Niedziela Palmowa w Kaliszu
Niedziela, 17 kwietnia 2011
Brat przyjechał ze Stolicy do Sycowa po długiej nieobecności. Coś tam wspominał że będzie chciał gdzieś pojeździć ze mną na rowerze. W sobotę o 22 dał mi do zrozumienia że w niedzielę jedziemy. Kazał mi szukać połączeń pociągowych i robić zarys trasy. W planach przewijał się Kluczbork, Sieradz, Krotoszyn, ale stanęło na Kaliszu. Połączenie pociągiem zadecydowało. Obudziliśmy się jakoś tak o 8:10. Mama zrobiła przedwczesne śniadanie Wielkanocne, no i ja już nie wierzyłem że zdążymy na 9:42 dojechać na PKP Międzybórz. Była bowiem 8:45 i tylko Michał zaraził mnie optymizmem. Spakował potrzebne rzeczy w 4 minuty, ja się trochę umyłem, spakowałem i jakoś zebrałem. Wyjechaliśmy jednak dopiero o 9:04 czyli o 2 minuty wcześniej niż tydzień temu ja z Krystianem. Tyle że tym razem nie mieliśmy wiatru w twarz. Pogoda dobra, no i tempo też. Zdążyłem kupić nawet jeszcze wodę w EKO ;) Na PKP byliśmy 2 minuty przed pociągiem czyli idealnie. Odetchnąłem z ulgą.

Jechało się identycznie jak tydzień temu. Tylko że tym razem poszliśmy na tył pociągu no i wagony były o wiele mniej zapełnione. W Granowcu nasza osobówka musiała przepuścić pociąg TLK, który gnał chyba ze 130 km/h ;) Wysiedliśmy w Ostowie Wlkp. i za 8 minut mieliśmy przesiadkę na pociąg do Łodzi tyle że my wysiadaliśmy w Kaliszu.

Niestety Dworzec Kolejowy w Kaliszu już dawno stracił na wartości. Gdy jeszcze był miastem wojewódzkim to jakoś to było, ale teraz to trochę cienko wygląda, a szkoda...Michał poszedł się wylać i za moment wjechaliśmy na jakąś drogę główną.

Tam też nadzialiśmy się na swoich "kolegów" po fachu. Wyścig kolarski na ulicach Kalisza bardzo mnie ucieszył. Podobno mieli do pokonania kilkanaście rund po ulicach co ostatecznie dało jakieś 136 km, a wygrał jakiś Czech ;)

I tak po zjedzeniu placka przeze mnie udaliśmy się ulicą równoległą do tej w kierunku centrum miasta. Najpierw ujrzeliśmy Bazylikę - podobno też równie często odwiedzaną co w Częstochowie i Licheniu.

Szukaliśmy rynku. Ogólnie miasto wydawało mi się jak takie z lat 90'. Te ulice takie szare w tej pogodzie, ale zarazem takie miastowe. Tak jakbym widział zdjęcie Kalisza w mojej Encyklopedii z 1991 roku. Dokładnie tak wyobrażałem sobie Sieradz, ale to może przez te chmury szare, które stworzyły taką atmosferę. Przed rynkiem wstąpiliśmy do pewnej cukierni. Michał kupił sobie "różę - babkę", a ja drożdżówkę z budyniem którą zjadłem momentalnie oraz dziwnego pączka z advocatem w białej polewie.

No i długo tam nie posiedzieliśmy i już Michał ciągnął dalej wycieczkę...Jedną z ulic to chyba z 5 razy jechaliśmy no ale przynajmniej będę choć trochę na przyszłość zorientowany w centrum miasta. Dojechaliśmy do Teatru. Coś mi świtało w głowie...

TAK! Moje wspomnienie z dzieciństwa momentalnie odżyło. Pamiętam jak jechaliśmy bodaj w 2. klasie podstawowej tj. 2002 rok do Kalisza na "Jezioro Łabędzie" właśnie do tego Teatru, a potem przechodziliśmy przez ten cmentarz ;) Cudowne uczucie przypomnieć sobie miejsce po prawie 10 latach. Pamiętam Rzemyka jak tam skakał po rowach przeciwczołgowych i w ogóle całą klasę :) Fajnie że tutaj trafiliśmy. A zapamiętałem tą wycieczkę też m.in. dlatego że to była jedyna podróż klasowa w której uczestniczyła moja mama ;/ ;) Może dlatego wryło mi się to w pamięć. Ale dobra - dość wspomnień.

