<" BORDER=10 HEIGHT=249 WIDTH=1025 ALIGN=ABSCENTER>


Informacje

2025: button stats bikestats.pl 2024: button stats bikestats.pl 2023: button stats bikestats.pl 2022: button stats bikestats.pl 2021: button stats bikestats.pl 2020: button stats bikestats.pl 2019: button stats bikestats.pl 2018: button stats bikestats.pl 2017: button stats bikestats.pl 2016: button stats bikestats.pl 2015: button stats bikestats.pl 2014: button stats bikestats.pl 2013: button stats bikestats.pl 2012: button stats bikestats.pl 2011: button stats bikestats.pl

Szukaj

Personal Best

Maksymalny dystans

222 km
Tomaszów Maz. 20-07-2012

26-07-2011Ujazd(208 km)

02-05-2011Nysa(183 km)

17-06-2010Jelcz(135 km)

01-08-2009Odolanów(112 km)


Maksymalna prędkość

77,7 km/h
Borek Stary 16-04-2023


Maksymalna wysokość

2802 m.n.p.m.
la Bonette 1-08-2014


Najwięcej w miesiącu

3140 km
sierpień 2014


Dystanse roczne

2024 rok 474 km

2023 rok 1912 km

2022 rok 939 km

2021 rok 1573 km

2020 rok 1510 km

2019 rok 1015 km

2018 rok 1012 km

2017 rok 2250 km

2016 rok 2000 km

2015 rok 2030 km

2014 rok 6900 km

2013 rok 4110 km

2012 rok 7500 km

2011 rok 5600 km

2010 rok 2700 km

2009 rok 1000 km


Wyprawy







zaliczone gminy button stats bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:334.03 km (w terenie 5.00 km; 1.50%)
Czas w ruchu:14:46
Średnia prędkość:21.98 km/h
Maksymalna prędkość:54.41 km/h
Suma podjazdów:1120 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:23.86 km i 1h 20m
Więcej statystyk

GIANT ląduje na serwis...


Poniedziałek, 28 listopada 2011


Dzisiaj jedynie zawiozłem GIANTa do Bogdana na Nowy Dwór. Wczoraj skończył sezon i musi przejść przegląd zimowy. Trzymałem go za mostek, a jechałem rowerem ojcowym. Z powrotem przez Rynek i zajrzałem do mamy na chwilkę :) Cau!


Dane wycieczki:
Km:5.70Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura:4.0 Podjazdy:mRower:

Zakończenie sezonu GIANTem !


Niedziela, 27 listopada 2011


Dzisiaj wstałem po godzinie 11. Początkowo nie chciało mi się jechać nigdzie. Zjadłem jednak ten porządny obiad i na siłę się ubrałem. Zaraz zrobiło mi się gorąco i chcąc - nie chcąc, zszedłem na dół po rower. Spakowany w sakwę na kierownicę ruszyłem w kierunku Twardej Hory ;) Miałem za cel dobić po dzisiejszej wycieczce do 5500 km w rocznym rozrachunku, a przy tym ostatni raz w 2011 roku przejechać się do Międzyborza i Twardogóry. Zacząłem dość nieźle, jadąc pod przednio-boczny wiatr w kierunku Kraszowa. Za Komorowem trochę pomagał mi las w schowaniu się przed niekorzystnym kierunkiem fal powietrza, ale miałem lekko pod górkę. O dziwo do Międzyborza zajechałem ze średnią 24 z groszami. Przy tych warunkach to na prawdę niezły wynik był. Zatrzymałem się na chwilkę w Rynku i już po 2 minutach dalej na Klonów. Ruszyłem i już miałem mijać za 1 km przejazd kolejowy, ale zamknęły się szlabany, a mi się jakoś nie spieszyło żeby ominąć okazję zobaczenia składu. Okazało się że jechał pociąg towarowy LOTOSa. Dojechałem do Klonowa. Wiatr zaciągał coraz mocniej na otwartym terenie, a więc lekko nie było. W lesie zauważyłem, że dużo osób z psami idzie drogę w kamizelkach jakby czegoś szukali. Myślałem nawet przez chwilę, że kogoś zamordowano i przeszukują lasy w celu znalezienia zwłok, ale za chwilę już miałem pełen przegląd sytuacji. Okazało się że byli to młodzi adepci myślistwa. Fajne mieli pieski, które wytresowane nawet na mnie nie szczekały :) Pojechałem dalej. Nic ciekawego po drodze mnie nie spotkało aż do skrzyżowania w Królewskiej Woli, ale ten odcinek dał mi w kość. Jechałem coś około 21 km/h, ale z jakim wysiłkiem mi to przychodziło. Wiatr mnie ładnie wytarmosił. Na krzyżówce chwilowy postój i mimo pewnych chęci zawrócenia już do Sycowa, pojechałem w prawo tak jak wcześniej sobie zaplanowałem. Do Goszcza jeszcze wiało dość mocno, ale bardziej boczny był ten wiaterek. Za to jak już zmierzałem ku Twardogórze to niestety dostałem podmuch w twarz i te 3 km jechałem 17 km/h :/ Dojechałem do ronda i zaraz na Rynek. Kupiłem Kubusia i Sznikersa w moim favourite shop i za 10 minut wracałem do Sycowa, bo już była godzina 15, a o 16 robiło się ciemno :P

