Syców - Katowice
Sobota, 30 kwietnia 2011
Wczoraj Michał miał opracować jakąś trasę. Oczywiście zapomniał. Dzień natomiast rozpoczął się fatalnie :/ Szybko wstaliśmy i praktycznie już o 9 mogliśmy wyjeżdżać. Rowery przygotowałem kapitalnie co do joty. Jednak już na początku Michał wyprowadzając nasze maszyny na dwór, zauważył że w jego Kellysie uchodzi z tyłu powietrze a właściwie już uszło ;/ Nie miałem pojęcia co mogło być przyczyną. Troszkę się wkurzył. Rozłożył dywan przed domem i wziął "srebrnego" na warsztat. Ściągnął po jakimś czasie dętkę i okazało się że jest dziura jak 5 zł. Jedynym powodem tej usterki mogło być zbyt mocne napompowanie koła. Ale do tej pory nie wiem czy to od tego. Czas leciał :/ Michał załatał zepsutą gumę i wsadził ponownie. Strzeliła mu jednak jak dochodził do 6 bara. Masakra. Okazało się również że opona się wyszczerbiła. Musiałem szybko pojechać do Bogdana po nową oponę oraz po dętki do Gianta i Kellysa. Na Nowym Dworze był taki młyn przed Komuniami że ciężko było tam w ogóle nos włożyć. Wszystko wziąłem jak brat kazał, ale żona Bogdana dała mi dętkę z krótkim wentylem do Kellysa. Nie no! Limit nieszczęścia już chyba wykorzystany :/ Michał się wkurzył jeszcze bardziej, ja też. Przez taką drobnostkę straciliśmy pół dnia. Zwłaszcza że oponę z tego koła ściągało się niemiłosiernie ciężko. Pojechałem o 13:12 do Matery koło Ośrodka z nadzieją że jeszcze nie zamknął bo byłoby tragicznie. Ale dostałem tam 2 piękne dętki, dość wytrzymałe bo ze Stomilu. Szybko wróciłem do domu i założyłem co trzeba, bo Michał już nie miał nerwów i poszedł do domu :) Posprzątałem warsztat na dworze i poszedłem na obiad. Zanim żeśmy odpoczęli to już była 14:35. Jeszcze ostatnie poprawki i ostatecznie po wielkich problemach wyruszyliśmy o 15:00 w kierunku Namysłowa. Podróż bez większych rewelacji. Standardowa jazda. Pogoda przeciętna.

W Namysłowie przejechaliśmy przez rynek. Michał odwiedził znajomego w jego opustoszałej knajpce. Podjechaliśmy na PKP. Mieliśmy jechać na Opole. Pociąg mieliśmy jednak dopiero za 1,5 h. Stanęło na tym że pojedziemy dzisiaj do Lublińca. Na licznikach mieliśmy jednak dopiero 30 km więc Michał chciał jeszcze coś dzisiaj wykręcić. Postanowiliśmy że dojedziemy do Wołczyna te dwadzieścia kilka km i potem wsiądziemy w pociąg. Wyjeżdżając z Namysłowa dorwał nas deszcz. Poczekaliśmy jakieś 20 minut - ja zjadłem bułkę. Ale opady ustąpiły i puściliśmy się na Domaszowice. Droga taka nawet niezła. Tempo było przeze mnie nie dostrzegane. Był czas na rozmowę. Michał znowu rozbudził moją wyobraźnię, ale póki co to tylko takie wolne plany. W oddali za sobą widzieliśmy jak Namysłów tonie w chmurach deszczu. Po lewej stronie już była jednak tęcza.

Za Domaszowicami jechało się identycznie jak do tej miejscowości. Droga troszkę zwilżona, wiatr przyjemny, pogoda zrobiła się taka spokojna jakoś. Chmury walczyły ze Słońcem na tafli nieba. Bardzo fajnie to wyglądało. Ale już dojechaliśmy do tego przeze mnie zawsze omijanego Wołczyna.

