Dzień 9 - Powrót do Ojczyzny
Czwartek, 9 sierpnia 2012
Ostatnia noc upłynęła nam dość szybko, aczkolwiek nie obyło się bez niespodzianek. Kilkukrotnie ze snu wyrywał nas przejeżdżający 20 metrów obok pociąg. Nawet nad ranem Filip zauważył jeszcze jednego, gdy się dobudzałem. Wstaliśmy troszkę później niż zawsze, a to dlatego, że wiadomym było, iż ostatni dzień będzie już "lajtowy". Do mety zostało nam niecałe 100 km, więc nie musieliśmy gnać na złamanie karku.
Pierwszą przerwę zrobiliśmy na 11 km za miejscowością Dobruska, gdzie była stacja benzynowa, a w niej toaleta :D Na razie jechaliśmy na czczo, więc pozwoliłem sobie w czasie przerwy zeżreć 0,5 tabliczki białej czekolady :P Wjechaliśmy teraz na drogę główną prowadzącą do Polski. Pokonaliśmy jedną większą górkę i zjeżdżając z niej wpadliśmy o godzinie 11 do Nachodu, czyli miejscowości przygranicznej. Tam mieliśmy zrobić sobie przerwę na śniadanie oraz ostatnie zakupy. Niestety TESCO tam nie mieli, ale zacumowaliśmy w Kauflandzie. Kupiliśmy sobie wszystkie te rzeczy, na które tylko mieliśmy ochotę. Nie było już żadnego oszczędzania ;D
Chwilę potem najedzeni i obładowani pożegnaliśmy się z Czeską Republiką przekraczając granicę. I tym sposobem dotarliśmy do Kudowy-Zdrój. Nasze miny nie były jednak tęgie. Wróciliśmy przecież do szarej rzeczywistości, do tych samych dziur w asfalcie, do tych samym znaków drogowych, do Polaków. Może to nie powód żeby się smucić, ale chyba wtedy dopiero uświadomiliśmy sobie że wyprawa lada chwila się skończy :/
W Kudowie zapuściliśmy się w głąb miasta i wyszło na to, że musieliśmy się wracać do drogi głównej :P Potem już cięliśmy prosto przed siebie. Puściłem Filipa do przodu, bo dobrze mu się jechało, a sam zacząłem obserwować wycieczkę z tyłu. Jazda krajową "8" wydawała mi się dobrym pomysłem, ale nie zdawałem sobie sprawy, że będzie tak dużo odcinków bez pobocza. A wiadomo jak TIRy tam gnają :/ Nie mniej jednak wypadało jechać dalej. Bardziej zaczęła nas jednak martwić w tym momencie pogoda, która od momentu przekroczenia granicy czesko-polskiej gwałtownie uległa pogorszeniu. Od razu nad nami pojawiły się chmury i zrobiło się chłodniej. Przed Dusznikami złapał nas deszcz w najmniej odpowiednim momencie. Nie było dla nas żadnego przystanku, ani choćby wiaty. Opady deszczu musieliśmy przeczekać więc pod jednym z drzew. Po kilkudziesięciu minutach ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy na szczyt góry o wysokości ponad 600 m.n.p.m. i teraz czekał na nas zjazd po mokrej nawierzchni. W tym wypadku nie pędziliśmy za szybko z górki żeby uniknąć nieprzyjemnych zdarzeń. W połowie zjazdu w miejscowości Szczytna musieliśmy zrobić kolejną przymusową przerwę. Tym razem deszcz padał już ulewnie, ale szczęśliwie przeczekaliśmy intensywne opady pod dachem sporego przystanku autobusowego. Po tej krótkiej, ale bardzo mocnej ulewie znowu na niebie pojawiło się Słońce, ale dodatkowo temperatura spadła o kilka ładnych stopni jak to w górach. Jechaliśmy w krótkich spodenkach w dół, a więc było nam zimno :P W Szczytnej zjechaliśmy z drogi głównej, aby zaliczyć jeszcze Polanicę Zdrój. Oczywiście jechało się fajnie, bo mieliśmy z górki, ale fajny był też widok strumieni wody przecinających naszą drogę niejednokrotnie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jakie ulewy są niebezpieczne w górskich rejonach. Wystarczyło 15 minut deszczu i wszystko płynęło w dół...
W Polanicy spytaliśmy się jednej babki o drogę i ta o dziwo nam bez problemu wytłumaczyła jak kontynuować jazdę drogą boczną w kierunku Kłodzka. Ostatnie 15 km jechaliśmy już środkiem mało uczęszczanej drogi, rozmawiając i analizując przebytą drogę. Tempo było na prawdę leciutkie, bo czas mieliśmy dobry i w końcu mogliśmy na prawdę nacieszyć się jazdą rowerem. W Kłodzku wylądowaliśmy jakieś 30 minut za późno, bo uciekł nam jeden pociąg do Wrocławia. Następny mieliśmy za 1,5 godziny, więc ruszyliśmy na szybkie zwiedzanie Kłodzka. Na początku dorwaliśmy ławki nad rzeką i tam odpoczywaliśmy sobie śmiejąc się m.in. z młodego psa, który nie dawał za wygraną i próbował zagryźć fontannę tryskającą spienioną wodą :P Potem znowu złapał nas mały deszcz, ale niedługo potem przestało padać i podjechaliśmy jeszcze na chwilę na Rynek. Tam odbywał się jakiś festyn. Obeszliśmy Ratusz dookoła i trzeba było się zwijać na pociąg. O godzinie 18:30 wsiedliśmy do wagonu i wystarczyło tylko dojechać do Stolicy Dolnego Śląska. Na miejscu byliśmy jeszcze przed zmrokiem. Niestety nadszedł czas pożegnań i każdy musiał jechać w swoją stronę. Tak więc Żegnaj Przygodo!
Ostatni nocleg między polem kukurydzy, a nasypem kolejowym przechodzi do historii. Dzień witamy słonecznie :)