Tutaj już było pięknie. Wiatr wraz ze zmianą kierunku jazdy zrobił się tylno-boczny! Ale zanim wyjechałem z Twardogóry to zauważyłem, że ich park przebiegający równolegle do Centrum miasta również został ładnie przyrządzony i wygląda przynajmniej tak ładnie co nasz - sycowski. Może nie tyle to jest park co ładne ścieżki pośród drzew. Nie mniej jednak ładnie to u nich wygląda. To tylko potwierdza, że mają świetnego burmistrza. U nas park to sprawa pierwszorzędna, a tam normalna rewitalizacja czegoś. Jaki gospodarz, takie gospodarstwo :/ Ale nie ważne. Dojechałem do Chełstówka. Pasło się tam 5 koników, na tyle ładnych, że zatrzymałem się, aby zrobić im foto. Zjechałem sobie z fajnych zjazdów w Goli, ale bez rewelacji i tak niezłym tempem dotarłem do Działoszy, gdzie po prawej stronie zauważyłem wieżę nadawczą. Mikstat to to nie jest, bo 2 razy "chudsza" i jakieś 80 m niższa, ale i tak fajna. Ciekawe czy już tutaj zostanie. Tak poza tym to już w Zawadzie zauważyłem, że.. ruszyła tam, a właściwie już jest w stadium zaawansowanym Budowa S8! No, no - tutaj się zdziwiłem. Ale nie powinienem, bo skoro już z Wrocławia do Oleśnicy prawie zrobili, a na obwodnicy Sycowa działają już prawie rok to jasne jest, że między Sycowem, a Oleśnicą prace też muszą trwać :) Bardzo dobrze. Już wkrótce do Wrocławia pojedziemy w 30 minut. Dobre tempo sprawiło, że w Sycowie pojawiłem się nawet przed czasem, a więc na ulicy Kolejowej skręciłem w lewo i przez NETTO dotarłem do Parku. Teraz na spokojnie i za widoku mogłem przejechać się po nowych ścieżkach :) Fajnie to wygląda, ale za starym parkiem zawsze będę tęsknił ;( Potem wróciłem do domu przez udekorowany już sycowski rynek...

Tak więc 5500 km zrobione! Zakładałem, że sezon 2011 ma przynieść 5000 km i założony cel osiągnąłem, choć w trakcie roku miałem chrapkę na 7000 km, ale jak się w sierpniu pracowało i przejechało zaledwie 350 km to o czym tutaj mówić :/, że już nie wspomnę o lipcu, gdzie co prawda wyszło mi ostatecznie 1093 km, ale 2 tygodnie przed Bałtykiem nie jeździłem, aby rzekomo "zbierać" siły. Jakbym tak pozbierał do kupy te opuszczone momenty w sezonie to na prawdę można by ładnie wyśrubować aktualne osiągnięcie :/ Grunt że chociaż teraz mi końcówka sezonu na Giancie wyszła jak chciałem i zaliczyłem Kępno, Ostrza i Twardą w listopadzie, który na pozór okazał się bardzo dobrym miesiącem :) I tym akcentem kończę relację. Pora się pożegnać z Czarnym Bajkiem i odświeżyć Kellysa w grudniu! Cau!

Międzybórz - pochyły rynek © pape93


Klonów - zjazd leśniczych i myśliwych © pape93


jak najbardziej w prawo :P © pape93


po drodze w Goszczu... © pape93


Twardogóra - Witamy Rok 2012 ! © pape93


Konie w Chełstowie... © pape93


Czyżby drugi Mikstat w Działoszy? ;) © pape93


Park w Sycowie - nowe ścieżki... © pape93


Park w Sycowie - nowy plac zabaw © pape93


Przystrojony świątecznie rynek w Sycowie... © pape93



Dane wycieczki:
Km:56.38Km teren:0.80 Czas:02:32km/h:22.26
Pr. maks.:52.37Temperatura:7.0 Podjazdy:240mRower:Giant

