Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 726.29 km (w terenie 24.90 km; 3.43%) |
Czas w ruchu: | 31:18 |
Średnia prędkość: | 20.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.05 km/h |
Suma podjazdów: | 1937 m |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 55.87 km i 3h 54m |
Więcej statystyk |
Świdnica i okolice
Sobota, 29 września 2012
W piątek zostałem studentem. W sobotę zaś mieliśmy z Michałem w planach przejechać się rowerem. Wybraliśmy kierunek Jaworzyna Śląska. Wstaliśmy o 6:40 rano, zjedliśmy skromne śniadanie i ruszyliśmy żwawo na PKP Wrocław Zachodni. I tam też ostatni raz w życiu skorzystałem w pociągu z ulgi uczniowskiej wynoszącej 37 % :P Do Jaworzyny Śląskiej dojechaliśmy po 50 minutach. Tam pokręciliśmy się chwilę po ulicach i natrafiliśmy na Muzeum Parowozów. Los chciał, że akurat był organizowany zlot i mieliśmy okazję zobaczyć kilka efektownych maszyn. Stamtąd popędziliśmy wioskami w kierunku Świdnicy. W połowie drogi zrobiliśmy sobie przerwę na ciasto i herbatkę z termosu obok pałacu na wodzie. Po 30 minutach dotarliśmy do Świdnicy. Miasto zwiedzaliśmy chyba przez 2 godziny (nie wiem po co). To wszystko przez Michała. Najpierw zajechaliśmy na Rynek, potem do Galerii Świdnickiej za potrzebą żeby potem znowu wracać się na drugi koniec miasta na PKP. A żeby jechać w kierunku Dzierżoniowa to musieliśmy przejechać przez centrum Świdnicy po raz czwarty :P
Do Pieszyc prowadziła nawet ładna droga. Teren był płaski, ale wiatr trochę nam dokuczał. Po drodze spotkaliśmy żołnierzy jadących na zlot. W Bielawie natomiast trafiliśmy na pożar. Stamtąd do Dzierżoniowa mieliśmy już długą, prostą przez którą przemknąłem bardzo szybko. W Dzierżoniowie wpadliśmy na brzydki choć działający dworzec kolejowy. Następnie jadąc do Rynku zauważyłem kościół, który okazał się być jednym z dzieł Langhansa - tego samego gościa który zaprojektował kościół ewangelicki w Sycowie, ale również Bramę Brandenburską. Podobieństwa nie dało się ukryć. W samym Dzierżoniowie nie byliśmy już długo. Michał kupił jeszcze tylko po dwie kiełbasy w mięsnym i już jechaliśmy czym prędzej na Tąpadła. Tam mieliśmy sobie bowiem owe kiełbaski usmażyć na polanie. Od tamtej pory mieliśmy już lekko z wiatrem, ale pod górkę też trzeba było piłować. Na Tąpadłach posiedzieliśmy 1,5 godziny. Jednemu rowerzyście musiałem podarować 3 łatki, bo zjeżdżając na fullu ze Ślęży niemiłosiernie podziurawił swoją oponę. Była już godzina 17:15, a więc ostatnia pora aby wracać do Wrocławia. Wszak o 19 jest już praktycznie ciemno, a przed nami jeszcze 40 km drogi. Plus był taki, że do domu mieliśmy z górki. Jechaliśmy wioskami, czasem dziurawymi drogami, ale niekiedy także świeżo oddanymi do użytku. Ostatnie 20 km jechaliśmy w deszczu. W Tyńcu Małym nawet zatrzymaliśmy się na 35 minut, aby przeczekać narastające opady jednak nic to nie dało i w Bielanach Wrocławskich byliśmy mokrzy.
Wyjazd jak najbardziej udany. Pogoda na rower była tego dnia idealna czyli 22,5 stopnia, w miarę ciepły poranek i niewielki wiatr. Znowu miałem okazję przejechać się z bratem na rowerze. Co prawda tempo było piknikowe, ale w końcu to sobota :) Ponadto wpadło kilka nowych gmin, zobaczyliśmy nowy kawałek Dolnego Śląska i spędziliśmy miło sobotni czas. A od poniedziałku już na studia...
FOTORELACJA:







































Do Pieszyc prowadziła nawet ładna droga. Teren był płaski, ale wiatr trochę nam dokuczał. Po drodze spotkaliśmy żołnierzy jadących na zlot. W Bielawie natomiast trafiliśmy na pożar. Stamtąd do Dzierżoniowa mieliśmy już długą, prostą przez którą przemknąłem bardzo szybko. W Dzierżoniowie wpadliśmy na brzydki choć działający dworzec kolejowy. Następnie jadąc do Rynku zauważyłem kościół, który okazał się być jednym z dzieł Langhansa - tego samego gościa który zaprojektował kościół ewangelicki w Sycowie, ale również Bramę Brandenburską. Podobieństwa nie dało się ukryć. W samym Dzierżoniowie nie byliśmy już długo. Michał kupił jeszcze tylko po dwie kiełbasy w mięsnym i już jechaliśmy czym prędzej na Tąpadła. Tam mieliśmy sobie bowiem owe kiełbaski usmażyć na polanie. Od tamtej pory mieliśmy już lekko z wiatrem, ale pod górkę też trzeba było piłować. Na Tąpadłach posiedzieliśmy 1,5 godziny. Jednemu rowerzyście musiałem podarować 3 łatki, bo zjeżdżając na fullu ze Ślęży niemiłosiernie podziurawił swoją oponę. Była już godzina 17:15, a więc ostatnia pora aby wracać do Wrocławia. Wszak o 19 jest już praktycznie ciemno, a przed nami jeszcze 40 km drogi. Plus był taki, że do domu mieliśmy z górki. Jechaliśmy wioskami, czasem dziurawymi drogami, ale niekiedy także świeżo oddanymi do użytku. Ostatnie 20 km jechaliśmy w deszczu. W Tyńcu Małym nawet zatrzymaliśmy się na 35 minut, aby przeczekać narastające opady jednak nic to nie dało i w Bielanach Wrocławskich byliśmy mokrzy.
Wyjazd jak najbardziej udany. Pogoda na rower była tego dnia idealna czyli 22,5 stopnia, w miarę ciepły poranek i niewielki wiatr. Znowu miałem okazję przejechać się z bratem na rowerze. Co prawda tempo było piknikowe, ale w końcu to sobota :) Ponadto wpadło kilka nowych gmin, zobaczyliśmy nowy kawałek Dolnego Śląska i spędziliśmy miło sobotni czas. A od poniedziałku już na studia...
FOTORELACJA:

