Zakarpacie - Dzień 8
Piątek, 3 maja 2013
Dzisiaj podobnie jak wczoraj dzień zaczynamy już o 7 rano, chcąc odrobić jak najwięcej na przymusowej zmianie przejścia granicznego ze Słowacją. Chłopaki znowu startują trochę szybciej ode mnie, uciekając od komarów. Ja niestety od rana mam niezaciekawą sytuację, gdyż 2 dni temu spaliłem sobie plecy nieużywając kremu do opalania, a jeśli już używałem to zaledwie 10-tki :P Przez to plecy swędzą mnie okrutnie do końca wyprawy. Jak tylko zaczynam się drapać to jest coraz gorzej. Doganiam towarzyszy i po paru kilometrach dopadamy z Karolem źródełka górskiej wody. Nagle robi się miejsce w bidonie, ale jest też okazja umyć zęby. Robimy ostatnie kilometry na Ukrainie, a w Perechynie jest ostatnia okazja, aby zrobić zakupy i to dość wypasione.
Szybko coś wcinam na miejscu, bo jestem na czczo i zaraz ruszamy ku Słowacji. Na przejściu granicznym w Ubli spotyka mnie jednak niemiły incydent z Panem celnikiem. Otóż kazał mi on otworzyć przednią sakwę. Aparat, portfel, kamizelka odblaskowa i takie tam. Zobaczył szmatkę, więc odwijam, a tam scyzoryk i gaz pieprzowy, którego nie miałem na szczęście okazji użyć. Widocznie Ukraińcowi się spodobał, bo zabrał mi go, oświadczając, że następnym razem mogę mieć problemy za posiadanie czegoś takiego na terenie jego ojczyzny. No nic, 30 zł poszło się j... , a on pewnie sprzeda to sobie za kilka hrywien i będzie miał na gorzałę :P Pocieszałem się tym, że lepiej iż gaz zabrał mi celnik, niż miałbym go użyć na napastniku...
Wjeżdżamy na Słowację i od razu czuć cywilizację. Droga jak marzenie i to od pierwszych metrów. W pierwszej miejscowości robimy sobie śniadanie. Jemy m.in. kupiony w Perechynie świeżutki, ciemny, ukraiński chleb. Świetna sprawa. Podczas postoju pokropił trochę deszcz, ale zaraz pogoda znowu się unormowała. Ruszyłem pierwszy jako że musiałem odbyć "walne zebranie" w lesie. Po 2 kilometrach jednak mi przeszło i skończyło się na oddaniu moczu i rozebraniu spodenek. Tym samym jechałem przed chłopakami około 20 km. Spotkaliśmy się dopiero w Sninie. Karol z Michałem myśleli, że będąc w krzakach po prostu mnie minęli, ale koniec końców to ja na nich trochę poczekałem na stacji benzynowej. Do Sniny nie jechało się lekko, bo Słowacja powitała nas ciepłą temperaturą i wymagającymi pagórkami. Raz wydawało się że jest płasko, a jechało się jak pod stromą górę. Innym razem z kolei mieliśmy na trasie ponad 3-kilometrowy zjazd :) Karol kupił sobie Kofolę, ja załatwiłem potrzebę i zdecydowaliśmy za namową Michała, że wbijemy do Polski przez miejscowość Cisna. Co prawda szlak miał trochę prowadzić przez szuter, ale było o wiele bliżej niż Medzilaborce.
No to pojechaliśmy. Teraz czekały na nas konkretne Bieszczady. Początkowo zdecydowaliśmy się jechać bardziej stromą, ale i asfaltowaną drogą dookoła pewnego jeziora. Mimo wszystko było spoko, dopóki nie dojechaliśmy do Topoli, gdzie trzeba było odbić na szuter, prowadzący na szczyt. Tam po kilku kilometrach asfalt się skończył i musieliśmy trzymać się cyklościeżki, ale w myśl logiki pojechaliśmy w górę zamiast w dół i dotarliśmy do dziwnego skrzyżowania w lesie. Nikt za cholerę nie wiedział jak jechać dalej. Dopiero po kwadransie jak już zdecydowaliśmy się na jedną z wersji, schodzący z góry, lekko napity drwal? wskazał nam odpowiednią trasę. Trzeba było cofnąć się w dół i stamtąd atakować Przełęcz nad Roztokami Górnymi (801 m.n.p.m.). Tak też zrobiliśmy. Lekko nie było, ale jak już dotarliśmy spoceni w jednej grupie na zieloną granicę z Polską, to nasza Ojczyzna przywitała nas momentalnie ulewą. Nawet nie mogliśmy skorzystać z darmowej kawy na szczycie tylko trzeba było pędzić w dół, ale już asfaltem do Schroniska. Michałowi się nie chciało więc jeszcze chwilę pogadał tam z miłym gościem, ale my z Karolem za 5 minut byliśmy już pod daszkiem. Jadąc do niego miałem łzy w oczach od prędkości, ale przede wszystkim od ostrego deszczu/gradu padającego w oczy i policzki :P
Poczekaliśmy na Michała w Schronisku i mając 100 km na liczniku i spore podjazdy za sobą, rozważaliśmy rozbicie się na polu namiotowym. Problem w tym że gospodarz chciał 20 zł od łebka, więc pognaliśmy w dół do Cisnej. Trzeba było się tylko trochę ubrać, bo deszcz ochłodził atmosferę. W Cisnej gwarno od turystów z racji 3 Maja. Zrobiliśmy szybciutko zakupy i już lecieliśmy dalej, bo zbliżała się kolejna burza. Nie ujechaliśmy daleko, bo za 2 km schowaliśmy się pod daszkiem jednego z gospodarstw agroturystycznych. To było świetne posunięcie, bo burza, która nas dogoniła, okazała się bardzo niebezpieczna. Grzmiało, błyskało i gradem sypało...Na szczęście bardzo miła Pani gospodarz pozwoliła nam, po przejściu opadów, rozbić się za darmo na jej posesji. Polska aura pogodowa znów dała o sobie znać w negatywnym stopniu. Szkoda że to już ostatni nocleg w namiotach. Szybko zleciało...






















