Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 850.92 km (w terenie 65.00 km; 7.64%) |
Czas w ruchu: | 46:50 |
Średnia prędkość: | 17.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4430 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 53.18 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
Zakarpacie - Dzień 5
Wtorek, 30 kwietnia 2013
Wczorajsze wieczorne mini-ognisko wypadło bardzo pozytywnie. Teraz jednak trzeba było zacząć kolejny dzień. Wydostaliśmy się z polany pod sklep, zameldowałem sprzedawcy że dobrze się spało, kupiłem Hubzuka i w drogę. Okazało się, że do Chust - czyli pierwszej większej miejscowości od czasu Sambora, mamy 22 km. Po 15 km opuszczamy dolinę rzeki, a teren robi się płaski. Zanim docieramy do centrum Chusta, przejeżdżamy przez miasteczko Iza, które zauroczyła nas szeregiem wiklinowych wystaw po obu stronach drogi. Nie da się ukryć, że wszyscy swoje życie opierają właśnie na tym biznesie. W Chust szukamy ciepłego prysznica, ale najpierw uderzamy do banku, gdzie Karol wymienia Euro na Hrywny. Potem cofamy się z powrotem do Marketu. Tam robimy spore zakupy. Gdy Karol z Michałem są wewnątrz, ja zauważam grupę 4 sakwiarzy jadących do Centrum. Wszyscy pędzili w grupie, ubrani w podobne barwy. I to było jedyne "spotkanie" po fachu na trasie. Co do marketu to było w nim okropnie ciemno. Tak jakby ktoś wyłączył im światło, a my weszliśmy robić zakupy po godzinach :) Ale to tak przez całą Ukrainę się zdarzało. Z marketu podbiliśmy na stację, ale nie było tam showera. Zjedliśmy więc szybko śniadanie, bo Pan na stacji wypowiedział magiczne słowo "bomba" :D Teraz jechaliśmy dość zatłoczoną drogą w kierunku Sołotwina. Po drodze trzeba było uważać na samochody, ale przynajmniej dziury zniknęły z horyzontu. Z każdą kolejną godziną jedzie się jednak coraz ciężej, ze względu na dokuczający upał. W cieniu były 32 stopnie Celsjusza, a więc w miejscowości Busztino dopadliśmy rzeki i tam zrobiliśmy sobie dwugodzinną przerwę celem ochłodzenia się w rzece. Michał był wniebowzięty. Coś się w międzyczasie zjadło, coś wyprało i o 15 ruszyliśmy dalej w kierunku Rumunii. Temperatura trochę odpuściła, a nam jechało się lepiej po takim rekonesansie. I tym sposobem o godzinie 17:15 dotarliśmy do Sołotwina. Wystarczyło pokonać jeszcze 2-kilometrowy odcinek po kostce i już byliśmy przy granicy z Rumunią. Chłopaki zrobili ostatnie zakupy i lada moment byliśmy już po drugiej stronie rzeki. Niewątpliwie pomógł nam w tym celnik, który puścił nas bez kolejki i bez macania sakiew, biorąc nas za turystów (głupek!) ;D
Nie ujechaliśmy jeszcze 50 metrów, a już naliczyliśmy po rumuńskiej stronie kilka bezpańskich psów. Nie wyglądało to za dobrze na tle dość zadbanej miejscowości Sighetu Marmației. Pierwsza spytana przez Karola młoda kobieta znała język angielski, więc po chwili Michał mógł wypłacić z konta trochę lei. Miasta nie zamierzaliśmy zbytnio zwiedzać, więc zrobiliśmy pętelkę na naszej dużej wyprawie i teraz kierowaliśmy się na Zachód. Nocleg znaleźliśmy w wiosce Sarasau, po odbiciu od drogi głównej w kierunku rzeki. Jak się później okazało, była to strefa przygraniczna i mogliśmy mieć nocne przenosiny przy odrobinie pecha. Wszystko jednak było ok i tylko komary dały nam się po raz kolejny we znaki przed snem...




















