Morze Bałtyckie #2 (Skromnie, deszczowo, z fartownym noclegiem)
Środa, 27 lipca 2011
Dzień drugi. Wstajemy dość późno. Mieliśmy wyjechać o 10 rano. Tymczasem o 9 wchodzi kuzyn Krychy do pokoju w którym spaliśmy i okrzykiem: "Śniadanie" budzi wszystkich :) Opieszale, ale każdy się jakoś wytarabanił w wyrka. Zjedliśmy swoje, jeszcze do łazienki każdy poszedł i zanim przygotowaliśmy rowery do jazdy to zrobiła się 11 :/ Pogoda się trochę popsuła. Znowu mieliśmy pod wiatr, a chmury na niebie dominowały bezapelacyjnie. Pożegnaliśmy się z Ujazdem, dziękując za gościnę i ruszyliśmy w kierunku Piły. To był dzisiejszy plan minimum. Drugiego dnia przypadło Krychowi wożenie namiotu, ja za to wziąłem jego, niewiele lżejszy śpiwór.

I tak wkroczyliśmy na asfalt dnia drugiego...

Pierwsze kilometry pokazały, że dzisiaj może być ciężko. Od początku bowiem towarzyszył nam ten nieszczęsny wiatr. Dojechaliśmy do Kiszkowa i trzeba było odbić w prawo. Wcześniej jednak Tomek poczęstował gumami, a po prawej stronie ukazała nam się ta przecudnie urocza istota :)

Już na samym początku trochę odstawałem od nich, bo musiałem dokręcić nogi. Początki zawsze miałem słabe.

Jechaliśmy kanałami, aby dobić do drogi wojewódzkiej. Za Kiszkowem spotkaliśmy jadących w odwrotnym kierunku grupę kolarzy. Zawołali nas w celu pożyczenia pompki. Krycha użyczył i sobie pompnęli.

I po chwili zajechaliśmy do Wągrowca. Bardzo zadbane miasto. Od razu kierowaliśmy się na Rynek, aby nie tracić czasu.

Przycupnęliśmy na fontannie i zrobiło się śmiesznie. Chłopaki postanowili zamoczyć głowy w zimnej, chlorowanej wodzie.

Kto chciał to poszedł do sklepu spożywczego uzupełnić zapasy i powoli się zbieraliśmy dalej. Spytałem na końcu jednego Pana jak jechać teraz w kierunku Chodzieży. Polecił mi trasę na Budzyń, bo droga ładna, a aut stosunkowo mało, więc ruszyliśmy tyłki z marmurowego korytka fontanny...Niestety na stadion Nielby Wągrowiec nie daliśmy radę dojechać, bo nie to było naszym priorytetem.

Wyjechaliśmy z miasta do jakiegoś lasu. Droga rzeczywiście była przyzwoita, ale na początku jeszcze trochę auta przeszkadzały. Za to już 5 km za miastem była cisza. Bardzo mało samochodów. Fajne okolice, cisza, spokój i tylko my na trasie. Zrobiliśmy sobie mały postój przed Budzyniem na jednym z przystanków PKS. Każdy się wylał i dalej w drogę.

W Budzyniu nie stawaliśmy tylko dobiliśmy do głównej drogi. Tutaj wszystko inne. Po pierwsze droga strasznie ruchliwa, bo to krajowa "11" w końcu. Zaczęło mocno kropić ku naszemu zdziwieniu, a na dodatek zaczęły się niemałe pagórki. Z profilu mapy wnioskowałem, że dopiero za Piłą będzie kilka większych górek, a tu proszę - już za Budzyniem. Ale nic, jechaliśmy sobie tak poboczem cały czas. Tempo było nawet niezłe - Tomek jak zwykle szalał z przodu. Byliśmy już na przedmieściach Chodzieży, aż tutaj taki piękny widok. Zjeżdżaliśmy z wysokości około 100 m.n.p.m. do 50 m.n.p.m. w Chodzieży. Na wprost nas zjeżdżając z górki ukazało się największe jezioro należące do miasta. Widok ów przypominał mi, a wręcz był kopią widoku Jeziora Żywieckiego jadąc w kierunku Suchej Beskidzkiej :) Podjechaliśmy bliżej coby zobaczyć na miejscu dokładniej zbiornik wodny.

Zajechaliśmy do centrum, bo zaczęło znowu mocniej kropić. Schowaliśmy się pod daszkiem pewnego sklepu spożywczego. Tam zjedliśmy bułki, banany i jogurty. Podczas deszczu z nudów poszedłem zrobić zdjęcie tego kościoła. Ufo natomiast szukał kibelka...