sobotni, niemiecki Listopad ^


Sobota, 26 listopada 2011


Dzisiaj na spokojnie. Wstałem po 12 godzinach snu, bo nigdzie mi się nie spieszyło zbytnio. Zjadłem od razu winogrono, a za chwilę obiad. Widziałem, że pogoda nie jest dzisiaj piękna - wręcz powiedziałbym, że taka niemiecka, wyrachowana :P Listopad, nie za ciepło, szaro jak nigdy i wiatr do tego. Pomijając jednak te okoliczności postanowiłem się mimo wszystko dotlenić. Szybkim tempem podjechałem pod Słupię. Tam z górki przekroczyłem 50 km/h na liczniku i zaraz skręcałem w prawo na Perzów. Póki co miałem z wiatrem, ale do Perzowa już było nieco pod wiatr :/ Zajrzałem tylko na stacyjkę PKP. Jak ktoś zakosi kiedyś ten znak to wiedzcie, że ja będę najbardziej podejrzany ;) Następnie nie zajrzawszy na Orlika puściłem się w drogę powrotną. Do Miechowa miałem pod wiatr i zobaczyłem autobus na krzyżówce. Próbowałem się za nim zaczepić, ale po 50 metrach przyspieszył do 60 km/h, a ja wysiadłem na 42 :/ No i tak te 3 km jechałem wyłożony aerodynamicznie na kierownicy. Przed Kozą Wielką skręciłem w prawo na Gęsią Górkę. Chciałem zobaczyć z bliska ten komin dawnej gorzelni. Jest całkiem pokaźny. Podjechałem kawałek pod niego, ale dalej już nie, bo psy na wolności latały zewsząd i nie chciało mi się uciekać. Ostatni raz byłem tutaj 3 lata temu jak jeszcze nie interesowałem się tak mocno lokalną koleją. Okazuje się, że ów komin leży praktycznie tuż przy torowisku na trasie Syców-Kępno :) Fajny musiał być widok z pociągu specjalnego...Teraz wróciłem do drogi głównej i już do Sycowa. Skręciłem na Pawłówek. Na Orliku jakieś dzieciaki haratały gałę, a ja jeszcze luknąłem co tam w parku piszczy. Dużo zmian, bo i też dawno nie byłem. Po primo to założyli nowe latarnie, napuścili wody do I stawu i na placu zabaw stoją już nowe huśtawki, ale to nie wszystko. Podjechałem pod Pergolę, a tam nowa dróżka w poprzek parku. Co prawda drewniana, ale jaka długa. Przejechałem tak chyba 1 km wokół placu, gdzie były kiedyś kempingi :) Potem już do domu. Cau!

PKP w rozsypce... © pape93


w Miechowie... © pape93


Gęsia Górka - komin dawnej gorzelni tuż przy torach © pape93


świeżo oddane do użytku ścieżki w parku :) © pape93






A na koniec dnia postanowiłem rozwiązać próbną maturę, której nie pisałem w piątek z podstawy Geografii. Krycha mówił że łatwa. Moje rozszerzenie już nie koniecznie, ale sprawdziłem czego się można spodziewać i oto wyniki:

GEOGRAFIA
podstawa - 84 %
rozszerzenie - max 63 %
.

Dane wycieczki:
Km:21.24Km teren:1.60 Czas:01:02km/h:20.55
Pr. maks.:52.37Temperatura:5.0 Podjazdy: 60mRower:Giant

Słońce, dobre rytmy i pagórki...


Piątek, 25 listopada 2011


We wtorek matura z matmy, wczoraj z niemca, a dzisiaj z geografii. Skończyłem po 1,5 godzinie, a mogłem jeszcze siedzieć jedną, ale nie najlepiej się czułem i nawet nie mogłem się porządnie wysmarkać, mając ogromny katar. Z tego dyskomfortu robiłem wszystko po kolei jak leci. 1/3 zrobiłem w skupieniu. Potem już nawet nie myślałem nad odpowiedziami :/ Byle się wysmarkać :P Myślę, że pomimo tych przeszkód 50 % powinno być na lajcie z rozszerzenia, bo inaczej będę zmartwiony...Pewnie jeszcze na dodatek Kaniowa się nie rozczyta jak zwykle w moim piśmie, ale to już nie moja broszka.

Wbiłem na chwilę na kompa, zjadłem ogórkową zupę, a po chwili Ryż z budyniem! Miodzicho :) Po takiej dawce nic tylko się ubierać i na rowerek :) Dzisiaj postanowiłem pożegnać Wzgórza Ostrzeszowskie, czyli ostatni w 2011 roku wypad do Ostrza. Ubrałem się identycznie jak 3 dni temu do Kępna tylko że wtedy były 3, może 4 stopnie a teraz już 6 stopni. Było mi nieco za gorąco. Wiedziałem że wiatr jest północny i będzie mi sprzyjał w pierwszej części wycieczki, ale nie przypuszczałem, że będzie się tak przyjemnie jechało. I akurat wcale to nie była zasługa korzystnego wiatru lecz pięknego Słoneczka i temperatury. Trochę się spociłem, ale za to policzki nie marzły i nie musiałem tworzyć prowizorycznej kominiarki :P Dojechałem do Mąkoszyc i tam tradycyjnie odbiłem w prawo na Marcinki. Lekko nie było, bo pod górkę trza było drałować. Dobiłem w okolice Krzyża, ale nawet nie stawałem. Teraz najprzyjemniejszy moment. Stromy zjazd do Parzynowa, gdzie można rozwinąć prędkość do 60 km/h. Ja tym razem spocząłem na 50-ciu. W Parzynowie jeszcze mała górka i długiiii zjazd do Olszyny. Tam jeszcze jedna górka i znowu w dół prosto do miasta. Po 1 godzinie dotarłem do Ostrzeszowa, a podróż minęła mi nad wyraz szybko, gdyż nie zatrzymałem się ani razu, ale również dlatego, że zabrałem ze sobą MP3, na którym słuchałem całą drogę Radia RMF FM. Oprócz tego ciągle myślałem co tam z Wilkami :/

