Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 2008.50 km (w terenie 31.00 km; 1.54%) |
Czas w ruchu: | 107:20 |
Średnia prędkość: | 18.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.00 km/h |
Suma podjazdów: | 17722 m |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 105.71 km i 5h 38m |
Więcej statystyk |
PORTUGAL 2014 - Dzień 18
Czwartek, 31 lipca 2014
Rano wstajemy wcześniej, ale i tak trzeba suszyć namiot, więc wyruszamy dopiero przed 9. Ważniejsze jest, że robi się pogoda! Przed sobą mamy 34 km wspinaczki. Już na początku pierwszego podjazdu wychodzi Słońce :) Na Col du Telegraphe jadę wolno, ale mimo wszystko gładko. Często robię przerwy, bo to moja pierwsza przygoda z tak wielkimi górami i muszę wyczuć jak rozłożyć siły. Na górze czeka już na mnie Tomek, który odpoczywa na ciepłej od Słońca ławce. W końcu mamy pogodę! Z Col du Telegraphe (1566 m) mamy 5 km zjazdu do wioski. Tam zaczyna się prawdziwa wspinaczka. Prawie 20 km jazdy pod górę na Col du Galibier. Tomek oczywiście jedzie swoim tempem, a ja spokojnie sobie dziabię kilometr po kilometrze. Robi się ciepło, żeby nie powiedzieć upalnie, ale wcale nie narzekam - przecież mógł być śnieg ;) W drodzę na szczyt robię przerwy 12, potem 8 i 4 km przed szczytem. Po drodze mija mnie sporo rowerzystów. Ja raczej nikogo nie wymijam, bo tylko my z Tomkiem jedziemy "wyprawowo" z sakwami, a reszta na kolarkach. Widoki z każdym zakrętem robią się coraz piękniejsze. W końcu zostaje mi tylko kilometr do mety. Jeszcze fotograf stojący na zakręcie robi mi zdjęcie i zostaje ostatnia prosta na przełęcz. O 14:30 wpadam bardzo szczęśliwy na Col du Galibier (2642 m). Tam już czeka na mnie Tomek, który zdążył lekko zmarznąć ;) Robimy małą sesję zdjęciową pod tabliczką, ubieramy grube ciuchy i możemy zjeżdżać w dół. Do Briancon mamy 35 km bez pedałowania. Po drugiej stronie przełęczy widoki i serpentyny są wcale niegorsze, za to asfalt jest dziurawy i wiatr wieje w twarz. Nie chcę być marudny, ale zjeżdżało się dość kiepsko. W Briancon robimy zakupy i jedziemy dalej lekko w dół. Nocleg znajdujemy u starego Francuza, który mówi tylko w swoim ojczystym języku. Dostajemy od niego pomidory i możemy się wykąpać na sporym ogrodzie, gdyż ma fajnego węża. Mamy pierwszy ciepły wieczór i mimo ciężkiego dnia chciałoby się posiedzieć przy stoliku do późna. Niestety jutro czeka nas jeszcze cięższy dzień. Alpy są świetne, a pogoda w końcu się zlitowała :)