A my jedziemy na Nachod

Ciekawe widoki nie opuszczały nas aż do granicy z Polską

"to co dobre, to co lepsze..." - ostatnie zakupy w Czechach

Musiałem zrobić małe przemeblowanie ;)

Granica czesko-polska.

Droga krajowa nr 8. Ostatnia pozycja działa na wyobraźnie...

Słynny wiadukt kolejowy w Lewinie Kłodzkim

Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju

Oczywiście w Polsce "na dzień dobry" złapał nas deszcz - tutaj ulewa w Szczytnej.

Kłodzko - kończymy 9-dniową wyprawę po czeskiej ziemi.

Młody psiak walczący z fontanną wywoływał dużo uśmiechu na twarzy :)

Kłodzko - żegnaj przygodo!

Ocelice - Kłodzko
_____________________________________
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
Pierwszą przerwę zrobiliśmy na 11 km za miejscowością Dobruska, gdzie była stacja benzynowa, a w niej toaleta :D Na razie jechaliśmy na czczo, więc pozwoliłem sobie w czasie przerwy zeżreć 0,5 tabliczki białej czekolady :P Wjechaliśmy teraz na drogę główną prowadzącą do Polski. Pokonaliśmy jedną większą górkę i zjeżdżając z niej wpadliśmy o godzinie 11 do Nachodu, czyli miejscowości przygranicznej. Tam mieliśmy zrobić sobie przerwę na śniadanie oraz ostatnie zakupy. Niestety TESCO tam nie mieli, ale zacumowaliśmy w Kauflandzie. Kupiliśmy sobie wszystkie te rzeczy, na które tylko mieliśmy ochotę. Nie było już żadnego oszczędzania ;D
Chwilę potem najedzeni i obładowani pożegnaliśmy się z Czeską Republiką przekraczając granicę. I tym sposobem dotarliśmy do Kudowy-Zdrój. Nasze miny nie były jednak tęgie. Wróciliśmy przecież do szarej rzeczywistości, do tych samych dziur w asfalcie, do tych samym znaków drogowych, do Polaków. Może to nie powód żeby się smucić, ale chyba wtedy dopiero uświadomiliśmy sobie że wyprawa lada chwila się skończy :/
W Kudowie zapuściliśmy się w głąb miasta i wyszło na to, że musieliśmy się wracać do drogi głównej :P Potem już cięliśmy prosto przed siebie. Puściłem Filipa do przodu, bo dobrze mu się jechało, a sam zacząłem obserwować wycieczkę z tyłu. Jazda krajową "8" wydawała mi się dobrym pomysłem, ale nie zdawałem sobie sprawy, że będzie tak dużo odcinków bez pobocza. A wiadomo jak TIRy tam gnają :/ Nie mniej jednak wypadało jechać dalej. Bardziej zaczęła nas jednak martwić w tym momencie pogoda, która od momentu przekroczenia granicy czesko-polskiej gwałtownie uległa pogorszeniu. Od razu nad nami pojawiły się chmury i zrobiło się chłodniej. Przed Dusznikami złapał nas deszcz w najmniej odpowiednim momencie. Nie było dla nas żadnego przystanku, ani choćby wiaty. Opady deszczu musieliśmy przeczekać więc pod jednym z drzew. Po kilkudziesięciu minutach ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy na szczyt góry o wysokości ponad 600 m.n.p.m. i teraz czekał na nas zjazd po mokrej nawierzchni. W tym wypadku nie pędziliśmy za szybko z górki żeby uniknąć nieprzyjemnych zdarzeń. W połowie zjazdu w miejscowości Szczytna musieliśmy zrobić kolejną przymusową przerwę. Tym razem deszcz padał już ulewnie, ale szczęśliwie przeczekaliśmy intensywne opady pod dachem sporego przystanku autobusowego. Po tej krótkiej, ale bardzo mocnej ulewie znowu na niebie pojawiło się Słońce, ale dodatkowo temperatura spadła o kilka ładnych stopni jak to w górach. Jechaliśmy w krótkich spodenkach w dół, a więc było nam zimno :P W Szczytnej zjechaliśmy z drogi głównej, aby zaliczyć jeszcze Polanicę Zdrój. Oczywiście jechało się fajnie, bo mieliśmy z górki, ale fajny był też widok strumieni wody przecinających naszą drogę niejednokrotnie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jakie ulewy są niebezpieczne w górskich rejonach. Wystarczyło 15 minut deszczu i wszystko płynęło w dół...
W Polanicy spytaliśmy się jednej babki o drogę i ta o dziwo nam bez problemu wytłumaczyła jak kontynuować jazdę drogą boczną w kierunku Kłodzka. Ostatnie 15 km jechaliśmy już środkiem mało uczęszczanej drogi, rozmawiając i analizując przebytą drogę. Tempo było na prawdę leciutkie, bo czas mieliśmy dobry i w końcu mogliśmy na prawdę nacieszyć się jazdą rowerem. W Kłodzku wylądowaliśmy jakieś 30 minut za późno, bo uciekł nam jeden pociąg do Wrocławia. Następny mieliśmy za 1,5 godziny, więc ruszyliśmy na szybkie zwiedzanie Kłodzka. Na początku dorwaliśmy ławki nad rzeką i tam odpoczywaliśmy sobie śmiejąc się m.in. z młodego psa, który nie dawał za wygraną i próbował zagryźć fontannę tryskającą spienioną wodą :P Potem znowu złapał nas mały deszcz, ale niedługo potem przestało padać i podjechaliśmy jeszcze na chwilę na Rynek. Tam odbywał się jakiś festyn. Obeszliśmy Ratusz dookoła i trzeba było się zwijać na pociąg. O godzinie 18:30 wsiedliśmy do wagonu i wystarczyło tylko dojechać do Stolicy Dolnego Śląska. Na miejscu byliśmy jeszcze przed zmrokiem. Niestety nadszedł czas pożegnań i każdy musiał jechać w swoją stronę. Tak więc Żegnaj Przygodo!
Ostatni nocleg między polem kukurydzy, a nasypem kolejowym przechodzi do historii. Dzień witamy słonecznie :)

A my jedziemy na Nachod

Ciekawe widoki nie opuszczały nas aż do granicy z Polską

"to co dobre, to co lepsze..." - ostatnie zakupy w Czechach

Musiałem zrobić małe przemeblowanie ;)

Granica czesko-polska.

Droga krajowa nr 8. Ostatnia pozycja działa na wyobraźnie...

Słynny wiadukt kolejowy w Lewinie Kłodzkim

Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju

Oczywiście w Polsce "na dzień dobry" złapał nas deszcz - tutaj ulewa w Szczytnej.

Kłodzko - kończymy 9-dniową wyprawę po czeskiej ziemi.

Młody psiak walczący z fontanną wywoływał dużo uśmiechu na twarzy :)

Kłodzko - żegnaj przygodo!

Ocelice - Kłodzko
_____________________________________
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
Kategoria 2012 Czechy Zachodnie
Dane wycieczki:
Km: | 91.04 | Km teren: | 0.30 | Czas: | 05:21 | km/h: | 17.02 | ||
Pr. maks.: | 50.94 | Temperatura: | 20.5 | Podjazdy: | 800m | Rower: | Giant |
Komentarze
zaczynają mi się podobać osobiście takie wyprawy i załadowane rowery wszystkim , wszczególności mam zajawkę na przyczepkę , nie Extrawheel ale coś takiego http://skibicki.pl/08/images/Techniczne/przyczepka%20rowerowa.jpg
no i miedzy innymi zapakowane na niej namiot śpiwór i kuchenka polowa , MOC :):):):). Super wypady masz , jak by mnie tak żona puszczała to bym też tak śmigał :):):) Roadrunner1984 - 19:00 piątek, 16 listopada 2012 | linkuj
no i miedzy innymi zapakowane na niej namiot śpiwór i kuchenka polowa , MOC :):):):). Super wypady masz , jak by mnie tak żona puszczała to bym też tak śmigał :):):) Roadrunner1984 - 19:00 piątek, 16 listopada 2012 | linkuj
Fajna wyprawa. Gratulacje. Ciekaw jestem kiedy ja będę mógł sobie pozwolić na rzucenie wszystkiego w diabły i ruszyć z rodzinką przed siebie.
Pozdrawiam. Bitels - 17:32 czwartek, 15 listopada 2012 | linkuj
Pozdrawiam. Bitels - 17:32 czwartek, 15 listopada 2012 | linkuj
Z Czech do domu oczywiście piwo :D Na Litwę wybieramy się w przyszłym sezonie:)
gdynia94 - 16:07 czwartek, 15 listopada 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!