Wczesnym rankiem na Dworcu Zachodnim© pape93

Ta ostatnia sobota...ze zniżką 37 %© pape93

PKP Jaworzyna Śląska© pape93

Załapaliśmy się na ZLOT Parowozów© pape93

Wszak Jaworzyna to miasteczko z kolei słynące...© pape93

Niestety bramy były jeszcze zamknięte© pape93

Jazda próbna© pape93

Pałac na wodzie w Bagieńcu© pape93

A to już wysokie kamienice w Świdnicy© pape93

Alpen Gold© pape93

Kolorowe kamienice© pape93

Urania (lekko) Podpita© pape93

Rynek w Świdnicy© pape93

Ratusz w Świdnicy© pape93

Katedra św. Stanisława i św. Wacława© pape93

Galeria Świdnicka o_O© pape93

Katedra diecezji świdnickiej© pape93

PKP Świdnica© pape93

Wieża katedry świdnickiej ma aż 103 metry wysokości !© pape93

Kolejne gminy wpadają do kolekcji...© pape93

Kawalkada jadąca na II Mityng Militarny w Dzierżoniowie© pape93

Masa poprzebieranych żołnierzy wstrzymała ruch© pape93

Kościół w Bielawie© pape93

Bielawa, ul. Wolności - Pożar hal magazynowych ze słomą© pape93

Ponoć walczyli z ogniem ponad dobę© pape93

PKP Dzierżoniów© pape93

Na Peronie wieje biedą...© pape93

Dzierżoniów - 35 tysięcy mieszkańców© pape93

Jedna z replik kościoła ewangelickiego w Sycowie© pape93

Dzieło Langhansa od środka...© pape93

Ratusz w Dzierżoniowie© pape93

Michał czeka za kiełbasą w mięsnym :)© pape93

Pole golfowe u podnóża Ślęży© pape93

Ślęża 718 m.n.p.m.© pape93

Panorama Świdnicy© pape93

Najwyższa wieża na Śląsku, piąta w kraju...© pape93

Panorama widziana z podjazdu na Tąpadła© pape93

Przęłęcz Tąpadła - zakończenie sezonu ogniskowego© pape93

Mimo deszczu humor nie opuszcał nas do końca.© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 124.52 | Km teren: | 0.50 | Czas: | 06:24 | km/h: | 19.46 | ||
Pr. maks.: | 59.30 | Temperatura: | 22.5 | Podjazdy: | 465m | Rower: | Giant |
Jestę studentę
Piątek, 28 września 2012
Piątkowy dzień zaczął się dość szybko. Wstałem bowiem o 6:30. Potem odpicowany jak stróż w Boże Ciało musiałem przedostać się na Grunwaldzki, gdzie czekała mnie inauguracja Studiów. Po ponad 7 godzinach kiszenia się w garniaku na auli, o jednym głupim Prince-Pole musiałem wracać na Nowy Dwór. Już mocno spóźniony przebrałem się momentalnie w normalne ciuchy i chwyciłem za Kellysa. Musiałem podjechać na Kuźniki do dentystki. Po drodze byłem świadkiem stłuczki (każdy się śpieszył po pracy do domu). Na szczęście tylko poszła lampa w jednym i drugim samochodzie. U dentystki ledwo po wejściu miałem okazję zobaczyć małą dziewczynkę, która z wielkim i przeraźliwym rykiem wyjeżdżała za rękę z przychodni dentystycznej. Po drodze kopała krzesła i biła babcię :D Reszta dnia już znacznie normalniejsza.
Dane wycieczki:
Km: | 3.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 21.0 | Podjazdy: | 15m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Pogórze Kaczawskie z Michałem
Niedziela, 23 września 2012
W sobotę wróciłem ostatnim autobusem do Wrocławia, a to dlatego że niedzielę Michał chciał spędzić na rowerze. Kierunek - Bolesławiec. Pociąg - godzina 7:19. Wstaliśmy 45 minut wcześniej, coś tam zjedliśmy i w drogę. W szynobusie Deutsche Bahn było ciepło i ciasno. Godzinna podróż zleciała nam na staniu i wpatrywaniu się w 5 Niemców, którzy dochodzili do siebie na podłodze, po zapewne suto zakrapianej imprezie.
W Bolesławcu wychodzimy na peron o 8:27 i od razu dostajemy podmuch zimna. Dojeżdżamy na Rynek i tam sfrustrowany lodowatym powietrzem zakładam dodatkowe ciuchy czyli kominiarkę i kalesony. W Bolesławcu nie gościmy długo i wnet ruszmy w kierunku Lwówka Śląskiego. Temperatura oscyluje w granicach 5-6 stopni, a droga prowadzi przez las, więc jest nam zimno. Od samego początku nie brakuje pagórków, ale i dobrego asfaltu.
W Lwówku Śląskim zajeżdżamy na Rynek. Tam kupuję herbatniki duńskie w pobliskiej Cukierni, a Michał w tym czasie przyrządza herbatę na gazówce, którą również zabrał. Przerwa koło fontanny trwa 20 minut i jedziemy dalej. Przy wylocie z miasteczka zahaczamy jeszcze o dworzec kolejowy. Następnie kierujemy się na Złotoryję. Postanowiliśmy jechać wioskami zamiast drogą wojewódzką i to nam się opłaciło, bowiem w Twardocicach natrafiamy na ciekawe ruiny kościoła ewangelickiego. Stamtąd do Złotoryi mamy do przejechania jeszcze tylko ze 2 pagórki. Jeden z nich okazuje się na tyle konkretny, że wykręcam na nim 64 km/h dziwiąc się samemu sobie.
Sama Złotoryja bardzo nam się podoba. W kameralnej restauracji obok Rynku jemy mały obiad, a mianowicie zupę pomidorową oraz naleśniki. Najedzeni ruszamy w kierunku Jawora. Standard nawierzchni powoli ulega pogorszeniu, ale niesieni lekkim wiatrem w plecy docieramy do kolejnego ładnego miasta. W Jaworze robimy sobie przerwę na Rynku. Jedząc babcine ciasto zabawiamy się z lokalnymi gołębiami. Jawor ma kilka okazałych zabytków, ale mi i tak najbardziej utkwią w pamięci te Arkady na Rynku.
W Jaworze podejmujemy decyzję o rezygnacji ze zwiedzania Strzegomia oraz Żarowa, więc pędzimy prosto na Wrocław. Według moich kalkulacji mamy 60 km, ale Michałowi nie chce się wierzyć. Po drodze nie mijamy już żadnych ciekawszych obiektów. Pokonywanie kilometrów utrudnia nam paskudna niekiedy nawierzchnia. Mimo wszystko przedzieramy się przez kilkanaście wiosek i docieramy na Nowy Dwór o godzinie 18:35 kończąc niedzielne wojaże.
Podsumowanie wycieczki:
Jak na Pierwszy Dzień Jesieni to było bardzo, ale to bardzo zimno. Najlepiej potwierdzi to fakt, że kalesonów nie ściągnąłem już do końca wycieczki. Prawdopodobnie był to ostatni w tym sezonie wspólny wyjazd z bratem. Nie mniej jednak zobaczyliśmy kilka nowych miejsc i obcych jak dotąd zakątków Dolnego Śląska. Pogórze Kaczawskie jeśli chodzi o stronę rowerową jest jak najbardziej godne polecenia. Ponadto w niedzielę wpadło 10 kolejnych gmin na moje konto. Muszę również odnotować, że niedzielną trasę przejechałem z narastającym przeziębieniem z bólem gardła na czele. Sam bym nie jechał, ale obiecałem Michałowi wspólny wyjazd. A mecz Romy z Cagliari został odwołany, więc nic straconego (walkower 0-3). Tym razem pozwoliłem sobie dodać więcej zdjęć niż zazwyczaj, więc zapraszam do oglądania...


