Profil podjzadu

No to zaczynamy! © completny

Jeszcze sporo przed Nami © completny

Pogoda w końcu dopisuje © completny

A widoki powalają © completny

Pierwsza przełęcz zdobyta © completny

Col du Telegraphe 1566 m.n.p.m © completny

Czas na drugą przełęcz! © completny

Zrobiło się upalnie © completny

Serpentynki niczego sobie © majorus

Ogromne góry dookoła © completny

Jeszcze jeszcze... © completny

Widoki coraz ciekawsze © completny

Końcówka podjazdu © majorus

Col du Galibier 2642 m.n.p.m © completny

Pamiątkowa fota na tle Alp © completny

Czas na zjazd © completny

Piękny zjazd! © majorus

Pomnik kolarza Henri Desgrange'a © completny

Słaba nawierzchnia na zjeździe © completny

Jeszcze sporo śniegu na górze © completny

Powoli tracimy wysokość © completny

Mont-Dauphin © completny

Nocleg u starego Francuza © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 110.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:12 | km/h: | 15.28 | ||
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 29.0 | Podjazdy: | 2227m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 17
Środa, 30 lipca 2014
Nocleg w apartamencie był super. Niestety pogoda nie poprawiła się znacząco przez noc. Natomiast wczoraj gdy Francuzki dowiedziały się, że planujemy wjechać na Col du Galibier to ostrzegały, że w taką pogodę może tam padać śnieg :P Mimo wszystko jemy śniadanie i po godzinie 9 zaczynamy etap 17. Przez stopującą nas pogodę jesteśmy już 2 dni w plecy. Początkowo jedzie się przyjemnie, ciągle lekko w dół do Albertville. Miasto kojarzy się głównie z Olimpiadą, która odbywała się tam w 1992 roku. Odwiedzamy zatem centrum, a następnie Park Olimpijski. Potem robimy zakupy w pobliskim markecie i akurat w tym czasie zaczyna padać deszcz. Gdy zjedliśmy drugie śniadanie, opady ustąpiły i niebo było jasniejsze niż w ostatnich dniach, mimo iż nadal całe zachmurzone. Dalej jedziemy już boczną drogą, gdzie ruch samochodowy jest znacznie mniejszy. Oprócz jednego podjazdu cały czas mamy jakby w dół, jakby lekko z wiatrem, a przecież mieliśmy się wspinać. Do miejscowości Saint-Jean-de-Maurienne Tomek narzuca mocne tempo i jesteśmy tam już o godzinie 15. Mamy zatem sporo czasu, a dystansu do przejechania niewiele. Robimy sobie małą przerwę na WiFi w McD, a potem zakupy na 2 dni w Carrefour. Do kolejnej miejscowości Saint Martin mamy już pod górkę, ale nocleg znajdujemy za pierwszym razem u "Łysego". Francuz stał na drabinie i dłubał coś w dachu, ale zszedł i pozwolił nam się rozbić na ogródku. Nie było co wymyślać, więc szybko się rozbiliśmy. Tomek jak zwykle poszedł pierwszy kąpać się w zarośla, ale po jakimś czasie przyjechała żona "Łysego" i zaproponowała prysznic :3 Tomek wyjątkowo wykąpał się dziś 2 razy ;) Ponadto dostaliśmy jakieś batony i jogurty, a Francuz przyniósł nam jeszcze stolik i krzesła. Francja - elegancja! Wieczorem zaczyna padać, więc chowamy się do namiotu wcześniej. Jutro czeka nas wielki dzień. Mamy nadzieję, że pogoda się zlituje i będzie nam dane wjechać na Col du Galibier.

Żegnamy bardzo miłe Francuzki © majorus

Gdyby tylko nam się chciało ;) © completny

Albertville © completny

Hala Olimpijska © completny

Pamiątka po Olimpiadzie z 1992 roku © completny

Pogoda nędzna, ale wszystkie przełęcze otwarte :) © completny

Powoli nabieramy wysokości © completny

Saint-Jean-de-Maurienne © completny

Katedra © completny

Carrefour zawsze i wszędzie © completny

Zbliżamy się do naprawdę wielkich gór © completny

Nocleg u Łysego na ogródku © completny

Mały Tygrys © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 104.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:55 | km/h: | 21.15 | ||
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 691m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 16
Wtorek, 29 lipca 2014
Dzień zaczyna się...deszczem. Na pocieszenie miły Francuz zostawia nam kartkę z zaproszeniem na śniadanie. Właściciel śpi, ale wita nas jego żona i biegle mówiąca po angielsku córka. Po posiłku stwierdzamy, że nie ma sensu suszyć namiotu, więc zwijamy mokry i ruszamy w trasę. Początkowo mamy pod górkę, a motywacja do jazdy średnia. Przed Annecy zauważamy zbliżające się do nas granatowe chmury. Już z daleka słychać lekkie grzmoty. No świetnie... W tym wypadku musimy jak najszybciej zjechać do miasta, żeby w spokoju przeczekać ulewę. Niestety ta nie chce przejść, więc Tomek postanawia wykorzystać brak pogody na zmianę swojej opony, która jest w nieciekawym stanie. Niby spore miasto, ale znaleźć sklep rowerowy nie jest prosto. Wjeżdżamy do centrum i pracownik GoSportu wskazuje nam drogę. Z problemami, ale odnajdujemy serwis i Tomek wchodzi do akcji. Ja czekam pod jednym z bloków. W między czasie nad miastem przechodzi najbardziej intensywna ulewa. Francuz wyjeżdżający z garażu tylko się uśmiecha, mówiąc że pada tak od kilku dni i ma padać przez następne kilka. Pozdro. Po ponad godzinie wraca Tomek, szybko coś jemy i próbujemy ratować i tak już stracony dzień. Pozytyw jest taki, że Tomek kupił nową oponę Schwalbe Marathon i w Alpach nie będzie problemów i martwienia się o sprzęt. Pogoda minimalnie się poprawia, więc ruszamy wzdłuż jeziora. Jedzie się nawet nieźle, choć oczywiście jest mokro, a i o ścieżkę rowerową ciężko. Po przejechaniu całej Szwajcarii szlakami rowerowymi, zapomnieliśmy co to wspólna jazda z samochodami ;) Zrobiło się późno, więc musieliśmy szukać noclegu już po 60 km. Zaczęliśmy na przedmieściach Faverges i już za drugim razem udało się znaleźć nie ogródek, nie garaż, a prawdziwy apartament! Dwie miłe Francuzki udostępniły nam dwupiętrowe pomieszczenie, które kiedyś wynajmowały. Mieliśmy do dyspozycji na górze dwa pokoje, a na dole kuchnię z kominkiem i salon. W dodatku dostaliśmy jakieś suchary, pyszny dżem jagodowy, mleko. Pogodę mamy kiepską, ale szczęście do ludzi wielkie. Morale +50.

