Penetracja województwa łódzkiego
Sobota, 11 czerwca 2011
Plan był jasny. Jedziemy dzisiaj do Łodzi, śpimy gdzieś w namiocie, następnie drugiego dnia wracamy do Kalisza i stamtąd pociągiem do Międzyborza. Także wstałem o 7:15 i zaczęły się przygotowania, gdyż wczoraj byłem z Rafałem do późna na piwku i nie dałem rady się ogarnąć. Miałem być u Krychy pod garażem o 8 rano, ale jak zwykle coś się opóźniło i dotarłem z półgodzinnym poślizgiem.

Krystian był gotowy. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i ruszyli chłopaki...Dojechaliśmy do Ostrzeszowa bez żadnej przerwy po drodze. Jest sobota, a na rynku tłoczno jak nigdy. Usiedliśmy na chwileczkę i za kilka minut kierowaliśmy się w kierunku PKP albowiem tam ma początek droga na Grabów. Byłem po raz pierwszy w tym roku w tej miejscowości. Jedynie skoczyliśmy zobaczyć rynek przejeżdżając obok tego kościoła.

Wyjeżdżając z Grabowa zabawiliśmy się w jednego Michała z Sycowa, który zdając prawo jazdy podobno na rondzie...skręcił w lewo :D My nie chcieliśmy być gorsi. Kilka kilometrów za miasteczkiem zrobiliśmy odpoczynek na wysikanie się ;) Miejsce dobraliśmy ciekawe, bo był to jakiś opuszczony budynek z piecem kaflowym w środku, wybitymi szybami i atmosferą powojenną.

Jechaliśmy jeszcze tak jakiś kawałek, przez pola i lasy z wiatrem zaciągającym od lewej strony. Trochę był upierdliwy niekiedy :/ Nie było jednak przebacz, dotarliśmy do Błaszek. Tutaj w centrum jest tylko bardzo gęsto i nieczytelnie zarośnięty ryneczek oraz ten Kościół. Miałem dokładnie taki obraz tego miasta po ostatniej wizycie we wrześniu, gdy przejeżdżałem tędy stopem. Nic ciekawego raczej nas tutaj nie spotkało. Była godzina 12 w samo południe, czyli mój plan nienagannie się sprawdzał. Tak wczesna godzina a my już z Krystianem po 70 kilometrach :) Kupiliśmy coś do picia i wkroczyliśmy kołami na DK nr 12 z Kalisza do Łodzi.

Wiatr na tym odcinku zrobił się jak przypuszczałem typowo boczno-tylni czyli nawet fajnie. Jeszcze Krycha większą część trasy prowadził mnie na kole, mając dodatkowo namiot. Samochody o dziwo mnie miło zaskoczyły, bo było ich niewiele na trasie, przynajmniej tych z naszego kierunku jazdy. Nawierzchnia też mi podpasowała, choć kilka kilometrów przed samym Sieradzem był kryzys i dziur było więcej niż szprych w naszych kołach. Minęliśmy jeden komin, drugi aż wjechaliśmy na główną ulicę dawnego miasta wojewódzkiego :)

Na PKP posiedzieliśmy kilkanaście minut i ruszyliśmy w kierunku tak bardzo "zachwalanego" urodą rynku sieradzkiego. Będąc na miejscu nie zraziłem się jednak do centrum tak bardzo. Niczym się nie wyróżnia ten rynek, ale jakiegoś wielkiego wstydu nie ma. Grunt że jest zadbany, a i fontanna w lato ratuje życie :)


Już wyjeżdżaliśmy z Sieradza a tutaj po prawej stronie na wylocie w oddali widać stadion. Podjechaliśmy i okazało się że to ten najważniejszy czyli Warty. Odlaliśmy się nieco przy kortach tenisowych i z powrotem na drogę główną.

Tutaj też drogowskaz oznajmił nam ile mamy do przejechania jeszcze. Póki co na licznikach było bodajże 94 km.