W Ostrzeszowie zajechałem na jednym tchu na PKP jakąś dziwną drogą okrężną. Tam spytałem się tylko Pani w okienku ile kosztuje bilet TLK do Szczecina. Zaledwie 35 zł z groszami :) Lubie zawracać gitarę :P Z Dworca podjechałem pod DOM HANDLOWY Rolnik, a więc tam gdzie vis a vis znajduje się Dworzec PKS i gdzie dużo młodzieży czekało na swoje autobusy. Stamtąd już standardowo na Rynek, gdzie dziewczyn ładnych nie brakowało. Myślałem, że tylko w Kępnie zawsze tyle łazi, ale w Ostrzeszowie byłem pierwszy raz rowerem w godzinach iście po szkolnych ;) Jakiś kompletny debil jeździł na swoim rowerze i zaczepiał ludzi w centrum. Może nie tyle zaczepiał co przejeżdżał obok i np. krzyknął na kogoś SPIER*ALAJ ! - tak o ! Tylko czekałem aż coś do mnie by powiedział to bym zareagował chyba, bo takich baranów nie trawię :/ Zjadłem bułkę z nutellą i wracałem już do Sycowa.

Teraz miało być pod wiatr. Rzeczywiście lekko się nie jechało, ale jakoś przeżyłem. Najgorzej było podjechać pod Bierzów, gdzie miałem na liczniku przez 4 minuty tylko 14 km/h. Porażka, ale potem na zjeździe do Kobyłki nadrobiłem. Tam też mając dużo czasu zatrzymałem się koło "Wagabundy". Obok jest Hala Sportowa. Zjadłem sobie gruszkę smaczną i wyłączyłem radio na moment. Po 10 minutach ruszyłem na ostatnie kilometry. Potem już bez większych przygód dojechałem do Sycowa, mając niemal 50 km na liczniku.

Trening udany jak najbardziej, ale te górki dały mi w kość. Choć momentami cieszyłem się z tego, że organizm się tak porządnie wypocił. Tak w ogóle to czułem się jak bym siedział w pokoju na krześle i słuchał muzyki tyle że nogi pracowały. Byłem tak grubo ubrany, że nawet nie czułem jakbym na dworze był czasami :P A oto moje dzisiejsze dzieło w związku z tym, że wyrzucam starocie z kompa przed formatem to coś trzeba było z tych urywek sklecić :P Cau!


">


Zjazd do Olszyny... © pape93


chciałbym taki w pokoju :) © pape93


tak apropos :P © pape93


DOM HANDLOWY Rolnik - Ostrzeszów © pape93



Dane wycieczki:
Km:49.15Km teren:0.00 Czas:02:14km/h:22.01
Pr. maks.:51.89Temperatura:6.0 Podjazdy:300mRower:Giant

Opornie do Kępna


Wtorek, 22 listopada 2011


Dzisiaj rozpoczęły się o godzinie 9 rano próbne matury! Na początek język polski. Wybrałem temat drugi czyli Szklane Domy w Przedwiośniu i wpływ tego opowiadania na dalsze losy Cezarego :) Po 3 godzinach siedzenia w samej koszuli na zimnej sali gimnastycznej, zagrzałem się w domu, ubrałem jak dzikus i wsio na rower. Myślę sobie: Dziś czas na Kępno, ostatni raz w 2011 roku. Ubrałem stare adidasy, dwie pary grubych skarpet, krótkie spodnie kolarskie na szelkach, a na nie kalesony i spodnie dresowe związane na końcach turkowymi sznurkami jeszcze z nad morza :P Na górze podkoszulek, krótki rękaw, półgolf, cienka bluza z kapturem i kurtka-wiatrówka. Na głowie kaptur od bluzy nakryty czapką, a to wszystko pod kaskiem. Może to i wydawać by się mogło nienormalne, ale właśnie było mi idealnie. Na trasie minimalnie się pociłem, ale nawet jak odpoczywałem to nic nie miało jak mi uciec spod takich warstw odzieży. Do Kępna jechałem bez mapy drogą południową. Miało być tradycyjnie, ale w Nowej Wsi Książęcej skręciłem zaraz na Żórawiniec zamiast dojechać do Mnichowic i tam odbić na Nasale. No, ale cóż. Dojechałem do owego Żórawińca na mini-rondo i tam skierowałem się na Nasale. Piękna to była dróżka, świeżo oddana po remoncie. Jedne szeroki pas dla aut oddzielony odblaskowym pasem i odblaskami od chodnika dla pieszych i rowerzystów. Między tymi pasami stały powbijane słupki, ale gumowe :D Tak zaufałem intuicji, że prawie miałem glebę, gdy ku mojemu zdziwieniu owy słupek wygiął się pod moją nogą :P Tak oto dojechałem sobie nowo odkrytą, aczkolwiek trochę dłuższą opcją do Kępna. Miałem cały czas pod wiatr, a więc jechało mi się nie najlepiej. Średnio ledwo przekroczyła 20 km/h :/ Wjechałem do miasta i odbiłem w kierunku Cmentarza, a potem od strony południowej na Rynek, ale najpierw kupiłem odznakę KKS Lech Poznań w sklepiku pamiątkowym. Jest to już moja dziesiąta jubileuszowa! Kosztowała 7 zł, a więc w normie :) Potem zajechałem do McDonaldu. Nie wiem co mnie podkusiło, bo miałem już tam nigdy nie jeść, ale kupiłem pikantnego Kurczakburgera i SnakWrapa. Byłem głodny to i zjadłem, ale do końca dnia mi się po tym odbijało. Stwierdzam, że ja tam mogę jadać co najczęściej raz na kwartał tak w ramach sentymentu :/ Sztuczne żarcie dla Amerykanów...Spotkałem tam Andrzeja, ale mnie nie poznał w kapturze. Potem przejechałem przez Centrum i już na DK 8. Bardzo mi się nie chciało wracać, gdy przypominałem sobie jak opornie jechało mi się w pierwszą stronę 1,20 h ! Masakra. Ale teraz dostałem wiatru w plecy i poszło w godzinkę na spokojnie jednym tempem :) Fajnie było, ale nie da się ukryć, że jednak za zimno. Dobrze że się tak ubrałem to przynajmniej nie zmarzłem. Nabyłem właściwie można by powiedzieć że zaległą odznakę Lecha, bo jak byłem w Poznaniu pod stadionem w sierpniu to przygotowywali się do Red-Bull X-fighters i nie było możliwości odwiedzenia sklepu :P Jeszcze do końca listopada ma być ładnie to można coś tam dziabnąć, ale w grudniu już Giant out! Cau!

