie jeździłem na rowerze przez prawie 2 tygodnie! Ale od nowego tygodnia już ruszę dupę z fotela i może znowu mi wróci do pierwotnego stanu. Chociaż mogłaby zostać ta moja waga teraźniejsza :)
Dane wycieczki:
Km: | 5.10 | Km teren: | 1.20 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | m | Rower: |