Jechaliśmy sobie tak cały czas chodnikiem, bo był :) Mijała nas jakaś "nowoczesna" zakonnica i wiele, wiele innych osób. Mimo iż to kostka, to jechało się w miarę szybko. 12 km to nie jest znowu tak wiele :P

A więc dotarliśmy i tutaj. 100 km już pękło. Przycupnąć zdało się na rynku i za chwilę już byliśmy "gotowiutcy". Zjedliśmy kolejne zapasy kanapek i wypiliśmy sporą ilość wody, a potem Krychę "siekło". Zamulił i poszedł spać na rozgrzanej przez Słońce ławce. Ja poszedłem cyknąć kilka fotek.

Obszedłem dookoła rynek i też musiałem odpocząć z lekka na ławeczce ściągając obuwie, które mnie przypiekało od spodu :/ Zawsze mi jest gorąco w butach, ale tam w tych czarnych już nie wytrzymywałem.

Przejechaliśmy główną ulicą, na której znajdowało się masę sklepów i po prawej stronie zobaczyliśmy takie fajne miejsce.

Wyjechaliśmy jakoś z tej całej Zduńskiej Woli i już drogą, a nie jak wcześniej chodnikiem, udaliśmy się w kierunku miejscowości Łask. Droga raczej monotonna, skoro nie mam z niej żadnego "wspomnienia". Gdy byliśmy już w mieście, trzeba było odbić od drogi głównej w prawo, aby dojechać do rynku. Tak też zrobiliśmy i już za kilka chwil podziwialiśmy centrum miasta. Krycha kupił jakieś lody, wodę dla siebie, a ja...zamuliłem tak jak on w Zduńskiej. Odcięło mi siły, Słonko przygrzało i człowiekowi chciało się spać. Położyłem się na niżej sfotografowanej ławce i leżałem sobie tak ze 30 minut ku wielkiemu zdziwieniu przechodniów, którymi byli z reguły młodzi ludzie idący na "Dni Łaska", na którym rzekomo zagrał m.in. T-LOVE.


Wyjechaliśmy z Łaska i droga na mapie i w realu była prosta jak drut. Jedyne co hamowało monotonie jazdy to pagórki. Przed Pabianicami mijaliśmy ciekawą budowę. Okazało się że jest to Obwodnica. Tuż za nią po lewej stronie był Orlen, na którym zrobiliśmy sobie kilkunastominutową przerwę z łazienką włącznie :) Moja mama dopiero wtedy zorientowała się że dzisiaj nie wrócę do domu, a będę wracał jutro. Myślałem że jest to oczywiste, ale dobra, to już inna bajka...

Po drodze do Pabianic zdążyliśmy się jeszcze wysiusiać i trzeba było pokonywać kolejne kilometry tej męczącej prostej drogi. Fajne pobocze, ale przydałoby się jednak więcej zakrętów. Jednak jakoś fajnie zleciało i jest - ostatni przystanek na drodze do Łodzi. Podejrzewałem po wrześniowej wycieczce, że to miasto ponownie mnie zauroczy i nie zawiodłem się. Jedna, ale jakże długa ulica, a wokół niej pełno ładnych budynków. Ten tutaj to piękny obiekt sakralny akurat.

Tutaj z kolei jakiś stary Dom Handlowy z kultowym napisem :)

A ten obraz najbardziej mi utkwił w pamięci podczas ostatniego pobytu w tejże miejscowości. Piękna, dawna manufaktura!

Teraz wystarczyło tylko dojechać do końca ulicy Warszawskiej w Pabianicach i skręcić w lewo na "dwunastkę krajową". Długa prosta, w oddali widać kominy z miasta, jakieś 20 km i jest ! Daliśmy radę! Łódź ! Ta chwila mi głęboko zapadła w pamięci i nieprędko się stamtąd wydostanie. Głupi znak a sprawił nam tyle radości co...

Minęliśmy centrum handlowe o nazwie PORT Łódź - coś na wzór Bielan Wrocławskich, no i cały czas główną ulicą pruliśmy jeszcze szybciej w tej euforii ku centrum.