Budowa wiaduktu Syców - Koza Wielka nad S8 © pape93


Piękna droga na Żórawiniec © pape93


Nowo odkryta droga z Żórawińca na Nasale © pape93


Jeden porządny pas i chodnik z gumowymi słupkami... © pape93


Wjazd do Kępna od dziwnej strony... © pape93


Pożegnanie z Kępnem w 2011 roku © pape93


A w takim skwarze musiałem jechać :/ © pape93


Budowa powoli idzie do przodu na S8 © pape93


Pytanie za 100 pkt! - Gdzie to jest? ;) © pape93



Dane wycieczki:
Km:51.32Km teren:0.20 Czas:02:27km/h:20.95
Pr. maks.:51.89Temperatura:4.0 Podjazdy:100mRower:Giant

Szczęście w nieszczęściu...


Niedziela, 20 listopada 2011


Dzisiaj od rana nie miałem chęci do niczego. Wstałem o godzinie 11 i miałem w planach gdzieś się wybrać rowerem. Zjadłem przyspieszony obiad o 12 i ciągle wahałem się między wycieczką Kępno+Ostrzeszów, a Twardogóra. W końcu miałem już się zbierać do wycieczki z drugą opcją, ale Krycha zadzwonił czy na Orlik nie mam chęci. Skończyło się więc na tym że o 14:30 byłem na Orliku. Pograliśmy z Dunajami i innymi Igorami przy ul.Ogrodowej nawet fajny mecz...

Potem do domu zgrzany, ale i porozbijany. W lewe kolano zostałem uderzony przez bramkarza gości, a w prawym mi coś przeskoczyło podczas odbioru piłki i do końca nie mogłem już biegać sprintem :P Jedyne co mnie niepokoiło cały dzień to popsuty komputer, a bardziej niemożność odzyskania danych :/ Szczęście w nieszczęściu, że 2 tygodnie temu wywołałem 396 zdjęć, a więc ewentualna strata nie byłaby taka bolesna...Jeszcze zobaczymy co z tego wyjdzie. A dzisiaj na boisko jechałem srebrnym rowerem ojca.

Dane wycieczki:
Km:1.60Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura:6.0 Podjazdy:mRower:

Zdrowe zakupy


Sobota, 19 listopada 2011


Cały dzień siedziałem w domu. Układałem zdjęcia po południu do Albumu w kolejności zrobienia, a było trochę tego. Wieczorem pojechałem do Netto Kellysem bratowym, bo miałem chęć na owoce. Kupiłem sok Kingsway, banana, pomarańcze, grejpfruta białego i czerwonego. Później obejrzałem jeszcze tylko film Air Force I, a następnie Bonda, a mianowicie Diamonds Are Forever. I spać...

Dane wycieczki:
Km:2.10Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura:3.0 Podjazdy:mRower:

Płot skończony / Awaria kompa !


