Pożegnanie wakacji z Rafałem
Środa, 31 sierpnia 2011
We Wrocławiu odpracowałem już trochę pieniędzy, ostatnio wydanych na podróż w roli Romanisty na Słowację, a więc pora było wracać do rodzinnej miejscowości. W Sycowie pojawiłem się 29 sierpnia na wieczór. Rafał mówił mi że na kiermaszu książek nic dla 3 klas się nie znajdzie :/ Ja ogarniałem cały wtorek 30 sierpnia to co było i to co będzie, aby już nazajutrz spotkać się z Szajdziem na kiermaszu. Ja sprzedałem resztę, czyli połowę książek, a Rafał jednym rzutem pozbył się wszystkiego oprócz tej cholernej fizyki. Później poszliśmy połazić po mieście, to do parku na ławeczkę, to cuś innego. Tak samo było 2 lata temu. Pamiętam jak dziś. Przeglądałem książkę do pierwszej klasy z Geografii. Czas jednak leci nieubłaganie i już mam trzecią, ostatnią klasę LO!
Zapomniałem dodać, że przed kiermaszem poszliśmy jeszcze na dosłownie 3 minuty na Targowisko. Na szczęście żaden Bułgar nie czyhał na nas ;D A już po kiermaszu i obgadaniu najbliższych dni, udaliśmy się do mnie po rowery i namówiłem Rafała na małą przejażdżkę co się rzadko zdarza ;P Był ciekawy jak to Suska mu wyjaśniał aktualną drogę Koszyka do domu. Starałem się więc podczas tego wypadu nakreślić mu realistyczny obraz jego powrotów na Zawadę koło działek przez Park. Pojechaliśmy tam więc, a ja chcąc urozmaicić drogę, pomyliłem ją! :D Wyjechaliśmy na końcu ulicy Leśnej ;P Szybko jednak poprawiłem swój błąd i za jakiś czas byliśmy już na optymalnej drodze. Dojechaliśmy do obwodnicy i trzeba było pokonać rów(o którym tak głośno jest ostatnimi czasy w Sycowskiej) i wjechaliśmy na lewy pas owej obwodnicy, który jest nieczynny podczas tworzenia wiaduktu w kierunku Kozi Wielkiej. Jechaliśmy tak równe 2 km aż nie zjechaliśmy na Szosę Kępińską. Pożegnałem się z Rafałem, a sam udałem się do domu gdzie w ostatni dzień wakacji...zacząłem malować płot!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj jest jednak 31 sierpnia, a więc nie byłbym sobą jakbym powstrzymał się od refleksji i podsumowań. Po pierwsze to czas leci szybko, coraz szybciej i kiedyś będzie się to wszystko wspominało z łezką w oku, ale to jeszcze czas :D Po drugie to świadomość zabija - coraz częściej się o tym przekonuje i w tym utwierdzam. Dzieciństwo jest tak cudowne, ale trwa tylko kilkanaście lat :/ Niestety...Po trzecie i najważniejsze - miałem najlepsze wakacje w życiu, ale to chyba jak co roku. Tylko 2006 był lepszy od 2007 z tego co pamiętam :P Oprócz tego cały czas idzie wykres w górę. Wracając jednak do tych tegorocznych to udało mi się masę spraw zrobić.
*Na początku jednodniowe wyrwanie się z Wrocławia i odwiedziny Kaji w Kowarach, a przedtem podjazd pod Karpacz(jak się potem okazało, była to jedyna namiastka prawdziwych gór w to lato, a szkoda.. ;/)
**Po drugie - odwiedziłem brata w Warszawie. Przez te 5 dni poznałem stolicę na tyle, żeby się tam nie zgubić. Jak sobie przypomnę to na prawdę było super :I)
***Później taki mały spontan. W sumie spontanem nie można tego absolutnie nazwać, no ale nie była to planowana wycieczka od początku roku, tylko miesiąc na przód. W pierwotnej wersji miał być wyjazd do Linzu, Wiednia a pod koniec nawet do Norymbergi z Łosiami. Wyszło na to że dojechaliśmy z Krychą i Turkiem nad Bałtyk! Piękna sprawa! Nie mogę powiedzieć, że było idealnie - nawet jak były jakieś spięcia czy nierozwiązane sprawy po myśli obu stron konfliktu to i tak nie żałuję absolutnie decyzji o podjęciu wyzwania. Kocham w sobie to, że po takich wyjazdach za kilka tygodni nie myślę o przykrościach tylko o dobrych chwilach wyjazdu i nie mam do nikogo o nic pretensji - było cudownie, choć zdaję sobie sprawę, że ja też momentami nie byłem idealnym kompanem w podróży :P Ważne jednak że na starość będę się mógł chwalić wnukom, że dojechałem w 3 dni nad polskie morze! - teraz sobie jeszcze nie zdaję z tego sprawy. Tylko dziękować Bogu, że pozwolił mi w zdrowiu przejechać cały dystans i mieć takie pozytywne wrażenia...
****Na koniec znowu wycieczka bez roweru czyli mecz Romy w Bratysławie i beztroskie podróżowanie po Austrii i Czechach w liczbie pojedynczej :P Że było cudownie to już chyba nie będę pisać, ale ta podróż to było wielkie doświadczenie życiowe i mądrość jaka za tym płynie. Byłem pozostawiony sam, skazany na siebie 500 niemal kilometrów od domu w obcym kraju, bez dobrego języka niemieckiego w głowie. Jednak po kilku godzinach poszukiwań zabytków z buta i ten problem dało się przezwyciężyć. Szkoda że sam i szkoda że tak krótko, ale i tak namiastka wielkiej Europy zaszumiała mi już w głowie na dobre!
