Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 3140.20 km (w terenie 13.00 km; 0.41%) |
Czas w ruchu: | 170:31 |
Średnia prędkość: | 18.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.40 km/h |
Suma podjazdów: | 32825 m |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 112.15 km i 6h 05m |
Więcej statystyk |
Deszczowo
Sobota, 30 sierpnia 2014
Chciałem się przejechać szybko do Namysłowa, ale niestety po 15 km złapała mnie ulewa. Poczekałem 40 minut na przystanku i gdy chmura przeszła, wróciłem do domu.
Dane wycieczki:
Km: | 33.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 23.16 | ||
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 20.0 | Podjazdy: | 100m | Rower: | Giant |
Powrót do Sycowa
Czwartek, 28 sierpnia 2014
Po powrocie do Warszawy wyprawa dobiegła końca. Tomek został na ciepłej portugalskiej ziemi, a ja po skręceniu roweru, musiałem udać się na pociąg do Międzyborza. Podjechałem SKM-ką na Dworzec Zachodni i udało się kupić bilet na TLK do Wrocławia. Po 5 godzinach wysiadam w Międzyborzu, skąd mam 13 km do Sycowa. Po 46-ciu dniach znowu jestem w domu. Znowu wracam do "normalnego" życia ;)

Rower już w całości © completny

Żegnam Warszawę i jadę do Sycowa © completny
Dane wycieczki:
Km: | 16.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:41 | km/h: | 23.41 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | 100m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 45 - POWRÓT
Środa, 27 sierpnia 2014
Rano wstaję o 9 i zaczynam rozkręcać rower. Niestety brakuje mi kilku kluczy, ale to żaden problem. Schodzę 100 metrów do warsztatu samochodowego i Portugalczycy chętnie mi pożyczają. Gorzej jest z innymi rzeczami, bo karton nie jest za duży, a jakoś muszę się zmieścić. Wyrzucam kartusz od gazówki, ręcznik i inne niepotrzebne, a zajmujące miejsce rzeczy. Kawę, którą wiozłem od Francji, zostawiam na plebani. Na koniec schodzę jeszcze po taśmę do galerii, ale nic tam nie ma. Wracam na plebanię, gdzie wypatruje mnie Ksiądz, bo transport na lotnisko już przyjechał. Wszystko spakowane, jedziemy na lotnisko! Jesteśmy sporo przed czasem, ale gdyby nie Ksiądz to chyba bym się tam zgubił. Na lotnisku panował taki harmider i chaos, że ciężko było spokojnie pomyśleć. Wokół pełno było Brazylijczyków, którzy albo co przylecieli, albo właśnie wracali do ojczyzny. Moja odprawa poszła dość sprawnie i trzeba było pożegnać się z CUDOWNYM człowiekiem. Ksiądz zrobił dla mnie naprawdę dużo i tylko dzięki niemu udało mi się tak sprawnie wrócić do Polski. Posiedziałem jeszcze trochę w Duty Free, po czym udałem się pod bramę. W Lizbonie lato w pełni, słońce, upał, 34'C. Na pulpicie widzę swój lot, gdzie widać, że w Pradze jest aktualnie 16'C. Oj, czeka mnie niezły szok termiczny ;P Do Pragi lecę portugalskimi liniami TAP, gdzie podczas 3-godzinnego lotu dostaję nawet skromny obiad. W Pradze mam godzinę z hakiem na przesiadkę. Wsiadam do polskiego LOTu i po niespełna godzinie jestem już w Warszawie. Na dworze rześko, bo 12 stopni :D Odbieram rower - jest cały i zdrowy. Na lotnisku w Warszawie byłem w zasadzie pierwszy raz i gdy wychodziłem przez tunel, który znam z telewizji, to mimo iż nikt na mnie nie czekał, to przez chwilę poczułem się jak jakiś sportowiec, który wraca do kraju ze złotym medalem Mistrzostw Świata. Bardzo dziwne uczucie, którego się nie spodziewałem, ale to tylko oznacza, że satysfakcja ze spełnionego marzenia była ogromna :) Z Okęcia biorę taksówkę i jadę na Rakowiec do kuzynki, która aktualnie była w Krakowie. Mimo iż nie tęskniłem za Polską, to dobrze znowu tu być.