I stało się. Wjechaliśmy na ulicę Piotrkowską, czyli ścisłe centrum Łodzi, a zarazem jedną z najdłuższych zabudowanych ulic w Europie. Tam też od razu w oczy rzuciły się nam 2 kościoły, o których losie z grubsza opowiedział nam jeden zaczepiony przez nas starszy przechodzień :)


W połowie mniej więcej tej długiej ulicy, zobaczyliśmy galerię. Była bardzo duża i miała kolor taki manufakturalny czyli czerwona cegła itp. Byłem raczej przekonany że to jest ta cała Manufaktura, bo rozmiarami też spełniała wymogi. Dopiero w domu uzmysłowiłem sobie jednak że Galeria Łódzka to tylko Galeria Łódzka, a Manufaktura jest jakieś 1,5 km na Północ miasta. Ale cóż, będzie jeszcze kiedyś przynajmniej okazja, aby odwiedzić to miasto po raz trzeci :P

Zrobiliśmy małe kółeczko i objechaliśmy ten ciekawie wyglądający obiekt sakralny. Fotka i dalej w drogę. Btw. Mój plan cały czas się sprawdzał, ponieważ o 12 mieliśmy być w Błaszkach i byliśmy, o 20 mieliśmy być w Łodzi i byliśmy, także wszystko szło jak po maśle :)

Tutaj upamiętniłem jeszcze taki czyściutki i wyrazisty budynek, który wpadł nam w oko.

A i właśnie. Jedziemy sobie tą całą Piotrkowską a razem z nami masa rikszarzy. Było ich od groma albowiem trudno było się tam dostać autem gdziekolwiek. Po drodze mnóstwo, ale to mnóstwo pięknych i niekiedy bujnie przyozdobionych kamieniczek, co nam przypadło do gustu. Jedyne co mnie nurtowało to ławeczka z Tuwimem, której nie znaleźliśmy :/

Tutaj jeszcze taki starszego pokolenia Dom Handlowy, który jakimś cudem znalazł miejsce w nowoczesnym centrum.

I tak dotarliśmy do końca tej najdłuższej w Polsce ulicy. Tutaj spotkaliśmy Tadeusza Kościuszkę, dumnie bytującego w postaci posągu podniesionego na cokole. Tutaj przycupnęliśmy nieco. Widzieliśmy jakieś 2 pary lesbijek, co akurat mi się jakoś niezbyt podobało (może dlatego że nie były ładne :D ) Powiadomiliśmy swoje mamy, co robimy i gdzie jesteśmy i co najważniejsze, gdzie mamy zamiar spać :D Jeszcze policja stała obok nas i coś tam komuś tłumaczyła. Spytałem jednego gościa na rowerze co mamy robić, aby dostać się na stadion Widzewa. Pokierował nas na Wschód miasta tak jak przypuszczałem.


Była już godzina 20:55. O równej godzinie dorwaliśmy jakąś Biedronkę po drodze i starałem się ubłagać ochroniarza ( z resztą lekko już podchmielonego), aby mnie wpuścił na momencik do sklepu, bo trzeba było coś się napić i zjeść przed nocą, a i również po prowiant na jutro z racji Niedzieli i zamkniętych sklepów. Dało radę. W ostatniej chwili coś wybierałem, choć wyborem tego nazwać nie można było :P Przed dyskontem co się dało to spożyliśmy, a resztę do sakw. Dojechaliśmy do takiego skrzyżowania, gdzie był ten oto kościół poniżej. Tam też spytałem jedną młodą, ale również jak się potem okazało dość omkłą, parę zakochanych :P Pytałem o stadion Widzewa, a oni chyba myśleli o ŁKSie, który rzeczywiście jest na drugim końcu miasta. Trzeba ufać jednak swojej, rzadko zawodzącej intuicji :)

Podjechaliśmy jeszcze na chwilkę na drugą stronę ulicy, gdzie był szereg uczelni wyższych. Piękna fontanna nas tam zastała. Robiło się jednak zimno, a co najgorsze - ciemno :/ Spytaliśmy Panów ochroniarzy jak dojechać na Stadion Widzewa i okazało się że to wcale nie tak daleko, ale doszliśmy do wniosku że zaliczymy go już jutro a teraz trzeba było jak najszybciej wydostać się z miasta i rozbić namiot w jakimś bezpiecznym miejscu. Pojechaliśmy dalej na Wschód.

