ETAP I : Syców - Wrocław
Środa, 20 kwietnia 2011
Przyszedłem ze szkoły. Przerwa świąteczna. Na dworze ciepło. Co by tu zrobić? Może na mecz jutro się karne..? No może, ale szkoda 18 zł na podróż. Mama jadę za godzinę do Wrocławia. Ale czym? No rowerem. To poczekaj godzinkę, pojadę kupić ci coś na podroż. Tak więc złapałem za sakwy i ubrania i w pośpiechu pakowałem wszystko co może się przydać. Mama mi przyniosła full proviant ;D Wziąłem wszystko i dopiero o 16:45 wyruszyłem na Wrocław.
Najpierw do Dziadowej, następnie do Radzowic ;) Poszło gładko, bo chyba wiatr był niewielki, a jeśli już jakiś tam wiał to na pewno mi on nie przeszkadzał, a i temperatura wręcz idealna. Dojechałem do Wabienic w których odbiłem w prawo na Stronię. Tam bez większych ceregieli puściłem się dalej na Nowoszyce i w konsekwencji Gręboszyce. Tam zaczęła się fatalna droga. Było to jakieś 3 km tych dziur, ale dało się jechać. Tempo mi szło ładnie bez dużego zmęczenia. Starałem się szybko jechać bo wiedziałem że jazda po ciemku wioskami przed Wrocławiem to nie jest dobry pomysł. Najgorszy był jednak odcinek w okolicach Krzeczyna. Tam mimo mapy prawie się zgubiłem, ale nic z tego. Moja orientacja w terenie po raz kolejny nie zawiodła :) Ogólnie to piękna nawierzchnia była na tym kawałku trasy. Znalazłem się w Oleśniczce, a tuż za nią była Kątna, w której musiałem coś zjeść, bo mama zrobiła aż 4 bułeczki.

Usiadłem na przystanku i wciuchrałem jednego banana i bułkę oraz Grześka. Popiłem wodą, bo już soku w bidonie nie było. Oj pić się chciało. Z tamtej miejscowości udałem się do Brzeziej Łąki. Grając jeszcze w Pogoni Syców w młodzikach pamiętam jak dostaliśmy tam baty 3:11 w naszym pierwszym oficjalnym meczu :/ Toteż ta miejscowość bardzo źle mi się kojarzyła. Ale bezapelacyjnie musiałem zmienić zdanie! Piękna wioska. Nowoczesna, bogate domy, kompleks nowoczesnych boisk do piłki nożnej zrobił na mnie wrażenie. Ta wioska to taka sypialnia Wrocławia. Na prawdę zmieniłem zdanie o tej mieścinie. Za Brzezią Łąką były już Pietrzykowice, z których było widać kominy Elektrociepłowni wrocławskiej, budowę Sky Tower'a oraz nawet ślężę!!! Widoczność była wręcz kapitalna skoro było takie rzeczy nawet widać. I to wtedy chyba poczułem chęć wybrania się w okolice owej góry. Dostałem dodatkowego kopa, gdy zobaczyłem już Wrocław. Jeszcze tylko Krzeptów no i już byłem na blokach wrocławskich. Do Psiego Pola dojechałem o 19:10, a średnią miałem 27,3 km/h. W takim tempie do Wrocławia to nawet nie marzyłem żeby dojechać z pełnymi sakwami w dodatku ;) To było koło Korony. Ale wiedziałem że nie utrzymam tak świetnego wyniku. Myślałem sobie żeby tylko dotrzymać te 26,5 km/h do Nowego Dworu i będzie święto. Niestety! Miejska dżungla pozbawiła mnie marzeń ;/ Te ostatnie 14 km pokonywałem jadąc chodnikami, przepychając się między ludźmi albo stojąc w korkach/na światłach :/ No trudno. Dałem z siebie ile mogłem, ale najważniejsze to żeby bezpiecznie dojechać do domu. Średnia i tak mnie najbardziej w dzisiejeszym dniu zadowoliła ;)