#To było coś więcej niż wakacje. Zacząłem pracować, wyjeżdżać sam i ta świadomość nie pozwoli mi już wrócić do tego miejsca w życiu w jakim byłem przed wakacjami. Człowiek zmienia się z dnia na dzień i nic na to nie poradzisz...
Zapomniałem dodać, że przed kiermaszem poszliśmy jeszcze na dosłownie 3 minuty na Targowisko. Na szczęście żaden Bułgar nie czyhał na nas ;D A już po kiermaszu i obgadaniu najbliższych dni, udaliśmy się do mnie po rowery i namówiłem Rafała na małą przejażdżkę co się rzadko zdarza ;P Był ciekawy jak to Suska mu wyjaśniał aktualną drogę Koszyka do domu. Starałem się więc podczas tego wypadu nakreślić mu realistyczny obraz jego powrotów na Zawadę koło działek przez Park. Pojechaliśmy tam więc, a ja chcąc urozmaicić drogę, pomyliłem ją! :D Wyjechaliśmy na końcu ulicy Leśnej ;P Szybko jednak poprawiłem swój błąd i za jakiś czas byliśmy już na optymalnej drodze. Dojechaliśmy do obwodnicy i trzeba było pokonać rów(o którym tak głośno jest ostatnimi czasy w Sycowskiej) i wjechaliśmy na lewy pas owej obwodnicy, który jest nieczynny podczas tworzenia wiaduktu w kierunku Kozi Wielkiej. Jechaliśmy tak równe 2 km aż nie zjechaliśmy na Szosę Kępińską. Pożegnałem się z Rafałem, a sam udałem się do domu gdzie w ostatni dzień wakacji...zacząłem malować płot!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj jest jednak 31 sierpnia, a więc nie byłbym sobą jakbym powstrzymał się od refleksji i podsumowań. Po pierwsze to czas leci szybko, coraz szybciej i kiedyś będzie się to wszystko wspominało z łezką w oku, ale to jeszcze czas :D Po drugie to świadomość zabija - coraz częściej się o tym przekonuje i w tym utwierdzam. Dzieciństwo jest tak cudowne, ale trwa tylko kilkanaście lat :/ Niestety...Po trzecie i najważniejsze - miałem najlepsze wakacje w życiu, ale to chyba jak co roku. Tylko 2006 był lepszy od 2007 z tego co pamiętam :P Oprócz tego cały czas idzie wykres w górę. Wracając jednak do tych tegorocznych to udało mi się masę spraw zrobić.
*Na początku jednodniowe wyrwanie się z Wrocławia i odwiedziny Kaji w Kowarach, a przedtem podjazd pod Karpacz(jak się potem okazało, była to jedyna namiastka prawdziwych gór w to lato, a szkoda.. ;/)
**Po drugie - odwiedziłem brata w Warszawie. Przez te 5 dni poznałem stolicę na tyle, żeby się tam nie zgubić. Jak sobie przypomnę to na prawdę było super :I)
***Później taki mały spontan. W sumie spontanem nie można tego absolutnie nazwać, no ale nie była to planowana wycieczka od początku roku, tylko miesiąc na przód. W pierwotnej wersji miał być wyjazd do Linzu, Wiednia a pod koniec nawet do Norymbergi z Łosiami. Wyszło na to że dojechaliśmy z Krychą i Turkiem nad Bałtyk! Piękna sprawa! Nie mogę powiedzieć, że było idealnie - nawet jak były jakieś spięcia czy nierozwiązane sprawy po myśli obu stron konfliktu to i tak nie żałuję absolutnie decyzji o podjęciu wyzwania. Kocham w sobie to, że po takich wyjazdach za kilka tygodni nie myślę o przykrościach tylko o dobrych chwilach wyjazdu i nie mam do nikogo o nic pretensji - było cudownie, choć zdaję sobie sprawę, że ja też momentami nie byłem idealnym kompanem w podróży :P Ważne jednak że na starość będę się mógł chwalić wnukom, że dojechałem w 3 dni nad polskie morze! - teraz sobie jeszcze nie zdaję z tego sprawy. Tylko dziękować Bogu, że pozwolił mi w zdrowiu przejechać cały dystans i mieć takie pozytywne wrażenia...
****Na koniec znowu wycieczka bez roweru czyli mecz Romy w Bratysławie i beztroskie podróżowanie po Austrii i Czechach w liczbie pojedynczej :P Że było cudownie to już chyba nie będę pisać, ale ta podróż to było wielkie doświadczenie życiowe i mądrość jaka za tym płynie. Byłem pozostawiony sam, skazany na siebie 500 niemal kilometrów od domu w obcym kraju, bez dobrego języka niemieckiego w głowie. Jednak po kilku godzinach poszukiwań zabytków z buta i ten problem dało się przezwyciężyć. Szkoda że sam i szkoda że tak krótko, ale i tak namiastka wielkiej Europy zaszumiała mi już w głowie na dobre!
#To było coś więcej niż wakacje. Zacząłem pracować, wyjeżdżać sam i ta świadomość nie pozwoli mi już wrócić do tego miejsca w życiu w jakim byłem przed wakacjami. Człowiek zmienia się z dnia na dzień i nic na to nie poradzisz...
Dane wycieczki:
Km: | 10.80 | Km teren: | 4.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 50m | Rower: |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!