Zakarpacie - Dzień 4
Poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Dla mnie osobiście najlepszy dzień spędzony na Ukrainie. Budzimy się nie za wcześnie, gdy już Słońce wywiera na nas presję. Widok z rana jak marzenie. Pakujemy się i zjeżdżamy w dół. Po drodze prosimy o wodę do picia, a na dole w sklepie robimy zakupy. Akurat była dostawa z piekarni, więc załapaliśmy się na świeży chleb, co w zestawie z miodem Michała było cudowne. Po posiłku ruszamy do przodu. Po jakimś czasie docieramy do główniejszej drogi, choć standard nie różni się praktycznie niczym. Gdy zbliża się godzina 12, robimy sobie małą kąpiel w rzece. Od razu potem smaruję się kremem do opalania, bo temperatura rośnie w miarę szybko. Dobijamy do drogi krajowej, gdzie asfalt jest już niczego sobie jak na Ukrainę. Pokonujemy jeszcze kilka sporych pagórków i objawia nam się granica Zakarpacia. Czekam na chłopaków przy straganach, gdzie oprócz mioteł sprzedawano...kije baseballowe ;P Teraz mieliśmy już przed sobą tylko zjazd i cudowną panoramę Karpat, które były jeszcze przykryte śniegiem. W kolejnym miasteczku odbijamy w lewo na drogę lokalną. Okazuje się że przed nami kolejny podjazd. Na górze robimy przerwę. Tam spotykamy Panów na bryczce zajadając się w tym czasie miodem Michała, który uległ awarii.
Następnym miastem na trasie dnia dzisiejszego jest Wołowiec. Michał zatrzymuje nas na dłużej w tej miejscowości, gdyż zabrał za mało skarpetek z domu i musiał gdzieś kupić nowe. Ja w tym czasie "wcinam" co tylko się da. Jedziemy dalej. Moja rumuńska mapa z 81. roku podpowiada mi że jeszcze czekają nas dzisiaj górki. Energia mi się udziela po słodyczach, więc jadę przodem. Widzę serpentyny, więc z radością gnam na złamanie karku pod górę. Na przełęcz wpadam zmordowany i zaraz kładę się na ławce. Mam jednak dodatkowych kilka minut na odpoczynek, więc jak już Michał i Karol wbijają na szczyt to niedługo potem jedziemy już w dół. I tak do końca dnia jedziemy w dół...
Kolejnym miastem mijanym przez nas jest Miżgiria. Tam robimy ostatnie duże zakupy tego dnia. Ale miłym prezentem obdarowuje nas pewna kobieta kilka km dalej. Dostajemy od niej wodę, a także mleko prosto od krowy :) Jako że miałem przy sobie tylko "Aromki" to dzieciaki musiały zadowolić się wafelkami w zamian za sesję zdjęciową. Do końca dnia już nie spotkało nas nic ciekawego. Ale to nie znaczy że było nudno. Jechaliśmy doliną rzeki Rika. Był dobry asfalt, cisza spokój, minimalny ale cały czas zjazd w dół, mnóstwo zieleni i pagórki nas otaczające. I taki krajobraz nie chciał się skończyć, więc bliżej zmroku zdecydowaliśmy się rozbić między drogą, a rzeką, za pozwoleniem pewnego rolnika. Nocleg całkiem przyjemny, a wieczorem jedyne na wyprawie ognisko i kiełbaska. Szkoda że tylko jedna...





















Następnym miastem na trasie dnia dzisiejszego jest Wołowiec. Michał zatrzymuje nas na dłużej w tej miejscowości, gdyż zabrał za mało skarpetek z domu i musiał gdzieś kupić nowe. Ja w tym czasie "wcinam" co tylko się da. Jedziemy dalej. Moja rumuńska mapa z 81. roku podpowiada mi że jeszcze czekają nas dzisiaj górki. Energia mi się udziela po słodyczach, więc jadę przodem. Widzę serpentyny, więc z radością gnam na złamanie karku pod górę. Na przełęcz wpadam zmordowany i zaraz kładę się na ławce. Mam jednak dodatkowych kilka minut na odpoczynek, więc jak już Michał i Karol wbijają na szczyt to niedługo potem jedziemy już w dół. I tak do końca dnia jedziemy w dół...
Kolejnym miastem mijanym przez nas jest Miżgiria. Tam robimy ostatnie duże zakupy tego dnia. Ale miłym prezentem obdarowuje nas pewna kobieta kilka km dalej. Dostajemy od niej wodę, a także mleko prosto od krowy :) Jako że miałem przy sobie tylko "Aromki" to dzieciaki musiały zadowolić się wafelkami w zamian za sesję zdjęciową. Do końca dnia już nie spotkało nas nic ciekawego. Ale to nie znaczy że było nudno. Jechaliśmy doliną rzeki Rika. Był dobry asfalt, cisza spokój, minimalny ale cały czas zjazd w dół, mnóstwo zieleni i pagórki nas otaczające. I taki krajobraz nie chciał się skończyć, więc bliżej zmroku zdecydowaliśmy się rozbić między drogą, a rzeką, za pozwoleniem pewnego rolnika. Nocleg całkiem przyjemny, a wieczorem jedyne na wyprawie ognisko i kiełbaska. Szkoda że tylko jedna...

Widok z samego rana/ by Michał© completny

Na gospodarstwie© completny

Sklep ze starą wagą i liczydłem! / by boney© completny

Jeszcze surowe górskie widoki / by Michał© completny

Karol musiał uciekać przed psami / by Michał© completny

Południowy shower w rzece / by Michał© completny

Wjeżdżamy na Zakarpacie© completny

Flaga na maszt© completny

Karpaty w zimowej wersji© completny

Widok na Wołowiec© completny

Pogaduchy na przełęczy© completny

Na rondzie w Wołowcu / by boney© completny

Źródło Rdzawianki ;)© completny

Miżgiria© completny

Każdy chciał spróbować mleka od krówki / by Michał© completny

Najmłodsza pociecha pełna uśmiechu© completny

W dolinie rzeki Rika© completny

Ciekawa zabawka© completny

Zieleń aż bucha!© completny

Gdzie tu się rozbić?© completny

Nocleg przy rzece z ogniskiem na koniec dnia© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 121.37 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 06:39 | km/h: | 18.25 | ||
Pr. maks.: | 50.94 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 1190m | Rower: | Giant |
Komentarze
Super wyprawa. Wystarczy paszport? jak z cenami?
daniel3ttt - 22:09 niedziela, 26 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!