Czas wracać! © completny

Spakowany do odlotu © completny

Bilet do domu © completny

Lizbona 34'C - Praga 16'C © completny

Przesiadka w Pradze © completny

Lotnisko w Pradze © completny

Już w Warszawie :) © completny
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 34.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 44 - AFTER
Wtorek, 26 sierpnia 2014
Wygodne łóżko dobrze na mnie działa, bo wstaję dopiero o 10. Wczoraj Ksiądz był zmęczony podróżą i trochę nie ogarniał, ale dzisiaj zaprasza mnie na śniadanie, a następnie pomaga mi znaleźć bilet powrotny do Polski. Początkowo miałem lecieć do Warszawy z przesiadką w Bukareszcie, potem była opcja z przesiadką w Zurychu, ale ostatecznie udało się znaleźć bilet z Lizbony do Warszawy przez Pragę. Robię jeszcze szybkie pranie i o 12 jedziemy z Księdzem oraz dwoma innymi duchownymi do restauracji na obiad. Mam okazję skosztować 15 różnych rodzajów mięsa, więc najadam się za wszystkie czasy. Po sytym posiłku wracamy na plebanię i mogę trochę odpocząć. Po południu idę do Strady poszukać kartonu na rower. Niestety nic nie mają, więc jestem zmuszony wrócić się po GIANTa i podjechać 5 km do największej galerii handlowej na Półwyspie Iberyjskim czyli Dolce Vity. Mimo iż ludzie są bardzo pomocni, to karton załatwiam sobie dopiero za 5-tym razem. Wchodzę do sklepu Specialized i koleś akurat skręca rower, a obok leży fajny karton. Zadowolony chwytam za tekturę i wracam do kwatery, trzymając wielki karton na barku. Wieczorem zabieram się za demontaż roweru, ale Ksiądz każe mi się szykować, bo jedziemy na kolację do Lizbony. Robi mi się trochę głupio, bo liczyłem tylko na dach nad głową, a jestem zabierany na kolejny posiłek. Na stole są świeże małże, krewetki, a także pyszna ośmiornica! A do tego pyszne wino :) Ksiądz wręcza mi bilet na samolot i już wiadomo, że jutro będę z powrotem w Polsce. Na kolacji jest obecna również dobra znajoma Księdza, z którą po kolacji jeździmy samochodem po całej Lizbonie. Pokazuje mi ona wszystkie ważne miejsca, aż w końcu wybija północ i trzeba się zbierać na plebanię.

Poranek na plebanii © completny

Największe centrum handlowe na Półwyspie Iberyjskim © completny

Dostałem karton w Specialized © completny

Sjesta © completny

Wieczór w Lizbonie - dworzec kolejowy © completny

Ośmiornicy jeszcze nie jadłem ;) © completny

Ale krewetki i małże już tak :) © completny
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 10.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:35 | km/h: | 17.14 | ||
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 34.0 | Podjazdy: | 20m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 43 - AFTER
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Poniedziałek. Kolejny tydzień, już siódmy. Budzę się z uczuciem spełnienia, bo cel został wykonany - dalej w Europie nie da się dojechać rowerem. Wstaję już o 8 i przepakowuję rzeczy. Pół godziny później wstaje Tomek oraz gospodarze. Jeszcze raz dziękujemy Portugalczykom, którzy muszą jechać do pracy, a sami zabieramy się za śniadanie. Czekamy chwilę dłużej i namiot wysycha na ostrym słońcu. Z jednej strony czuję się spełniony, z drugiej strony ogarnia mnie lekka pustka. Wiele osób po powrocie mówiło mi, że pewnie jak już dojechałem do Lizbony, to odetchnąłem z ulgą, że już koniec tego wysiłku. Ale przecież nic takiego nie było - wręcz odwrotnie! Dzień 45-ty zaczął się tak samo jak wszystkie poprzednie. Wstajemy, jemy śniadanie i ruszamy na trasę. Jednak tym razem po wspólnych 3 km Tomek jedzie na południe w kierunku Setubal, a ja wracam do Lizbony. Mój kompan postanowił pojechać do Taviry obok Faro, gdzie jego znajomy ma mieszkanie niedaleko plaży. Tak więc Tomek musiał jeszcze przejechać dodatkowe 300 km na południowe wybrzeże Portugalii. Tam postanowił spędzić tydzień, odpoczywając po wyprawie. 5 września wracał samolotem do Katowic. Ja początkowo miałem jechać razem z nim, ale zależało mi na powrocie przed 3 września do domu. Smutno było się rozstawać po 6-ciu tygodniach spędzonych non-stop we własnym towarzystwie, ale taka kolej rzeczy. Nawet nie wiem kiedy to wszystko minęło, a na początku wydawało się takie odległe. Bez Tomka jedzie się jakoś dziwnie, ale po chwili docieram do wioski Seixal, gdzie kursuje prom do Lizbony. Tym razem już nie jadę mostem ;D Niestety spóźniam się 2 minuty i muszę czekać do godziny 11:00 na następny kurs. Bilet do stolicy Portugalii kosztuje mnie 2,85 Euro, ale panorama Lizbony widziana ze statku, jest warta dużo więcej. Miasto mam już zwiedzone, także postanawiam odpocząć w cieniu na głównym placu. Jakiś typ próbuje mi wcisnąć narkotyki, ale na słowo "Police" na jego twarzy pojawia się wielkie oburzenie. Pewna Pani uśmiecha się do ludzi, zapraszając ich do lokalu na kawę czy ciastko. Życie jakoś płynie. Jako że nie mam za bardzo co robić, a temperatura szybko rośnie, to nadrabiam zaległości w internetach. Po 3 godzinach spędzonych na WiFi, ruszam w głąb miasta w poszukiwaniu kwatery znajomego księdza, u którego (podobno) mogę się zatrzymać. Jeżdżę z kartką, na której jest adres księdza, ale za cholerę nie mogę znaleźć tego miejsca. Pytam taksówkarzy, czyli kompendium wiedzy miejskiej. Jeden z nich oznajmia mi, że adres którego szukam nie znajduje się w Lizbonie, a pierwszej miejscowości położonej na północ. Tak więc jadę, mijam ponownie stadion Sportingu Lizbona i zajeżdżam na stację benzynową. Pytam innego kierowcę taksówki, a ten o dziwo mówi po niemiecku. Każe mi jechać prosto i daje do zrozumienia, że za jakiś czas mnie dogoni. Szczerze mówiąc już go "olałem", ale faktycznie po 2 kilometrach ktoś jadący za mną, zaczyna trąbić. Dobry taksówkarz przyjechał mi z pomocą, żebym mógł znaleźć adres :) Był jeden mankament. Otóż było strasznie gorąco, droga była pagórkowata, a koleś wymagał, żebym jechał za nim 40 km/h :D Co jakiś czas stawał i się upewniał czy dalej za nim podążam, ale ostatecznie po 5 km gonitwy za taksówką, docieram pod same drzwi - to nic że z pulsem 180 ;D Ludzie są jednak dobrzy, nie wiem czy w Polsce "złotówa" byłby gotów na takie coś. Wpadam na plebanię, ale księdza jeszcze nie ma, bo wraca...z Polski. Trochę się minęliśmy, ale zjeżdżam do klimatyzowanej galerii handlowej o nazwie "Strada" i o 19 wracam na plebanię. Po kiludziesięciu minutach przyjeżdża znajomy ksiądz i jest trochę zdziwiony moją obecnością. Mimo wszystko dostaję własny pokój oraz kolację. Najlepsze jest to, że nadal nie wiem jak i kiedy wrócę do domu ;)