Wielki most wiszący robi wrażenie © completny

My też mamy swój Tour de Europe ;) © completny

Annecy © completny

W poszukiwaniu nowej opony dla Tomka © completny

Chmury nadal wiszą nisko © completny

Taki apartament nam się trafił! :D © completny

Jeden pokój © completny

Drugi pokój © completny

Nawet o czymś takim nie marzyliśmy ;) © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 64.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:39 | km/h: | 17.53 | ||
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 19.0 | Podjazdy: | 595m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 15
Poniedziałek, 28 lipca 2014
Rano wstajemy dość wcześnie, żeby "z kopyta" zacząć tydzień trzeci i odrobić trochę strat. Początkowo kontynuujemy zjazd z przełęczy, który wczoraj przerwaliśmy szukaniem noclegu. W pierwszym miasteczku robimy zakupy w markecie 'coop' i dostrzegamy, że drogie są jogurty, które chętnie kupowaliśmy na śniadanie, a i o tanim chlebie można zapomnieć - od dzisiaj tylko bagiety ;) Ta tendencja będzie się utrzymywała przez całą Francję, wszak jesteśmy już we francuskojęzycznej części Szwajcarii. Potem zaczyna się robić coraz cieplej i teren zmienia się na wyraźnie pofałdowany. Cały czas góra - dół, góra - dół. W końcu docieramy do Lozanny. Niestety miasto nas nie urzekło i po małej rundce opuszczamy je. Teraz wbijamy na szlak rowerowy i tniemy cały czas wzdłuż jeziora Genewskiego. Im bliżej Nyonu tym pogoda zaczyna się psuć. W mieście łapie nas ulewa, ale w tym czasie korzystamy z WiFi i czas leci szybciej. Przy wyjeździe z miasta dostrzegamy siedzibę UEFA. Jako fani piłki nożnej nie możemy sobie odpuścić takiej okazji i zaglądamy tam na chwilę. W holu głównym są wystawione wszystkie możliwe puchary aktualne i te już nieistniejące jak chociażby Puchar Zdobywców Pucharów. Największe wrażenie robi oczywiście Puchar Ligi Mistrzów :) Wracamy na trasę i znowu łapie nas deszcz. Na szczęście tym razem to tylko przelotna, krótka ulewa, ale niebo i tak jest całe pokryte siwymi chmurami. Plan na dziś to wyjechać ze Szwajcarii. W lekkiej mżawce docieramy do Genewy, mijając jeszcze po drodze siedzibę FIBA. W Genewie najpierw szukamy marketu, gdyż mamy pustki w sakwach. Robimy zapasy w Lidlu, gdzie kupuję 2 paczki makaronu (tutaj ciekawa historia, bo jedno opakowanie będę wiózł z różnych przyczyn aż do Hiszpanii). Mamy już zakupy, ale robi się późno, więc szybko jedziemy do centrum. Zwiedzamy co się da, ale niestety zaczyna padać i zamiast podziwiać piękną Genewę, my szukamy wyjazdu z miasta. Tomek odpala swojego GPSa na telefonie i w ulewie opuszczamy multikulturową metropolię. Szczerze mówiąc pozostał mi niedosyt po tej wizycie, bo Genewa zrobiła na mnie naprawdę spore wrażnie i będę chciał tutaj kiedyś wrócić, aby na spokojnie zobaczyć wszystkie uliczki. Lekko źli i mokrzy w końcu wyjeźdżamy ze Szwajcarii i w pierwszej francuskiej wiosce szukamy noclegu. Jeden Francuz zaprowadza nas na drugą stronę ulicy do ogródka starszej Pani. Jedziemy dalej, gdyż wierzymy w jakiś garaż, ale ciężko się z nimi wszystkimi dogadać. Postanawiamy wrócić do mokrego ogródka i jakoś się przemęczyć. Francuzowi zrobiło się nas szkoda i dał nam 40 Euro! Nie chcieliśmy przyjąć, ale powiedział że to na camping. My jednak zostaliśmy w ogródku. Co by nie mówić to humory nam się poprawiły :)