W Bolesławcu wychodzimy na peron o 8:27 i od razu dostajemy podmuch zimna. Dojeżdżamy na Rynek i tam sfrustrowany lodowatym powietrzem zakładam dodatkowe ciuchy czyli kominiarkę i kalesony. W Bolesławcu nie gościmy długo i wnet ruszmy w kierunku Lwówka Śląskiego. Temperatura oscyluje w granicach 5-6 stopni, a droga prowadzi przez las, więc jest nam zimno. Od samego początku nie brakuje pagórków, ale i dobrego asfaltu.
W Lwówku Śląskim zajeżdżamy na Rynek. Tam kupuję herbatniki duńskie w pobliskiej Cukierni, a Michał w tym czasie przyrządza herbatę na gazówce, którą również zabrał. Przerwa koło fontanny trwa 20 minut i jedziemy dalej. Przy wylocie z miasteczka zahaczamy jeszcze o dworzec kolejowy. Następnie kierujemy się na Złotoryję. Postanowiliśmy jechać wioskami zamiast drogą wojewódzką i to nam się opłaciło, bowiem w Twardocicach natrafiamy na ciekawe ruiny kościoła ewangelickiego. Stamtąd do Złotoryi mamy do przejechania jeszcze tylko ze 2 pagórki. Jeden z nich okazuje się na tyle konkretny, że wykręcam na nim 64 km/h dziwiąc się samemu sobie.
Sama Złotoryja bardzo nam się podoba. W kameralnej restauracji obok Rynku jemy mały obiad, a mianowicie zupę pomidorową oraz naleśniki. Najedzeni ruszamy w kierunku Jawora. Standard nawierzchni powoli ulega pogorszeniu, ale niesieni lekkim wiatrem w plecy docieramy do kolejnego ładnego miasta. W Jaworze robimy sobie przerwę na Rynku. Jedząc babcine ciasto zabawiamy się z lokalnymi gołębiami. Jawor ma kilka okazałych zabytków, ale mi i tak najbardziej utkwią w pamięci te Arkady na Rynku.
W Jaworze podejmujemy decyzję o rezygnacji ze zwiedzania Strzegomia oraz Żarowa, więc pędzimy prosto na Wrocław. Według moich kalkulacji mamy 60 km, ale Michałowi nie chce się wierzyć. Po drodze nie mijamy już żadnych ciekawszych obiektów. Pokonywanie kilometrów utrudnia nam paskudna niekiedy nawierzchnia. Mimo wszystko przedzieramy się przez kilkanaście wiosek i docieramy na Nowy Dwór o godzinie 18:35 kończąc niedzielne wojaże.
Podsumowanie wycieczki:
Jak na Pierwszy Dzień Jesieni to było bardzo, ale to bardzo zimno. Najlepiej potwierdzi to fakt, że kalesonów nie ściągnąłem już do końca wycieczki. Prawdopodobnie był to ostatni w tym sezonie wspólny wyjazd z bratem. Nie mniej jednak zobaczyliśmy kilka nowych miejsc i obcych jak dotąd zakątków Dolnego Śląska. Pogórze Kaczawskie jeśli chodzi o stronę rowerową jest jak najbardziej godne polecenia. Ponadto w niedzielę wpadło 10 kolejnych gmin na moje konto. Muszę również odnotować, że niedzielną trasę przejechałem z narastającym przeziębieniem z bólem gardła na czele. Sam bym nie jechał, ale obiecałem Michałowi wspólny wyjazd. A mecz Romy z Cagliari został odwołany, więc nic straconego (walkower 0-3). Tym razem pozwoliłem sobie dodać więcej zdjęć niż zazwyczaj, więc zapraszam do oglądania...