Ostatnie wspólne śniadanie © completny

Żegnamy kwaterę © completny

Tomek pojechał na Południe, ja wracam na Północ do Lizbony © completny

Widok na Lizbone © completny

W oczekiwaniu na prom © completny

Było sporo miejsca © completny

Fajne widoki z łodzi © completny

Panorama miasta © completny

Prawie San Francisco © completny

Jest i zółty tramwaj! © completny

Park Eduardo VII w Lizbonie © completny

Na noc zatrzymuję się u znajomego księdza © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 16.36 | ||
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 34.0 | Podjazdy: | 270m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 42
Niedziela, 24 sierpnia 2014
Ostatniego dnia wstajemy o 8 rano i po chwili Portugalczyk przynosi nam śniadanie. Otwiera pomieszczenie obok, gdzie kiedyś ktoś mieszkał i pokazuje nam łazienkę. Co prawda prysznic wzięliśmy już wczoraj, ale w końcu mogłem się ogolić jak człowiek. Nie za bardzo możemy się dogadać ze starszym Państwem, ale dziękujemy pięknie i na koniec dostajemy jeszcze od nich po 10 Euro. Oczywiście nie chcemy przyjmować pieniędzy, ale wzruszeni odwiedzinami Portugalczycy nie chcą słyszeć o odmowie. Żegnamy się z dobrymi ludźmi i rozpoczynamy ostatnią prostą do Lizbony. Niestety znaki trochę oszukują i do miasta mamy nieco dalej niż myśleliśmy. Przy wjeździe polujemy na tabliczkę z napisem "Lisboa", ale niestety w Portugalii to rzadkość. Zwiedzanie zaczynamy od Estádio José Alvalade - stadionu Sportingu Lizbona, który pełni jednocześnie funkcję stadionu narodowego. Wejście na arenę jest płatne, ale na pocieszenie kupuję sobie przypinkę w sklepie z pamiątkami. W kompleksie stadionowym znajduje się również Lidl, gdzie robimy małe zakupy. Niewiele dalej znajduje się przepiękny stadion Benfici Lizbona czyli 65-cio tysięczne Estádio da Luz, które było areną finału Euro 2004. W międzyczasie na liczniku wyskakuje mi równe 5000 km, czyli dokładnie tyle ile zakładałem w przedwyprawowej analizie. Stamtąd jedziemy już prosto do centrum stolicy Portugalii. Przejeżdżamy przez jeden plac, drugi plac, aż w końcu docieramy na piękny deptak. W Lizbonie widać na każdym kroku cudownie ułożoną kostkę. Ponadto wydaje się, jakby wszystko zostało zbudowane z białego kamienia. Nie nazwałbym tego przepychem, ale kunsztem i dostojnością architektury. W końcu docieramy na główny plac, który zwie się handlowym. Tam też kończy się nasza 42-dniowa genialna podróż. Robimy pamiątkowe zdjęcie i jedziemy zwiedzać dalej. Wypatrujemy słynnego żółtego tramwaju, potem Tomek proponuje, abyśmy pojechali na zachód miasta. Tam znajduje się bowiem niezwykle ładny (wpisany na listę UNESCO) Klasztor Hieronimitów. Po drugiej stronie ulicy widnieje słynna wieża na wodzie, a tuż obok Pomnik Odkrywców. Pewne portugalskie przysłowie mówi: "Braga się modli, Coimbra studiuje, Lizbona się bawi, a Porto pracuje" - myślę, że te słowa są najlepszym podsumowaniem Portugalii. W Bradze spotkaliśmy niesłychaną ilość kościołów, Porto jest miastem typowo przemysłowym, w Coimbrze znajduje się najstarszy Uniwersytet, a do dtolicy przyjeżdżają ludzie z całego świata, aby bawić się i wydawać pięniądze. Nasza wycieczka po Lizbonie dobiega końca, ale najlepsze zaczyna się teraz, bo musimy przedostać się na drugi brzeg Tagu, a mamy tylko jedną opcję. Ładujemy się na wielki czerwony most. Ku naszemu zdziwieniu przed wjazdem pojawia się tabliczka