Nie ujechaliśmy jeszcze 50 metrów, a już naliczyliśmy po rumuńskiej stronie kilka bezpańskich psów. Nie wyglądało to za dobrze na tle dość zadbanej miejscowości Sighetu Marmației. Pierwsza spytana przez Karola młoda kobieta znała język angielski, więc po chwili Michał mógł wypłacić z konta trochę lei. Miasta nie zamierzaliśmy zbytnio zwiedzać, więc zrobiliśmy pętelkę na naszej dużej wyprawie i teraz kierowaliśmy się na Zachód. Nocleg znaleźliśmy w wiosce Sarasau, po odbiciu od drogi głównej w kierunku rzeki. Jak się później okazało, była to strefa przygraniczna i mogliśmy mieć nocne przenosiny przy odrobinie pecha. Wszystko jednak było ok i tylko komary dały nam się po raz kolejny we znaki przed snem...

Początek dnia piątego / by Michał© completny

Iza - to miasteczko żyje z wikliniarstwa© completny

Chust / by boney© completny

Dobre rzeczy z marketu© completny

Upalnie i tłoczno© completny

Bryczki budowały prowincjonalną atmosferę© completny

Trzeba coś zjeść przed kąpielą / by boney© completny

32°C więc czas się schłodzić ;P / by Michał© completny

Wyglądamy za Prezesem ;P / by Michał© completny

Z tej mąki chleba już nie będzie© completny

Do Rumunii jak po grudzie© completny

Chłopaczki / by Michał© completny

Szmugiel© completny

Rumunio przybywamy!© completny

Sighetu Marmației© completny

Biserica Ortodoxă din oraş© completny

Babcia z zakupami© completny

Kierunek Satu Mare© completny

Nie ma wątpliwości że to Rumunia ;P© completny

Nocleg w strefie przygranicznej© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 104.58 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 05:49 | km/h: | 17.98 | ||
Pr. maks.: | 38.12 | Temperatura: | 32.0 | Podjazdy: | 270m | Rower: | Giant |
Zakarpacie - Dzień 4
Poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Dla mnie osobiście najlepszy dzień spędzony na Ukrainie. Budzimy się nie za wcześnie, gdy już Słońce wywiera na nas presję. Widok z rana jak marzenie. Pakujemy się i zjeżdżamy w dół. Po drodze prosimy o wodę do picia, a na dole w sklepie robimy zakupy. Akurat była dostawa z piekarni, więc załapaliśmy się na świeży chleb, co w zestawie z miodem Michała było cudowne. Po posiłku ruszamy do przodu. Po jakimś czasie docieramy do główniejszej drogi, choć standard nie różni się praktycznie niczym. Gdy zbliża się godzina 12, robimy sobie małą kąpiel w rzece. Od razu potem smaruję się kremem do opalania, bo temperatura rośnie w miarę szybko. Dobijamy do drogi krajowej, gdzie asfalt jest już niczego sobie jak na Ukrainę. Pokonujemy jeszcze kilka sporych pagórków i objawia nam się granica Zakarpacia. Czekam na chłopaków przy straganach, gdzie oprócz mioteł sprzedawano...kije baseballowe ;P Teraz mieliśmy już przed sobą tylko zjazd i cudowną panoramę Karpat, które były jeszcze przykryte śniegiem. W kolejnym miasteczku odbijamy w lewo na drogę lokalną. Okazuje się że przed nami kolejny podjazd. Na górze robimy przerwę. Tam spotykamy Panów na bryczce zajadając się w tym czasie miodem Michała, który uległ awarii.
Następnym miastem na trasie dnia dzisiejszego jest Wołowiec. Michał zatrzymuje nas na dłużej w tej miejscowości, gdyż zabrał za mało skarpetek z domu i musiał gdzieś kupić nowe. Ja w tym czasie "wcinam" co tylko się da. Jedziemy dalej. Moja rumuńska mapa z 81. roku podpowiada mi że jeszcze czekają nas dzisiaj górki. Energia mi się udziela po słodyczach, więc jadę przodem. Widzę serpentyny, więc z radością gnam na złamanie karku pod górę. Na przełęcz wpadam zmordowany i zaraz kładę się na ławce. Mam jednak dodatkowych kilka minut na odpoczynek, więc jak już Michał i Karol wbijają na szczyt to niedługo potem jedziemy już w dół. I tak do końca dnia jedziemy w dół...
Kolejnym miastem mijanym przez nas jest Miżgiria. Tam robimy ostatnie duże zakupy tego dnia. Ale miłym prezentem obdarowuje nas pewna kobieta kilka km dalej. Dostajemy od niej wodę, a także mleko prosto od krowy :) Jako że miałem przy sobie tylko "Aromki" to dzieciaki musiały zadowolić się wafelkami w zamian za sesję zdjęciową. Do końca dnia już nie spotkało nas nic ciekawego. Ale to nie znaczy że było nudno. Jechaliśmy doliną rzeki Rika. Był dobry asfalt, cisza spokój, minimalny ale cały czas zjazd w dół, mnóstwo zieleni i pagórki nas otaczające. I taki krajobraz nie chciał się skończyć, więc bliżej zmroku zdecydowaliśmy się rozbić między drogą, a rzeką, za pozwoleniem pewnego rolnika. Nocleg całkiem przyjemny, a wieczorem jedyne na wyprawie ognisko i kiełbaska. Szkoda że tylko jedna...





