Piątek, 18 listopada 2011


Zacznę od tego że był sobie czwartek 10 listopada. Skończyłem lekcje, wykąpałem się po WFie i poszedłem na autobus do Wrocławia. Początkowo miałem jechać z Karolem do Namysłowa po zdjęcia, ale on był w Sieradzu na jazdach i jakoś tak mi przeszedł ten pomysł. Byłem już na przystanku autobusów BESKID i nic. Następny jedzie dopiero za 1,20 h :/ Poszedłem więc na PKS. Tam przy kilku stopniach ciepła na dworze przesiedziałem tak na ławce w oczekiwaniu na transport właśnie ponad godzinę. Zmarzłem i nic więcej, a i tak ostatecznie poszedłem na BESKID. Wiedziałem, że już nie zdążę wysiąść w Oleśnicy, aby iść do Urzędu Skarbowego złożyć wniosek o numer NIP. Niech to diabli! Po południe zrobiło się do dupy. Ale nic, teraz czym prędzej do Wrocławia. Jechałem na stojaka 1,25 h :/ Te korki nieszczęsne. Kierowca wysadził mnie przed Pocztą Główną i doszedłem na pieszo do Renomy. Tam wsiadłem do autobusu MPK #406 i za 33 minuty byłem na lotnisku! Uff, zdążyłem. Poszedłem na balkon i już wylądowali. Zszedłem, a tam ochroniarze już ustawiali barierki niemalże. Ustawiłem się pierwszy w kolejce i czekaliśmy. Zrobił się jakiś zjazd fanów jufentusu. Było ze 30 osób i flaga. Z Milanu było może 5 osób. Z Romy 3 - ja, kolega Aleksander i jeszcze jeden szczęściarz. Wracając jednak do tematu to wybiła godzina 18:30 i za chwilę piłkarze Reprezentacji Włoch w piłce nożnej wyszli zza drzwi odprawowych ! Pierwszy Buffon - nie dał żadnego autografu tylko się uśmiechał i puszczał oczka na prawo i lewo, mając zajęte obie ręce. Następnie jakiś tam Barzaglii i inne takie. Montolivo, trener Cesare Prandeli no i m.in Chiellini. Ale jest, w całym tym zamieszaniu dostrzegłem Osvaldo. Biedak szedł sobie sam przez ten tłum, jakby anonimowy piłkarzyna. Podszedłem do Niego jako pierwszy i chyba jedyny. Pablo, Pablo! No i podpisał się nawet całkiem ładnie :) Puściłem go wolno i teraz czekałem na resztę. Widzę jakąś schyloną czuprynę przed sobą - toż to Pirlo. Mogłem brać autograf, ale czekałem tylko na Daniele. Idzie!!! W wielkiej euforii podbiegłem do Niego. Nie miał chyba humoru, bo jakiś taki bez uśmiechu na twarzy, ale podpisał mi się! Co prawda banalny ten podpis, ale dla mnie będzie to pamiątka na zawsze. Co więcej, na koniec go uściskałem, co było dla mnie nie do pomyślenia. Autograf to już sporo, a ochroniarze nie robili problemów nawet z takimi gestami :) Nawet jakbym był na meczu Romy to może dostałbym najwyżej piątkę od Niego, a tutaj taka miła niespodzianka! Byłem bardzo, ale to bardzo uradowany. Potem jeszcze tylko przeszedł Balloteli, ale od tego buca nikt nic nie chciał. I dobrze. Piłkarze wsiedli do autobusu Mercedesa i po 10 minutach odjechali. De Rossi siedział na końcu, przed nim Aquilani. Bardzo żałowałem że nie miałem na sobie żadnej koszulki AS Romy. Szkoda, ale co zrobić :P Ten trzeci kolega zrobił sobie zdjęcie z Capitano Futuro, ale mi i tak wystarczył autograf i uściskanie :) Poznałem Olka z Wrocławia i tyle. Długo jeszcze nie mogąc ochłonąć z emocji wsiadłem w drogę powrotną czyli do autobusu 406. Tam wszyscy wymieniali spostrzeżenia. Było chyba 20 osób z jufe. Nawet mi już to nie przeszkadzało. Każdy w tym momencie był kibicem, który kilka chwil temu spełnił swoje marzenia. Wieczór po zrytym po południu zrobił się iście zajebisty, bo inaczej tego się nie da określić. W autobusie dużo osób podkreślało, że piłkarze w telewizji są jacyś wyżsi, a na żywo nie koniecznie. Ja również się z tym zgadzałem. Na oko to tylko Balloteli i Buffon byli ode mnie wyżsi. I w necie sprawdziłem, to rzeczywiście ten pierwszy ma niby 189 cm, a drugi 191 cm :) Nawet Daniele stojąc obok mnie wydawał mi się mniejszy niż bym przypuszczał :P Ja 186 cm , on 183 cm, ale jakoś tak skromnie się prezentował. Ważne jednak że go widziałem! Pojechałem potem do babci na kolacje i tam ochłonąłem. Poszedłem spać po godzinie 22...