oznaczająca Autostradę czyli automatycznie zakaz jazdy rowerów. Co zrobić? Nie mamy innej opcji, więc postanawiamy zaryzykować i przejechać Most 25 Kwietnia w Lizbonie autostradą! Oczywiście kierowcy trąbili na nas przez cały czas, ale jakoś musieliśmy się przedostać na drugą stronę rzeki. Na szczęście kierowcy nie pędzili po 140 km/h, a połowę mostu "osłaniał nas" kierowca autobusu, który jechał za naszymi plecami. To było naprawdę szalone i niezapomniane przeżycie, ale najlepsze było jak na końcu mostu zabrzmiały syreny policji i miejscowy szeryf pomachał nam lizakiem. Mandat gwarantowany - myślimy. Policeman tłumaczy nam po angielsku, że to bardzo niebezpieczne i nie wolno jeździć tędy rowerem. My postanawiamy udawać, że nie rozumiemy za grosz angielskiego i wymieniamy w szybkim tempie kilka zdań po polsku. Na szczęście Portugalczyk okazał się być człowiekiem i na pouczeniu się skończyło. Wskazał nam boczną drogą i mogliśmy się spokojnie oddalić. To się nazywa przygoda ;) Robi się powoli późno, więc szybko znajdujemy market i robimy ostatnie wspólne zakupy. Kilka kilometrów dalej szukamy noclegu w pewnej wiosce, choć to wszystko i tak jest aglomeracja Lizbony. Idzie nam bardzo opornie. Albo nie ma kogo spytać, albo ludzie nie mają miejsca, albo podają głupie pomysły. Myślałem, że po tym jak jedna Hiszpanka na pytanie: "Wie Pani gdzie możemy rozbić namiot?" - odpowiedziała nam: "Jesteście emigrantami?" już nic mnie w życiu nie zaskoczy, a jednak! Pewien Portugalczyk zaproponował nam camping 50 km dalej, choć cały czas mam nadzieję, że po prostu się przejęzyczył i miał na myśli 15 km. Masakra :D Opcje noclegowe się kończą, więc postanawiamy wrócić się do drogi na Sesimbre i tam szukać w pierwszej wiosce. Wjeżdżamy na jakieś osiedle i się rozglądamy. Widzimy jakiś fajny dom, patrzymy przez płot, a tam świetny basen obok domu i jakieś 10 osób przy stole. Myślimy sobie, że nie ma szans, jest niedziela i ludzie chcą posiedzieć ze sobą w rodzinnym gronie - poza tym trochę za bogato. Już mamy jechać dalej, ale Tomek jednak pyta i udaje się! Portugalczycy okazali się przesympatyczni i bez problemu zgodzili się, abyśmy rozbili namiot obok basenu. Po chwili zaproponowali prysznic, a gdy się ściemniło, zaprosili nas na mega kolację :) Było tam wszystko, zaczynając od głupich chipsów i chleba, a kończąc na małżach i krewetkach. Do tej pory nie miałem okazji jeść owoców morza, ale po tym wieczorzem jestem szczerym fanem. W międzyczasie zajadaliśmy się również kiełbasą, popijaliśmy to piwem w 200 ml buteleczkach, a w tle leciał przez radio mecz ligowy Benfici Lizobna. Po kolacji Portugalczycy proponują nam kawę. Jesteśmy trochę zdziwieni, bo jest godzina 21:30 i nikt "normalny" nie pije kawy o tej porze. Ale w Portugalii to normalne, ludzie piją tam kawę po każdym posiłku - nieważne która jest aktualnie godzina ;) Na koniec dostajemy jeszcze pamiątkowe koszulki oraz długopisy, a Pani domu przynosi już śniadanie na stół, gdybyśmy chcieli wcześniej zjeść. Ostatni nocleg był swego rodzaju podsumowaniem całej wyprawy. Jadąc na zachód Europy nie spodziewaliśmy się takiej otwartości i gościnności. Nie mogąc wyjść z podziwu, jakie szczęście nas spotkało, jeszcze długo nie możemy zasnąć. Staramy się podsumować wyprawę i wymieniamy chociażby wszystkie 42 noclegi po kolei. To już nasz ostatni wspólny nocleg. Jutro każdy pojedzie w swoją stronę..