Następnym miastem na trasie dnia dzisiejszego jest Wołowiec. Michał zatrzymuje nas na dłużej w tej miejscowości, gdyż zabrał za mało skarpetek z domu i musiał gdzieś kupić nowe. Ja w tym czasie "wcinam" co tylko się da. Jedziemy dalej. Moja rumuńska mapa z 81. roku podpowiada mi że jeszcze czekają nas dzisiaj górki. Energia mi się udziela po słodyczach, więc jadę przodem. Widzę serpentyny, więc z radością gnam na złamanie karku pod górę. Na przełęcz wpadam zmordowany i zaraz kładę się na ławce. Mam jednak dodatkowych kilka minut na odpoczynek, więc jak już Michał i Karol wbijają na szczyt to niedługo potem jedziemy już w dół. I tak do końca dnia jedziemy w dół...
Kolejnym miastem mijanym przez nas jest Miżgiria. Tam robimy ostatnie duże zakupy tego dnia. Ale miłym prezentem obdarowuje nas pewna kobieta kilka km dalej. Dostajemy od niej wodę, a także mleko prosto od krowy :) Jako że miałem przy sobie tylko "Aromki" to dzieciaki musiały zadowolić się wafelkami w zamian za sesję zdjęciową. Do końca dnia już nie spotkało nas nic ciekawego. Ale to nie znaczy że było nudno. Jechaliśmy doliną rzeki Rika. Był dobry asfalt, cisza spokój, minimalny ale cały czas zjazd w dół, mnóstwo zieleni i pagórki nas otaczające. I taki krajobraz nie chciał się skończyć, więc bliżej zmroku zdecydowaliśmy się rozbić między drogą, a rzeką, za pozwoleniem pewnego rolnika. Nocleg całkiem przyjemny, a wieczorem jedyne na wyprawie ognisko i kiełbaska. Szkoda że tylko jedna...