PKP Bolesławiec© pape93

Godzina 8:27 i tylko 5 stopni Celsjusza© pape93

Bolesławiec© pape93

Agawa i latarnia© pape93

Mimo chorób, przeciwności Paweł zawsze w gotowości!© pape93

Lwówek Śląski© pape93

Pod Czarnym Krukiem© pape93

Baszta lubańska, Lwówek Śląski© pape93

Kino Bajka© pape93

Pogórze Kaczawskie© pape93

Karkonosze© pape93

Twardocice - ruiny kościoła ewangelickiego (1727)© pape93

Zbliżnie na zegar© pape93

Zbliżenie na balkon© pape93

Jeden z największych na Śląsku, miał 2400 miejsc siedzących© pape93

Zoom test Nikona© pape93

PKP Jerzmanice-Zdrój© pape93

Wjazd do Złotoryji© pape93

Baszta Kowalska© pape93

Kościół Najświętszej Maryi Panny© pape93

Stolica Polskiego Złota© pape93

Deptak złotoryjski© pape93

Jazdę umilały nam liczne pagórki© pape93

Jawor© pape93

Jaworzanie© pape93

Charakterystyczne dla Dolnego Śląska Arkady© pape93

Sudety© pape93

Zoom test Nikona nr 2© pape93

Sky Tower widziany z 50 km© pape93

W niedzielę wpadło 10 nowych gmin© pape93

A do domu wciąż daleko...© pape93

Zjazd na A4© pape93

Sky Tower coraz większy i coraz wyraźniejszy© pape93

New Dwór - ostatnie 4 km© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 141.14 | Km teren: | 0.40 | Czas: | 07:18 | km/h: | 19.33 | ||
Pr. maks.: | 64.05 | Temperatura: | 15.0 | Podjazdy: | 510m | Rower: | Giant |
Za zimno na cokolwiek
Sobota, 22 września 2012
Po dłuższej przerwie znów po Sycowie, ale tylko symbolicznie, bo pizga...
Dane wycieczki:
Km: | 2.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Kędzierzyńsko-Kozielska wynora
Poniedziałek, 17 września 2012
W niedzielę mój brat usilnie starał się namówić mnie na jakiś krótki wyjazd za Wrocław. Ja jednak nie pojechałem, gdyż wszystkie chęci i siły szykowałem na poniedziałek, a poza tym grała tego dnia Roma. Ale jeśli chodzi już o poniedziałek to miałem w planach zaliczyć kilka(naście) gmin w południowej Opolszczyźnie. Potrzebowałem z rana dojechać pociągiem do Kamieńca Ząbkowickiego, aby przez Otmuchów i inne Głogówki dotrzeć do Kędzierzyna-Koźle na pociąg powrotny do Wrocławia. Wyszło jednak inaczej.
W poniedziałek wstaję o 6 rano. Jest jeszcze ciemno za oknem. Pociąg w kierunku Kłodzka odjeżdża z Głównego za 44 minuty. Jako że spakowałem się dzień wcześniej to teraz wystarczyło abym się tylko ubrał, zjadł płatki z mlekiem, umył zęby i wyszedł z mieszkania. Tak też zrobiłem tylko że zamiast wyjechać o 6:20 to wystartowałem o 6:30. Musiałem więc dojechać w 14 minut na Dworzec Główny oddalony od Nowego Dworu o 6,5 km. Mimo iż ruch rano był znikomy, temperatura nie była bardzo niska, a ja po mieście osiągnąłem średnią 27 km/h to jednak spóźniłem się dosłownie minutę. Niech to diabli! Rozebrałem się więc do koszulki z tego gorąca, ochłonąłem i widzę że o 7:40 jakiś Regio jedzie do Rybnika przez Kędzierzyn. Tak więc kupiłem bilet w kasie za 13,86 PLN i rozpłaszczyłem się w poczekalni. Za rower nie zapłaciłem ani złotówki gdyż aktualnie na kolei mamy Międzynarodowy Tydzień Zrównoważonego Transportu i jest gratis :)
Podróż pociągiem zajęła mi 2 godziny 25 minut. W Kędzierzynie zrobiłem zdjęcie Dworcowi, Ratuszowi oraz jednemu z Kościołów. I tyle! Bardzo się zawiodłem, bo myślałem że jest to ładniejsze miasto, a tu guzik. I tak o 10:17 nieco zawiedziony rozpocząłem poniedziałkową wynorę.
Cel na ten dzień był jasny. Zaliczyć tyle nowych gmin ile się tylko da! Zanim dojechałem do Głogówka miałem już na swoim koncie 3 nowe gminy. Jechało się pięknie. Był poniedziałek więc dzieciaki w szkołach, a ludzie pielęgnowali swoje ogródki, robili jakieś porządki itp. Trasa wiodła przez wioski, bardzo fajne wioski. Nie dało się ukryć, że na tamtych terenach wciąż mieszkają Niemcy, choć już w małej ilości. W Głogówku zajrzałem na PKP, potem na piękny Rynek z jeszcze lepszym Ratuszem. Tego dnia wiał dość mocny wiatr z południa, a więc z każdym kolejnym kilometrem miałem wątpliwości czy aby na pewno kontynuować trasę w kierunku Otmuchowa, a więc w końcowej fazie dnia pod wiatr. Póki co jechałem jednak dalej w kierunku wsi Moszna. Na miejscu okazało się że jest tam słynny Pałac. Za