Tutaj spaliśmy © majorus

Startujemy do Genewy © completny

Już wszystko po francusku © completny

Lozanna © completny

Jedyne metro w Szwajcarii © completny

Panorama miasta © completny

Widok na Lozannę © completny

Przejazd przez centrum miasta © completny

Opuszczamy Lozannę © completny

Jezioro Genewskie © completny

Szwajcaria piękna do samego końca © completny

Nyon - widok na jezioro © completny

Siedziba UEFA © completny

Wszystkie możliwe Puchary © completny

Puchar Ligi Mistrzów! © completny

Wszystkie loga Federacji © completny

Jest i PZPN © completny

Siedziba FIBA © completny

Genewa © completny

Najwyższa fontanna w Europie © completny

Pomnik Narodowy © completny

Prada © completny

Niestety pada coraz mocniej © completny

Piękne centrum Genewy © majorus

Tomek odpala GPS, aby wydostać się z miasta © completny

Flagi, wszędzie flagi © completny

Stary Arsenał © completny

Żegnamy piękna Szwajcarię i wjeżdżamy do Francji! © completny

Nocleg w mokrym ogrodzie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 133.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:47 | km/h: | 19.61 | ||
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 1121m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 14
Niedziela, 27 lipca 2014
Po wczorajszym fatalnym dniu wstajemy z nadzieją, że dzisiaj będzie lepiej. Jest nieźle, bo co prawda niebo mamy całkowicie zachmurzone, ale przynajmniej nie pada. Jest natomiast zimno, więc etap zaczynamy grubo ubrani. Na dzień dobry czeka nas podjazd do kolejnego jeziora, a następnie przełęcz do zdobycia. Od tych wzniesień szybko robi mi się ciepło, a sam podjazd na Brunig Pass (1007 m) nie jest zbyt wymagający. Na górze niestety zaczyna padać, więc szybko się stamtąd zwijamy. Na zjeździe Tomkowi urywa się niestety linka od tylnej przerzutki. Mimo wszystko Tomek pomyślał i zabrał na wyprawę zapasową. Naprawa nie zabiera nam strasznie dużo czasu i możemy spokojnie kontynuować jazdę. Nawet zaczyna się przejaśniać! Teraz czekają nas 2 piękne jeziora do minięcia. Pierwsze atakujemy od północy, potem odwiedzamy ładne Interlaken i zjeżdżamy na południowy brzeg drugiego zbiornika. W Spiez odbijamy w kierunku gór, gdyż wcześniej ustaliliśmy, że odpuszczamy zwiedzanie Bern. Tomek martwi się o swoją tylną oponę, gdyż nie wygląda ona najlepiej. Na jednej z przerw zamienia on miejscami opony, aby zmniejszyć opory, a ja w tym czasie robię sobie makaron. W między czasie zrobiło się trochę późno, a my mamy jeszcze przełęcz Jaunpass (1508 m) do machnięcia. Tomek jedzie pierwszy, a ja staram się nie skupiać na widokach tylko zrobił górkę "na raz". Całość czyli 8,4 km podjazdu zajmuje mi 1:08 h jazdy. To była tak naprawdę pierwsza poważna przełęcz na wyprawie, ale warto było się lekko zmęczyć, gdyż skróciliśmy sobie tym samym drogę. Na górze ubieramy ciepłe ciuchy i nastawiamy się na długi zjazd. Nie rozczarowaliśmy się ani trochę, a dodam że nawet udało mi się wyrównać rekord prędkości sprzed kilku dni, gdy to w Austrii osiągnąłem 74 km/h. Na zjeździe żegnamy deszczowe chmury i z radością witamy Słońce. Zaskoczeni jesteśmy czymś innym. Otóż okazało się, że minięta przełęcz oddzielała niemiecko i francuskojęzyczne kantony. Tak więc po zjechaniu w dół byliśmy bardzo zaskoczeni, że nikt nie umie choćby słowa w języku naszych zachodnich sąsiadów :/ Zjeżdżamy w dół tyle ile się da i gdy nadchodzi pora na szukanie noclegu to pytamy ludzi w jednej z wiosek. Udaje się za drugim razem i mimo tego iż obok mieszkali Polacy, to na strych zaprosiła nas pewna Szwajcarka mówiąca wyłącznie po francusku. Poczęstowała nas nawet kolacją! Morale znowu podskoczyły, a za nami pierwszy poważny górski etap.