Jechaliśmy prosto, a następnie skręciliśmy w prawo. Kolejny przechodzień i kolejna mało wnosząca do sprawy podpowiedź, a właściwie jej brak. Wysikaliśmy się dla rozluźnienia psychiki i podpytałem z Krychą Panów Taksówkarzy o najszybsze wydostanie się z Łodzi. Przedstawili nam chyba 5 wersji, z której wybraliśmy swoją ;D "Jedźmy prosto na Wschód, to na pewno gdzieś się wyjedzie". No i jakoś tak się złożyło że na jakimś moście, po prawej stronie zauważyliśmy krzaki. Za zaroślami piękny, duży budynek. Miejsce zdawało się być idealne, bo blisko cywilizacji, a jednak ukryci. Objechaliśmy dookoła i wybraliśmy adekwatne miejsce. Długo nam zajęło rozpakowywanie się i rozbicie namiotu wraz z zapięciem rowerów. Jeszcze kończyliśmy jedzenie kolacji. Była jednak już prawie północ toteż wbiliśmy się w śpiwory z lekkim lękiem przed pierwszą nocą w namiocie podczas wycieczki rowerowej i po jakiejś godzinie udało nam się zasnąć bowiem jakiś skurczybyk nam świergotał serenady nad uchem. Mam tu na myśli ptaka - odgłosy niektóre przypominały nawet dźwięki z gry Mario :D Dobranoc!

spakowani = gotowi© pape93
Krystian był gotowy. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i ruszyli chłopaki...Dojechaliśmy do Ostrzeszowa bez żadnej przerwy po drodze. Jest sobota, a na rynku tłoczno jak nigdy. Usiedliśmy na chwileczkę i za kilka minut kierowaliśmy się w kierunku PKP albowiem tam ma początek droga na Grabów. Byłem po raz pierwszy w tym roku w tej miejscowości. Jedynie skoczyliśmy zobaczyć rynek przejeżdżając obok tego kościoła.

Grabów nad Prosną - drugi przystanek© pape93
Wyjeżdżając z Grabowa zabawiliśmy się w jednego Michała z Sycowa, który zdając prawo jazdy podobno na rondzie...skręcił w lewo :D My nie chcieliśmy być gorsi. Kilka kilometrów za miasteczkiem zrobiliśmy odpoczynek na wysikanie się ;) Miejsce dobraliśmy ciekawe, bo był to jakiś opuszczony budynek z piecem kaflowym w środku, wybitymi szybami i atmosferą powojenną.

przerwa na załatwianie potrzeb© pape93
Jechaliśmy jeszcze tak jakiś kawałek, przez pola i lasy z wiatrem zaciągającym od lewej strony. Trochę był upierdliwy niekiedy :/ Nie było jednak przebacz, dotarliśmy do Błaszek. Tutaj w centrum jest tylko bardzo gęsto i nieczytelnie zarośnięty ryneczek oraz ten Kościół. Miałem dokładnie taki obraz tego miasta po ostatniej wizycie we wrześniu, gdy przejeżdżałem tędy stopem. Nic ciekawego raczej nas tutaj nie spotkało. Była godzina 12 w samo południe, czyli mój plan nienagannie się sprawdzał. Tak wczesna godzina a my już z Krystianem po 70 kilometrach :) Kupiliśmy coś do picia i wkroczyliśmy kołami na DK nr 12 z Kalisza do Łodzi.

Błaszki© pape93
Wiatr na tym odcinku zrobił się jak przypuszczałem typowo boczno-tylni czyli nawet fajnie. Jeszcze Krycha większą część trasy prowadził mnie na kole, mając dodatkowo namiot. Samochody o dziwo mnie miło zaskoczyły, bo było ich niewiele na trasie, przynajmniej tych z naszego kierunku jazdy. Nawierzchnia też mi podpasowała, choć kilka kilometrów przed samym Sieradzem był kryzys i dziur było więcej niż szprych w naszych kołach. Minęliśmy jeden komin, drugi aż wjechaliśmy na główną ulicę dawnego miasta wojewódzkiego :)

PKP Sieradz© pape93
Na PKP posiedzieliśmy kilkanaście minut i ruszyliśmy w kierunku tak bardzo "zachwalanego" urodą rynku sieradzkiego. Będąc na miejscu nie zraziłem się jednak do centrum tak bardzo. Niczym się nie wyróżnia ten rynek, ale jakiegoś wielkiego wstydu nie ma. Grunt że jest zadbany, a i fontanna w lato ratuje życie :)

przerwa koło fontanny© pape93

Rynek w Sieradzu© pape93
Już wyjeżdżaliśmy z Sieradza a tutaj po prawej stronie na wylocie w oddali widać stadion. Podjechaliśmy i okazało się że to ten najważniejszy czyli Warty. Odlaliśmy się nieco przy kortach tenisowych i z powrotem na drogę główną.

