Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2012
Dystans całkowity: | 253.76 km (w terenie 19.35 km; 7.63%) |
Czas w ruchu: | 09:29 |
Średnia prędkość: | 18.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.16 km/h |
Suma podjazdów: | 580 m |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 36.25 km i 2h 22m |
Więcej statystyk |
Rower > MPK
Środa, 28 listopada 2012
Po wczorajszej jeździe rowerem nieco się rozochociłem. Jako że w środę pogoda również miała być nie najgorsza, a ja zaczynałem zajęcia dopiero o 11 to postanowiłem ponownie dosiąść Kellysa. Wyjechałem o 10:24 z Nowego Dworu i standardową drogą dotarłem na Grunwald w dobrym tempie, żeby nie spóźnić się na kolokwium z fizyki. Na szczęście "Zordon" spóźnił się kilka minut i wszystko było ok.
Po godzinie na uczelni ruszyłem na miasto z racji przerwy obiadowej. Pojechałem kanałami w kierunku Katedry, a docelowo do "Jacka i Agatki" na Pierogi z mięsem :) Po drodze spotkałem tym razem Darię i też sobie trochę pogadaliśmy, po czym każdy pomknął w swoją stronę. Po obiedzie mając jeszcze dużo czasu podjechałem na Kołłątaja do Piekarni po stary chleb. Wyszedłem z dwoma bochenkami i na Podwalu zacząłem karmienie zwierząt. Zleciały się gołębie, kawki, mewy?, wrony, kaczki, łabędzie, a od czasu do czasu z nory wychylały nosa nawet szczury. Zwierzaki miały taką wyżerkę, że pod koniec drugiego bochenka nie mogły już patrzeć na jedzenie :D Skończyłem karmienie i trzeba było wracać na uczelnię. Zahaczyłem jeszcze tylko o bukmachera i już byłem na kolejnym wykładzie. Po dwóch godzinach zmiana sal i kolejne 2 godziny. Ostatni wykład skończył się o godzinie 18 na ulicy Norwida. Z jednej strony nie chciało mi się gnać do domu, bo nie było po co, ale...Ale wiedziałem że dwóch znajomych, którzy jadą na Nowy Dwór autobusem 149 wyruszają z Grunwaldzkiego o 18:06 i przy dobrych wiatrach są na Krzyżówce ok. godziny 18:30. Postanowiłem się pościgać z MPK i po bardzo szybkiej, ale jeszcze nie szalonej jeździe byłem pod domem o 18:25! Okazało się, że wyprzedziłem autobus o 5 minut, a po drodze widział mnie brat jak przemknąłem drogą obok niego ;) Co prawda spociłem się jak wariat w tej kurtce i plecaku, ale było warto. Wszak to ostatni dojazd rowerem na Uniwersytet w tym roku...

Po godzinie na uczelni ruszyłem na miasto z racji przerwy obiadowej. Pojechałem kanałami w kierunku Katedry, a docelowo do "Jacka i Agatki" na Pierogi z mięsem :) Po drodze spotkałem tym razem Darię i też sobie trochę pogadaliśmy, po czym każdy pomknął w swoją stronę. Po obiedzie mając jeszcze dużo czasu podjechałem na Kołłątaja do Piekarni po stary chleb. Wyszedłem z dwoma bochenkami i na Podwalu zacząłem karmienie zwierząt. Zleciały się gołębie, kawki, mewy?, wrony, kaczki, łabędzie, a od czasu do czasu z nory wychylały nosa nawet szczury. Zwierzaki miały taką wyżerkę, że pod koniec drugiego bochenka nie mogły już patrzeć na jedzenie :D Skończyłem karmienie i trzeba było wracać na uczelnię. Zahaczyłem jeszcze tylko o bukmachera i już byłem na kolejnym wykładzie. Po dwóch godzinach zmiana sal i kolejne 2 godziny. Ostatni wykład skończył się o godzinie 18 na ulicy Norwida. Z jednej strony nie chciało mi się gnać do domu, bo nie było po co, ale...Ale wiedziałem że dwóch znajomych, którzy jadą na Nowy Dwór autobusem 149 wyruszają z Grunwaldzkiego o 18:06 i przy dobrych wiatrach są na Krzyżówce ok. godziny 18:30. Postanowiłem się pościgać z MPK i po bardzo szybkiej, ale jeszcze nie szalonej jeździe byłem pod domem o 18:25! Okazało się, że wyprzedziłem autobus o 5 minut, a po drodze widział mnie brat jak przemknąłem drogą obok niego ;) Co prawda spociłem się jak wariat w tej kurtce i plecaku, ale było warto. Wszak to ostatni dojazd rowerem na Uniwersytet w tym roku...