Startujemy ze stodoły © majorus

Pogoda nie uległa zmianie © completny

Ale widoki mamy od rana piękne © completny

Jedno z moich ulubionych zdjęć © completny

Droga na przełęcz © completny

Brunig Pass © completny

Tomek likwiduje awarie © completny

Interlaken © completny

Miasto zadbane jak cała Szwajcaria © completny

Prawdziwy rarytas dla fanów czterech kółek © completny

Rynek w Interlaken © completny

Thunersee © completny

Spiez © completny

Czeka nas dzisiaj jeszcze jedna przełęcz © completny

Zaczęło się © majorus

Zapowiadają się niezłe widoki © completny

Piękne serpentynki © majorus

Czas nagli, ale można nacieszyć oko © completny

Jaunpass zdobyty! © completny

Świetny nocleg na poddaszu © completny

Kolacja prima sort © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 127.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 06:55 | km/h: | 18.36 | ||
Pr. maks.: | 74.00 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | 1933m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 13
Sobota, 26 lipca 2014
Dzień trzynasty = pechowy. Od rana pada deszcz. Co prawda nie tak mocno żebyśmy nie mogli jechać, no ale wczoraj było przecież Słońce. Zaczynamy od zakupów w Aldi, a następnie ciśniemy jak najszybciej szlakiem nr 9 na Lucernę. Mamy taki plan, żeby deszcz "przeczekać" na zwiedzaniu miasta. Początkowo się to udaje, ale po jakimś czasie zaczyna naprawdę mocno padać i musimy się schować. Jedyny plus jest taki, że udało się z grubsza zwiedzić bardzo ładne miasto. Mam wrażenie, że w Szwajcarii nie ma brzydkich miejsc - to tak na marginesie ;) Po godzinie oczekiwania na poprawę pogody postanawiamy ubrać ciuchy i ruszyć dalej. Szkoda nam czasu, bo i tak mamy już lekkie straty. Powoli toczymy się zatem po mokrej drodze na południe Szwajcarii, ale za jakiś czas dopada nas prawdziwe oberwanie chmury. Całe szczęście mamy wiadukt przed sobą i tam też się chowamy. Trochę czasu tam spędziliśmy, ale gdy opady choć trochę ustają, to postanawiamy spróbować jechać dalej. Chmury wiszą nisko i cały czas lżej lub mocniej, ale jednak pada. Po 50 km łapie nas kolejna ulewa i chowamy się pod hotelem. Wszystko mamy przemoczone, temperatura spada, a i morale nie są za wysokie. Mamy pierwszy moment zwątpienia...Boimy się, że skoro teraz jest tak ciężko, to co będzie z taką pogodą w Alpach? Po godzinie rozmyślań próbujemy jechać dalej i po kilku kilometrach szukamy noclegu. Jeden Szwajcar po chwili namysłu każe nam jechać prosto i za chwile dogania nas samochodem. Ostatecznie na noc lądujemy u jego znajomego w starej stodole. 5-gwiazdkowy hotel to może nie jest, ale najważniejsze dla nas jest to, że mamy dach nad głową, że jest sucho, i że mamy kranik z wodą. Dzisiejszy etap kończymy już o godzinie 18 i potem o dziwo deszcz ustaje! Sęk w tym, że przed nami przełęcz do zrobienia i w taką pogodę byłoby głupstwem ładować się tam wieczorem. Próbujemy zatem czymś się zająć. Tomek bierze się za gotowanie, ja wsiadam na rower i jadę już bez bagaży 3 km z powrotem do małego miasteczka. Tam odwiedzam Gasthaus, gdzie dostaję hasło do WiFi, a potem w drugim lokalu korzystam z toalety. O 20 wracam do stodoły na kolację. Plusem tego etapu jest to, że się nie zmęczyliśmy i mamy siły na kolejne dni. Ale ta pogoda..