Stadion - Warta Sieradz© pape93
Tutaj też drogowskaz oznajmił nam ile mamy do przejechania jeszcze. Póki co na licznikach było bodajże 94 km.

Cheekpoint ;)© pape93
Jechaliśmy sobie tak cały czas chodnikiem, bo był :) Mijała nas jakaś "nowoczesna" zakonnica i wiele, wiele innych osób. Mimo iż to kostka, to jechało się w miarę szybko. 12 km to nie jest znowu tak wiele :P

Sieradz - Zduńska Wola (cała droga chodnikiem)© pape93
A więc dotarliśmy i tutaj. 100 km już pękło. Przycupnąć zdało się na rynku i za chwilę już byliśmy "gotowiutcy". Zjedliśmy kolejne zapasy kanapek i wypiliśmy sporą ilość wody, a potem Krychę "siekło". Zamulił i poszedł spać na rozgrzanej przez Słońce ławce. Ja poszedłem cyknąć kilka fotek.

Zduńska Wola - przerwa na rynku© pape93
Obszedłem dookoła rynek i też musiałem odpocząć z lekka na ławeczce ściągając obuwie, które mnie przypiekało od spodu :/ Zawsze mi jest gorąco w butach, ale tam w tych czarnych już nie wytrzymywałem.

w czarnych Adidasach stopy już nie dawały rady...© pape93
Przejechaliśmy główną ulicą, na której znajdowało się masę sklepów i po prawej stronie zobaczyliśmy takie fajne miejsce.

fajny skwer w Zduńskiej Woli© pape93
Wyjechaliśmy jakoś z tej całej Zduńskiej Woli i już drogą, a nie jak wcześniej chodnikiem, udaliśmy się w kierunku miejscowości Łask. Droga raczej monotonna, skoro nie mam z niej żadnego "wspomnienia". Gdy byliśmy już w mieście, trzeba było odbić od drogi głównej w prawo, aby dojechać do rynku. Tak też zrobiliśmy i już za kilka chwil podziwialiśmy centrum miasta. Krycha kupił jakieś lody, wodę dla siebie, a ja...zamuliłem tak jak on w Zduńskiej. Odcięło mi siły, Słonko przygrzało i człowiekowi chciało się spać. Położyłem się na niżej sfotografowanej ławce i leżałem sobie tak ze 30 minut ku wielkiemu zdziwieniu przechodniów, którymi byli z reguły młodzi ludzie idący na "Dni Łaska", na którym rzekomo zagrał m.in. T-LOVE.

Łask i kolejna przerwa na rynku© pape93

Łask - ścisłe centrum© pape93
Wyjechaliśmy z Łaska i droga na mapie i w realu była prosta jak drut. Jedyne co hamowało monotonie jazdy to pagórki. Przed Pabianicami mijaliśmy ciekawą budowę. Okazało się że jest to Obwodnica. Tuż za nią po lewej stronie był Orlen, na którym zrobiliśmy sobie kilkunastominutową przerwę z łazienką włącznie :) Moja mama dopiero wtedy zorientowała się że dzisiaj nie wrócę do domu, a będę wracał jutro. Myślałem że jest to oczywiste, ale dobra, to już inna bajka...

budowa obwodnicy Pabianic© pape93
Po drodze do Pabianic zdążyliśmy się jeszcze wysiusiać i trzeba było pokonywać kolejne kilometry tej męczącej prostej drogi. Fajne pobocze, ale przydałoby się jednak więcej zakrętów. Jednak jakoś fajnie zleciało i jest - ostatni przystanek na drodze do Łodzi. Podejrzewałem po wrześniowej wycieczce, że to miasto ponownie mnie zauroczy i nie zawiodłem się. Jedna, ale jakże długa ulica, a wokół niej pełno ładnych budynków. Ten tutaj to piękny obiekt sakralny akurat.