Przyznam się szczerze że byłem już w wielu miastach, ale ten rynek najbardziej przypominał mi ten nasz sycowski. Na rynku były dwukierunkowe ulice, parking, trochę zielenizny w środku no i na środku pomnik z kamienia. Ale chcąc - nie chcąc muszę zauważyć że i tak jest bardziej zadbany od sycowskiego no a przez to ładniejszy. Cyknąłem kilka fotek. Wołczyn zaliczony. Udaliśmy się teraz na PKP. Tam po pięciu minutach zajechał pociąg. Był pusty stosunkowo. A z kolei dworzec wołczyński okazał się dość pokaźny. No i nic dziwnego że mieszkają w nim ludzie ;)

Michał wraz ze mną władował się do pociągu. Rowery ciężkie się zrobiły. Brat wpadł na pomysł że jeszcze jest w miarę wcześnie i może pojedziemy przez Lubliniec ale aż do Katowic. Ja tylko przytaknąłem. W Lublińcu jak widać niektórzy już zaczęli świętować 30 kwietnia :D

Jechało się spokojnie. Przeglądaliśmy mapę i o czymś tam dyskutowaliśmy. Po drodze mijaliśmy Herby Nowe które zawsze mi się podobają oraz takie ładne Tarnowskie Góry.

Najlepsze jednak spotkało nas na samym Górnym Śląsku. Otóż jakoś w Radzionkowie Pani konduktor podchodzi do nas na koniec pociągu mówiąc : "Słuchajcie, dzisiaj w Bytomiu był mecz i policja ostrzega że do pociągu wsiądzie 200 kibiców, a wiecie jak to jest z kibicami..." Mieliśmy bilet do Katowic więc nie będziemy po ciemku 10 km nadrabiać bez zwrotu kasy. Ale podziękowaliśmy za informację. Napisałem do Rafała o jaki mecz chodziło. On mi odpisał że grała dzisiaj Polonia Bytom z Jagą i wygrała ta pierwsza 3:2! Także doszliśmy do wniosku że przejdziemy po prostu z rowerami na sam przód a tam nam nic nie grozi.
Zajechaliśmy do Bytomia na PKP. A tam już czekało 200-osobowe bydło. Wszyscy wygoleni na łysą pałę. Byli to kibice Jagielonii wracający przez Katowice do Białegostoku. Na szczęście byli wraz z nimi policjanci. Chyba ze 20 funkcjonariuszy. Ale jakich. To nie tacy zwykli mundurowi lecz oddziały antyhuliganowe :D Jak weszli do pociągu to aż mnie ciarki przeszły. Masę ochraniaczy na nogach, pałki, pistolety na gumowe kulki, kaski jakieś na cały łeb. Normalnie kibice nie mieli nic do gadania. Pierwszy raz miałem taką przygodę z kibicami ;) Później wysiedli na dworcu w Katowicach i tam czekali na podstawienie specjalnego pociągu do Białegostoku.

Wysiadłszy z pociągu udaliśmy się dworcem tymczasowym do centrum. W głównym holu tegoż dworca stał pewien Pan który podpierał 3 kraty Tyskiego. Miał krzepę, ale i śmieszną minę. Miałem mu zrobić fotkę, ale że był to nie byle jaki karczek w skórzanej kurtce to się powstrzymałem, bo nie wiadomo co by taki mógł zrobić :D Pojechaliśmy jakąś główną ulicą aż na samą górę. Obok był stadion. Nie jestem pewien czy był to obiekt GKS-u. Dalej tą ulicą byśmy nic nie osiągnęli. Z racji że nie wzięliśmy namiotu na majówkę to trzeba było gdzieś zacumować. Wracając do centrum przejeżdżaliśmy koło tego pięknego obiektu.

Stwierdziliśmy że nie ma sensu pałętać się bez końca po katowickiej aglomeracji w celu spotkania jakiegoś taniego noclegu przypadkowo więc znaleźliśmy taksówkarzy, których Michał wypytał o owe noclegi. Wskazali nam 3 miejsca.

Pojechaliśmy początkowo na ulicę Plebiscytową co by zajrzeć do JUPI Hostel. Proponowali nocleg za 44zł/osoba. Drogo więc pojechaliśmy dalej z myślą że gdzieś może być taniej. Na ulicy Sokolskiej miał znajdować się ośrodek z tanim noclegiem pod nazwą Dom Młodzieżowy. Takie miejsca z reguły oferują tanie łóżka, ale tym razem został on zamknięty z racji majówki. No cóż, pojechaliśmy w ostatnie już miejsce. Przejechaliśmy przez dużeeee rondo i za LOTOSem po lewej stornie był schowany ośrodek AWFu. Tam jednak nawet niespełna rozumu dziadek szlabanowy nas nie zachęcił do nocowania za 90 zł od typa. Bez jaj. Pewnie słaby standard a tak zdzierają. Byliśmy już zmęczeni i godzinkę przed północą wróciliśmy do pierwotnej propozycji. Po drodze chyba ze 3 razy zahaczaliśmy o tamtego taksówkarza ale co tam ;) W centrum jest otwartych o tej porze masę klubów. Bramkarze mieli pełne ręce roboty. My zgłosiliśmy się do recepcji i zameldowaliśmy się w pokoju.