Cóż tu rzec. Siedzieliśmy i siedzieliśmy. Padało tak średnio. Deszcz był "chudy", więc później żałowaliśmy, bo nie był on taki straszny. Można było jechać. W międzyczasie podszedł do nas Pan z Gazety "Chodzieżanin" i zrobił z nami wywiad :D Byliśmy podjarani, że kogoś w ogóle interesuje nasza wycieczka. Ten Pan zrobił nam zdjęcie, zapisał dane i cel wycieczki. Powiedział, że zrobi z nami wywiad, bo rzadko kto jedzie z takim ekwipunkiem i jeszcze do tego zatrzymuje się w Chodzieży ;) Jednak czy artykuł o nas ukazał się w Chodzieżaninie, nie dowiemy się nigdy, bo nie pytałem o to, nie widziałem kolejnego wydania, ale zawsze będzie jakieś wspomnienie...

Myślimy sobie: będzie tak padać i padać, trzeba było jechać od razu, bo opady i tak nie ustąpią :P Straciliśmy 2 godziny tylko. Tomek jeszcze postraszył przechodniów swoim dywanem i już byliśmy na drodze ostatecznej do Piły. Krótka przerwa na siku na ORLENie i w coraz mocniejszym deszczu na Drodze Krajowej numer "11".

Pobocze było dość szerokie więc fajnie się jechało, choć górki były coraz większe. Może jakoś szalenie mocno nie padało, ale jezdnia była bardzo śliska i trzeba było jechać uważnie. Za Chodzieżą minęliśmy zjazd na Oleśnicę ;) Tomek rwał do przodu jak szalony i zostawiał nas z tyłu, ale to dobrze. Zawsze jakoś ściga się tego kto ma najwięcej sił i przez to jest krótszy czas jazdy...

Jechaliśmy w tym deszczu i Krycha nas przystopował. Założyli chłopcy folie na buty, a Krystian dodatkowo owinął swój śpiwór w torbę, bo by mu zmókł. 5 minut i dalej na Piłę. Górki były bardzo fajne w przeciwieństwie do pogody. Cały czas mokro, ale dojechaliśmy do miejscowości Ujście, gdzie do Noteci dobija rzeka Gwda. Ogólnie to bardzo ciekawe miasteczko jednak nie mieliśmy ochoty zbytnio tu tracić czasu.

Poczekaliśmy na Krychę, który w Ujściu gdzieś wjechał w boczną uliczkę i musiał się wracać. Pozostawało zaledwie 10 km do Piły. Padało chyba coraz mocniej. Teraz ja kawałek poprowadziłem towarzystwo z przodu. Hare Kryszna wyciągnął czekoladkę i dał po kosteczce dla smaku.

No i jest. Zjechaliśmy z drogi krajowej na jedną z ulic Piły. Wielki posąg nas powitał, ale zanim dojechaliśmy do centrum miasta to było kilka kilometrów. Minęliśmy PKP, które zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Ogromny plac na którym stoi dworzec, a po obydwu stronach masa szyn...Piękny widok :) Sunęliśmy tak przed siebie miastem w poszukiwaniu rynku. Mierzyliśmy się jeszcze z zamiarem popedałowania kilku kilometrów za Piłę, ale doszliśmy do wniosku, że lepiej szukać jakiejś parafii. Zajechaliśmy póki co pod McDonald wcześniej mijając duży hotel.

Podjeżdżamy pod restauracje, a jeden facet zaczepił Tomka będąc w aucie i spytał skąd jedziemy i czy mamy nocleg, bo on też jeździ dużo na takie wycieczki i może nam zapewnić nocleg :D Powiedział tylko, że na chwilę jedzie ogarnąć pomieszczenie i za 20 minut będzie. Chłopaki poszli coś suszyć, a on lada moment zajechał. Koleś około 35 lat. Nauczyciel WF-u w Szkole Podstawowej nr 5 w Pile. On jechał 35 km/h, a my się mieliśmy go trzymać. I tutaj nieprzyjemna sytuacja.
Tak się spieszył, że wjechał na drogę z zakazem wjazdu, bo była ona jednokierunkowa i pech chciał że za nami policja jechała akurat :/ Koleś chciał nam pomóc, a przez nas dostał jeszcze 150 zł mandatu :( Ale zaraz zawiózł nas dalej. Trochę na mnie poczekali i już wylądowaliśmy na ulicy Jałowcowej koło TESCO. Byliśmy cali mokrzy, a tam była taka fajna kanciapa w piwnicy. Kolega Marcin buduje sobie dom i jest już na wykończeniu. Mieliśmy całą chatę dla siebie, ale tylko teoretycznie...