Potem był piątek 11 listopada, a więc Święto Niepodległości. Dowiedziałem się, że Włosi zakotwiczyli w Hotelu Radisson BLU na ulicy Purkynego, tam gdzie Dorota nocowała podczas sierpniowej wizyty. Wstałem więc rano. Zjadłem śniadanie i nawet jakiś tam obiadek. O godzinie 13 wyszedłem z domu. Podszedłem z buta na Pilczyce, a tam już coraz więcej kibiców Polski, bo wtedy był przecież mecz. Potem tramwajem do Centrum. Poszedłem do Heliosa zobaczyć czy czasem meczu nie puszczają na ekranie. Następnie przez Rynek pod Hotel. Stała tam grupka fanów. Myślałem, że autografy się aż leją, ale nic z tego. Postałem godzinkę i poszedłem na tramwaj. Pojechałem na Dworzec Kolejowy. Tam zeszła mi jakaś godzinka. Wypiłem gorącą czekoladę i sprawdziłem pociągi do Strzelina. Potem wróciłem pod zamkniętą Galerię Dominikańską i kupiłem Pierogi w jednej mini-restauracji. Była jakaś tam promocja. Zaspokoiłem podstawowy głód i poszedłem pod hotel. Stałem tam znowu jakieś 2,5 godziny, a razem w ciągu dnia 3,5 godziny, marznąc przy tym niemiłosiernie, ale było warto, bo piłkarze o 19:10 wyszli z hotelu do autobusu. Jeden zagorzały koleś miał takie zaparcie, że musiał zdobyć autograf Buffona, bo obiecał :) Bramkarz szedł pierwszy, a koleś z BOR-u nas skutecznie zablokował za barierką. On jednak zatarasował wejście do autobusu i błagalnym głosem Gianluigi! wydarł autograf :D Musiał na prawdę ważnej osobie to obiecać. Zobaczyłem Osvaldo, popatrzył się tylko. Ale gdzie jest De Rossi?! Szedł jako jeden z ostatnich, w czapce i słuchawkach :P Podszedłem bliżej wejścia do autobusu i tylko zdążyłem poklepać go po plecach w geście powodzenia w meczu. Ktoś może powiedzieć, że to głupota stać prawie 4 godziny pod hotelem w takie zimno, bo jacyś piłkarze tam są, ale mi się podobało i było warto. Skoro już są we Wrocku, a ja nie mam nic konkretniejszego do roboty to sobie przykoczowałem na nich :D Potem wróciłem do babci zmarznięty i głodny. Zjadłem, obejrzałem nudny mecz Polska - Włochy i poszedłem spać...


Potem była sobota 12 listopada. Wstałem i poodkurzałem u babci w mieszkaniu. Mimo jej negatywnej opinii poszedłem na przystanek, aby udać się na PKP coby do Strzelina na mecz dojechać. Podjechałem 126 na Legnicką, a potem skurczybyk - tramwaj 33 PLUS nie dojechał - gnój jeden. Przez to się naczekałem jak głupi. Podjechałem jakimś pierwszym lepszym na plac Jana Pawła II, a następnie zwątpiłem doszczętnie w zdążenie na pociąg o 10:04, bo miałem 8 minut :/ Wysiadłem na Świdnickiej i się przeszedłem z nerwów w kierunku Renomy, a potem Arkach, aby dojść na PKP. Wiedziałem, że do Strzelina już dzisiaj nie zawitam, ale chciałem dorwać pociąg do Namysłowa to bym chociaż zdjęcia odebrał. Nie ma nic! :/ Wszedłem na peron. Patrzę że na tablicy jest jeszcze pociąg do Kłodzka uwzględniony. Gonię na koniec i jest - stoi skubaniec :D Czekał na przesiadkę ludzi z pociągu, który jechał z Torunia przez co wystartował 30 minut po czasie! Chociaż raz uśmiechnęło się do mnie szczęście :) W Strzelinie byłem o 10:57, a więc 3 minuty przed rozpoczęciem meczu. No cóż, myślałem, że chociaż wejdę na mecz po 15 minucie, ale okazało się że nie grają na stadionie Strzelinianki tylko na jakimś mniejszym OSIR-u. Była 24 minuta jakoś. Ledwo minąłem bramę stadionu i OHO! Wiśnia wyjmuje piłkę z siatki. Myślę sobie, że już równo muszą dostawać nasi :D Jeszcze nie zdążyłem usiąść, a tu masz - drugi gol! Coś nie bywałego. Nie będę się już rozpisywał. Boisko nadawało się na sanki, bo krzywe takie, że można zjeżdżać :P Mecz nawet ciekawy, ale znowu przegrana, siódma z rzędu! Koniec rundy jesiennej smutny, ale chociaż nie oddali nasi meczu bez walki. Tylko ten faul Szymona. Skosił należycie i po zawodach. Skończyło się na 7:3 dla Strzelina, a ja zabrałem się z chłopakami w drogę powrotną. Jechali dziwnie, bo przez Oławę. Dobre i to. Pożegnałem się i przeszedłem się po mieście i tak aż do PKP. Poczekałem na spóźniony pociąg do Gdyni i za chwil parę byłem we Wrocku. Jechałem TLK, a jeden pijak kupił piwko za 7 zł od szmuglera jednego :P Tyle zapamiętałem. Potem do babci głodny dotarłem. Była trochę zła, ale trochę tam zeszło i ostatecznie w Sycowie znalazłem się dopiero o 21:35 :P Ledwo zdążyłem na BESKID-a ostatnie 800 m praktycznie biegnąc :/ Także do Kai już nie było sensu iść o tej porze. Tylko spać!


fani jufentusu na wrocławskim lotnisku... © pape93


Montolivo, Prandeli oraz Chiellini © pape93


Capitano Futuro! © pape93


Radisson BLU - Wrocław © pape93


Dworzec Kolejowy we Wrocławiu - coraz bliżej końca... © pape93


Squadra Azzurra... © pape93


Forza DDR! © pape93


Sky Tower w sobotni ranek... © pape93


Strzelinianka 7:3 Pogoń © pape93


Ratusz oławski © pape93


Drugie odwiedziny Dworca PKP © pape93


Plac Orląt Lwowskich - Wrocław © pape93




Potem była niedziela 13 listopada. Uzupełniałem braki w necie, a na rower było za zimno.