Dane wycieczki:
Km: | 24.96 | Km teren: | 1.20 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 42.00 | Temperatura: | 9.5 | Podjazdy: | 30m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Na uczelnię póki pogoda dopisuje...
Wtorek, 27 listopada 2012
Dzisiaj z racji wyjątkowo wysokiej temperatury (10'C) jak na listopad postanowiłem na uczelnię pojechać rowerem. We Wrocławiu mam już do dyspozycji tylko Kellysa, ale nie narzekam na niego. Na uczelnię jechało się spokojnie, oczywiście przez większość czasu bez trzymania kierownicy i to nie dlatego, że fajnie się tak jedzie, co wygodnie. Jednak jazda na 26 calowym Kellysie przy moim wzroście nie należy do najlżejszych, więc łatwiej mi jechać...bez trzymanki :P Po wykładach wróciłem na Nowy Dwór przejeżdżając przez Rynek. Później złapał mnie deszcz, więc nie uatrakcyjniałem sobie wycieczki o inne miejsca.

Podobno zamykają słynną "Witaminkę" :/

Podobno zamykają słynną "Witaminkę" :/
Dane wycieczki:
Km: | 17.84 | Km teren: | 0.60 | Czas: | 01:02 | km/h: | 17.26 | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 10.0 | Podjazdy: | 10m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Wrocław wieczorową porą
Sobota, 24 listopada 2012
Powody, dla których w sobotę wybrałem się na rower były 3. Po pierwsze temperatura jak na listopad była i jest dość wysoka. Po drugie w poniedziałek wysyłam Nikona na gwarancję i to ostatnia chwila, aby się nim trochę pobawić. Po trzecie nie jeździłem rowerem po Wrocławiu już 33 dni!
Wyruszyłem dopiero po obiedzie, a więc o 15:15 w stronę Sky Towera, jadąc początkowo trasą autobusu 134. Na ulicy Kruczej zatrzymałem się i zacząłem cykać zdjęcia wrocławskiemu drapaczowi chmur. Zajrzałem do środka, a tam przygotowania do loterii samochodu. Pojechałem więc dalej ku wieży ciśnień, a docelowo na Lodowisko przy ulicy Spiskiej. Brama płyty była w dwóch miejscach uchylona, więc mogłem śmiało oglądać poczynania łyżwiarzy i łyżwiarek. Zacząłem bawić się Nikonem i jego opcjami filmów ze 120 klatkami na sekundę, a nawet 240 kl/sek. Sterczałem tam chyba ze 30 minut czekając aż ktoś fajnie się przewróci, bo wtedy efekt byłby jeszcze lepszy. Zadowolony ze zdobyczy ruszyłem dalej przez Dworzec PKP. Stamtąd musiałem kierować się w stronę Mostu Grunwaldzkiego, ale będąc na Kołłątaja i mając 3 bochenki chleba w plecaku, odwiedziłem kaczki na fosie. Jak widać na zdjęciach poniżej do uczty dołączyły również łabędzie i...szczury! Wyczerpałem zapasy i ruszyłem na Halę Ludową. Fontanna tak jak się domyślałem, została już wyłączona. Wróciłem się więc na Grunwaldzki i popędziłem w kierunku Katedry niezawodnym Kellysem. Następnie zahaczyłem o Rynek, gdzie rozpoczął się właśnie coroczny Jarmark Bożonarodzeniowy. No niby wszytko fajnie, ale jak sobie pomyślę że mamy dopiero 24 listopad to mnie skręca. Niestety pazerność ludzi na pieniądze nie zna granic. Gdy już wracałem ulicą Legnicką w kierunku Stadionu Miejskiego, na Młodych Techników nieoczekiwanie spotkałem Dorotę i sobie trochę pogadaliśmy po czym ruszyłem na Maślice. Tam nie zobaczyłem nic ciekawego oprócz naszego kochanego Stadionu owiniętego w "szmatę" - tym razem koloru czerwonego. Mijając Astrę wróciłem na Nowy Dwór kończąc o 20 małą wycieczkę po Wrocławiu. Cel został osiągnięty. Aparatem się pobawiłem, kaczki nakarmiłem, Kellysem pojeździłem, 20 km "bez trzymanki" znów zrobiłem :D