wejście płaciło się 3 zł, więc sobie podarowałem i cyknąłem fotkę jedynie z daleka. Dalej popędziłem na skróty przez polną drogę do Łącznika. Następnie musiałem podbić do Korfantowa i tam miała zapaść decyzja czy jadę tak jak pierwotnie zakładałem do Kamieńca Ząbkowickiego przez Otmuchów na pociąg, czy też jechać na pociąg do Oławy. Wygrała ta druga opcja gdyż nie chciało mi się męczyć pod wiatr. Nie pozostawało mi nic innego jak kierować się teraz na Niemodlin. Tam jednak nie zastałem nic ciekawego oprócz jednego kościoła. To co mi się podobało na Opolszczyźnie to wszechobecne szynobusy. Wg mnie województwo reaktywowało jakieś 75 % połączeń na tych terenach przez co ludzie z wiosek mają szansę dostać się do większych miasteczek właśnie dzięki kolei. Pięknie! Dalej musiałem jechać na Grodków. Na główną szosę dotarłem jednak po kilku kilometrach albowiem wybrałem drogę polną na skróty. W pewnym momencie musiałem schować się z rowerem w kukurydzy, bo z naprzeciwka jechał wąską drogą bardzo szeroki kombajn :P Jak dobiłem do głównej trasy na liczniku miałem 100 km i zaczęło mi się strasznie nudzić. Na szczęście w swoim asortymencie miałem MP3 i jechałem z nią już praktycznie do samego Wrocławia :) Natomiast jeśli chodzi o Grodków to bardzo mnie to miasteczko zaskoczyło. Mieszka tam zaledwie 8 tysięcy osób, ale Ratusz mają tam piękny. Rynek też ładny gdyby tylko zamienić ohydne bloki na kamienice. Poza tym fajny jest tamtejszy deptak oraz kościół. Z Grodkowa pojechałem już szybciutko na Oławę odnowioną i szeroką drogą z poboczem. Odnowili ją pewnie dlatego że prowadzi do łącznika z Autostradą. Jechało się gładko mimo iż wiatr już dawno zamilkł. W Oławie byłem przed 18. Zrobiłem kilkunastominutową przerwę, zjadłem ostatnie zapasy i zdecydowałem się wracać do Wrocławia o własnych siłach. Droga jednak zrobiła się niezbyt przyjemna, bo ruch na trasie do stolicy województwa spory, a sama droga z koleinami i bez pobocza. Jakoś się przemęczyłem i dotarłem do Siechnic. Tam zajrzałem na "Rynek" umownie go tak nazywając. Nowy ratusz już stoi i działa. Jeszcze tylko przejechałem obok Elektro-Ciepłowni i już rura na Wrocław. W Radwanicach strzeliłem fotkę warsztatu aut terenowych i już byłem na Księżach Wielkich. Będąc na Brochowie wjechałem na wiadukt i ulicą Piękną oraz Hubską dotarłem pod PKP. Dalej już Puławskiego do Rynku. Tam pod budynkiem Gazety Wyborczej działy się małe cuda w związku z Marszem Niepodległości. Dało się słyszeć okrzyki: "Precz z Komuną" oraz kilkanaście mocnych petard wybuchających w tłumie oraz na balkonie owego wieżowca. Kilkaset metrów dalej, gdy już tłum się rozproszył podjechałem do sklepu gdzie uzupełniłem niedobór cukru Coca-Colą. Na liczniku miałem 175 km, ale że trasa tego dnia była wyjątkowo płaska, a w dodatku przez jej połowę miałem z wiatrem albo wiatr boczno-tylny tak więc wciąż było mi mało. Pojechałem zatem jeszcze Legnicką pod Stadion na Pilczycach, a następnie mijając już mieszkanie pomknąłem na oddalone o 7 km Lotnisko im. Kopernika. Wracając akurat stuknęło 200 km i zawinąłem do portu. Zwykle nie dokręcam kilometrów na siłę, tylko jadę tyle ile sobie wyznaczyłem, ale jak to mówią: "Cel uświęca środki". 200 km nie robię co tydzień, a więc w poniedziałek pozwoliłem sobie wyjątkowo na takie dodatkowe kilometry bez celu.
Przed wyjazdem wiedziałem, że we wtorek i środę na rowerze nie usiądę z braku czasu, a więc w poniedziałek miałem się wyjeździć za 3 dni tak na zapas. Udało się zrobić 200 km, których nawet nie planowałem. Przy okazji zebrałem 13 nowych gmin z czego jestem wesół i rad. Ten dystans cieszy jeszcze bardziej gdy pomyślę sobie, że zacząłem tego dnia pedałować dopiero o 10, a skończyłem przed 21. Dodatkowo po wycieczce schudłem z 78 na 75 kg, gdyż przez cały dzień zjadłem tylko płatki, jakieś wafelki, jabłko, banana oraz wypiłem może ze 2 l płynów. Mało. Tym samym pobiłem rekord w samotnej jeździe. Ale najlepsze jest to że...te 200 km przejechałem w dresie bez ŻADNEGO PAMPERSA na tyłku! Sam sobie nie wierzę :D Krótko mówiąc wynora się udała.


