Potem był poniedziałek 14 listopada. Po szkole namówiłem tatę i podjechaliśmy po zdjęcia do Namysłowa. Było tego 396 sztuk :) Miałem co robić potem.


Potem był ciężki tydzień w szkole. Trochę grało się w pingla itp. W czwartek 17 listopada po szkole widząc ładną pogodę i 1,5 przęsła płotu do pomalowania, wziąłem się czym prędzej do roboty. 3 godzinki i PŁOT SKOŃCZONY ! ! ! Zacząłem go malować w ostatni dzień wakacji czyli 31 sierpnia, a więc trwało to 79 dni ! :D Z czego malowałem może przez 15 dni :P Ale w końcu mam komfort psychiczny!


Aż nadszedł piątek 18 listopada. To oznaczało, że kończę szkołę o 11:30, jem szybko zupkę i ładuję 10-cio kilogramowego kompa na bagażnik GIANTa. Spiąłem go 8 linkami i jakoś doczołgałem do Karolka. Miałem nadzieję, że to mała awaria, ale jednocześnie plułem sobie w brodę, że nie zgrałem na pendraka zdjęć z 2011 roku w razie czego. Zawiozłem, zostawiłem i wróciłem. Było lżej niż przypuszczałem. Potem wróciłem do domu i szykowałem się na BESKID-a do Oleśnicy o 15:30. Podszedłem na Kępińską i po kilku minutach opóźnienia załadowałem się obok jednej Pani. 30 minut i na miejscu. Znalazłem po jakimś czasie Urząd Skarbowy i zdałem wniosek w recepcji. Z powrotem przeszedłem się przez Rynek choć było już mroźnie. Dochodzę do Bramy z cegły i zastanawiam się kiedy teraz mam jakiś autobus. Patrzę, a na rondzie jedzie ten do Ostrzeszowa. I znowu niemal sprint 500 m do przystanku. Zziajany dotarłem do środka :) Miałem kalesony, a w środku ogrzewanie chyba na 25 stopni. Myślałem, że mnie tam szlag trafi, ale wytrzymałem na stojaka :P Wieczorem wróciłem do domu i obejrzałem jakiś fajny film z Kate Hudson. Miły wieczór. Mapkę odpuszczam, bo 10 razy już robiłem do Dziadowej i przewyższenia znam na pamięć :) Oby dane się odzyskały...

Dane wycieczki:
Km:18.12Km teren:0.00 Czas:00:49km/h:22.19
Pr. maks.:43.27Temperatura:7.0 Podjazdy: 80mRower:Giant

Sprawy na mieście


Poniedziałek, 7 listopada 2011


Dzisiaj tylko szybko się zerwałem i za chwilę byłem u kuriera pod POLO marketem. Nie przyszła jeszcze kasa za rower, ale już wiem co robić. Potem podjechałem do mamy na 0,5 godzinki pogadać :D A wracając do domu spotkałem jeszcze Kaśkę. 2 km - to pokazuje, że Syców nie jest dużym miastem. Dzisiaj bez zdjęć i bez mapki, bo po co? Zostało jeszcze 17 dni!, o ile będzie mi dane...

Dane wycieczki:
Km:2.00Km teren:0.00 Czas:00:06km/h:20.00
Pr. maks.:33.92Temperatura:13.0 Podjazdy:mRower:Giant

Zawsze coś...


Niedziela, 6 listopada 2011


Trzeba od razu powiedzieć, że niedziela była do kitu! Po pierwsze miał być atak na ostatnią "setkę" w tym sezonie, ale jak przyjechałem od Ewy z 18stki i zasnąłem przed 4 w nocy to trudno się dziwić żebym miał ochotę skacowany wstawać o 9 rano. No cóż, wstałem o 11:30 i prosto poszedłem na obiad, ale jakoś słabo mi wchodził. Wczorajsza impreza dla mnie bardzo przeciętna, ale dlatego że nie mogłem nic pić po pewnym czasie, a o jedzeniu nie wspominając :P "Ale herbatka dobra!" :/ Zjadłem obiad i jakoś trzeba było uzupełnić kilka rzeczy w necie. Nie czułem się dobrze w niedzielę. Po pierwsze głowa mnie bolała. Trochę od wódki, bo dawno już nie piłem, a trochę od niewyspania. W końcu o 16 zerwałem się i ruszyłem choćby na kilka kilometrów na rower. Wyszło na to że dotarłem aż do Arboretum, a jak wracałem to zrobiło się nieprzyjemnie ciemno i z lasu szybko się spieprzało ;P Dotarłem do domu i jakoś byłem podwójnie zmordowany. Już o 20 wskoczyłem pod kołdrę i nie wyszedłem już z pod niej. Obejrzałem aby Czas Honoru i poszedłem szybciej spać. Ciężki dzień...

Zalew w Stradomii po Zachodzie Słońca © pape93


Droga rowerowa do Arboretum © pape93



Dane wycieczki:
Km:18.51Km teren:0.10 Czas:00:45km/h:24.68
Pr. maks.:40.03Temperatura:12.0 Podjazdy: 60mRower:Giant

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl