Szlakiem linii kolejowej nr 181
Sobota, 12 lutego 2011
Syców --> Syców PKP --(prowadząc rower po szynie)--> Przejazd kolejowy "Stradomia Arboretum" --> Arboretum --> Stradomia Dolna --> Dziadowa Kłoda --> Ślizów --> Syców
Wyjazd rozpocząłem o 12:07. Postanowiłem udać się na dawno przeze mnie nie odwiedzane "sycowskie PKP". Będąc już na miejscu coś mnie tknęło aby początkowo pojechać wzdłuż torów w stronę Oleśnicy , a następnie po skończeniu się ubitego nasypu obok torów, do pójścia przez tory, a rower prowadząc po szynie. Zeszło mi na to masę czasu. Były to jakieś 4km tego marszu. Nie dość że straciłem dużo minut to jeszcze pogrążyło się moje ostateczne tempo wycieczki, ale cóż...poszedłem za głosem przygody. Po drodze spotkałem 2 psy z okolicznych gospodarstw oraz 2 razy przebiegające mi tuż przed nosem sarenki. Natomiast jeszcze zdziwił mnie widok w nieckach zmarzniętego śniegu, który dziwić powinien ze względu na obecnie panującą pogodę, ale to dopiero 12 luty! Pierwszy etap był ukończony na przejściu kolejowym w okolicach Arboretum im Stefana Białoboka. Następnie dojechałem drogą asfaltową do samego centrum owej instytucji, która i tak była zamknięta. Później ruszyłem przez pola i lasy "arboretowskie" w celu dotarcia do jakiejś tam Stradomii. Wyjeżdżając na asfalt miałem kolejne spotkanie z pieskami. Okazało się że wyjechałem w Stradomii Dolnej skąd udałem się prosto, drogą asfaltową do Dziadowej Kłody i choć trochę poprawiłem sobie beznadziejne tempo. W Dziadowej Kłodzie dostrzegłem nowy maszt telefoniczny oraz podjechałem na plac budowy hali. Jest ona jeszcze w powijakach, ale rzekomo do końca kwietnia ma być przecinana wstęga ;) Wracając na drogę prowadzącą do Sycowa zatrzymałem się jeszcze na chwilę przy boisku w Dziadowej. Grała tam Stradomia z (no właśnie z kim?). Zaspokoiwszy głód kilometrów pragnąłem zaspokoić również głód fizjologiczny, a więc czym prędzej ruszyłem na ostatni odcinek tej krótkiej trasy. W Ślizowie po pokonaniu dwóch małych bo małych, ale górek, naszedł mnie "zimny pot". Było to o tyle nie przyjemne uczucie zwłaszcza że zaraz miałem pędzić ze ślizowskiej górki w dół do Sycowa. Mimo obaw o chorobę pomknąłem z tamtej górki 41,41 km/h. Jak na luty to myślę że jest przyzwoicie jeśli chodzi o tą klasyfikację :) Dojechałem spokojnie do obwodnicy, a następnie ze sztywnymi już dłońmi do ukochanego domku na obiadek :P Takie wypady ćwiczą apetyt czego byłem świadkiem. Jedyny minus dzisiejszej wyprawy to zmarznięte do kości palce u rąk :/ Ale pierwsze większe przetarcie nastąpiło z czego jestem zadowolony...
Wyjazd rozpocząłem o 12:07. Postanowiłem udać się na dawno przeze mnie nie odwiedzane "sycowskie PKP". Będąc już na miejscu coś mnie tknęło aby początkowo pojechać wzdłuż torów w stronę Oleśnicy , a następnie po skończeniu się ubitego nasypu obok torów, do pójścia przez tory, a rower prowadząc po szynie. Zeszło mi na to masę czasu. Były to jakieś 4km tego marszu. Nie dość że straciłem dużo minut to jeszcze pogrążyło się moje ostateczne tempo wycieczki, ale cóż...poszedłem za głosem przygody. Po drodze spotkałem 2 psy z okolicznych gospodarstw oraz 2 razy przebiegające mi tuż przed nosem sarenki. Natomiast jeszcze zdziwił mnie widok w nieckach zmarzniętego śniegu, który dziwić powinien ze względu na obecnie panującą pogodę, ale to dopiero 12 luty! Pierwszy etap był ukończony na przejściu kolejowym w okolicach Arboretum im Stefana Białoboka. Następnie dojechałem drogą asfaltową do samego centrum owej instytucji, która i tak była zamknięta. Później ruszyłem przez pola i lasy "arboretowskie" w celu dotarcia do jakiejś tam Stradomii. Wyjeżdżając na asfalt miałem kolejne spotkanie z pieskami. Okazało się że wyjechałem w Stradomii Dolnej skąd udałem się prosto, drogą asfaltową do Dziadowej Kłody i choć trochę poprawiłem sobie beznadziejne tempo. W Dziadowej Kłodzie dostrzegłem nowy maszt telefoniczny oraz podjechałem na plac budowy hali. Jest ona jeszcze w powijakach, ale rzekomo do końca kwietnia ma być przecinana wstęga ;) Wracając na drogę prowadzącą do Sycowa zatrzymałem się jeszcze na chwilę przy boisku w Dziadowej. Grała tam Stradomia z (no właśnie z kim?). Zaspokoiwszy głód kilometrów pragnąłem zaspokoić również głód fizjologiczny, a więc czym prędzej ruszyłem na ostatni odcinek tej krótkiej trasy. W Ślizowie po pokonaniu dwóch małych bo małych, ale górek, naszedł mnie "zimny pot". Było to o tyle nie przyjemne uczucie zwłaszcza że zaraz miałem pędzić ze ślizowskiej górki w dół do Sycowa. Mimo obaw o chorobę pomknąłem z tamtej górki 41,41 km/h. Jak na luty to myślę że jest przyzwoicie jeśli chodzi o tą klasyfikację :) Dojechałem spokojnie do obwodnicy, a następnie ze sztywnymi już dłońmi do ukochanego domku na obiadek :P Takie wypady ćwiczą apetyt czego byłem świadkiem. Jedyny minus dzisiejszej wyprawy to zmarznięte do kości palce u rąk :/ Ale pierwsze większe przetarcie nastąpiło z czego jestem zadowolony...
Dane wycieczki:
Km: | 26.65 | Km teren: | 6.20 | Czas: | 02:06 | km/h: | 12.69 | ||
Pr. maks.: | 41.41 | Temperatura: | 0.0 | Podjazdy: | 70m | Rower: | Giant |
Komentarze
Odnoszę wrażenie,iż kolega jest miłośnikiem kolei.Te,niestety zapomniane linie kolejowe mają jednak swój urok.Niedawno miałem okazję przejeżdżać wzdłuż 307 i nawet zatrzymałem się na moment w okolicach Rychtala,niestety żal patrzeć.Tragedia.
VSV83 - 22:20 środa, 9 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!