Każdy się rozpakował, poznaliśmy jego rodziców jeszcze, i poszedłem z Ufem do TESCO 200 m dalej. Wszyscy się na nas patrzyli ze zgorszeniem takim. Idzie dwóch facetów przez hol hipermarketu w obcisłych spodenkach :D Na pewno 70 % pomyślało że jesteśmy pedałami, ale nie przejęło mnie to. Zawsze komuś takiemu mówię, że jak się śmieje to niech sobie pojeździ na rowerze tyle co my bez pampersa na dupie to zobaczy jak się będzie czuł :P Wole dziwnie wyglądać, niż źle się czuć :)

Kupiłem z Tomkiem dużo rzeczy, bo zapasy podstawowe po 2 dniach już się skończyły. Przyszliśmy i zjedliśmy. Krycha natomiast namówił Turka, aby pojechać do McDonaldu jeszcze raz, bo Marcin zostawił nam klucze :) Wzięli moje buty i suszyli ubrania tam chyba z 1,5 godziny :D Ja się w międzyczasie wykąpałem, zjadłem ponownie i przebrałem do snu. Oni przyjechali i tak o 23 powoli każdy poszedł spać. Ja wybrałem miejsce na podłodze i nawet nie żałuję...
Kolejny dzień się kończy. Mieliśmy dzisiaj jechać za Piłę, ale po pierwsze bardzo późno wyjechaliśmy od ciotki Krystiana, a po drugie warunki znacznie się pogorszyły względem dnia poprzedniego i lipa. Zaledwie stówka nam strzeliła dzisiaj. Cieszyliśmy się jednak, że tak fajnie nam los sprzyjał i nic nie wydaliśmy na nocleg :)
_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________

Opóźniony wyjazd od rodziny Krystiana© pape93
I tak wkroczyliśmy na asfalt dnia drugiego...

Godzina 12:05 - pierwsze kilometry dnia drugiego© pape93
Pierwsze kilometry pokazały, że dzisiaj może być ciężko. Od początku bowiem towarzyszył nam ten nieszczęsny wiatr. Dojechaliśmy do Kiszkowa i trzeba było odbić w prawo. Wcześniej jednak Tomek poczęstował gumami, a po prawej stronie ukazała nam się ta przecudnie urocza istota :)

Cudowny, zadziorny psiak we wsi Kiszkowo© pape93
Już na samym początku trochę odstawałem od nich, bo musiałem dokręcić nogi. Początki zawsze miałem słabe.

Dogoniłem już współtowarzyszy...© pape93
Jechaliśmy kanałami, aby dobić do drogi wojewódzkiej. Za Kiszkowem spotkaliśmy jadących w odwrotnym kierunku grupę kolarzy. Zawołali nas w celu pożyczenia pompki. Krycha użyczył i sobie pompnęli.

Jeszcze rzut kamieniem© pape93
I po chwili zajechaliśmy do Wągrowca. Bardzo zadbane miasto. Od razu kierowaliśmy się na Rynek, aby nie tracić czasu.

Bardzo ładny rynek z fontanną i chłopakami© pape93
Przycupnęliśmy na fontannie i zrobiło się śmiesznie. Chłopaki postanowili zamoczyć głowy w zimnej, chlorowanej wodzie.

Tomkowi zachciało się nagle nurkować ;)© pape93
Kto chciał to poszedł do sklepu spożywczego uzupełnić zapasy i powoli się zbieraliśmy dalej. Spytałem na końcu jednego Pana jak jechać teraz w kierunku Chodzieży. Polecił mi trasę na Budzyń, bo droga ładna, a aut stosunkowo mało, więc ruszyliśmy tyłki z marmurowego korytka fontanny...Niestety na stadion Nielby Wągrowiec nie daliśmy radę dojechać, bo nie to było naszym priorytetem.

W kierunku Budzynia - tutaj razem z Ufem© pape93
Wyjechaliśmy z miasta do jakiegoś lasu. Droga rzeczywiście była przyzwoita, ale na początku jeszcze trochę auta przeszkadzały. Za to już 5 km za miastem była cisza. Bardzo mało samochodów. Fajne okolice, cisza, spokój i tylko my na trasie. Zrobiliśmy sobie mały postój przed Budzyniem na jednym z przystanków PKS. Każdy się wylał i dalej w drogę.

Specyficzny, podłużny rynek w Budzyniu© pape93
W Budzyniu nie stawaliśmy tylko dobiliśmy do głównej drogi. Tutaj wszystko inne. Po pierwsze droga strasznie ruchliwa, bo to krajowa "11" w końcu. Zaczęło mocno kropić ku naszemu zdziwieniu, a na dodatek zaczęły się niemałe pagórki. Z profilu mapy wnioskowałem, że dopiero za Piłą będzie kilka większych górek, a tu proszę - już za Budzyniem. Ale nic, jechaliśmy sobie tak poboczem cały czas. Tempo było nawet niezłe - Tomek jak zwykle szalał z przodu. Byliśmy już na przedmieściach Chodzieży, aż tutaj taki piękny widok. Zjeżdżaliśmy z wysokości około 100 m.n.p.m. do 50 m.n.p.m. w Chodzieży. Na wprost nas zjeżdżając z górki ukazało się największe jezioro należące do miasta. Widok ów przypominał mi, a wręcz był kopią widoku Jeziora Żywieckiego jadąc w kierunku Suchej Beskidzkiej :) Podjechaliśmy bliżej coby zobaczyć na miejscu dokładniej zbiornik wodny.

Nad jeziorem w Chodzieży© pape93
Zajechaliśmy do centrum, bo zaczęło znowu mocniej kropić. Schowaliśmy się pod daszkiem pewnego sklepu spożywczego. Tam zjedliśmy bułki, banany i jogurty. Podczas deszczu z nudów poszedłem zrobić zdjęcie tego kościoła. Ufo natomiast szukał kibelka...

Ścisłe, ale niezbyt zadbane centrum owego miasta© pape93
Cóż tu rzec. Siedzieliśmy i siedzieliśmy. Padało tak średnio. Deszcz był "chudy", więc później żałowaliśmy, bo nie był on taki straszny. Można było jechać. W międzyczasie podszedł do nas Pan z Gazety "Chodzieżanin" i zrobił z nami wywiad :D Byliśmy podjarani, że kogoś w ogóle interesuje nasza wycieczka. Ten Pan zrobił nam zdjęcie, zapisał dane i cel wycieczki. Powiedział, że zrobi z nami wywiad, bo rzadko kto jedzie z takim ekwipunkiem i jeszcze do tego zatrzymuje się w Chodzieży ;) Jednak czy artykuł o nas ukazał się w Chodzieżaninie, nie dowiemy się nigdy, bo nie pytałem o to, nie widziałem kolejnego wydania, ale zawsze będzie jakieś wspomnienie...

2 godzinne przeczekiwanie deszczu pod sklepem na Rynku© pape93
Myślimy sobie: będzie tak padać i padać, trzeba było jechać od razu, bo opady i tak nie ustąpią :P Straciliśmy 2 godziny tylko. Tomek jeszcze postraszył przechodniów swoim dywanem i już byliśmy na drodze ostatecznej do Piły. Krótka przerwa na siku na ORLENie i w coraz mocniejszym deszczu na Drodze Krajowej numer "11".

Pogoda coraz gorsza...© pape93
Pobocze było dość szerokie więc fajnie się jechało, choć górki były coraz większe. Może jakoś szalenie mocno nie padało, ale jezdnia była bardzo śliska i trzeba było jechać uważnie. Za Chodzieżą minęliśmy zjazd na Oleśnicę ;) Tomek rwał do przodu jak szalony i zostawiał nas z tyłu, ale to dobrze. Zawsze jakoś ściga się tego kto ma najwięcej sił i przez to jest krótszy czas jazdy...

Mimo mocnego deszczu jedziemy do Piły© pape93
Jechaliśmy w tym deszczu i Krycha nas przystopował. Założyli chłopcy folie na buty, a Krystian dodatkowo owinął swój śpiwór w torbę, bo by mu zmókł. 5 minut i dalej na Piłę. Górki były bardzo fajne w przeciwieństwie do pogody. Cały czas mokro, ale dojechaliśmy do miejscowości Ujście, gdzie do Noteci dobija rzeka Gwda. Ogólnie to bardzo ciekawe miasteczko jednak nie mieliśmy ochoty zbytnio tu tracić czasu.

Górzysty dojazd do Ujścia© pape93
Poczekaliśmy na Krychę, który w Ujściu gdzieś wjechał w boczną uliczkę i musiał się wracać. Pozostawało zaledwie 10 km do Piły. Padało chyba coraz mocniej. Teraz ja kawałek poprowadziłem towarzystwo z przodu. Hare Kryszna wyciągnął czekoladkę i dał po kosteczce dla smaku.