Śniadanie +10 Euro © completny

Kwatera starszych Portugalczyków © completny

Ostatnia prosta! © completny

Dworzec kolejowy z Azulejo © completny

Europa się kończy :) © completny

Arena byków © completny

Estádio José Alvalade © completny

Stadion Sportingu Lizbona oraz Reprezentacji Portugalii © completny

Estádio da Luz - Benfica Lizbona © completny

Kawał Europy © completny

Pomnik słynnego Eusebio © completny

Fani złożyli hołd wielkiemu piłkarzowi © completny

Wjeżdżamy do centrum © completny

Piękna aleja prowadząca do centrum © completny

Praça dos Restauradores © completny

Teatr Eden © completny

Praça do Rossio z pięknie ułożoną kostką© completny

Teatr Narodowy © completny

Pomnik konny Dom Joao II © completny

Deptak w Lizbonie © completny

Widok na Plac Handlowy © completny

Łuk triumfalny w Lizbonie © completny

Marzenia się nie spełniają - Marzenia się spełnia! © completny i majorus

Imponujący Most 25 kwietnia w Lizbonie © completny

Klasztor Hieronimitów w Lizbonie © completny

Obiekt wpisany na listę UNESCO © completny

Pamiątkowe zdjęcie przed Klasztorem i fontanną © completny

Torre de Belém © completny

Pomnik Odkrywców w renowacji © completny

Jakoś trzeba się przedostać na drugą stronę Tagu © completny

No to jedziemy! :D © completny

To nic że jedziemy Autostradą ;) © completny

Co za nocleg ostatniego dnia! © completny

Wspaniała kolacja u wspaniałych ludzi! © majorus

Wyprawa zakończona z pompą! © majorus
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 129.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:41 | km/h: | 19.30 | ||
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 33.0 | Podjazdy: | 720m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 41
Sobota, 23 sierpnia 2014
Przedostatni dzień zaczynamy o godzinie 8:00 pyszną kawą. Pakujemy się, żegnamy miłe kobiety i o 9 jesteśmy już na drodze do Fatimy. Na początek robimy 40 km za jednym zamachem. Potem postanawiamy chwilę odpocząć na stacji benzynowej, gdzie jemy melona otrzymanego od kobiet. Następnie przed nami 15 km pod górkę do Fatimy. Oczywiście nie była to alpejska przełęcz, ale jednak trochę trzeba było podjechać, a już przed południem robił się upał. Po drodze mieliśmy piękne widoki na portugalską ziemię. Horyzont rozciągał się bardzo szeroko, a wszędzie przeważały małe, zielone drzewka. W końcu docieramy do słynnego Sanktuarium. Stajemy sobie między obleganym przez turystów parkingiem, a samą bazyliką, po czym każdy z nas idzie osobno zwiedzać. Ludzi jest sporo, ale można spokojnie wejść do bazyliki, mimo iż zamknięta jest cała nawa główna. Wrażenie robi ołtarz, jak i sama bazylika z zewnątrz, czy nawet plac przed bazyliką, nie ustępujący rozmiarami temu z Watykanu. Jesteśmy trochę zaskoczeni, że w takim kultowym miejscu nie spotkaliśmy żadnych Polaków, a przecież legenda głosi, że Polacy są wszędzie ;) Opuszczamy piękną Fatimę, która niewątpliwie była jedyną i najważniejszą atrakcją tego dnia. Robi się bardzo gorąco i po drodze nie ma już nic godnego odnotowania. Drogi portugalskie pozostawiają jednak wiele do życzenia. Dziur tutaj nie brakuje, więc lądują w naszym rankingu na ostatnim miejscu ex aequo z francuskimi, chociaż we Francji dziurawe drogi były tylko w miastach. Pagórków nie ma końca, a my pilnie wypatrujemy źródełek z wodą na trasie. W ostatniej większej miejscowości przed Lizboną czyli Santarem robimy jeszcze zakupy w markecie i kilkanaście kilometrów dalej szukamy już noclegu. Portugalia nas nie zawodzi i dzisiaj udaje się za pierwszym razem! Na dzisiejszą noc przygarnęło nas pewne starsze małżeństwo. Portugalczycy mają to do siebie, że na pytanie: "Mówi Pan/Pani po hiszpańsku?" - odpowiadają twierdząco, ale w 90 % wychodzi na to, że coś tam rozumieją po hiszpańsku, ale i tak odpowiadają w swoim rodzimym języku ;) Tak było i w tym przypadku. Mimo wszystko jakoś się dogadaliśmy i wesoły Portugalczyk zaproponował nam garaż do spania. Byliśmy bardzo zadowoleni, bo rano nie trzeba będzie suszyć namiotu, a poza tym mogliśmy zrobić pranie. Po jakimś czasie Portugalczycy opuszczają dom i za pół godziny wracają z pewną kobietą, która mówi po angielsku. Pełniła ona rolę tłumacza między nami, a starszym Państwem. Co by nie mówić to nocleg pierwsza klasa :) Przygoda powoli dobiega końca, a jutro wielki dzień, czyli wjazd do Lizbony.