Tuż obok cmentarza był stadion. Grzechem byłoby nie zajrzeć. Jakaś Pani i Pan sprzątali trybuny, a 2. Pan kosił trawę. Spytałem się czy możemy się przejechać dookoła. Nie było problemu. Honorowa rundka we dwóch ;) Ale to tylko tak niepozornie wygląda. Na samej górze jest na prawdę cholernie stromo i jeszcze te liście. Wjechałbym na zakręcie do połowy wysokości już na pewno byłaby gleba także spokojnie to zrobiłem. Pan który sprzątał pogadał chwilkę z nami. Nawet znał położenie Sycowa :) A no i powiedział że pierwsze wyścigi odbywają się zazwyczaj dopiero jakoś tak na początku maja.

Ze stadionu znowu do centrum (tą samą ulicą). Spytaliśmy się gdzie jest katedra bo chciałem ją bardzo zobaczyć. Szczerze mówiąc to jest dziwnie schowana co widać po zdjęciu. Nie wchodziłem bo była msza, a ja w dresie.

No cóż, przyjechaliśmy, pooglądaliśmy i trzeba było wracać. Decyzja zapadła że wracamy przez Mikstat. Michał jeszcze tam nie był w przeciwieństwie do Grabowa. Po drodze zahaczyliśmy o Namysłaki czyli bardzo dziwną linię kolejową. Jak widać już nieaktywną...

Budynek mnie osobiście zauroczył. Takiego jeszcze nie widziałem. Jak chatka Muminków ;) Pieski na nas szczekały ale my i tak pokręciliśmy się chwile po dworcu. Sosny na torach miały już jakieś 20 lat więc pewnie dawno zawiesili tutaj ruch kolejowy. Muszę to doczytać.

Kibelek dla Pań oraz pompa wodna też nam się spodobały. Na końcu jamnik który na mnie szczekał przez 10 minut nagle gdy chciałem ruszać skoczył jakoś gwałtownie w moim kierunku ale odpędziłem się od niego.

Tak w ogóle to do tej stacji prowadziła droga (2,5 km) zbudowana ze starej kostki ;/ Ale to już było. Teraz tylko Mikstat. Musieliśmy jeszcze stanąć w pobliskim lesie na chwil kilka. Michał zjadł babkę, a ja się rozebrałem z górnej części garderoby co by się wylać. Ach ten strój...Mikstat już było widać. Jeszcze tylko kawałek trasą zeszłorocznej czasówki, 2 górki i jest...

Mikstat zaliczony. Wieża jak zwykle robi wrażenie. W końcu jest dość wysoka jak na Polskie wieże nadawcze...

Następnie chwilę posiedzieliśmy na rynku, gdzie skonsumowaliśmy wafle ryżowe - Michał miał kaprys, no i dodatkową wodę. Przyczepił się do nas jakiś pijak chociaż w garniturze. Był na rauszu. Michał go spytał o okoliczne atrakcje jak ja byłem w sklepie, a wyszło na to że to ja musiałem z nim później gadać, a on mnie przy tym 2 razy opluł waflem i ten "zapach" piwa z gęby...Pewnie nie jedno sobie już wypił. Oprócz tego miał jedno w ręce. Ale jakoś się od niego uwolniliśmy.
I po kilku górkach dojechaliśmy do Ostrzeszowa. Chwila posiedzenia na rynku. Mieliśmy ochotę na lody, ale...Ruszyliśmy jednak na Syców. Za Rojowem odbiliśmy na skrót do Bierzowa i wyjechaliśmy koło samiuśkiego zalewu. Ładna to droga. Stamtąd już czym prędzej do Sycowa. Jakoś te 75-80 km nawet gładko poszło. Myślałem że będzie o wiele gorzej. Na końcu przejechaliśmy się do parku żeby zobaczyć co tam majstrują. Jakaś kopara wjechała do pierwszego stawu. "Robio co chco!" ;D ;/

I te lody tak nas skusiły że jednak zacumowaliśmy do Płonki na małe z automatu...Niebo w gębie zwłaszcza po takim wysiłku. Była już 18:30 więc pozostawało w domu zjeść obiadokolację. Wycieczka udana - no bo jak miałoby być inaczej. Nie ma wycieczek nieudanych ;) Poznałem Kalisz, zrobiłem 100 km więc czego tu żałować, w dodatku z bratem z którym tak rzadko mam okazję pojeździć.

