Zakarpacie - Dzień 6
Środa, 1 maja 2013
Dzisiaj postanawiamy wstać trochę wcześniej, a mianowicie o 7 rano. Pakujemy namioty i w drogę. Do Sapanty zostało nam kilkanaście kilometrów. Tam znajduje się bowiem Wesoły Cmentarz, o który postanowiliśmy zahaczyć kosztem Lwowa. Na cmentarzu znajduje się kilkaset nagrobków, które przestawiają w skrócie życiorys zmarłej osoby. Podczas zwiedzania nie można było się nie uśmiechnąć choć raz. Po znalezieniu bikera zbieraliśmy się z powrotem do dalszej drogi. To był dla mnie ciężki dzień, bo nie miałem rumuńskiej waluty myśląc, że przetrwam jakoś jeden dzień. Dzięki uprzejmości Michała i Karola dostałem trochę pieczywa. Ja z kolei wyciągnąłem z sakwy sporą ilość pasztetu. Michał zajadał się w tym czasie herbatnikami. To stało się swoistym wyznacznikiem formy na dzień dzisiejszy. Nie dalej bowiem jak za kilkanaście kilometrów czekała na nas przełęcz do pokonania o wysokości grubo ponad 500 m.n.p.m. Karol jechał sobie spokojnie swoim tempem. Michał na początku podjazdu uciekł mi na 100 metrów, a później zachciało mi się rywalizacji i systematycznie odrabiałem do niego stratę. Mimo słabego śniadania czułem potrzebę udowodnienia wyższości pasztetu nad herbatnikami, więc jak już dogoniłem Michała i jechaliśmy 500 metrów razem, to potem odskoczyłem w górę ile sił w nogach. Na szczyt wjechałem cały mokry. Trochę od potu, a trochę od polewania się zimną wodą z bidonu. Ot takie urozmaicenie na trasie...
Zaczekałem na Michała, potem zjawił się Karol i na granicy okręgów Maramuresz i Satu Mare zrobiliśmy sobie przerwę. Ja znów musiałem prosić chłopaków o chleb po tym wysiłku na podjeździe, a nawet jakaś zupka mi skapnęła :P Bezdomny pies dostał od Michała salami, a u mnie w ruch poszła konserwa na czarną godzinę. Po godzince ruszyliśmy w kierunku Negresti-Oas. Mimo upału jechało się przyjemnie, gdyż droga prowadziła już tylko w dół pięknymi serpentynami, gdzie każdy z nas co chwila stawał robić zdjęcia. Przez ostatnie spore miasteczko przebrnęliśmy dość szybko, ale Słońce było tak mocne że niewiele km dalej zrobiliśmy sobie przymusową przerwę na lody, colę i inne pomocne w jeździe rzeczy. Właścicielem sklepu okazał się Węgier, mówiąc że na tych ziemiach mieszka ich 95 %. Ich język jest cholernie ciężki do ogarnięcia, ale jakoś udało się wydusić od niego wynik rewanżowego meczu Realu z Borussią w LM. Dalsza droga powrotna na Ukrainę nie była zbyt ciekawa. Teren był bardzo płaski i nużący, oprócz jednej górki przebiegającej przez cudowny, zielony las. Natomiast ostatnie 15 km przed granicą dostaliśmy prezent od losu. Wiatr wiał nam w końcu! w plecy, a asfalt na końcowym odcinku Rumunii był najwyższych lotów. Okazało się, że najwięcej sił zachował Michał, który po wypiciu Coca-Coli ruszył do przodu jak szosowiec, i tak już do granicy trzymaliśmy się u niego z Karolem na kole, pędząc non-stop ponad 30 km/h. Tym samym zaoszczędziliśmy ponad godzinę dnia. Brawo Jasiu!
Na granicy okazało się, że nie możemy przekroczyć jej na rowerach, ale miła Pani celnik załatwiła nam busa do przewozu rowerów. Na granicy zeszło nam trochę czasu, a w samochodzie, którym wracaliśmy na Ukrainę był niesamowity zaduch. Po 40 minutach byliśmy już jednak z powrotem na Zakarpaciu. Do końca dnia jechało się już spokojnie po płaskim, bez szału. Temperatura była wysoka, a więc wyjechałem na przód i stanąłem przy sklepie celem zrobienia szybkich zakupów. Chłopaki niestety mnie nie zauważyli i pojechali przed siebie. Efekt był taki, że po zjedzeniu loda musiałem ich gonić. Dogoniłem ich dopiero po kilkunastu kilometrach w miejscowości Vilok, tuż przy przejściu granicznym z Węgrami. Tak swoją droga to czuliśmy się tam jak na Węgrzech, bo Ukraińców było tam jak na lekarstwo. Spotkaliśmy się pod sklepem, gdzie kupiliśmy jakieś piwko, a potem mimo bardzo dokuczających komarów, zdecydowaliśmy się na mega-szybką kąpiel w pokaźnej rzece. Dzień zbliżał się ku końcowi, a w kolejnej wiosce odbywał się festyn, gdzie chętnie bym został, gdyby nie rower :P Karola "złapała" policja na jeździe bez kasku, ale obyło się bez mandatu. Mieliśmy szukać noclegu "na gospodarza", ale znowu nie wyszło i rozbiliśmy się w jakimś przydrożnym sadzie, gdzie komary piły krew jak wściekłe. To zmusiło nas do rozbicia namiotów, zamknięcia się w nich i wieczornego debatowania przez zamknięte drzwi. Taka sytuacja...





