Zaczynamy kolejny dzień w Portugalii © completny

Kierunek Fatima © completny

Trzeba zjeść melona, bo ciężko w sakwie © completny

Spokojne, upalne krajobrazy Portugalii © majorus

Niezłe cacko © majorus

Dojeżdżamy do Fatimy © completny

Dotarliśmy do Sanktuarium © completny

Hiacynta © completny

Grób Franciszka © completny

Ołtarz główny © completny

Obraz w Bazylice © completny

Plac przed Bazyliką © completny

Widok na Sanktuarium © completny

Narodziny Jezusa © completny

Pomnik Jana Pawła II © completny

Bazylika Świętej Trójcy © completny

Pielgrzymi © completny

Fatima © completny

Figura Matki Boskiej Fatimskiej © completny

Parking żyje swoim życiem © completny

Ludzie z całego świata, ale z Polaków tylko my! © completny

Fajny pomnik na wyjeździe z Fatimy © completny

Końcówka dnia © completny

Nocleg znajdujemy u starszych Portugalczyków © completny

Dostajemy garaż dla siebie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 132.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:09 | km/h: | 21.46 | ||
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 32.0 | Podjazdy: | 1060m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 40
Piątek, 22 sierpnia 2014
Rano wstajemy o 8 i jesteśmy zaproszeni na śniadanie :) Potem szybko się pakujemy i żegnamy cudownych Francuzów, po czym sprawnie jedziemy do Aveiro. Miasto to słynie z kanałów, ale do Wenecji niestety daleko. Podróbka włoskiego miasta nas nie urzeka toteż uciekamy dalej w kierunku Coimbry. Po drodze spotykamy się z licznymi zakazami wobec rowerzystów, ale nie bierzemy ich serio i jedziemy tak jak nam pasuje do drogi głównej na Coimbrę. Tempo cały dzień mamy dobre, bo jest względnie płasko, a i wiatr wieje tylko z boku. W końcu docieramy do pięknej Coimbry i robimy przerwę na głównej alei. Potem każdy z osobna idzie na górę zwiedzać najstarszy w Portugalii Uniwersytet. Trochę nam schodzi na to czasu, ale warto było, bo miasto jest naprawdę nietuzinkowe. W końcu opuszczamy Coimbrę i jedziemy drogą główną na Południe w kierunku miasta Lleira. Niestety droga nie należy do najlepszych, bo jest mocno uczęszczana przez TIRy. Robimy przerwę na zakupy w dawno nieodwiedzanym InterMarche i w międzyczasie znajduję dla nas fajną alternatywę, aby spokojnie dotrzeć do Fatimy. Odbijamy na lokalną drogę i jedzie się świetnie. W końcu możemy zachłysnąć się portugalską prowincją i odpocząć od miast. Krajobrazy są na pozór nudne i monotonne, ale właśnie tego nam było trzeba :) Po 130 km postanawiamy czegoś poszukać do spania, ale idzie nam jak po grudzie. Nie udaje się nic znaleźć, więc jedziemy do następnej większej wioski. Pytamy u miejscowych Bombeiros (strażaków), ale wysyłają nas na jakieś targowisko. Szukamy dalej i po godzinie udaje się zatrzymać dwie kobiety, które mówią po francusku. Były na tyle miłe, że przyjęły nas na ogród. Dostajemy od nich owoce, chipsy, sardynki oraz rogale i...ręczniki. Szkoda, że nie były w pakiecie z prysznicem, alee ;) Fajny dzień w Portugalii za nami.