Wyruszyłem dopiero po obiedzie, a więc o 15:15 w stronę Sky Towera, jadąc początkowo trasą autobusu 134. Na ulicy Kruczej zatrzymałem się i zacząłem cykać zdjęcia wrocławskiemu drapaczowi chmur. Zajrzałem do środka, a tam przygotowania do loterii samochodu. Pojechałem więc dalej ku wieży ciśnień, a docelowo na Lodowisko przy ulicy Spiskiej. Brama płyty była w dwóch miejscach uchylona, więc mogłem śmiało oglądać poczynania łyżwiarzy i łyżwiarek. Zacząłem bawić się Nikonem i jego opcjami filmów ze 120 klatkami na sekundę, a nawet 240 kl/sek. Sterczałem tam chyba ze 30 minut czekając aż ktoś fajnie się przewróci, bo wtedy efekt byłby jeszcze lepszy. Zadowolony ze zdobyczy ruszyłem dalej przez Dworzec PKP. Stamtąd musiałem kierować się w stronę Mostu Grunwaldzkiego, ale będąc na Kołłątaja i mając 3 bochenki chleba w plecaku, odwiedziłem kaczki na fosie. Jak widać na zdjęciach poniżej do uczty dołączyły również łabędzie i...szczury! Wyczerpałem zapasy i ruszyłem na Halę Ludową. Fontanna tak jak się domyślałem, została już wyłączona. Wróciłem się więc na Grunwaldzki i popędziłem w kierunku Katedry niezawodnym Kellysem. Następnie zahaczyłem o Rynek, gdzie rozpoczął się właśnie coroczny Jarmark Bożonarodzeniowy. No niby wszytko fajnie, ale jak sobie pomyślę że mamy dopiero 24 listopad to mnie skręca. Niestety pazerność ludzi na pieniądze nie zna granic. Gdy już wracałem ulicą Legnicką w kierunku Stadionu Miejskiego, na Młodych Techników nieoczekiwanie spotkałem Dorotę i sobie trochę pogadaliśmy po czym ruszyłem na Maślice. Tam nie zobaczyłem nic ciekawego oprócz naszego kochanego Stadionu owiniętego w "szmatę" - tym razem koloru czerwonego. Mijając Astrę wróciłem na Nowy Dwór kończąc o 20 małą wycieczkę po Wrocławiu. Cel został osiągnięty. Aparatem się pobawiłem, kaczki nakarmiłem, Kellysem pojeździłem, 20 km "bez trzymanki" znów zrobiłem :D