W poniedziałek wstaję o 6 rano. Jest jeszcze ciemno za oknem. Pociąg w kierunku Kłodzka odjeżdża z Głównego za 44 minuty. Jako że spakowałem się dzień wcześniej to teraz wystarczyło abym się tylko ubrał, zjadł płatki z mlekiem, umył zęby i wyszedł z mieszkania. Tak też zrobiłem tylko że zamiast wyjechać o 6:20 to wystartowałem o 6:30. Musiałem więc dojechać w 14 minut na Dworzec Główny oddalony od Nowego Dworu o 6,5 km. Mimo iż ruch rano był znikomy, temperatura nie była bardzo niska, a ja po mieście osiągnąłem średnią 27 km/h to jednak spóźniłem się dosłownie minutę. Niech to diabli! Rozebrałem się więc do koszulki z tego gorąca, ochłonąłem i widzę że o 7:40 jakiś Regio jedzie do Rybnika przez Kędzierzyn. Tak więc kupiłem bilet w kasie za 13,86 PLN i rozpłaszczyłem się w poczekalni. Za rower nie zapłaciłem ani złotówki gdyż aktualnie na kolei mamy Międzynarodowy Tydzień Zrównoważonego Transportu i jest gratis :)
Podróż pociągiem zajęła mi 2 godziny 25 minut. W Kędzierzynie zrobiłem zdjęcie Dworcowi, Ratuszowi oraz jednemu z Kościołów. I tyle! Bardzo się zawiodłem, bo myślałem że jest to ładniejsze miasto, a tu guzik. I tak o 10:17 nieco zawiedziony rozpocząłem poniedziałkową wynorę.
Cel na ten dzień był jasny. Zaliczyć tyle nowych gmin ile się tylko da! Zanim dojechałem do Głogówka miałem już na swoim koncie 3 nowe gminy. Jechało się pięknie. Był poniedziałek więc dzieciaki w szkołach, a ludzie pielęgnowali swoje ogródki, robili jakieś porządki itp. Trasa wiodła przez wioski, bardzo fajne wioski. Nie dało się ukryć, że na tamtych terenach wciąż mieszkają Niemcy, choć już w małej ilości. W Głogówku zajrzałem na PKP, potem na piękny Rynek z jeszcze lepszym Ratuszem. Tego dnia wiał dość mocny wiatr z południa, a więc z każdym kolejnym kilometrem miałem wątpliwości czy aby na pewno kontynuować trasę w kierunku Otmuchowa, a więc w końcowej fazie dnia pod wiatr. Póki co jechałem jednak dalej w kierunku wsi Moszna. Na miejscu okazało się że jest tam słynny Pałac. Za wejście płaciło się 3 zł, więc sobie podarowałem i cyknąłem fotkę jedynie z daleka. Dalej popędziłem na skróty przez polną drogę do Łącznika. Następnie musiałem podbić do Korfantowa i tam miała zapaść decyzja czy jadę tak jak pierwotnie zakładałem do Kamieńca Ząbkowickiego przez Otmuchów na pociąg, czy też jechać na pociąg do Oławy. Wygrała ta druga opcja gdyż nie chciało mi się męczyć pod wiatr. Nie pozostawało mi nic innego jak kierować się teraz na Niemodlin. Tam jednak nie zastałem nic ciekawego oprócz jednego kościoła. To co mi się podobało na Opolszczyźnie to wszechobecne szynobusy. Wg mnie województwo reaktywowało jakieś 75 % połączeń na tych terenach przez co ludzie z wiosek mają szansę dostać się do większych miasteczek właśnie dzięki kolei. Pięknie! Dalej musiałem jechać na Grodków. Na główną szosę dotarłem jednak po kilku kilometrach albowiem wybrałem drogę polną na skróty. W pewnym momencie musiałem schować się z rowerem w kukurydzy, bo z naprzeciwka jechał wąską drogą bardzo szeroki kombajn :P Jak dobiłem do głównej trasy na liczniku miałem 100 km i zaczęło mi się strasznie nudzić. Na szczęście w swoim asortymencie miałem MP3 i jechałem z nią już praktycznie do samego Wrocławia :) Natomiast jeśli chodzi o Grodków to bardzo mnie to miasteczko zaskoczyło. Mieszka tam zaledwie 8 tysięcy osób, ale Ratusz mają tam piękny. Rynek też ładny gdyby tylko zamienić ohydne bloki na kamienice. Poza tym fajny jest tamtejszy deptak oraz kościół. Z Grodkowa pojechałem już szybciutko na Oławę odnowioną i szeroką drogą z poboczem. Odnowili ją pewnie dlatego że prowadzi do łącznika z Autostradą. Jechało się gładko mimo iż wiatr już dawno zamilkł. W Oławie byłem przed 18. Zrobiłem kilkunastominutową przerwę, zjadłem ostatnie zapasy i zdecydowałem się wracać do Wrocławia o własnych siłach. Droga jednak zrobiła się niezbyt przyjemna, bo ruch na trasie do stolicy województwa spory, a sama droga z koleinami i bez pobocza. Jakoś się przemęczyłem i dotarłem do Siechnic. Tam zajrzałem na "Rynek" umownie go tak nazywając. Nowy ratusz już stoi i działa. Jeszcze tylko przejechałem obok Elektro-Ciepłowni i już rura na Wrocław. W Radwanicach strzeliłem fotkę warsztatu aut terenowych i już byłem na Księżach Wielkich. Będąc na Brochowie wjechałem na wiadukt i ulicą Piękną oraz Hubską dotarłem pod PKP. Dalej już Puławskiego do Rynku. Tam pod budynkiem Gazety Wyborczej działy się małe cuda w związku z Marszem Niepodległości. Dało się słyszeć okrzyki: "Precz z Komuną" oraz kilkanaście mocnych petard wybuchających w tłumie oraz na balkonie owego wieżowca. Kilkaset metrów dalej, gdy już tłum się rozproszył podjechałem do sklepu gdzie uzupełniłem niedobór cukru Coca-Colą. Na liczniku miałem 175 km, ale że trasa tego dnia była wyjątkowo płaska, a w dodatku przez jej połowę miałem z wiatrem albo wiatr boczno-tylny tak więc wciąż było mi mało. Pojechałem zatem jeszcze Legnicką pod Stadion na Pilczycach, a następnie mijając już mieszkanie pomknąłem na oddalone o 7 km Lotnisko im. Kopernika. Wracając akurat stuknęło 200 km i zawinąłem do portu. Zwykle nie dokręcam kilometrów na siłę, tylko jadę tyle ile sobie wyznaczyłem, ale jak to mówią: "Cel uświęca środki". 200 km nie robię co tydzień, a więc w poniedziałek pozwoliłem sobie wyjątkowo na takie dodatkowe kilometry bez celu.
Przed wyjazdem wiedziałem, że we wtorek i środę na rowerze nie usiądę z braku czasu, a więc w poniedziałek miałem się wyjeździć za 3 dni tak na zapas. Udało się zrobić 200 km, których nawet nie planowałem. Przy okazji zebrałem 13 nowych gmin z czego jestem wesół i rad. Ten dystans cieszy jeszcze bardziej gdy pomyślę sobie, że zacząłem tego dnia pedałować dopiero o 10, a skończyłem przed 21. Dodatkowo po wycieczce schudłem z 78 na 75 kg, gdyż przez cały dzień zjadłem tylko płatki, jakieś wafelki, jabłko, banana oraz wypiłem może ze 2 l płynów. Mało. Tym samym pobiłem rekord w samotnej jeździe. Ale najlepsze jest to że...te 200 km przejechałem w dresie bez ŻADNEGO PAMPERSA na tyłku! Sam sobie nie wierzę :D Krótko mówiąc wynora się udała.