Śniadanie u Francuzów © majorus

Pamiątkowe zdjęcie :) © majorus

Katedra w Aveiro © completny

Podróbka Wenecji © completny

Kościół z fragmentem słynnego Azulejo © completny

Pomnik w Aveiro © completny

Kanał w Aveiro © completny

Do Lizbony coraz bliżej! © completny

Coimbra © completny

Główna Aleja w Coimbrze © completny

Budynek Banku © completny

Centrum Coimbry © completny

Niestety dość rzadki widok © completny

Portugalczycy © completny

Ciekawa uliczka © completny

Lato w mieście © completny

Stara Katedra w Coimbrze © completny

Katedra z boku © completny

Plac Uniwersytecki © completny

Pomnik © completny

Najstarszy Uniwersytet w Portugalii © completny

Ładna brama © completny

Uliczki Coimbry © completny

W końcu prowincjonalna Portugalia © completny

Bonusy na trasie ;) © completny

Nocleg na wypalonym ogrodzie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 146.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:58 | km/h: | 20.96 | ||
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 1070m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 39
Czwartek, 21 sierpnia 2014
Wstajemy o 8 i postanawiamy chwilę poczekać na namiot, bo nie jest tak mokry jak ostatnio. Do Porto zostało nam 15 km, a do miasta wjeżdżamy bardzo ruchliwą 3-pasmówką. Przebijamy się przez centrum na drugą stronę rzeki Douro i szukamy przedsiębiorstwa Real Companhia Velha, zajmującego się produkcją słynnego wina Porto. Na jego terenie znajduje się bowiem Konsulat Polski i dzięki Tomkowi mieliśmy możliwość pozwiedzania słynnych piwniczek w Porto. Jednak zanim znaleźliśmy ten cały zakład, to trochę czasu minęło i trochę ludzi zostało zapytanych. Ostatecznie o 11:30 wpadamy do przedsiębiortwa, gdzie już czeka na nas niejaki Jose. Na początlu uczestniczymy w krótkiej prezentacji video. Potem schodzimy już do piwniczek w trójkę. Jose opowiada nam o wszystkich ciekawostkach związanych z Porto. O specyfice wina, o jego produkcji, o przechowywaniu itp. itd. Widzimy największą beczkę, w jakiej przechowuje się Porto, następnie najstarsze beczki, potem idziemy do innej piwniczki, gdzie jest pełno pajęczyn, a stare Porto leżakuje sobie w najlepsze ;) Na końcu czeka nas degustacja wina Porto. Na winach się nie znam ni w ząb, ale smakowało mi ;D Wycieczka po piwniczkach zapisana na duży plus. Po opuszczeniu fabryki wina, mamy czas na zwiedzanie miasta. Cofamy się na drugi brzeg Porto i szukamy marketu. Robimy szybkie zakupy w Lidlu i jedziemy pod Stadion FC Porto czyli Estádio do Dragão mogący pomieścić niemal 51 tysięcy kibiców. Niestety do środka nie udało się wejść, ale odwiedzam chociaż sklep z pamiątkami. Potem już jedziemy do Centrum, gdzie jest naprawdę bardzo ładnie. Zwiedzamy wszystko w szybkim tempie i podjeżdżamy na końcu pod Katedrę, gdzie mamy widok na całe miasto. Jest godzina 16, więc czas najwyższy jechać dalej. Opuszczamy świetne Porto i jedziemy teraz wzdłuż wybrzeża. Przed Espinho robimy w końcu przerwę na kąpiel w Oceanie! W końcu! A byliśmy już nad Oceanem z dobry tydzień ;P Niestety i w Portugalii woda w Oceanie jest zimna i mimo ładnej pogody, nie zanurzam się więcej niż po pas ;P Szkoda, ale co zrobić. Potem dzieje się dziwna rzecz albowiem w ciągu 30 minut z pięknej, słonecznej pogody robi się gęsta mgła. Myślimy, że zbliżają się opady, więc dla ostrożności zwijamy się z plaży. Robimy jeszcze szybkie zakupy w Lidlu i po 30 km szukamy noclegu. Idzie nam strasznie opornie. Błądzimy po uliczkach pewnej wioski i pytamy ludzi, ale nadzieja gaśnie. Niektórzy wysyłają nas 6 km dalej na plażę, gdzie podobno są prysznice i można się rozbić. My jednak się nie poddajemy i szukamy po drugiej stronie od głównej drogi. Robi się późno i szaro na dworze. Pytamy jednych ludzi, ale okazuje się, że są Francuzami. No to bełkotamy coś po francusku i po chwili namysłu zapraszają nas na swoją posiadłość! Okazuje się, że Francuzi są na wakacjach i jest to ich "domek letniskowy". Miejsca do rozbicia za bardzo nie ma, więc proponują abyśmy się położyli w altance obok garażu. Mamy miękkie materace, a szalenie miła kobieta przynosi nam jeszcze świeżutką pościel. Oczywiście luksusów nie ma końca, bo Francuzi pozwalają nam wziąć prysznic i zapraszają jeszcze na pyszną kolację! Jak tu nie kochać Francji? :) We Francji mieliśmy najlepsze noclegi, a teraz nawet w Portugalii nas ratują. Oczywiście mówią oni tylko w swoim rodzimym języku, ale i tak świetnie spędzamy z nimi czas. Jeszcze 3 dni drogi przed nami.