ul.Krucza - Wrocław© pape93

Sky Tower© pape93

Jakby nie patrzeć to jednak robi wrażenie© pape93

Widok z wnętrza Galerii Sky Tower© pape93

Lodowisko ul.Spiska© pape93

Nawet raperzy chodzą na łyżwy!© pape93

Karmienie kaczek i łabędzi na fosie© pape93

Ku mojemu zdziwieniu do walki włączyły się też szczury! :)© pape93

Ostrów Tumski po zmroku...© pape93

Jarmark Bożonardzeniowy© pape93

...już w listopadzie...© pape93

...z coraz większą rzeszą ludzi.© pape93

Stadion Miejski - na razie przynosi same straty...© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 34.16 | Km teren: | 0.70 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 41.00 | Temperatura: | 7.0 | Podjazdy: | 30m | Rower: | Kellys i przyjaciele |
Kępno - ostatnie podrygi
Piątek, 16 listopada 2012
W piątek zafundowałem sobie jedną z ostatnich przejażdżek rowerem w tym roku. Do południa bawiłem się w piwnicy ze sprzętem, rozkręcając wszystkie rzeczy od błotników, przez bagażnik, aż po nóżkę. Jako że najbardziej z okolicznych miast Sycowa lubię Kępno to w tamtym też kierunku wyruszyłem o godzinie 14:10. Jechałem cały czas krajową "8" nie robiąc po drodze żadnych przerw. Czasami musiałem jechać chodnikiem, bo ruch na trasie był dość spory. W Kępnie zajrzałem na Rynek, Dworzec Kolejowy i do McDonalda. Robiło się jednak coraz ciemniej więc trzeba było wracać do domu. Drogę powrotną przejechałem cały czas chodnikiem, bo byłem bez lampki i głupotą byłaby jazda wśród samochodów. W Brzeziach zjechałem do Perzowa i przez Kozę Wielką wróciłem do Sycowa w ciemnościach z narastającą mgłą. 50 km wpadło, Kępno zaliczone, a więc cel na ten dzień został wykonany. Jednak dzień skończył się dla mnie dopiero o 3 w nocy ;)