Spóźniony na pociąg do Kłodzka jadę do Kędzierzyna-Koźle© pape93

Podróż pociągiem zajmuje mi 2 godziny 25 minut© pape93

Witamy na Opolszczyźnie© pape93

PKP Kędzierzyn-Koźle© pape93

Miejscowy Ratusz© pape93

Kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej© pape93

PRL-owski antyk© pape93

Polska fauna© pape93

PKP Głogówek© pape93

Całkiem niezły Ratusz - Głogówek© pape93

Die Bartholomäuskirche© pape93

Moszna? Nie no bez jaj...© pape93

Pałac w Mosznej© pape93

Kumpel na rowerze© pape93

Jeden z chochołów podożynkowych© pape93

Korfantów© pape93

W opolskim wiele wsi ma dostęp do szynobusów!© pape93

Niemodlin© pape93

Ratusz w 8-tysięcznym Grodkowie© pape93

Kościół farny św. Michała Archanioła w Grodkowie© pape93

Rynek w Oławie© pape93

Siechnice - nowowybudowany Ratusz Miejski© pape93

EC Siechnice© pape93

Radwanice - dla każdego coś się znajdzie© pape93

Marsz Niepodległości pod budynkiem Wyborczej© pape93

Stadion na Pilczycach wieczorem© pape93
Kategoria >200 km
Dane wycieczki:
Km: | 202.21 | Km teren: | 7.70 | Czas: | 08:35 | km/h: | 23.56 | ||
Pr. maks.: | 47.09 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
Trening miejski
Sobota, 15 września 2012
Dzisiaj miałem jechać w opolskie pozaliczać trochę nowych gmin, ale wizja wstawania na pociąg przed 7 rano przeraziła mnie na tyle, że cały dzień siedziałem w domu. Pomogła mi w tym także pogoda, której od dobrego tygodnia niestety brak :( Dopiero o 18 ruszyłem na małą rundkę po Wrocławiu. Zacząłem od Gądowa, potem Mikołajów, Nadodrze, Rynek, Renoma, Główny, Świebodzki i powrót.



Nigdy nie mów nigdy - PKP Wrocław Gądów© pape93

pralnia© pape93

Renoma© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 23.72 | Km teren: | 0.30 | Czas: | 01:27 | km/h: | 16.36 | ||
Pr. maks.: | 38.12 | Temperatura: | 16.0 | Podjazdy: | 5m | Rower: | Giant |
Jesienne lato
Czwartek, 13 września 2012
Na rower ciągnęło mnie od rana, ale że pogoda była paskudna to wyruszyłem dopiero pod wieczór. Zacząłem od stacji kolejowej Muchobór. Potem podjechałem na Gądów i połaziłem po torach robiąc fotki lokomotywom. Stamtąd już prosto pognałem na Rynek, aby dotrzeć na Halę Ludową. Tam obejrzawszy już po zmroku piękny pokaz w postaci barwnej fontanny zdecydowałem się dotrzeć jeszcze tego dnia na Bielany Wrocławskie po lody z przeceny. Na miejscu okazało się, że już są wykupione. Trochę zrezygnowany i zmęczony wróciłem tym samym na Nowy Dwór. Kellys nie jest dla mnie, bo 26 cali mnie męczy, ale gibkość tego roweru w mieście jest nieoceniona!




<z dedykacją dla VSV83>




<koniec dedykacji!>





Peron 1© pape93

PKP Wrocław Muchobór© pape93

Szynobus dolnośląski© pape93

PKP Wrocław Gądów© pape93
<z dedykacją dla VSV83>

Lokomotywa LOTOS© pape93

Lokomotywa Koleje Czeskie© pape93

Lokomotywa z Zabrza© pape93

I od boku coby numery było widać :P© pape93
<koniec dedykacji!>

Rynek nocą© pape93

Katedra© pape93

Fontanna przy Hali Ludowej© pape93

Wieczorny pokaz robi wrażenie© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 35.94 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | 20m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Objazd galerii handlowych
Wtorek, 11 września 2012
Factory, Bielany, Arkady, Renoma, Magnolia. Zacząłem o 16, skończyłem po 21. Sprawdziłem wszystkie interesujące mnie sklepy, ale nic konkretnego nie kupiłem. Jechałem Kellys'em, ale było fajnie bo jak się na nim rozbujam to żaden krawężnik mi nie straszny :)
Dane wycieczki:
Km: | 35.72 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 44.00 | Temperatura: | 26.0 | Podjazdy: | 32m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Lotnisko
Poniedziałek, 10 września 2012
Poniedziałek był dla mnie dniem odpoczynku. Nie oznacza to jednak, że zapomniałem o rowerze. Z racji ciepłego wieczoru i 7 kilometrowej ścieżki rowerowej z Nowego Dworu na Lotnisko postanowiłem właśnie tam zajrzeć. Wszak jeszcze na nowym terminalu po zmroku nie byłem. Prezentuje się europejsko.