Kościół pw. Najświętszej Marii Panny w Pabianicach© pape93
Tutaj z kolei jakiś stary Dom Handlowy z kultowym napisem :)

Dom Handlowy w Pabianicach© pape93
A ten obraz najbardziej mi utkwił w pamięci podczas ostatniego pobytu w tejże miejscowości. Piękna, dawna manufaktura!

Dawna, neogotycka tkalnia zakładów Krusche & Ender© pape93
Teraz wystarczyło tylko dojechać do końca ulicy Warszawskiej w Pabianicach i skręcić w lewo na "dwunastkę krajową". Długa prosta, w oddali widać kominy z miasta, jakieś 20 km i jest ! Daliśmy radę! Łódź ! Ta chwila mi głęboko zapadła w pamięci i nieprędko się stamtąd wydostanie. Głupi znak a sprawił nam tyle radości co...

Łódź !!! Udało się po 150 km jazdy ! :)© pape93
Minęliśmy centrum handlowe o nazwie PORT Łódź - coś na wzór Bielan Wrocławskich, no i cały czas główną ulicą pruliśmy jeszcze szybciej w tej euforii ku centrum.

wjazd na ulicę Piotrkowską© pape93
I stało się. Wjechaliśmy na ulicę Piotrkowską, czyli ścisłe centrum Łodzi, a zarazem jedną z najdłuższych zabudowanych ulic w Europie. Tam też od razu w oczy rzuciły się nam 2 kościoły, o których losie z grubsza opowiedział nam jeden zaczepiony przez nas starszy przechodzień :)

Kościół św. Mateusza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego© pape93

Bazylika archikatedralna św. Stanisława Kostki Kościoła Rzymskokatolickiego© pape93
W połowie mniej więcej tej długiej ulicy, zobaczyliśmy galerię. Była bardzo duża i miała kolor taki manufakturalny czyli czerwona cegła itp. Byłem raczej przekonany że to jest ta cała Manufaktura, bo rozmiarami też spełniała wymogi. Dopiero w domu uzmysłowiłem sobie jednak że Galeria Łódzka to tylko Galeria Łódzka, a Manufaktura jest jakieś 1,5 km na Północ miasta. Ale cóż, będzie jeszcze kiedyś przynajmniej okazja, aby odwiedzić to miasto po raz trzeci :P

pomyliła nam się z Manufakturą© pape93
Zrobiliśmy małe kółeczko i objechaliśmy ten ciekawie wyglądający obiekt sakralny. Fotka i dalej w drogę. Btw. Mój plan cały czas się sprawdzał, ponieważ o 12 mieliśmy być w Błaszkach i byliśmy, o 20 mieliśmy być w Łodzi i byliśmy, także wszystko szło jak po maśle :)

raczej kościół, bo chyba nie cerkiew :D© pape93
Tutaj upamiętniłem jeszcze taki czyściutki i wyrazisty budynek, który wpadł nam w oko.

ładny biurowiec przy Piotrkowskiej© pape93
A i właśnie. Jedziemy sobie tą całą Piotrkowską a razem z nami masa rikszarzy. Było ich od groma albowiem trudno było się tam dostać autem gdziekolwiek. Po drodze mnóstwo, ale to mnóstwo pięknych i niekiedy bujnie przyozdobionych kamieniczek, co nam przypadło do gustu. Jedyne co mnie nurtowało to ławeczka z Tuwimem, której nie znaleźliśmy :/

masa rikszarzy oraz pięknych kamieniczek© pape93
Tutaj jeszcze taki starszego pokolenia Dom Handlowy, który jakimś cudem znalazł miejsce w nowoczesnym centrum.

wbijamy do Magdy ? :D© pape93
I tak dotarliśmy do końca tej najdłuższej w Polsce ulicy. Tutaj spotkaliśmy Tadeusza Kościuszkę, dumnie bytującego w postaci posągu podniesionego na cokole. Tutaj przycupnęliśmy nieco. Widzieliśmy jakieś 2 pary lesbijek, co akurat mi się jakoś niezbyt podobało (może dlatego że nie były ładne :D ) Powiadomiliśmy swoje mamy, co robimy i gdzie jesteśmy i co najważniejsze, gdzie mamy zamiar spać :D Jeszcze policja stała obok nas i coś tam komuś tłumaczyła. Spytałem jednego gościa na rowerze co mamy robić, aby dostać się na stadion Widzewa. Pokierował nas na Wschód miasta tak jak przypuszczałem.