Kuchnia i łazienka nawet ładne i za tę cenę to się opłacało, ale pokój to mieliśmy dzielić z jednym typem. W 3 osoby na 8 m kwadratowych to trochę za dużo, ale co zrobić. Piętrowe łóżka. Ja spałem na górze, ale wcześniej się oczywiście wykąpałem. Ustaliliśmy już wtedy mniej więcej cel wycieczki. Cieszyn to punkt do którego mieliśmy dążyć następnego dnia, ale póki co spać...
_____________________________________
_____________________________________
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
_____________________________________

Krakauer Tor mit Pulverturm© pape93
W Namysłowie przejechaliśmy przez rynek. Michał odwiedził znajomego w jego opustoszałej knajpce. Podjechaliśmy na PKP. Mieliśmy jechać na Opole. Pociąg mieliśmy jednak dopiero za 1,5 h. Stanęło na tym że pojedziemy dzisiaj do Lublińca. Na licznikach mieliśmy jednak dopiero 30 km więc Michał chciał jeszcze coś dzisiaj wykręcić. Postanowiliśmy że dojedziemy do Wołczyna te dwadzieścia kilka km i potem wsiądziemy w pociąg. Wyjeżdżając z Namysłowa dorwał nas deszcz. Poczekaliśmy jakieś 20 minut - ja zjadłem bułkę. Ale opady ustąpiły i puściliśmy się na Domaszowice. Droga taka nawet niezła. Tempo było przeze mnie nie dostrzegane. Był czas na rozmowę. Michał znowu rozbudził moją wyobraźnię, ale póki co to tylko takie wolne plany. W oddali za sobą widzieliśmy jak Namysłów tonie w chmurach deszczu. Po lewej stronie już była jednak tęcza.

Tęcza przed Domaszowicami© pape93
Za Domaszowicami jechało się identycznie jak do tej miejscowości. Droga troszkę zwilżona, wiatr przyjemny, pogoda zrobiła się taka spokojna jakoś. Chmury walczyły ze Słońcem na tafli nieba. Bardzo fajnie to wyglądało. Ale już dojechaliśmy do tego przeze mnie zawsze omijanego Wołczyna.

centrum Wołczyna© pape93
Przyznam się szczerze że byłem już w wielu miastach, ale ten rynek najbardziej przypominał mi ten nasz sycowski. Na rynku były dwukierunkowe ulice, parking, trochę zielenizny w środku no i na środku pomnik z kamienia. Ale chcąc - nie chcąc muszę zauważyć że i tak jest bardziej zadbany od sycowskiego no a przez to ładniejszy. Cyknąłem kilka fotek. Wołczyn zaliczony. Udaliśmy się teraz na PKP. Tam po pięciu minutach zajechał pociąg. Był pusty stosunkowo. A z kolei dworzec wołczyński okazał się dość pokaźny. No i nic dziwnego że mieszkają w nim ludzie ;)

PKP Wołczyn© pape93
Michał wraz ze mną władował się do pociągu. Rowery ciężkie się zrobiły. Brat wpadł na pomysł że jeszcze jest w miarę wcześnie i może pojedziemy przez Lubliniec ale aż do Katowic. Ja tylko przytaknąłem. W Lublińcu jak widać niektórzy już zaczęli świętować 30 kwietnia :D

majówka w Lublińcu© pape93
Jechało się spokojnie. Przeglądaliśmy mapę i o czymś tam dyskutowaliśmy. Po drodze mijaliśmy Herby Nowe które zawsze mi się podobają oraz takie ładne Tarnowskie Góry.