szkiełko i oko...© completny
Jechało się identycznie jak tydzień temu. Tylko że tym razem poszliśmy na tył pociągu no i wagony były o wiele mniej zapełnione. W Granowcu nasza osobówka musiała przepuścić pociąg TLK, który gnał chyba ze 130 km/h ;) Wysiedliśmy w Ostowie Wlkp. i za 8 minut mieliśmy przesiadkę na pociąg do Łodzi tyle że my wysiadaliśmy w Kaliszu.

obśrupany kaliski PKP© completny
Niestety Dworzec Kolejowy w Kaliszu już dawno stracił na wartości. Gdy jeszcze był miastem wojewódzkim to jakoś to było, ale teraz to trochę cienko wygląda, a szkoda...Michał poszedł się wylać i za moment wjechaliśmy na jakąś drogę główną.

wygląd dworca od ulicy© completny
Tam też nadzialiśmy się na swoich "kolegów" po fachu. Wyścig kolarski na ulicach Kalisza bardzo mnie ucieszył. Podobno mieli do pokonania kilkanaście rund po ulicach co ostatecznie dało jakieś 136 km, a wygrał jakiś Czech ;)

Szlakiem Bursztynowym - Hellena Tour 2011© completny
I tak po zjedzeniu placka przeze mnie udaliśmy się ulicą równoległą do tej w kierunku centrum miasta. Najpierw ujrzeliśmy Bazylikę - podobno też równie często odwiedzaną co w Częstochowie i Licheniu.

Bazylika Wniebowzięcia NMP© completny
Szukaliśmy rynku. Ogólnie miasto wydawało mi się jak takie z lat 90'. Te ulice takie szare w tej pogodzie, ale zarazem takie miastowe. Tak jakbym widział zdjęcie Kalisza w mojej Encyklopedii z 1991 roku. Dokładnie tak wyobrażałem sobie Sieradz, ale to może przez te chmury szare, które stworzyły taką atmosferę. Przed rynkiem wstąpiliśmy do pewnej cukierni. Michał kupił sobie "różę - babkę", a ja drożdżówkę z budyniem którą zjadłem momentalnie oraz dziwnego pączka z advocatem w białej polewie.

rynek w Kaliszu© completny
No i długo tam nie posiedzieliśmy i już Michał ciągnął dalej wycieczkę...Jedną z ulic to chyba z 5 razy jechaliśmy no ale przynajmniej będę choć trochę na przyszłość zorientowany w centrum miasta. Dojechaliśmy do Teatru. Coś mi świtało w głowie...

Teatr im.Wojciecha Bogusławskiego© completny
TAK! Moje wspomnienie z dzieciństwa momentalnie odżyło. Pamiętam jak jechaliśmy bodaj w 2. klasie podstawowej tj. 2002 rok do Kalisza na "Jezioro Łabędzie" właśnie do tego Teatru, a potem przechodziliśmy przez ten cmentarz ;) Cudowne uczucie przypomnieć sobie miejsce po prawie 10 latach. Pamiętam Rzemyka jak tam skakał po rowach przeciwczołgowych i w ogóle całą klasę :) Fajnie że tutaj trafiliśmy. A zapamiętałem tą wycieczkę też m.in. dlatego że to była jedyna podróż klasowa w której uczestniczyła moja mama ;/ ;) Może dlatego wryło mi się to w pamięć. Ale dobra - dość wspomnień.

Wielkie Wspomnienie! - Cmentarz radziecki© completny
Tuż obok cmentarza był stadion. Grzechem byłoby nie zajrzeć. Jakaś Pani i Pan sprzątali trybuny, a 2. Pan kosił trawę. Spytałem się czy możemy się przejechać dookoła. Nie było problemu. Honorowa rundka we dwóch ;) Ale to tylko tak niepozornie wygląda. Na samej górze jest na prawdę cholernie stromo i jeszcze te liście. Wjechałbym na zakręcie do połowy wysokości już na pewno byłaby gleba także spokojnie to zrobiłem. Pan który sprzątał pogadał chwilkę z nami. Nawet znał położenie Sycowa :) A no i powiedział że pierwsze wyścigi odbywają się zazwyczaj dopiero jakoś tak na początku maja.

Stadion w Kaliszu z torem kolarskim© completny
Ze stadionu znowu do centrum (tą samą ulicą). Spytaliśmy się gdzie jest katedra bo chciałem ją bardzo zobaczyć. Szczerze mówiąc to jest dziwnie schowana co widać po zdjęciu. Nie wchodziłem bo była msza, a ja w dresie.

Katedra św. Mikołaja Biskupa w Kaliszu© completny
No cóż, przyjechaliśmy, pooglądaliśmy i trzeba było wracać. Decyzja zapadła że wracamy przez Mikstat. Michał jeszcze tam nie był w przeciwieństwie do Grabowa. Po drodze zahaczyliśmy o Namysłaki czyli bardzo dziwną linię kolejową. Jak widać już nieaktywną...

jakiś fajny, stary przyrząd kolejowy© completny
Budynek mnie osobiście zauroczył. Takiego jeszcze nie widziałem. Jak chatka Muminków ;) Pieski na nas szczekały ale my i tak pokręciliśmy się chwile po dworcu. Sosny na torach miały już jakieś 20 lat więc pewnie dawno zawiesili tutaj ruch kolejowy. Muszę to doczytać.

nieaktywne PKP Namysłaki© completny
Kibelek dla Pań oraz pompa wodna też nam się spodobały. Na końcu jamnik który na mnie szczekał przez 10 minut nagle gdy chciałem ruszać skoczył jakoś gwałtownie w moim kierunku ale odpędziłem się od niego.

klimat stacji...© completny
Tak w ogóle to do tej stacji prowadziła droga (2,5 km) zbudowana ze starej kostki ;/ Ale to już było. Teraz tylko Mikstat. Musieliśmy jeszcze stanąć w pobliskim lesie na chwil kilka. Michał zjadł babkę, a ja się rozebrałem z górnej części garderoby co by się wylać. Ach ten strój...Mikstat już było widać. Jeszcze tylko kawałek trasą zeszłorocznej czasówki, 2 górki i jest...

ekipa przy maszcie© completny
Mikstat zaliczony. Wieża jak zwykle robi wrażenie. W końcu jest dość wysoka jak na Polskie wieże nadawcze...

RTCN (Radiowo-Telewizyjne Centrum Nadawcze) Mikstat© completny
Następnie chwilę posiedzieliśmy na rynku, gdzie skonsumowaliśmy wafle ryżowe - Michał miał kaprys, no i dodatkową wodę. Przyczepił się do nas jakiś pijak chociaż w garniturze. Był na rauszu. Michał go spytał o okoliczne atrakcje jak ja byłem w sklepie, a wyszło na to że to ja musiałem z nim później gadać, a on mnie przy tym 2 razy opluł waflem i ten "zapach" piwa z gęby...Pewnie nie jedno sobie już wypił. Oprócz tego miał jedno w ręce. Ale jakoś się od niego uwolniliśmy.
I po kilku górkach dojechaliśmy do Ostrzeszowa. Chwila posiedzenia na rynku. Mieliśmy ochotę na lody, ale...Ruszyliśmy jednak na Syców. Za Rojowem odbiliśmy na skrót do Bierzowa i wyjechaliśmy koło samiuśkiego zalewu. Ładna to droga. Stamtąd już czym prędzej do Sycowa. Jakoś te 75-80 km nawet gładko poszło. Myślałem że będzie o wiele gorzej. Na końcu przejechaliśmy się do parku żeby zobaczyć co tam majstrują. Jakaś kopara wjechała do pierwszego stawu. "Robio co chco!" ;D ;/

odmulanie sycowskiego stawu w parku© completny
I te lody tak nas skusiły że jednak zacumowaliśmy do Płonki na małe z automatu...Niebo w gębie zwłaszcza po takim wysiłku. Była już 18:30 więc pozostawało w domu zjeść obiadokolację. Wycieczka udana - no bo jak miałoby być inaczej. Nie ma wycieczek nieudanych ;) Poznałem Kalisz, zrobiłem 100 km więc czego tu żałować, w dodatku z bratem z którym tak rzadko mam okazję pojeździć.
Dane wycieczki:
Km: | 98.75 | Km teren: | 4.50 | Czas: | 05:35 | km/h: | 17.69 | ||
Pr. maks.: | 47.09 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | 270m | Rower: | Giant |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!