Ogólnie to byłem jakiś taki dziwnie podniecony że trasę Syców - Wrocław pokonałem na rowerze o własnych siłach co do tej pory było dla mnie tylko marzeniem. Oczywiście jest to żaden dystans do tych co robią niektórzy na BS, ale jednak pokonać drogę, którą całe życie pokonywało się autem lub autobusem daje powody do satysfakcji i dumy. Rower to jednak daje niezależność od innych. Na Nowym Dworze miałem spokój. Wykąpałem się, zjadłem resztę bułek i banana oraz Horalky :D I spać...
Najpierw do Dziadowej, następnie do Radzowic ;) Poszło gładko, bo chyba wiatr był niewielki, a jeśli już jakiś tam wiał to na pewno mi on nie przeszkadzał, a i temperatura wręcz idealna. Dojechałem do Wabienic w których odbiłem w prawo na Stronię. Tam bez większych ceregieli puściłem się dalej na Nowoszyce i w konsekwencji Gręboszyce. Tam zaczęła się fatalna droga. Było to jakieś 3 km tych dziur, ale dało się jechać. Tempo mi szło ładnie bez dużego zmęczenia. Starałem się szybko jechać bo wiedziałem że jazda po ciemku wioskami przed Wrocławiem to nie jest dobry pomysł. Najgorszy był jednak odcinek w okolicach Krzeczyna. Tam mimo mapy prawie się zgubiłem, ale nic z tego. Moja orientacja w terenie po raz kolejny nie zawiodła :) Ogólnie to piękna nawierzchnia była na tym kawałku trasy. Znalazłem się w Oleśniczce, a tuż za nią była Kątna, w której musiałem coś zjeść, bo mama zrobiła aż 4 bułeczki.

jedyny postój na jedzenie w Kątnej© completny
Usiadłem na przystanku i wciuchrałem jednego banana i bułkę oraz Grześka. Popiłem wodą, bo już soku w bidonie nie było. Oj pić się chciało. Z tamtej miejscowości udałem się do Brzeziej Łąki. Grając jeszcze w Pogoni Syców w młodzikach pamiętam jak dostaliśmy tam baty 3:11 w naszym pierwszym oficjalnym meczu :/ Toteż ta miejscowość bardzo źle mi się kojarzyła. Ale bezapelacyjnie musiałem zmienić zdanie! Piękna wioska. Nowoczesna, bogate domy, kompleks nowoczesnych boisk do piłki nożnej zrobił na mnie wrażenie. Ta wioska to taka sypialnia Wrocławia. Na prawdę zmieniłem zdanie o tej mieścinie. Za Brzezią Łąką były już Pietrzykowice, z których było widać kominy Elektrociepłowni wrocławskiej, budowę Sky Tower'a oraz nawet ślężę!!! Widoczność była wręcz kapitalna skoro było takie rzeczy nawet widać. I to wtedy chyba poczułem chęć wybrania się w okolice owej góry. Dostałem dodatkowego kopa, gdy zobaczyłem już Wrocław. Jeszcze tylko Krzeptów no i już byłem na blokach wrocławskich. Do Psiego Pola dojechałem o 19:10, a średnią miałem 27,3 km/h. W takim tempie do Wrocławia to nawet nie marzyłem żeby dojechać z pełnymi sakwami w dodatku ;) To było koło Korony. Ale wiedziałem że nie utrzymam tak świetnego wyniku. Myślałem sobie żeby tylko dotrzymać te 26,5 km/h do Nowego Dworu i będzie święto. Niestety! Miejska dżungla pozbawiła mnie marzeń ;/ Te ostatnie 14 km pokonywałem jadąc chodnikami, przepychając się między ludźmi albo stojąc w korkach/na światłach :/ No trudno. Dałem z siebie ile mogłem, ale najważniejsze to żeby bezpiecznie dojechać do domu. Średnia i tak mnie najbardziej w dzisiejeszym dniu zadowoliła ;)

we Wrocławiu jeszcze przed zmrokiem...© completny

zabawa wre mimo Wielkiego Tygodnia© completny

Na moście Grunwaldzkim© completny
Ogólnie to byłem jakiś taki dziwnie podniecony że trasę Syców - Wrocław pokonałem na rowerze o własnych siłach co do tej pory było dla mnie tylko marzeniem. Oczywiście jest to żaden dystans do tych co robią niektórzy na BS, ale jednak pokonać drogę, którą całe życie pokonywało się autem lub autobusem daje powody do satysfakcji i dumy. Rower to jednak daje niezależność od innych. Na Nowym Dworze miałem spokój. Wykąpałem się, zjadłem resztę bułek i banana oraz Horalky :D I spać...
Dane wycieczki:
Km: | 81.52 | Km teren: | 1.40 | Czas: | 03:07 | km/h: | 26.16 | ||
Pr. maks.: | 50.94 | Temperatura: | 21.0 | Podjazdy: | 70m | Rower: | Giant |
Komentarze
To pytałem się gdzie jechałeś i gdzie jesteś, to Ty, że w domu.
Oj Paweł, to już odpowiedzieć nie można normalnie ? :) kaeres123 - 22:43 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj
Oj Paweł, to już odpowiedzieć nie można normalnie ? :) kaeres123 - 22:43 sobota, 23 kwietnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!