Widok z samego rana/ by Michał© completny

Na gospodarstwie© completny

Sklep ze starą wagą i liczydłem! / by boney© completny

Jeszcze surowe górskie widoki / by Michał© completny

Karol musiał uciekać przed psami / by Michał© completny

Południowy shower w rzece / by Michał© completny

Wjeżdżamy na Zakarpacie© completny

Flaga na maszt© completny

Karpaty w zimowej wersji© completny

Widok na Wołowiec© completny

Pogaduchy na przełęczy© completny

Na rondzie w Wołowcu / by boney© completny

Źródło Rdzawianki ;)© completny

Miżgiria© completny

Każdy chciał spróbować mleka od krówki / by Michał© completny

Najmłodsza pociecha pełna uśmiechu© completny

W dolinie rzeki Rika© completny

Ciekawa zabawka© completny

Zieleń aż bucha!© completny

Gdzie tu się rozbić?© completny

Nocleg przy rzece z ogniskiem na koniec dnia© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 121.37 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 06:39 | km/h: | 18.25 | ||
Pr. maks.: | 50.94 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 1190m | Rower: | Giant |
Zakarpacie - Dzień 3
Niedziela, 28 kwietnia 2013
Rankiem wychylam twarz z namiotu i...niestety pada. Czekamy trochę i przestaje, ale mamy już zapowiedź co może się dzisiaj dziać na trasie. Trochę się ochłodziło lecz nie powinno się już tak kurzyć jak wczoraj. Ruszamy z wolna ku miejscowości Typka czy jak kto woli - Turka. Mamy świadomość, że dzisiaj będzie dużo podjazdów, ale na początku bardziej wkurza nas wiatr. Przez kilkanaście kilometrów wieje tak mocno w twarz, że normalnie odechciewa się jechać. Dopiero po jakimś czasie gdy wjeżdżamy w wyższe partie gór, wiatr słabnie. Dzisiaj niebo spowija spora ilość chmur, a i temperatura jest o wiele niższa od wczorajszej. Pokonując górkę, za górką, docieramy po jakimś czasie do Typki :P Przed rozstaniem z cywilizacją szukamy jeszcze sklepu. W międzyczasie widzimy jak Ukraińcy opuszczają ładną, turkusową cerkiew. Wszak dzisiaj mają Niedzielę Palmową ;P
Po zakupach puszczamy się już w góry. Pogoda do pokonywania górek jest dobra, choć wiatr znowu zaczyna szaleć. Asfalt czasami znów bardziej przypomina szuter, no ale nie jedziemy na tyle szybko, aby miało to dla nas znaczenie. Przy wjeździe do Parku Narodowego robimy sobie dłuższą przerwę i o dziwo wychodzi nawet Słońce na chwilę. Potem z wolna toczymy się dalej. W jednej z miejscowości zatrzymujemy się nad rzeką, ale woda jest taka zimna, że aż piszczele bolą. Lekkie odświeżenie i dalej w drogę. Nawierzchnia psuje się z każdym kolejnym metrem. Najgorsze jednak przed nami. Między wioskami łapie nas spora ulewa. Ja z Karolem szybko uciekamy do przodu i po kilku minutach chowamy się pod jednym daszkiem. Michał za jakiś czas nas dogania, ale i on jest cały mokry. Przejeżdżamy kolejnych kilka kilometrów, ale deszcz znowu nas zaskakuje. Na szczęście pod nosem mamy spory przystanek autobusowy i tam czekamy prawie godzinę aż niebo się uspokoi. W trakcie przerwy Michał częstuje babuszkę herbatnikami po czym zaczyna walkę z kupionym miodem :) Deszcz okazuje się na tyle mocny, że woda wdziera się nam do przystanku, przez co ciężko znaleźć suchy kawałek ziemi. Dochodzimy do wniosku, że nie ma sensu jechać dalej, tylko trzeba przeczekać deszcz i od razu się gdzieś rozbić. Podjeżdżamy jeszcze do sklepu na zakupy, a potem długo kręcimy się po wiosce Verkhnje Vysots'ke. Gdy już połowa ludzi wie, że mamy zamiar się tutaj rozbić, Michał znajduje fajne miejsce na wzgórzu. Tam decydujemy się na drugi nocleg. Deszcz nie pada, a my mamy bardzo ładny widok na okolicę. Szkoda tylko że taki słaby dystans, ale trzeba będzie to nadrobić w lepszą pogodę!



























Po zakupach puszczamy się już w góry. Pogoda do pokonywania górek jest dobra, choć wiatr znowu zaczyna szaleć. Asfalt czasami znów bardziej przypomina szuter, no ale nie jedziemy na tyle szybko, aby miało to dla nas znaczenie. Przy wjeździe do Parku Narodowego robimy sobie dłuższą przerwę i o dziwo wychodzi nawet Słońce na chwilę. Potem z wolna toczymy się dalej. W jednej z miejscowości zatrzymujemy się nad rzeką, ale woda jest taka zimna, że aż piszczele bolą. Lekkie odświeżenie i dalej w drogę. Nawierzchnia psuje się z każdym kolejnym metrem. Najgorsze jednak przed nami. Między wioskami łapie nas spora ulewa. Ja z Karolem szybko uciekamy do przodu i po kilku minutach chowamy się pod jednym daszkiem. Michał za jakiś czas nas dogania, ale i on jest cały mokry. Przejeżdżamy kolejnych kilka kilometrów, ale deszcz znowu nas zaskakuje. Na szczęście pod nosem mamy spory przystanek autobusowy i tam czekamy prawie godzinę aż niebo się uspokoi. W trakcie przerwy Michał częstuje babuszkę herbatnikami po czym zaczyna walkę z kupionym miodem :) Deszcz okazuje się na tyle mocny, że woda wdziera się nam do przystanku, przez co ciężko znaleźć suchy kawałek ziemi. Dochodzimy do wniosku, że nie ma sensu jechać dalej, tylko trzeba przeczekać deszcz i od razu się gdzieś rozbić. Podjeżdżamy jeszcze do sklepu na zakupy, a potem długo kręcimy się po wiosce Verkhnje Vysots'ke. Gdy już połowa ludzi wie, że mamy zamiar się tutaj rozbić, Michał znajduje fajne miejsce na wzgórzu. Tam decydujemy się na drugi nocleg. Deszcz nie pada, a my mamy bardzo ładny widok na okolicę. Szkoda tylko że taki słaby dystans, ale trzeba będzie to nadrobić w lepszą pogodę!