S8 - Węzeł Syców Wschód© completny

Tędy biegła kiedyś stara droga krajowa nr 8© completny

A tak wygląda budowa ekspresówki w kierunku Warszawy© completny

Gola - wielkie wykopy pod budowę drogi© completny

Kępno - Stara Wozownia (nowy budynek w mieście)© completny

Na kępińskim rynku nigdy nie brakuje ludzi© completny

PKP Kępno - czyżby szykował się remont?© completny

GIANT w wersji small na tle Ratusza w Kępnie© completny

Chwila twórczości© completny

Turkowy© completny

Obwodnica Sycowa po zmroku© completny
Dane wycieczki:
Km: | 50.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 18.90 | ||
Pr. maks.: | 49.16 | Temperatura: | 4.0 | Podjazdy: | 110m | Rower: | Giant |
Runda honorowa | Rawicz - Syców
Piątek, 9 listopada 2012
Wczoraj skończyłem zajęcia na uczelni, a więc piątek miałem tradycyjnie wolny. Z racji dobrze zapowiadającej się pogody planowałem wrócić do Sycowa rowerem, robiąc ostatnią setkę w tym roku. Na wycieczkę udało mi się namówić brata i wspólnie o 7:46 rano wsiedliśmy na wrocławskim Mikołajowie do pociągu "pędzącego" na Rawicz. Oprócz tego że skład przejechał 59 km w 2 godziny, zatrzymując się na stacji Wrocław Osobowice nie wiedzieć czemu aż na 20 minut! to było ok :P W Rawiczu byłem już jakiś czas temu, więc znałem jako tako to miasto. Michał jednak chciał zobaczyć kilka rzeczy. Zaczęliśmy od PKP rzecz jasna. Potem pojechaliśmy na Rynek, aby po chwili dotrzeć do Kościoła św. Andrzeja Boboli, który jest jedną z "kopii" Kościoła Ewangelickiego w Sycowie. Ostatnim naszym celem było podjechanie pod Sanatorium Rawicz-Zdrój czyli humorystyczne określenie Zakładu Karnego w tymże mieście. Jest to jedno z większych więzień w Polsce i rzeczywiście było widać jego ogrom. Gdy już wszystko zobaczyliśmy to trzeba było kierować się na Miejską Górkę główną drogą nr 36. Po kilkunastu kilometrach (z czego jakieś 6 drogą rowerową) dotarliśmy z wiatrem do Miejskiej Górki. Na początek minęliśmy cukrownię firmy DIAMANT po czym wjechaliśmy do Centrum. Tamto małe miasteczko zauroczyło nas fajnymi, małymi budynkami. Ponadto panowała tam miła, prowincjonalna atmosfera. Zjedliśmy małe śniadanie na Rynku i ruszyliśmy dalej w kierunku Jutrosina. Po 3 km zjechaliśmy z drogi głównej i lokalną dróżką pognaliśmy w kierunku kolejnego celu. Po drodze nie było nic ciekawego oprócz kilkunastu usypanych górek zebranych buraków cukrowych przy drodze, a także policjanta, który widząc jadącego szybko gościa przez jedną ze wsi, wyskoczył nagle ze zwykłego auta w mundurze i zatrzymał pojazd :D Szczerze mówiąc to sami byliśmy zaskoczeni :P W Jutrosinie wyszło Słońce i tam też mijając Rynek zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę pod Biblioteką Miejską. Była herbatka, była toaleta, był też jakiś apel w środku. Po 20 minutach ruszyliśmy dalej w kierunku Doliny Baryczy, licząc się z tym że czeka nas jazda w terenie. I rzeczywiście trochę tego było zanim dojechaliśmy do drogi krajowej nr 15. Przedarliśmy się przez jakieś lasy, przez piach, błoto, Żydowski Bród, aż znowu ujrzeliśmy asfalt. Ujechaliśmy może ze 2 km w kierunku Krotoszyna i znowu trzeba było zjechać na lokalne ścieżki. W Rakłowicach za torami jeden Pan wytłumaczył Michałowi jak jechać i ponownie musieliśmy sprostać jeździe po lesie. Wyjechaliśmy za jakiś czas na drogę łączącą Milicz i Sulmierzyce. Kupiliśmy sobie rogale i sok w sklepie i trzeba było jechać dalej. Droga prowadziła prosto na Nowy Zamek. Po chwili dojechaliśmy do jezior i przejechaliśmy się uroczyście drogą między dwoma zbiornikami wodnymi, gdzie robotnicy kładli właśnie kostkę. Ładnie tam było, ale pewnie w lato jest jeszcze lepiej ;P. Ostatecznie wylądowaliśmy w Rudzie Milickiej, a stąd było już niedaleko do Wierzchowic, a więc drogi wojewódzkiej Milicz - Syców. Stamtąd już droga do domu była prosta. Zmęczenie dawało powoli o sobie znać, bowiem żaden z nas nie zrobił już "setki" od ponad miesiąca :P Pocieszający był jednak fakt że Słońce wyszło na dobre i zrobiło się ciut cieplej. Mijaliśmy kolejne pagórki aż w końcu zajechaliśmy do dobrze znanego nam Goszcza, gdzie zahaczyliśmy jeszcze o ruiny Pałacu. Potem mieliśmy jechać do Sycowa przez Twardogórę, ale Michała bolał już tyłek, a i dzień dobiegał końca, więc wybraliśmy opcję powrotu przez Królewską Wolę. Do samego Sycowa temperatura powoli acz konsekwentnie spadała i tak dojechaliśmy do domu tuż przed zmrokiem przy temperaturze 4,2'C.
Mięśnie nóg pewnie jutro trochę się odezwą, bo dawno jest już po sezonie. Brak formy robi jednak swoje i to co w sierpniu przychodziło z lekkością, w listopadzie sprawia jednak trochę trudności. Na szczęście wyjazd pożegnalny udał się nam bardzo dobrze i szczęśliwe z bratem dotarliśmy do domu. Zaliczyliśmy Rawicz, Miejską Górkę, Jutrosin, przejazd między jeziorami na terenie Doliny Baryczy, oraz 3 nowe gminy (w tym nieszczęsną gminę Cieszków). Ponadto temperatura do jazdy była świetna jak na listopad i udało uniknąć się nam deszczu, który złapał nas przy wyjeżdżaniu pociągiem z Wrocławia. Niestety nie udało nam się zaliczyć gminy Pakosław oraz przejechać przez Twardogórę ostatni raz w roku, ale to jest w tej chwili już nieistotne...



