Lotnisko we Wrocławiu© completny

Copernicus Airport Wroclaw© completny
Dane wycieczki:
Km: | 14.99 | Km teren: | 0.10 | Czas: | 00:42 | km/h: | 21.41 | ||
Pr. maks.: | 35.11 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 10m | Rower: | Giant |
Ślęża 718 m.n.p.m.
Niedziela, 9 września 2012
Pomysł wjazdu rowerem na Ślężę zaświtał mi w głowie dopiero kilka dni temu. No bo w sumie dawno tam już nie byłem, to dlaczego mam nie połączyć przyjemnego z pożytecznym i wjechać na górę rowerem? W sobotę się nie udało, bo pogoda wisiała na włosku i parę razy przelotnie padało. W niedzielę natomiast już było ok i o godzinie 10 wyruszyłem z Nowego Dworu.
Na początek przebiłem się przez Muchobór na Bielany. Stamtąd z racji małego ruchu pogrzałem drogą krajową numer 35. Po drodze nie widziałem nic ciekawego oprócz dwóch meczów piłki nożnej. Za drugim razem trafiłem na karniaka :P Po dość sprawnej jeździe dotarłem o 12 do Sobótki na początek szlaku czerwonego. Wiedziałem, że wjechać będzie ciężko, bo na tym odcinku są spore kamienie, ale żyłem nadzieją. Ponadto zacząłem wspinaczkę od strony północnej, bo chciałem zobaczyć czy moje wyryte inicjały w 2004 roku przez mojego tatę zachowały się na drzewie ;) Jak się później okazało - zachowały się ! A tak w skrócie to wejście zajęło mi 1,5 h. 3,5/4,5 km prowadziłem rower. Przez jakiś kilometr podjeżdżałem. Prowadziłem rower z prędkością 3-4 km/h. Gdy podjeżdżałem prędkość wzrastałą do 6-6,5 km/h także niewiele, a wysiłek o wiele większy.
Na górze miałem ochotę coś zjeść, ale ceny były zaporowe. Musiałem zadowolić się podziwianiem widoków. Popstrykałem trochę zdjęć, pokręciłem i trzeba było zjeżdżać. Na Ślęży byłem już jakieś 8-10 razy, więc nic nie mogło już mnie tam zaskoczyć. Jeśli chodzi o zjazd to był cudny. W kierunku Przełęczy Tąpadła droga była prowadzona obok kamienistej ścieżki. Zjeżdżałem więc na spokojnie 8 km/h między kamieniami, po ściółce, omijając drzewa. Przydałby się tylko lepszy rower na takie coś :D
Zjazd zabrał mi niewiele czasu. Sam byłem zdziwiony że poszło to tak gładko. Postanowiłem więc zahaczyć w drodze powrotnej o Jordanów Śląski. Byłem pewien że tej gminy nie mam zaliczonej. Podjechałem na PKP i dalej pomknąłem na Borów. I tam zaliczyłem gminę akurat. Zrobiłem sobie przerwę na koktajl, batona oraz loda i odpocząwszy 35 minut pognałem już na Wrocław. W Żórawinie przystanąłem chwilę na boisku obejrzeć mecz. Zakończył się wynikiem 3-2. Reszta drogi już poszła gładko i o 19 zakończyłem etap. Jak dotarłem do domu to się szybko wykąpałem, zrzuciłem sakwy i jeszcze zajrzałem do babci.
I tak nie wiedzieć skąd znowu zebrała mi się kolejna setka w tym sezonie. Ślęża zaliczona na kolejnych kilka lat :)





























Na początek przebiłem się przez Muchobór na Bielany. Stamtąd z racji małego ruchu pogrzałem drogą krajową numer 35. Po drodze nie widziałem nic ciekawego oprócz dwóch meczów piłki nożnej. Za drugim razem trafiłem na karniaka :P Po dość sprawnej jeździe dotarłem o 12 do Sobótki na początek szlaku czerwonego. Wiedziałem, że wjechać będzie ciężko, bo na tym odcinku są spore kamienie, ale żyłem nadzieją. Ponadto zacząłem wspinaczkę od strony północnej, bo chciałem zobaczyć czy moje wyryte inicjały w 2004 roku przez mojego tatę zachowały się na drzewie ;) Jak się później okazało - zachowały się ! A tak w skrócie to wejście zajęło mi 1,5 h. 3,5/4,5 km prowadziłem rower. Przez jakiś kilometr podjeżdżałem. Prowadziłem rower z prędkością 3-4 km/h. Gdy podjeżdżałem prędkość wzrastałą do 6-6,5 km/h także niewiele, a wysiłek o wiele większy.
Na górze miałem ochotę coś zjeść, ale ceny były zaporowe. Musiałem zadowolić się podziwianiem widoków. Popstrykałem trochę zdjęć, pokręciłem i trzeba było zjeżdżać. Na Ślęży byłem już jakieś 8-10 razy, więc nic nie mogło już mnie tam zaskoczyć. Jeśli chodzi o zjazd to był cudny. W kierunku Przełęczy Tąpadła droga była prowadzona obok kamienistej ścieżki. Zjeżdżałem więc na spokojnie 8 km/h między kamieniami, po ściółce, omijając drzewa. Przydałby się tylko lepszy rower na takie coś :D
Zjazd zabrał mi niewiele czasu. Sam byłem zdziwiony że poszło to tak gładko. Postanowiłem więc zahaczyć w drodze powrotnej o Jordanów Śląski. Byłem pewien że tej gminy nie mam zaliczonej. Podjechałem na PKP i dalej pomknąłem na Borów. I tam zaliczyłem gminę akurat. Zrobiłem sobie przerwę na koktajl, batona oraz loda i odpocząwszy 35 minut pognałem już na Wrocław. W Żórawinie przystanąłem chwilę na boisku obejrzeć mecz. Zakończył się wynikiem 3-2. Reszta drogi już poszła gładko i o 19 zakończyłem etap. Jak dotarłem do domu to się szybko wykąpałem, zrzuciłem sakwy i jeszcze zajrzałem do babci.
I tak nie wiedzieć skąd znowu zebrała mi się kolejna setka w tym sezonie. Ślęża zaliczona na kolejnych kilka lat :)

Niedzielny cel - Ślęża 718 m.n.p.m.© completny

Atak na górę przeprowadzam czerwonym szlakiem© completny

A to dowód że szedłem tędy nie raz!© completny

A niech to szlag...© completny

Nie mam pytań :P© completny

Później czerwony szlak znormalniał :)© completny

A na szczycie jeden wielki piknik© completny

Pierwszy rzut oka w dół :)© completny

Zoom test w aparacie też musi być© completny

Panorama Wrocławia - około 40 km© completny

Dla kontrastu Sky Tower© completny

Starożytna rzeźba kultowa© completny

Wieża przekaźnikowa oraz schronisko© completny

Profil starości© completny

Cudowna przestrzeń!© completny

Może to Świdnica??© completny

Ostatni rzut oka przed zjazdem© completny

Zjazd był niczym świetna trasa Maratonu MTB !© completny

Slalom między drzewami był najlepszy :)© completny

Żegnam się już z Masywem Ślęży© completny

PKP Jordanów Śląski© completny

Po drodze zaliczyłem nawet wizytę u Madziarów ;)© completny

Tu stacja Węgry, tu stacja Węgry...© completny

Jedzie jakiś...© completny

Żórawina - Śląska klimat© completny

Trafiłem na 3 spotkanie tego dnia© completny

Aquarius Business House we Wrocławiu© completny

Niedzielny podwieczorek we Wrocławiu© completny

Czekam na otwarcie restauracji© completny
Dane wycieczki:
Km: | 109.74 | Km teren: | 9.20 | Czas: | 06:07 | km/h: | 17.94 | ||
Pr. maks.: | 54.41 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | 620m | Rower: | Giant |