Pierwszy nocleg na Ukrainie zaliczony© completny

Surowa aura© completny

Pit-stop© completny

Ukraińskie Passo dello Stelvio ;P© completny

Długa prosta© completny

Przed zjazdem / by Michał© completny

Każdy przystanek elegancko podpisany© completny

Ukraiński skład© completny

Jadą chopaky© completny

Turka© completny

Niedziela Palmowa© completny

Pomnik ku czci bohaterom© completny

Dzikie Karpaty© completny

Przerwa na coś ciepłego© completny

Popularne busy ukraińskie / by boney© completny

Jeden z bardziej oryginalnych przystanków© completny

Bikerzy© completny

Bieda biedą, ale swoje musi się świecić ;)© completny

Chwilę po zaskakującej ulewie© completny

Prezes w akcji© completny

Produkty© completny

Moja ulubiona - Przerwa na deszcz© completny

Miód czyli hit wyprawy / by boney© completny

Z cukru to oni nie są :D© completny

E! Co ty tam robisz?! :D / by Michał© completny

Verkhnje Vysots'ke© completny

Drugi nocleg z piękną panoramą© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 70.59 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 05:10 | km/h: | 13.66 | ||
Pr. maks.: | 42.50 | Temperatura: | 19.0 | Podjazdy: | 930m | Rower: | Giant |
Zakarpacie - Dzień 2
Sobota, 27 kwietnia 2013
Po pierwszej nocy w trasę ruszamy o godzinie 8. Z Żurawicy przedzieramy się do Przemyśla i tam jemy śniadanie, wymieniamy walutę oraz podziwiamy kunszt dworca kolejowego. Do granicy jedzie się świetnie za sprawą pomocnego wiatru. 30 km/h na lajcie. W między czasie zauważam, że nad polami unosi się jakiś pył tudzież kurz, który bardzo mocno ogranicza przejrzystość. W Medyce masa samochodów i TIRów oczekujących na odprawę. My jednak zmierzamy do przejścia turystycznego. Wszystko odbywa się sprawnie i zaraz jesteśmy na Ukrainie. Do Mościsk jedziemy drogą krajową, która jest na wysokim, europejskim poziomie. Wiatr nabiera na sile i pojawiają się pierwsze, małe zamiecie piaskowe...
W Mościskach odbijamy na Sambor. Teraz nie dość że mamy pod wiatr, piach sypie nam po oczach, to jeszcze droga diametralnie ulega pogorszeniu. Jak to wygląda można mniej więcej zobaczyć na zdjęciach, ale najlepiej się tam po prostu wybrać. Po kilkunastu kilometrach robimy sobie przerwę pod sklepem. Ja kupuję loda, którego jem przez 10 minut, a chłopacy napoje, które mają spore marginesy błędów jeśli chodzi o zawartość czy też ilość. Im bliżej Sambora tym cieplej, ale też bardziej dziurawo :P W Samborze znajdujemy o dziwo Market, w którym jest dość ciemno. Wynosimy stamtąd pyszny, ciemny chleb i inne artykuły niezbędne do dalszej jazdy. Teraz czeka nas nie lada proste zadanie dojechania do Starego Sambora. Wiatr mocno wieje nam w twarz. Oczy bolą od unoszącego się kurzu. Drogi coraz gorsze. Reasumując - nie da się jechać szybciej niż 13-15 km/h. Za Starym Samborem jest już nieco lepiej. Dopadamy rzeczki i urządzamy sobie małą podwieczorną kąpiel. Orzeźwieni pokonujemy jeszcze pagórek i za wioską Bukovisko rozbijamy namioty. Pierwszy nocleg na dziko trafił nam się w ciekawej okolicy, gdyż jesteśmy na 10 metrowym pagórku z ciekawą panoramą oraz...miejscem na ognisko. Pierwszy dzień na Ukrainie do najłatwiejszych rowerowo nie należał.



















