Bez opóźnień na budowie!
Środa, 30 marca 2011
Miałem dzisiaj 6 lekcji czyli do 13:30. Wróciłem trochę zmęczony. Zjadłem pokaźną miskę zupy kapuścianej oraz kartofle ze serem - popiłem to wszystko puszką coca-coli. Najadłem się i napiłem dość mocno a i wczorajszy zaledwie 4,5 godzinny nocny sen robił swoje. Miałem ochotę rozebrać się i wskoczyć do łóżka i pospać parę godzin. Ale grzechem byłoby siedzieć w domu w taką pogodę. btw - Dostałem dzisiaj od kuriera MP 3 - "Sansa Clip +". Słuchawki dotarły już wczoraj. Sprawdziłem tylko sprzęt, pobawiłem się nieco, ale na test w terenie jeszcze przyjdzie czas...Długo się wybierałem ale jednak do godziny 16 dałem radę wyruszyć :)
Po pierwszych metrach wiedziałem że z dzisiejszego dobrego tempa będą nici. Tak mnie bolały dzisiaj mięśnie dwugłowe nóg że do tej pory czuję. Przedwczoraj zrobiłem zbyt intensywną sesję treningową w domu i tych kilkadziesiąt przysiadów dało o sobie znać. Do Komorowa dojechałem leciuteńkim tempem. Na górce dostrzegłem kolarza z naprzeciwka. Okazało się że ten kawał rozwalonego mięcha na ramie to nie kto inny jak David Dolata :D W krótkich spodenkach i koszulce oraz czarnych okularkach. Jednak nawet nie odpowiedział pozdrowieniem kolarskim. Widać że dopiero zaczyna w tym fachu chłopak...;) W Kraszowie w końcu, ale to w końcu remontują ten kawałek paskudnej drogi! Nareszcie Panowie. Do Międzyborza też się przeturlałem bardzo powoli i w centrum byłem ze średnią 19,5 km/h. Nie zatrzymywałem się nigdzie po drodze tylko prosto do celu zwłaszcza że późno wyjechałem a i czas jazdy był słaby. Za Klonowem skręciłem w prawo na Cieszyn. Zatrzymałem się tam na 15 sekund aby zrobić foto i już dalej na szosę. Następnie odbiłem w lewo na Domasławice. Jechałem cały czas wolno, ale jednym tchem przez co podróż była bardzo płynna i szybko czas leciał. Dobiłem mimo bólu w nogach to tego całego Goszcza. Mimo iż nie spotkała mnie Efelyna tak jak kaeres'a123 to zrobiłem foto kolejne i odpocząłem 2 minutki. Później jakoś gładko do Twardogóry. Na tę chwilę nie czułem w ogóle zmęczenia ani czasu. Całe te 30 km przeszło jakby obok mnie. Nic się na trasie nie działo. Można powiedzieć że był to taki typowy trening wytrzymałościowy.
Wjeżdżając do Twardogóry po raz kolejny się zdziwiłem co ci ludzie robią. Na najważniejszym skrzyżowaniu burmistrz zarządził zrobienie ronda. Wszystko wszędzie coś remontują - ale ja na to nie narzekam - tak powinno być. Kupiłem sobie na rynku tylko Kubusia Play, posiedziałem 8 minut, zjadając przy tym 2 Grześki i znowu nie chcąc tracić czasu ruszyłem na PKP jeszcze tradycyjnie już.
Tym razem o dziwo nie spotkałem pociągu ;) Passa została przerwana bezboleśnie jednak. Już mi się nie chciało nic zwiedzać tylko odbyć te kilometry i być w domu. A więc wyjechałem do Chełstówka a potem to już tymi pagórkami do Goli Wielkiej. Nawet się zdziwiłem że ten największy szczyt tj. około 260 m.n.p.m. zdobyłem tak leciutko mimo dokuczającego nadwyrężenia. Z Goli się furgnąłem 50 kilka na godzinę z czego nie byłem do końca zadowolony. Ten zryw za prędkością dnia kosztował mnie przyśpieszenie pulsu do końca wycieczki ;/ Nie wiem co mnie skusiło. Ogólnie to poprawiłem wtedy średnią sobie do ponad 20 km/h więc było już ok. Tym razem jadąc przez Drołtowice nie skręciłem na Zawadę jak zawsze tylko prosto skrótem i zarazem nie przejechaną przeze mnie jeszcze drogą na Biskupice. Ładne tereny i ładna nawierzchnia. W Biskupicach miałem już tylko 5 km do Sycowa i 45 minut do Zachodu Słońca. Odpocząłem no i już pojechałem w kierunku Św.Marka. Toteż m.in. ze względu na tę górkę wybrałem akurat tę alternatywę powrotu do domu. Doczłapałem się w okolice kościółka gdzie też bardzo długo mnie nie było. Taki piękny Zachód Słońca mnie zastał tam że nawet mi się nie chciało zjeżdżać w dół. Sikałem za koszem na śmieci aż tu nagle jacyś państwo przyjechali aż za kościół. Nie widzieli mnie nawet. Za 1 minutę widzę tego kolesia z auta, który po otwarciu bagażnika, wyrzuca z niego 2 czarne worki ze śmieciami ze skarpy! No nie wiedziałem czy mam mu zwrócić uwagę czy co, ale byłem oburzony że tak w biały dzień. Weszli na teren cmentarza a ja tylko spisałem numer rejestracyjny w razie czegoś. Granatowy Golf II - DOL 29YN. Na policję nie poszedłem choć miałem początkowo taki zamiar, ale bez dowodów(zdjęć) to bym wiele nie wskórał, a problemów nie chcę sobie dodawać. Zjechałem po dziurawej drodze z Marka i już tylko przez miasto do domu. Na kolację 2 krokiety i styknie.