Zaczekałem na Michała, potem zjawił się Karol i na granicy okręgów Maramuresz i Satu Mare zrobiliśmy sobie przerwę. Ja znów musiałem prosić chłopaków o chleb po tym wysiłku na podjeździe, a nawet jakaś zupka mi skapnęła :P Bezdomny pies dostał od Michała salami, a u mnie w ruch poszła konserwa na czarną godzinę. Po godzince ruszyliśmy w kierunku Negresti-Oas. Mimo upału jechało się przyjemnie, gdyż droga prowadziła już tylko w dół pięknymi serpentynami, gdzie każdy z nas co chwila stawał robić zdjęcia. Przez ostatnie spore miasteczko przebrnęliśmy dość szybko, ale Słońce było tak mocne że niewiele km dalej zrobiliśmy sobie przymusową przerwę na lody, colę i inne pomocne w jeździe rzeczy. Właścicielem sklepu okazał się Węgier, mówiąc że na tych ziemiach mieszka ich 95 %. Ich język jest cholernie ciężki do ogarnięcia, ale jakoś udało się wydusić od niego wynik rewanżowego meczu Realu z Borussią w LM. Dalsza droga powrotna na Ukrainę nie była zbyt ciekawa. Teren był bardzo płaski i nużący, oprócz jednej górki przebiegającej przez cudowny, zielony las. Natomiast ostatnie 15 km przed granicą dostaliśmy prezent od losu. Wiatr wiał nam w końcu! w plecy, a asfalt na końcowym odcinku Rumunii był najwyższych lotów. Okazało się, że najwięcej sił zachował Michał, który po wypiciu Coca-Coli ruszył do przodu jak szosowiec, i tak już do granicy trzymaliśmy się u niego z Karolem na kole, pędząc non-stop ponad 30 km/h. Tym samym zaoszczędziliśmy ponad godzinę dnia. Brawo Jasiu!
Na granicy okazało się, że nie możemy przekroczyć jej na rowerach, ale miła Pani celnik załatwiła nam busa do przewozu rowerów. Na granicy zeszło nam trochę czasu, a w samochodzie, którym wracaliśmy na Ukrainę był niesamowity zaduch. Po 40 minutach byliśmy już jednak z powrotem na Zakarpaciu. Do końca dnia jechało się już spokojnie po płaskim, bez szału. Temperatura była wysoka, a więc wyjechałem na przód i stanąłem przy sklepie celem zrobienia szybkich zakupów. Chłopaki niestety mnie nie zauważyli i pojechali przed siebie. Efekt był taki, że po zjedzeniu loda musiałem ich gonić. Dogoniłem ich dopiero po kilkunastu kilometrach w miejscowości Vilok, tuż przy przejściu granicznym z Węgrami. Tak swoją droga to czuliśmy się tam jak na Węgrzech, bo Ukraińców było tam jak na lekarstwo. Spotkaliśmy się pod sklepem, gdzie kupiliśmy jakieś piwko, a potem mimo bardzo dokuczających komarów, zdecydowaliśmy się na mega-szybką kąpiel w pokaźnej rzece. Dzień zbliżał się ku końcowi, a w kolejnej wiosce odbywał się festyn, gdzie chętnie bym został, gdyby nie rower :P Karola "złapała" policja na jeździe bez kasku, ale obyło się bez mandatu. Mieliśmy szukać noclegu "na gospodarza", ale znowu nie wyszło i rozbiliśmy się w jakimś przydrożnym sadzie, gdzie komary piły krew jak wściekłe. To zmusiło nas do rozbicia namiotów, zamknięcia się w nich i wieczornego debatowania przez zamknięte drzwi. Taka sytuacja...

Poranek na Rumunii / by boney© completny

Wesoły Cmentarz w Sapancie© completny

45 minut zwiedzania© completny

Listonosz© completny

Urzędnik© completny

Barista© completny

Stare nagrobki wymagają renowacji© completny

Teściowa czuwa© completny

Morderca© completny

Jedyny, niepowtarzalny© completny

Nie wnikam co ten Pan robił przez całe życie ;)© completny

W lewo© completny

Przełęcz oddzielająca okręg Satu Mare od Maramures© completny

Ciekawostki z asfaltu / by boney© completny

Bezdomne psy to w Rumunii plaga© completny

Rumunki© completny

Karol na zjeździe..© completny

Na serpentynach mijaliśmy ciekawe pojazdy konne© completny

Polecam© completny

Michałowi też się spodobało :)© completny

Completny / by Michał© completny

Najbardziej wypasiona cygańska chata / by boney© completny

Negreşti-Oaş© completny

Pod sklepem u Węgra© completny

Przejazd przez świetny las / by Michał© completny

Zjazd był przedniej klasy / by boney© completny

Bohater Halmeu ;)© completny

Na Ukrainię wracamy samochodem© completny

Mała obsuwa na granicy, a w aucie 50 stopni :P© completny

Znaki nie kłamią© completny

Węgierskie disco na Ukrainie© completny

Cyganki© completny

Węgierski szlagier© completny

Komary nie pozwalały nacieszyć się wodą© completny

Jest festyn, jest impreza© completny

Vilok© completny

Nocleg w sadzie w chmarze komarów :/© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 127.23 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 06:43 | km/h: | 18.94 | ||
Pr. maks.: | 48.03 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 480m | Rower: | Giant |
Komentarze
Świetnie udokumentowany etap, cmentarz faktycznie zabawny, hehe. Gdyby nie te komary...
k4r3l - 13:30 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj
Cmentarz robi wrażenie, wybieram się tam w lecie podczas wyprawy na Bałkany :)
majorus - 10:32 poniedziałek, 27 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!