W Mościskach odbijamy na Sambor. Teraz nie dość że mamy pod wiatr, piach sypie nam po oczach, to jeszcze droga diametralnie ulega pogorszeniu. Jak to wygląda można mniej więcej zobaczyć na zdjęciach, ale najlepiej się tam po prostu wybrać. Po kilkunastu kilometrach robimy sobie przerwę pod sklepem. Ja kupuję loda, którego jem przez 10 minut, a chłopacy napoje, które mają spore marginesy błędów jeśli chodzi o zawartość czy też ilość. Im bliżej Sambora tym cieplej, ale też bardziej dziurawo :P W Samborze znajdujemy o dziwo Market, w którym jest dość ciemno. Wynosimy stamtąd pyszny, ciemny chleb i inne artykuły niezbędne do dalszej jazdy. Teraz czeka nas nie lada proste zadanie dojechania do Starego Sambora. Wiatr mocno wieje nam w twarz. Oczy bolą od unoszącego się kurzu. Drogi coraz gorsze. Reasumując - nie da się jechać szybciej niż 13-15 km/h. Za Starym Samborem jest już nieco lepiej. Dopadamy rzeczki i urządzamy sobie małą podwieczorną kąpiel. Orzeźwieni pokonujemy jeszcze pagórek i za wioską Bukovisko rozbijamy namioty. Pierwszy nocleg na dziko trafił nam się w ciekawej okolicy, gdyż jesteśmy na 10 metrowym pagórku z ciekawą panoramą oraz...miejscem na ognisko. Pierwszy dzień na Ukrainie do najłatwiejszych rowerowo nie należał.

Przemyśl© completny

PKP Przemyśl© completny

Dworzec kolejowy od środka / by boney© completny

Ponad 2-kilometrowa kolejka w Medyce© completny

Przejście graniczne z Ukrainą© completny

Karol pyta o drogę© completny

Mościska© completny

Wszyscy w zgodzie ;)© completny

Pierwsze zakupy© completny

To my Polacy!© completny

Jeden z mozaikowych przystanków autobusowych© completny

Ukraińskie dziury..e...DROGI :D / by boney© completny

Bywało że auta wolały jeździć poboczami :D© completny

Sambor / by boney© completny

Wszędzie tylko nie w dziurę!© completny

Stary Sambor© completny

Kąpiel w rzece :P© completny

Wieczorny relaks© completny

Pierwsza miejscówa do spania / by Michał© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 103.28 | Km teren: | 16.00 | Czas: | 06:23 | km/h: | 16.18 | ||
Pr. maks.: | 45.75 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 480m | Rower: | Giant |
Zakarpacie - Dzień 1
Piątek, 26 kwietnia 2013
Noc w Rzeszowie minęła spokojnie. Rano Michał dopakował się do końca po czym poszliśmy razem do serwisu. On odebrał swojego Kellysa, a ja zwędziłem kilka śrubek od mechanika. Na dworze robiło się bardzo ciepło. Wróciliśmy do mieszkania i niedługo potem wyruszyliśmy w kierunku dworca autobusowego. Po drodze Michał kupił jeszcze dodatkowe spodenki z gąbką. Na PKSie byliśmy o 12 w południe. Okazało się że PolskiBus, którym Karol jechał z Katowic ma poślizg i wyruszymy trochę później. W międzyczasie tegoroczni maturzyści wracali ze szkół ze świadectwami, a Michał skoczył do Galerii po Kurczakburgery. Godzina 13 - zajechał Karol. Szybko skręcił swój rower i z wolna ruszyliśmy na Wschód. Na obrzeżach Rzeszowa zrobiliśmy mały postój na uzupełnienie płynów i pojechaliśmy dalej ruchliwą DK4 w kierunku Łańcuta. Było ciepło, a wiatr lekko smagał od prawej strony. W Łańcucie odbiliśmy na drogę wojewódzką, gdzie jechało się o wiele lepiej. Po drodze spotkaliśmy wiele ciekawych pagórków, a jedyna przerwa miała miejsce na Rynku w Pruchniku. Poza tym chcieliśmy wykorzystać popołudnie do maksimum, aby podjechać tego dnia jak najbliżej Przemyśla. Rozbiliśmy namioty w Żurawicy, w sadzie u jednej z tamtejszych rodzin. Pierwsze koty za płoty...