Luzern © completny

Piękne kamienice © completny

Wiadomo że to Szwajcaria © completny

Krążymy po uliczkach © completny

Jest co oglądać © completny

Jedno z najładniejszych miejsc © completny

Hofkirche © completny

Kapellbrücke © completny

Wewnątrz mostu © majorus

Chowamy się przed deszczem © completny

Scyzoryki Victorinox © completny

Zegarki Breitling © completny

Pogoda znowu się popsuła © completny

Chleb z miodem © completny

Pogoda nietęga, ale widoki niczego sobie © completny

Nocleg w stodole © completny

Nasza miejscówka do spania na dziś © completny

Wieczorne notatki © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 65.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 03:42 | km/h: | 17.57 | ||
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | 17.0 | Podjazdy: | 358m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 12
Piątek, 25 lipca 2014
Dzień dwunasty zaczynamy późnym śniadaniem na balkonie, na które woła nas 7-letni syn Theo. Przemiły Szwajcar zaserwował nam szeroki wachlarz możliwości, ale najbardziej w pamięci utkwiły mi pyszne szwajcarskie sery. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i trzeba się zbierać do dalszej jazdy. Pięknie dziękujemy za fantastyczny nocleg i ruszamy wzdłuż rzeki do Zurychu. Od początku wiatr jest nam przychylny i jedzie się przyjemnie. Pierwszą przerwę na zwiedzanie robimy w polecanym przez gospodarza Rapperswil. To malutkie, ale kapitalne miasteczko bardzo nam się spodobało. Warto wiedzieć, że w 1870 roku w Rapperswil zostało założone Polskie Muzeum, które działa do dziś. Po małej wycieczce po Starym Mieście ruszyliśmy już na dobre w kierunku Zurychu. Wybraliśmy drogę rowerową numer 66, która prowadziła nas bocznymi drogami obok jeziora. W końcu dotarliśmy do wyczekiwanego miasta kojarzącego się z bogactwem i bankami. Zrobiliśmy sobie standardową rundkę po centrum i mimo iż Zurych jest bardzo ładny, to trochę mnie roczarował. Sądziłem, że to miasto powali mnie na kolana, ale aż tak dobrze nie było. Z centrum kierujemy się na zachód i musimy teraz pokonać małe wzniesienie. Pogodę do jazdy mamy bardzo fajną, więc nie robimy za dużo przerw, kierując się na Lucernę. Po 100 km powoli rozglądamy się za noclegiem i trzeba przyznać, że nie idzie nam zbyt dobrze. Co prawda już za pierwszym razem Pani wysyła nas na polanę obok rzeki, ale oczywiście nasza ambicja wzięła górę i szukaliśmy dalej. Przejechaliśmy przez kilka ulic w wiosce Honau, ale żadnych konkretów, więc nabraliśmy wody w bidony i pojechaliśmy nad rzekę. Po drodze spytaliśmy jeszcze jednego rolnika i o dziwo pozwolił nam się rozbić obok sadu. Po czasie przychodzi jego żona i pokazuje nam toaletę. Szału nie ma, ale nie można narzekać. Ostatnie dwa noclegi były przecież rewelacyjne ;)