Chciałem tym samym powiedzieć że było to moje pożegnanie z miesiącem marcem. Jutro już będę miał czas tylko na regenerację obolałych nóg. Policzyłem sobie kiedyś ile muszę jeździć w tym sezonie abym osiągnął wynik przynajmniej 5000 km na koniec roku. Wyszło mi że w marcu będę musiał przejechać jakieś 500 km. A więc jestem bardzo zadowolony, bo mimo iż zacząłem sezon z lekkim opóźnieniem to jednak wszystko idzie zgodnie z planem, stąd też mój dzisiejszy tytuł. W marcu zrobiłem 505 km więc jak dalej tak się będzie szczęśliwie wszystko układało to na koniec roku będę opijać swój osobisty sukces. Poza tym ostatnio coraz lepiej mi się układa w kwestiach wyjazdów. Wyjaśniają się co rusz to nowe szczegóły dotyczące wakacji...Marzec zapamiętam jako początkowo chłodny ale dobrze rokujący miesiąc na dalsze kwartały ;) Jest progres, plan wykonany. Jutro Dzień Przedsiębiorczości a więc wolne od szkoły mam. Zajmę się czyszczeniem swoich bike'ów.
Po pierwszych metrach wiedziałem że z dzisiejszego dobrego tempa będą nici. Tak mnie bolały dzisiaj mięśnie dwugłowe nóg że do tej pory czuję. Przedwczoraj zrobiłem zbyt intensywną sesję treningową w domu i tych kilkadziesiąt przysiadów dało o sobie znać. Do Komorowa dojechałem leciuteńkim tempem. Na górce dostrzegłem kolarza z naprzeciwka. Okazało się że ten kawał rozwalonego mięcha na ramie to nie kto inny jak David Dolata :D W krótkich spodenkach i koszulce oraz czarnych okularkach. Jednak nawet nie odpowiedział pozdrowieniem kolarskim. Widać że dopiero zaczyna w tym fachu chłopak...;) W Kraszowie w końcu, ale to w końcu remontują ten kawałek paskudnej drogi! Nareszcie Panowie. Do Międzyborza też się przeturlałem bardzo powoli i w centrum byłem ze średnią 19,5 km/h. Nie zatrzymywałem się nigdzie po drodze tylko prosto do celu zwłaszcza że późno wyjechałem a i czas jazdy był słaby. Za Klonowem skręciłem w prawo na Cieszyn. Zatrzymałem się tam na 15 sekund aby zrobić foto i już dalej na szosę. Następnie odbiłem w lewo na Domasławice. Jechałem cały czas wolno, ale jednym tchem przez co podróż była bardzo płynna i szybko czas leciał. Dobiłem mimo bólu w nogach to tego całego Goszcza. Mimo iż nie spotkała mnie Efelyna tak jak kaeres'a123 to zrobiłem foto kolejne i odpocząłem 2 minutki. Później jakoś gładko do Twardogóry. Na tę chwilę nie czułem w ogóle zmęczenia ani czasu. Całe te 30 km przeszło jakby obok mnie. Nic się na trasie nie działo. Można powiedzieć że był to taki typowy trening wytrzymałościowy.
Wjeżdżając do Twardogóry po raz kolejny się zdziwiłem co ci ludzie robią. Na najważniejszym skrzyżowaniu burmistrz zarządził zrobienie ronda. Wszystko wszędzie coś remontują - ale ja na to nie narzekam - tak powinno być. Kupiłem sobie na rynku tylko Kubusia Play, posiedziałem 8 minut, zjadając przy tym 2 Grześki i znowu nie chcąc tracić czasu ruszyłem na PKP jeszcze tradycyjnie już.
Tym razem o dziwo nie spotkałem pociągu ;) Passa została przerwana bezboleśnie jednak. Już mi się nie chciało nic zwiedzać tylko odbyć te kilometry i być w domu. A więc wyjechałem do Chełstówka a potem to już tymi pagórkami do Goli Wielkiej. Nawet się zdziwiłem że ten największy szczyt tj. około 260 m.n.p.m. zdobyłem tak leciutko mimo dokuczającego nadwyrężenia. Z Goli się furgnąłem 50 kilka na godzinę z czego nie byłem do końca zadowolony. Ten zryw za prędkością dnia kosztował mnie przyśpieszenie pulsu do końca wycieczki ;/ Nie wiem co mnie skusiło. Ogólnie to poprawiłem wtedy średnią sobie do ponad 20 km/h więc było już ok. Tym razem jadąc przez Drołtowice nie skręciłem na Zawadę jak zawsze tylko prosto skrótem i zarazem nie przejechaną przeze mnie jeszcze drogą na Biskupice. Ładne tereny i ładna nawierzchnia. W Biskupicach miałem już tylko 5 km do Sycowa i 45 minut do Zachodu Słońca. Odpocząłem no i już pojechałem w kierunku Św.Marka. Toteż m.in. ze względu na tę górkę wybrałem akurat tę alternatywę powrotu do domu. Doczłapałem się w okolice kościółka gdzie też bardzo długo mnie nie było. Taki piękny Zachód Słońca mnie zastał tam że nawet mi się nie chciało zjeżdżać w dół. Sikałem za koszem na śmieci aż tu nagle jacyś państwo przyjechali aż za kościół. Nie widzieli mnie nawet. Za 1 minutę widzę tego kolesia z auta, który po otwarciu bagażnika, wyrzuca z niego 2 czarne worki ze śmieciami ze skarpy! No nie wiedziałem czy mam mu zwrócić uwagę czy co, ale byłem oburzony że tak w biały dzień. Weszli na teren cmentarza a ja tylko spisałem numer rejestracyjny w razie czegoś. Granatowy Golf II - DOL 29YN. Na policję nie poszedłem choć miałem początkowo taki zamiar, ale bez dowodów(zdjęć) to bym wiele nie wskórał, a problemów nie chcę sobie dodawać. Zjechałem po dziurawej drodze z Marka i już tylko przez miasto do domu. Na kolację 2 krokiety i styknie.