Michał kupuje spodenki na ostatnią chwilę© completny

W oczekiwaniu na Karola© completny

Piękne popołudnie do jazdy© completny

Było sporo podjazdów© completny

Ale i zjechać było z czego :)© completny

Pruchnik© completny

Praca na polu wre© completny

Sad w Żurawicy© completny

Debiut namiotu© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 80.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:59 | km/h: | 20.12 | ||
Pr. maks.: | 61.00 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 530m | Rower: | Giant |
Zakarpacie - Dzień 0
Czwartek, 25 kwietnia 2013
Czekałem na tę wiosnę, czekałem, i w końcu przyszła Majówka. Cel - Zakarpacie. Trasa bierze początek w Rzeszowie, do którego docieram pociągiem dzień wcześniej. W międzyczasie wyłapuję tyle ile się da z ostatniego wagonu. A czasu mam na to sporo, bo aż 11 godzin! Wyruszam z głębokiego wrocławskiego Nowego Dworu o 8:23, aby po przesiadce w Krakowie, na Głównym w Rzeszowie pojawić się o 19:16. Kimam u Michała, który dopiero zaczyna się ogarniać przed wyjazdem.


















Przygotowania zakończone!© completny

Pożegnanie z Wrocławiem© completny

PKP Zabrze po remoncie© completny

Chorzów© completny

PKP Katowice© completny

40 lat do przodu© completny

Kraków© completny

Pocztówka© completny

Niecała godzinka na przesiadkę© completny

Gorzej jak na moście Karola© completny

PKP Tarnów© completny

Wszytko gra© completny

Bardzo ponury dworzec w Sędziszowie© completny

11 h - daj Boże zdrowie© completny

Świeżo powstała Galeria Rzeszów© completny

Rzeszów zawsze spoko :)© completny

Michał ma co ogarniać© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 11.55 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:58 | km/h: | 11.95 | ||
Pr. maks.: | 28.85 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 15m | Rower: | Giant |
Reisefieber
Środa, 24 kwietnia 2013
Dzisiaj odebrałem namiot w Długołęce pod Wrocławiem. Potem podjechałem do serwisu po rower. Z całym ekwipunkiem wróciłem na Nowy Dwór, gdzie właśnie zaczynam się pakować do Majówki. Oby pogoda była lajtowa...Bez odbioru.


Majówka 2013© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 5.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 17.47 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 21.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Giant |
Umiesz liczyć? Licz na siebie!
Wtorek, 23 kwietnia 2013
Stara góralska prawda dała o sobie znać...
Dzisiaj byłem u Bogdana, ale nie miał tego co chciałem. Jakoś się nawet nie zmartwiłem, bo mam dość wszystkich innych wydatków :/
Dzisiaj byłem u Bogdana, ale nie miał tego co chciałem. Jakoś się nawet nie zmartwiłem, bo mam dość wszystkich innych wydatków :/
Dane wycieczki:
Km: | 5.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 17.33 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Serwis please...
Poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Dzisiaj zawiozłem jeno GIANTa do serwisu. Do wymiany kaseta, korba oraz łańcuch. Bardzo ciepło na dworze, ale to lubię...

Czas na wymianę napędu© completny
Dane wycieczki:
Km: | 5.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:15 | km/h: | 20.96 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Giant |
Rozjazd po wrocławsku...
Czwartek, 18 kwietnia 2013
Dzisiaj miałem odpocząć po wczorajszej śląskiej trasie lecz gdy zobaczyłem, że w piątek ma być już 10 stopni mniej i dodatkowo we Wrocławiu ma zagościć deszcz, to grzechem byłoby nie wsiąść na rower. Pojechałem standardowo przez Centrum pod Halę Ludową. Posiedziałem chwilę i wróciłem przez Grabiszynek. Ot taki rozjazd po wczorajszym.








Masa ludzi na wrocławskim Rynku© pape93

Cieplej na razie nie będzie...© pape93

Ostrów Tumski© pape93

Hala Ludowa© pape93

Po coli głowa nie boli!© pape93

Są momenty, gdy wypada skorzystać z zoomu x18 ;)© pape93

Temperatura wysoka, ale chmury już nadciągają...© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 24.24 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 18.18 | ||
Pr. maks.: | 41.05 | Temperatura: | 24.5 | Podjazdy: | 10m | Rower: | Giant |