Mięśnie nóg pewnie jutro trochę się odezwą, bo dawno jest już po sezonie. Brak formy robi jednak swoje i to co w sierpniu przychodziło z lekkością, w listopadzie sprawia jednak trochę trudności. Na szczęście wyjazd pożegnalny udał się nam bardzo dobrze i szczęśliwe z bratem dotarliśmy do domu. Zaliczyliśmy Rawicz, Miejską Górkę, Jutrosin, przejazd między jeziorami na terenie Doliny Baryczy, oraz 3 nowe gminy (w tym nieszczęsną gminę Cieszków). Ponadto temperatura do jazdy była świetna jak na listopad i udało uniknąć się nam deszczu, który złapał nas przy wyjeżdżaniu pociągiem z Wrocławia. Niestety nie udało nam się zaliczyć gminy Pakosław oraz przejechać przez Twardogórę ostatni raz w roku, ale to jest w tej chwili już nieistotne...

Regionalny początek dnia - 59 km w 2 godziny© pape93

PKP Rawicz© pape93

Kościół pw. św. Andrzeja Boboli w Rawiczu© pape93

Kościół ten jest bratem bliźniaczym sycowskiej budowli© pape93

Sanatorium - Rawicz Zdrój© pape93

Dobrze że mieliśmy z wiatrem na początku :)© pape93

Miejska Górka© pape93

Jutrosin© pape93

Przerwa w Jutrosinie pod Biblioteką Miejską© pape93

Wdzięczna nazwa© pape93

Dzisiaj nie zabrakło jazdy w terenie (ok. 16 km)© pape93

Przejazd przez Dolinę Baryczy© pape93

Remont drogi biegnącej między jeziorami© pape93

W końcu dotarliśmy do drogi wojewódzkiej na Syców© pape93

Dolina Baryczy - ujęcie drugie© pape93

Goszcz© pape93

Ruiny Pałacu w Goszczu© pape93

Fabryka Mebli BODZIO© pape93

Czym prędzej do domu, bo zimno się robi ;)© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 106.56 | Km teren: | 16.10 | Czas: | 05:39 | km/h: | 18.86 | ||
Pr. maks.: | 43.27 | Temperatura: | 11.0 | Podjazdy: | 310m | Rower: | Giant |
Węzeł Syców-Zachód | Węzeł Syców-Wschód
Sobota, 3 listopada 2012
Po południu wybrałem się na małą przejażdżkę rowerową coby się trochę dotlenić. Jako że podstawowe rowery zostały we Wrocławiu to znowu musiałem dosiąść maminej holenderki, którą wczoraj dopompowałem. Najpierw pojechałem przez Nowy Dwór na Węzeł Syców-Zachód, a więc budowaną wciąż drogę S8. Porobiłem kilka zdjęć i zjechałem nieczynnym jeszcze pasem w dół. Zrobiło się już ciemno, więc zdjęcia mi nie wyszły za ciekawe, ale do Węzła Syców-Wschód jeszcze dojechałem. Tam również otwarto wiadukt i zjazdy. Jak się dobrze uwiną z robotą to jeszcze w tym roku Syców będzie połączony z Europą dwupasmową jezdnią :P Stamtąd wróciłem już do domu. Holenderka nie jest taka zła i nawet dawała radę. Lepsze to niż jakieś Wigry.



Droga ekspresowa S8 - Węzeł Syców-Zachód© pape93

S8 w kierunku Warszawy - na razie droga donikąd...© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 16.94 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 11.0 | Podjazdy: | 90m | Rower: |
Zaduszki
Piątek, 2 listopada 2012
W listopadzie miałem już nie jeździć na rowerze, ale z racji paskudnej pogody mam małe "obsuwy". Dzisiaj Dzień Zaduszny więc wieczorem podjechałem na Cmentarz znowu maminą holenderką. Dzisiaj jednak napompowałem już opony i szła jak przeciąg...

Zaduszki© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 2.90 | Km teren: | 0.75 | Czas: | 00:08 | km/h: | 21.75 | ||
Pr. maks.: | 37.00 | Temperatura: | 7.0 | Podjazdy: | m | Rower: |