Opuszczamy kwaterę © completny

Przejazd na drugi koniec Porto © completny

Zwiedzanie piwniczek © completny

Oprowadza nas niejaki Jose © completny

Królewskie Porto © completny

Fajne butle © completny

Największa beczka © completny

Najstarsze beczki © completny

Najstarsza butelka Porto © completny

Pablo w piwniczkach ;D © completny

Degustacja słynnego wina © completny

10, 20 i 40-to letnie Porto © completny

I białe wino na dobre zwiedzanie ;) © completny

Real Companhia Velha i Konsulat Polski © majorus

Wracamy na drugą stronę Porto © completny

Ładnie się zaczyna © completny

Estádio do Dragão © completny

51 tysięcy pojemności © completny

FC Porto © completny

Widok na miasto © completny

Sklep z pamiątkami © completny

Portugalski żołnierz © completny

Ratusz w Porto © completny

Rynek w Porto © completny

Fanatyk FC Porto © completny

Panorama starego miasta © completny

Czerwone dachówki rządzą © completny

W tle wieża - Torre dos Clérigos © completny

Katedra w Porto © completny

Ponte Dom Luís I © completny

Przejeżdżamy rzekę Douro © completny

Górzyste Porto © completny

Wspólna fota na moście © majorus

Ciśniemy na Południe © completny

W końcu przerwa na plaży © completny

Długo nie zabawiliśmy © completny

Portugalska rodzina na plaży © completny

Strudzony Portugalczyk © completny

Francuzi są gościnni nawet w Portugalii ;) © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 91.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:28 | km/h: | 16.65 | ||
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 26.0 | Podjazdy: | 880m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 38
Środa, 20 sierpnia 2014
Rano wstajemy już o 8, bo godzinę później Hiszpanie jadą na pociąg powrotny do Barcelony. Zwijamy mokry namiot i lecimy na Portugalię. Dzisiaj bijemy rekord zimna, bo rano jest tylko 10'C ! Przecież do cholery jesteśmy w Hiszpanii, jest środek lata, sierpień... Masakra jakaś :P Na szczęście, aby wyjechać z Hiszpanii, musimy pokonać przełęcz, która szybko nas rozgrzewa. Po drodze mijamy jeszcze gorące źródła i jedziemy dalej w górę rzeki. W końcu jest! Po 37 dniach wjeżdżamy do Portugalii! Znak może mało imponujący, ale radość spora. Portugalia niestety wita nas dziurawą, choć ładnie poprowadzoną drogą. Okazuje się, że granica nie leży na samej przełęczy, więc musimy jeszcze chwilę się powspinać. Gdy już jesteśmy na 862 metrach, to czeka nas kapitalny zjazd do jeziora. Hamulce nieźle oberwały na tym zjeździe, gdyż zakręty były wąskie i ciasne, przez co trzeba było uważać. Na dole musimy przekręcić zegarki o godzinę do tyłu i tym oto sposobem robimy o 12:00 przerwę na drugie śniadanie + suszenie namiotu. Potem czeka nas 39 km do Bragi. Wybieramy drogę wzdłuż rzeki, ale po górkach. Jedzie się bardzo przyjemnie. W Bradze zwiedzamy Stare Miasto dość wnikliwie. Samo miasto nie jest jakieś wielkie, więc idzie nam gładko. Na pewno uwagę zwraca bardzo duża liczba kościołów w mieście. Po zwiedzaniu ładnej Bragi, lądujemy w Lidlu. Jak się okazuje, ceny wcale nie są niższe niż chociażby we Francji. Po zakupach szukamy wylotówki i jedziemy z wolna na Porto. Czas mamy dobry, a kilometrów do przejechania niewiele, gdyż nie chcemy się już dzisiaj ładować w aglomerację. Robimy jeszcze 30 km i postanawiamy czegoś szukać. Nocleg znajdujemy dość szybko, gdy jeden Pan mówiący tylko w swoim rodzimym języku zawołał żonę, a ta mimo malutkiej ilości trawy, zgodziła się nas przyjąć. Okazało się, że Portugalka ma na imię Fatima, a jej syn właśnie wyjechał na koncert pod namiot, więc rozumie jak to jest. Miła kobieta proponuje nam jeszcze prysznic, a ponadto mamy aż 4 gniazdka z prądem do dyspozycji. Rozbiliśmy się dość wcześnie, więc mamy cały wieczór na chillout. Jutro uderzamy na Porto.

Bijemy rekordy zimna © majorus

Gorące źródła © completny

Portugalia !!! © completny

Pierwsza i ostatnia przełęcz w Portugalii © completny

Czeka nas spory zjazd © completny

Ciasne i ostre zakręty na zjeździe © completny

Pierwsze obrazki Portugalii © completny

Docieramy do Bragi © completny

Braga czyli trzecie miasto Portugalii © completny

Pierwszy ładny kościół © completny

Rynek w Bradze © majorus

Piękna aleja w Bradze © majorus

Bank Portugalii © completny

Centrum Bragi © completny

Piękne kwiaty © completny

Katedra w Bradze z 1070 roku © completny

Kolejny kościół © completny

A obok niego następny ;) © completny

Santuário do Sameiro © completny

Wyjechaliśmy z Bragi © completny

Nocleg na styk © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 110.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:25 | km/h: | 17.14 | ||
Pr. maks.: | 51.00 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 1650m | Rower: | Giant |