nowy asfalt w Kraszowie© completny

kościół w Cieszynie© completny

i który mówi prawdę?© completny

stary Goszcz© completny

budowa ronda© completny

pięknie położony kościół w Twardogórze© completny

ratusz twardogórski© completny

PKP Twardogóra (ale czemu Sycowska?)© completny

kościółek na Św.Marku© completny
Chciałem tym samym powiedzieć że było to moje pożegnanie z miesiącem marcem. Jutro już będę miał czas tylko na regenerację obolałych nóg. Policzyłem sobie kiedyś ile muszę jeździć w tym sezonie abym osiągnął wynik przynajmniej 5000 km na koniec roku. Wyszło mi że w marcu będę musiał przejechać jakieś 500 km. A więc jestem bardzo zadowolony, bo mimo iż zacząłem sezon z lekkim opóźnieniem to jednak wszystko idzie zgodnie z planem, stąd też mój dzisiejszy tytuł. W marcu zrobiłem 505 km więc jak dalej tak się będzie szczęśliwie wszystko układało to na koniec roku będę opijać swój osobisty sukces. Poza tym ostatnio coraz lepiej mi się układa w kwestiach wyjazdów. Wyjaśniają się co rusz to nowe szczegóły dotyczące wakacji...Marzec zapamiętam jako początkowo chłodny ale dobrze rokujący miesiąc na dalsze kwartały ;) Jest progres, plan wykonany. Jutro Dzień Przedsiębiorczości a więc wolne od szkoły mam. Zajmę się czyszczeniem swoich bike'ów.
Dane wycieczki:
Km: | 53.64 | Km teren: | 0.10 | Czas: | 02:37 | km/h: | 20.50 | ||
Pr. maks.: | 53.37 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | 260m | Rower: | Giant |
Komentarze
W końcu ten Kraszów będę spokojniej przejeżdżał bez użycia kilku niecenzuralnych słów :P
kaeres123 - 07:34 czwartek, 31 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!