Żegnamy się z przemiłym Szwajcarem © majorus

Obersee © completny

Rapperswil © completny

Centrum miasteczka © completny

Czyż nie jest tu pięknie? © completny

Widok na Zurichsee © completny

Wnętrze zamku © completny

Polskie akcenty © completny

Kierunek Zurych © completny

Opera w Zurychu © completny

Widok na drugą stronę rzeki © completny

Ciekawe kino © completny

Rzeka dzieląca miasto na dwie części © completny

Patrz co jedzie! © completny

Maserati © completny

Coś mi to mówi © completny

Szwajcarzy chętnie wywieszają swoje flagi © completny

Przerwa pod kościołem św.Piotra © completny

Grossmunter - najbardziej znany obiekt w Zurychu © completny

Udało się zapolować na Ferrari © completny

Tramwaj w Zurychu © completny

Światła jak w Formule 1 © completny

Kierunek Cham © completny

Nocleg obok sadu i torów kolejowych © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 114.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:31 | km/h: | 17.49 | ||
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 878m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 11
Czwartek, 24 lipca 2014
Pierwsza noc w łóżku po 10-ciu dniach wyraźnie nam się spodobała, bo wstajemy późno i też późno opuszczamy mieszkanie znajomej, która już o 5 rano pojechała do pracy. Początek etapu jest ciężki, bo cały czas mamy lekko pod górę. Nie lubię takich "mdłych" podjazdów, ale w końcu docieramy do pięknego St.Gallen i można trochę pozwiedzać. Samo miasto bardzo wiele oferuje turystom. Spędzamy tam trochę czasu, a ja jeszcze szybko idę do banku wymienić euro na franki szwajcarskie. Wyjeźdżamy z miasta i znowu czeka nas strasznie długi i niemrawy podjazd. Po jakimś czasie dobijam do Tomka, która czeka na mnie na przełęczy Stoss i śmigamy razem w dół super zjazdem. Okazuje się, że po drugiej strony góry mamy już do czynienia z serpentynkami z prawdziwego zdarzenia. Na dole robimy zakupy w Lidlu, gdzie nie jest wcale tak drogo w porównaniu do Niemiec czy Austrii jak to niektórzy nas straszyli przed wyjazdem. Potem jedziemy już płaską, ale ładną drogą do Liechtensteinu. Księstwo jest niewielkie, ale bardzo bogate i zadbane. W Vaduz, czyli stolicy Liechtensteinu, spotyka nas niemała niespodzianka. Otóż okazuje się, że wyjazdowy mecz z FC Vaduz gra Ruch Chorzów i zjechało się tutaj sporo polskich kibiców. Przez chwilę znowu czujemy się jak w domu :) Gdy już zaspokoiliśmy ciekawość odnośnie Liechtensteinu, to czekał nas teraz powrót wdzłuź Renu do Szwajcarii. Tam od razu wbiliśmy na wcześniej przez nas wybrany i przeanalizowany szlak rowerowy 9 czyli Seenroute. Jest to szlak, który biegnie niemal przez całe państwo i prowadzi głownie wzdłuż jezior. Już na samym początku przekonujemy się jak dobry był to wybór. Na trasie 0 samochodów, nawierzchnia świetna, a widoki rewelacyjne. Zbliża się koniec dnia, więc mijamy jezioro i zaczynamy szukać noclegu. Udaje nam się za drugim razem, a do swojego domu przyjmuje nas Szwajcar, który 8 lat temu sam jechał na rowerze do Chin. Trafił swój na swego chciałoby się powiedzieć. Wczoraj przecież spaliśmy w mieszkaniu, a dzisiaj znowu mamy prysznic, kolację i dach nad głową! Możemy spróbować tradycyjnej szwajcarskiej potrawy, a potem przy piwie i czekoladzie (Ów Szwajcar pracuje w fabryce Lindt) siedzimy do północy mimo niełatwego etapu.

Noc w łóżku po 10 dniach © completny

St.Gallen © majorus

Centrum miasta © completny

Joachim Vadian © completny

Opactwo w St.Gallen © completny

Multergasse © completny

Jedno z ładniejszych miast na wyprawie © completny

Przed nami długi zjazd ze Stoss Pass (942 m) © completny

Piękna równina © completny

Franki szwajcarskie © completny

Odwiedzamy Liechtenstein © completny

Piękne krajobrazy © majorus

Zamek Vaduz © completny

Czarne tablice rejestracyjne © completny

Muzeum Sztuki © completny

Futurystyczny budynek Parlamentu © completny

Vaduz © completny

Zdjęcie z flagą na pamiątkę ;) © completny

Kibice Ruchu Chorzów © completny

Góry robią wrażenie © completny

Bardzo cichy i bardzo drogi pociąg szwajcarski © completny

Seenroute © completny

Można cieszyć oczy © completny

A to niespodzianka! © completny

Rewelacyjny nocleg u Szwajcara © majorus
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 128.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:50 | km/h: | 18.73 | ||
Pr. maks.: | 64.00 | Temperatura: | 26.0 | Podjazdy: | 945m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 10
Środa, 23 lipca 2014
Dzień dziesiąty zaczynamy wyjątkowo już o 7 rano. Potem Niemcy zapraszają nas na śniadanie i o 8 ruszamy już w kierunku Szwajcarii. Dlaczego tak szybko? Dlatego że musimy dzisiaj zrobić 180 km, aby załapać się na umówiony nocleg u znajomej mojej mamy. Jako że bez sensu rozkładać taki dystans na 2 dni, to porywamy się na to już w środę. Od rana pogoda nas nie rozpieszcza. Mgła ogranicza widoczność do 20 metrów, a i opady deszczu są bardzo prawdopodobne. Początek etapu bardzo pagókowaty, ale po wielu dniach w końcu wieje nam w plecy! O godzinie 11:00 mgła odpuszcza i dopiero wtedy po 50 km robimy pierwszą przerwę. Wychodzi słońce i robi się gorąco, ale cały czas dmucha nam lekko w plecy. Dzisiaj nie jesteśmy skupieni na zwiedzaniu lecz na trzaskaniu kilometrów. Nie mniej jednak w niemieckim Kempten robimy szybką rundkę po centrum, a na wylocie miasta "tankujemy" w Lidlu. Niestety nie mają tam pieczywa, więc podjeżdżamy do marketu obok. Idę na stoisko z bułkami i okazuje się, że pracuje tam Polka, która dostrzega napis: "Ostrów Wielkopolski" na mojej koszulce kolarskiej. Tym sposobem dostajemy darmowe bułki :) Tempo mamy dobre i jesteśmy pełni nadziei na dojechanie do Szwajcarii. Pokonujemy jeszcze jedno małe pasmo górskie i przed nami kapitalny zjazd do autriackiego Bregenz. Czasami nawet ludzie na szosówkach zostawali z tyłu ;) Będąc w Austrii robimy ostateczne zakupy przed wjazdem do drogiej Szwajcarii i po przekroczeniu granicy tniemy już prosto wdłuż jeziora Bodeńskiego do miejscowości Horn, gdzie mieliśmy zaklepany nocleg. Zjawiamy się o dobrej porze, jemy pyszne spaghetti(sic!) na kolację i możemy się spokojnie wykąpać, a także wyprać wszystkie brudne rzeczy. Zmęczeni szybko idziemy spać. To był długi, ale bardzo fajny etap.