Plac Wolności gdzie króluje Tadek Kościuszko© pape93

Kościół ewangelicki Św. Trójcy© pape93
Była już godzina 20:55. O równej godzinie dorwaliśmy jakąś Biedronkę po drodze i starałem się ubłagać ochroniarza ( z resztą lekko już podchmielonego), aby mnie wpuścił na momencik do sklepu, bo trzeba było coś się napić i zjeść przed nocą, a i również po prowiant na jutro z racji Niedzieli i zamkniętych sklepów. Dało radę. W ostatniej chwili coś wybierałem, choć wyborem tego nazwać nie można było :P Przed dyskontem co się dało to spożyliśmy, a resztę do sakw. Dojechaliśmy do takiego skrzyżowania, gdzie był ten oto kościół poniżej. Tam też spytałem jedną młodą, ale również jak się potem okazało dość omkłą, parę zakochanych :P Pytałem o stadion Widzewa, a oni chyba myśleli o ŁKSie, który rzeczywiście jest na drugim końcu miasta. Trzeba ufać jednak swojej, rzadko zawodzącej intuicji :)

Kościół św.Teresy© pape93
Podjechaliśmy jeszcze na chwilkę na drugą stronę ulicy, gdzie był szereg uczelni wyższych. Piękna fontanna nas tam zastała. Robiło się jednak zimno, a co najgorsze - ciemno :/ Spytaliśmy Panów ochroniarzy jak dojechać na Stadion Widzewa i okazało się że to wcale nie tak daleko, ale doszliśmy do wniosku że zaliczymy go już jutro a teraz trzeba było jak najszybciej wydostać się z miasta i rozbić namiot w jakimś bezpiecznym miejscu. Pojechaliśmy dalej na Wschód.

urocza fontanna przed Uniwersyteckim kompleksem© pape93
Jechaliśmy prosto, a następnie skręciliśmy w prawo. Kolejny przechodzień i kolejna mało wnosząca do sprawy podpowiedź, a właściwie jej brak. Wysikaliśmy się dla rozluźnienia psychiki i podpytałem z Krychą Panów Taksówkarzy o najszybsze wydostanie się z Łodzi. Przedstawili nam chyba 5 wersji, z której wybraliśmy swoją ;D "Jedźmy prosto na Wschód, to na pewno gdzieś się wyjedzie". No i jakoś tak się złożyło że na jakimś moście, po prawej stronie zauważyliśmy krzaki. Za zaroślami piękny, duży budynek. Miejsce zdawało się być idealne, bo blisko cywilizacji, a jednak ukryci. Objechaliśmy dookoła i wybraliśmy adekwatne miejsce. Długo nam zajęło rozpakowywanie się i rozbicie namiotu wraz z zapięciem rowerów. Jeszcze kończyliśmy jedzenie kolacji. Była jednak już prawie północ toteż wbiliśmy się w śpiwory z lekkim lękiem przed pierwszą nocą w namiocie podczas wycieczki rowerowej i po jakiejś godzinie udało nam się zasnąć bowiem jakiś skurczybyk nam świergotał serenady nad uchem. Mam tu na myśli ptaka - odgłosy niektóre przypominały nawet dźwięki z gry Mario :D Dobranoc!
Dane wycieczki:
Km: | 168.14 | Km teren: | 1.40 | Czas: | 07:40 | km/h: | 21.93 | ||
Pr. maks.: | 47.09 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 410m | Rower: | Giant |
Komentarze
Ciekawie poczytać opis wycieczki po swoim regionie, z perspektywy przejezdnych. Świetna wycieczka!
A DK12 Błaszki-Sieradz nie znoszę :).
Swoją drogą tu, w łódzkiem, nawet język jakiś nietrzymający się norm jest i mamy "Dni Łasku", a i raczej do Szadku jeździmy. SlaBo - 20:06 sobota, 25 czerwca 2011 | linkuj
A DK12 Błaszki-Sieradz nie znoszę :).
Swoją drogą tu, w łódzkiem, nawet język jakiś nietrzymający się norm jest i mamy "Dni Łasku", a i raczej do Szadku jeździmy. SlaBo - 20:06 sobota, 25 czerwca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!