pięknie odnowiony dworzec w Tarnowskich Górach© pape93
Najlepsze jednak spotkało nas na samym Górnym Śląsku. Otóż jakoś w Radzionkowie Pani konduktor podchodzi do nas na koniec pociągu mówiąc : "Słuchajcie, dzisiaj w Bytomiu był mecz i policja ostrzega że do pociągu wsiądzie 200 kibiców, a wiecie jak to jest z kibicami..." Mieliśmy bilet do Katowic więc nie będziemy po ciemku 10 km nadrabiać bez zwrotu kasy. Ale podziękowaliśmy za informację. Napisałem do Rafała o jaki mecz chodziło. On mi odpisał że grała dzisiaj Polonia Bytom z Jagą i wygrała ta pierwsza 3:2! Także doszliśmy do wniosku że przejdziemy po prostu z rowerami na sam przód a tam nam nic nie grozi.
Zajechaliśmy do Bytomia na PKP. A tam już czekało 200-osobowe bydło. Wszyscy wygoleni na łysą pałę. Byli to kibice Jagielonii wracający przez Katowice do Białegostoku. Na szczęście byli wraz z nimi policjanci. Chyba ze 20 funkcjonariuszy. Ale jakich. To nie tacy zwykli mundurowi lecz oddziały antyhuliganowe :D Jak weszli do pociągu to aż mnie ciarki przeszły. Masę ochraniaczy na nogach, pałki, pistolety na gumowe kulki, kaski jakieś na cały łeb. Normalnie kibice nie mieli nic do gadania. Pierwszy raz miałem taką przygodę z kibicami ;) Później wysiedli na dworcu w Katowicach i tam czekali na podstawienie specjalnego pociągu do Białegostoku.

policja odprowadzająca kibiców Jagi w Katowicach© pape93
Wysiadłszy z pociągu udaliśmy się dworcem tymczasowym do centrum. W głównym holu tegoż dworca stał pewien Pan który podpierał 3 kraty Tyskiego. Miał krzepę, ale i śmieszną minę. Miałem mu zrobić fotkę, ale że był to nie byle jaki karczek w skórzanej kurtce to się powstrzymałem, bo nie wiadomo co by taki mógł zrobić :D Pojechaliśmy jakąś główną ulicą aż na samą górę. Obok był stadion. Nie jestem pewien czy był to obiekt GKS-u. Dalej tą ulicą byśmy nic nie osiągnęli. Z racji że nie wzięliśmy namiotu na majówkę to trzeba było gdzieś zacumować. Wracając do centrum przejeżdżaliśmy koło tego pięknego obiektu.

Katowice - Katedra Chrystusa Króla© pape93
Stwierdziliśmy że nie ma sensu pałętać się bez końca po katowickiej aglomeracji w celu spotkania jakiegoś taniego noclegu przypadkowo więc znaleźliśmy taksówkarzy, których Michał wypytał o owe noclegi. Wskazali nam 3 miejsca.

najlepsza informacja turystyczna - taksówkarz© pape93
Pojechaliśmy początkowo na ulicę Plebiscytową co by zajrzeć do JUPI Hostel. Proponowali nocleg za 44zł/osoba. Drogo więc pojechaliśmy dalej z myślą że gdzieś może być taniej. Na ulicy Sokolskiej miał znajdować się ośrodek z tanim noclegiem pod nazwą Dom Młodzieżowy. Takie miejsca z reguły oferują tanie łóżka, ale tym razem został on zamknięty z racji majówki. No cóż, pojechaliśmy w ostatnie już miejsce. Przejechaliśmy przez dużeeee rondo i za LOTOSem po lewej stornie był schowany ośrodek AWFu. Tam jednak nawet niespełna rozumu dziadek szlabanowy nas nie zachęcił do nocowania za 90 zł od typa. Bez jaj. Pewnie słaby standard a tak zdzierają. Byliśmy już zmęczeni i godzinkę przed północą wróciliśmy do pierwotnej propozycji. Po drodze chyba ze 3 razy zahaczaliśmy o tamtego taksówkarza ale co tam ;) W centrum jest otwartych o tej porze masę klubów. Bramkarze mieli pełne ręce roboty. My zgłosiliśmy się do recepcji i zameldowaliśmy się w pokoju.

cumowanie o 23 do JOPI HOSTEL© pape93
Kuchnia i łazienka nawet ładne i za tę cenę to się opłacało, ale pokój to mieliśmy dzielić z jednym typem. W 3 osoby na 8 m kwadratowych to trochę za dużo, ale co zrobić. Piętrowe łóżka. Ja spałem na górze, ale wcześniej się oczywiście wykąpałem. Ustaliliśmy już wtedy mniej więcej cel wycieczki. Cieszyn to punkt do którego mieliśmy dążyć następnego dnia, ale póki co spać...
_____________________________________
_____________________________________
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
_____________________________________
Dane wycieczki:
Km: | 75.67 | Km teren: | 2.20 | Czas: | 04:22 | km/h: | 17.33 | ||
Pr. maks.: | 39.63 | Temperatura: | 20.0 | Podjazdy: | 140m | Rower: | Giant |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!