Oscylowało w granicach ulewy, ale my niezłomnie w trasie© pape93
No i jest. Zjechaliśmy z drogi krajowej na jedną z ulic Piły. Wielki posąg nas powitał, ale zanim dojechaliśmy do centrum miasta to było kilka kilometrów. Minęliśmy PKP, które zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Ogromny plac na którym stoi dworzec, a po obydwu stronach masa szyn...Piękny widok :) Sunęliśmy tak przed siebie miastem w poszukiwaniu rynku. Mierzyliśmy się jeszcze z zamiarem popedałowania kilku kilometrów za Piłę, ale doszliśmy do wniosku, że lepiej szukać jakiejś parafii. Zajechaliśmy póki co pod McDonald wcześniej mijając duży hotel.

Już pod wielkim McDonaldem w Pile© pape93
Podjeżdżamy pod restauracje, a jeden facet zaczepił Tomka będąc w aucie i spytał skąd jedziemy i czy mamy nocleg, bo on też jeździ dużo na takie wycieczki i może nam zapewnić nocleg :D Powiedział tylko, że na chwilę jedzie ogarnąć pomieszczenie i za 20 minut będzie. Chłopaki poszli coś suszyć, a on lada moment zajechał. Koleś około 35 lat. Nauczyciel WF-u w Szkole Podstawowej nr 5 w Pile. On jechał 35 km/h, a my się mieliśmy go trzymać. I tutaj nieprzyjemna sytuacja.
Tak się spieszył, że wjechał na drogę z zakazem wjazdu, bo była ona jednokierunkowa i pech chciał że za nami policja jechała akurat :/ Koleś chciał nam pomóc, a przez nas dostał jeszcze 150 zł mandatu :( Ale zaraz zawiózł nas dalej. Trochę na mnie poczekali i już wylądowaliśmy na ulicy Jałowcowej koło TESCO. Byliśmy cali mokrzy, a tam była taka fajna kanciapa w piwnicy. Kolega Marcin buduje sobie dom i jest już na wykończeniu. Mieliśmy całą chatę dla siebie, ale tylko teoretycznie...

Nasza darmowa kwaterka...© pape93
Każdy się rozpakował, poznaliśmy jego rodziców jeszcze, i poszedłem z Ufem do TESCO 200 m dalej. Wszyscy się na nas patrzyli ze zgorszeniem takim. Idzie dwóch facetów przez hol hipermarketu w obcisłych spodenkach :D Na pewno 70 % pomyślało że jesteśmy pedałami, ale nie przejęło mnie to. Zawsze komuś takiemu mówię, że jak się śmieje to niech sobie pojeździ na rowerze tyle co my bez pampersa na dupie to zobaczy jak się będzie czuł :P Wole dziwnie wyglądać, niż źle się czuć :)

...z jadłodajnią ;)© pape93
Kupiłem z Tomkiem dużo rzeczy, bo zapasy podstawowe po 2 dniach już się skończyły. Przyszliśmy i zjedliśmy. Krycha natomiast namówił Turka, aby pojechać do McDonaldu jeszcze raz, bo Marcin zostawił nam klucze :) Wzięli moje buty i suszyli ubrania tam chyba z 1,5 godziny :D Ja się w międzyczasie wykąpałem, zjadłem ponownie i przebrałem do snu. Oni przyjechali i tak o 23 powoli każdy poszedł spać. Ja wybrałem miejsce na podłodze i nawet nie żałuję...
Kolejny dzień się kończy. Mieliśmy dzisiaj jechać za Piłę, ale po pierwsze bardzo późno wyjechaliśmy od ciotki Krystiana, a po drugie warunki znacznie się pogorszyły względem dnia poprzedniego i lipa. Zaledwie stówka nam strzeliła dzisiaj. Cieszyliśmy się jednak, że tak fajnie nam los sprzyjał i nic nie wydaliśmy na nocleg :)
_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________
Kategoria 2011 Bałtyk
Dane wycieczki:
Km: | 102.31 | Km teren: | 0.40 | Czas: | 04:35 | km/h: | 22.32 | ||
Pr. maks.: | 45.75 | Temperatura: | 21.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
Komentarze
Wow, ale deszczu dużo, ale dobrze, że chociaż miejscówka darmowa :)
uluru - 10:11 wtorek, 16 sierpnia 2011 | linkuj
W sumie to mieliście farta z tym noclegiem:). ale szczerze mówiąć, to mogliście gnać na Margonin - Białośliwie - Złotów, teren bardzo piękny! ;)
bobiko - 21:46 poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | linkuj
Sporo tego deszczu! Krótki odcinek trasy dobrze mi znany tzn. Kiszkowo - Wągrowiec :-)
grigor86 - 16:32 poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!