Pamiątkowe zdjęcie z Niemcami © completny

Strach jechać ;D © completny

W południe wychodzi już Słońce © completny

Chillout po niemiecku © completny

Kempten © completny

Ratusz w Kempten © completny

Są góry, są widoki © completny

Wracamy na chwilę do Austrii © completny

Równina przed Bregenz © completny

Robi się ciekawie © completny

Granica ze Szwajcarią © completny

Willkommen in der Schweiz © completny

Nad Jeziorem Bodeńskim © completny

Nocleg u znajomej po ciężkim etapie © completny

Widok z balkonu © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 188.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:24 | km/h: | 22.38 | ||
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | 1537m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 9
Wtorek, 22 lipca 2014
Rano wstajemy szybko, bo Tomek dostał informacje, że po południu ma padać. Nasz cel minimum na dziś to dojechać, zwiedzić i wyjechać za Monachium. Wjazd do miasta ciągnie się niesłychanie długo. Jednak to co rzuca się w oczy, to brak bloków mieszkalnych. Mam wrażenie, że to miasto jest tak rozległe, dlatego że wszyscy mieszkają w domach. Dojeżdżamy w końcu do centrum i zaczynamy zwiedzanie. Pogoda raczej mizerna, więc i jakichś wielkich tłumów nie ma. Samo miasto bardzo ładne, ale z goła inne niż chociażby Salzburg. Dominują tutaj szare kolory, a sama architektura jest bardzo surowa. Monachium stawia na minimalizm. Wyjazd z miasta poszedł nam niesłychanie gładko, patrząc na to, że było to największe miasto (1,4 mln) na naszej trasie. Po opuszczeniu Monachium stajemy pod Aldi na małe zakupy. W tym samym momencie zaczyna padać. Na szczęście deszcz nie był tak mocny jak wczoraj, więc ubraliśmy dodatkowe ciuchy i postanowiliśmy wrócić na trasę, nie tracąc kolejnych godzin na przeczekiwaniu. Po jakimś czasie dopada nas już niestety prawdziwa ulewa. Oberwanie chmury przeczekujemy pod jednym ze sklepów w centrum pewnego miasteczka. Jedyny pozytyw był taki, że mieliśmy tam WiFi, a i pewna Niemka ze sklepu obok przyniosła nam herbatę! Po niemal dwóch godzinach postanawiamy ruszać dalej. Do końca dnia jedziemy z przerwami, gdyż raz pada mocniej raz słabiej. Po zjechaniu z gór było trochę lepiej, ale potem znowu nabraliśmy wysokości i trzeba było szukać dachu nad głową. Nocleg znaleźliśmy błyskawicznie i drugi raz z rzędu Niemiec wyparkował dla nas auto, żebyśmy mogli spać w garażu! Żeby tego było mało, to po takim deszczowym dniu możemy wziąć cieplutki prysznic. Niestety pogoda nie dopisuje i już na początku jesteśmy 1 dzień w plecy, ale przynajmniej Niemcy pozytywnie zaskakują :)

Cel na dziś © completny

Długi wjazd do Monachium © completny

Maximilianeum © completny

Jeden z pomników © completny

Bayerisches Nationalmuseum © completny

Niemcy © completny

Rezydencja w Monachium © completny

Widok na Kościół Teatynów © completny

Feldherrnhalle © completny

Surowa architektura © completny

Teatr Narodowy w Monachium © completny

W tle Stary Ratusz © completny

Kapitalny Nowy Ratusz © completny

Piękna budowla z 1909 roku © completny

Jest i Robert © completny

Przerwa na zakupy w Aldi © completny

Znowu pada © completny

Chmury wiszą nisko, ale jedziemy dalej © completny

W lekkim deszczu przed siebie © majorus

Humor dopisuje mimo braku pogody © completny

Drugi z rzędu nocleg u Niemca w garażu © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 94.00 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 05:21 | km/h: | 17.57 | ||
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 19.0 | Podjazdy: | 510m | Rower: | Giant |