Szybko coś wcinam na miejscu, bo jestem na czczo i zaraz ruszamy ku Słowacji. Na przejściu granicznym w Ubli spotyka mnie jednak niemiły incydent z Panem celnikiem. Otóż kazał mi on otworzyć przednią sakwę. Aparat, portfel, kamizelka odblaskowa i takie tam. Zobaczył szmatkę, więc odwijam, a tam scyzoryk i gaz pieprzowy, którego nie miałem na szczęście okazji użyć. Widocznie Ukraińcowi się spodobał, bo zabrał mi go, oświadczając, że następnym razem mogę mieć problemy za posiadanie czegoś takiego na terenie jego ojczyzny. No nic, 30 zł poszło się j... , a on pewnie sprzeda to sobie za kilka hrywien i będzie miał na gorzałę :P Pocieszałem się tym, że lepiej iż gaz zabrał mi celnik, niż miałbym go użyć na napastniku...
Wjeżdżamy na Słowację i od razu czuć cywilizację. Droga jak marzenie i to od pierwszych metrów. W pierwszej miejscowości robimy sobie śniadanie. Jemy m.in. kupiony w Perechynie świeżutki, ciemny, ukraiński chleb. Świetna sprawa. Podczas postoju pokropił trochę deszcz, ale zaraz pogoda znowu się unormowała. Ruszyłem pierwszy jako że musiałem odbyć "walne zebranie" w lesie. Po 2 kilometrach jednak mi przeszło i skończyło się na oddaniu moczu i rozebraniu spodenek. Tym samym jechałem przed chłopakami około 20 km. Spotkaliśmy się dopiero w Sninie. Karol z Michałem myśleli, że będąc w krzakach po prostu mnie minęli, ale koniec końców to ja na nich trochę poczekałem na stacji benzynowej. Do Sniny nie jechało się lekko, bo Słowacja powitała nas ciepłą temperaturą i wymagającymi pagórkami. Raz wydawało się że jest płasko, a jechało się jak pod stromą górę. Innym razem z kolei mieliśmy na trasie ponad 3-kilometrowy zjazd :) Karol kupił sobie Kofolę, ja załatwiłem potrzebę i zdecydowaliśmy za namową Michała, że wbijemy do Polski przez miejscowość Cisna. Co prawda szlak miał trochę prowadzić przez szuter, ale było o wiele bliżej niż Medzilaborce.
No to pojechaliśmy. Teraz czekały na nas konkretne Bieszczady. Początkowo zdecydowaliśmy się jechać bardziej stromą, ale i asfaltowaną drogą dookoła pewnego jeziora. Mimo wszystko było spoko, dopóki nie dojechaliśmy do Topoli, gdzie trzeba było odbić na szuter, prowadzący na szczyt. Tam po kilku kilometrach asfalt się skończył i musieliśmy trzymać się cyklościeżki, ale w myśl logiki pojechaliśmy w górę zamiast w dół i dotarliśmy do dziwnego skrzyżowania w lesie. Nikt za cholerę nie wiedział jak jechać dalej. Dopiero po kwadransie jak już zdecydowaliśmy się na jedną z wersji, schodzący z góry, lekko napity drwal? wskazał nam odpowiednią trasę. Trzeba było cofnąć się w dół i stamtąd atakować Przełęcz nad Roztokami Górnymi (801 m.n.p.m.). Tak też zrobiliśmy. Lekko nie było, ale jak już dotarliśmy spoceni w jednej grupie na zieloną granicę z Polską, to nasza Ojczyzna przywitała nas momentalnie ulewą. Nawet nie mogliśmy skorzystać z darmowej kawy na szczycie tylko trzeba było pędzić w dół, ale już asfaltem do Schroniska. Michałowi się nie chciało więc jeszcze chwilę pogadał tam z miłym gościem, ale my z Karolem za 5 minut byliśmy już pod daszkiem. Jadąc do niego miałem łzy w oczach od prędkości, ale przede wszystkim od ostrego deszczu/gradu padającego w oczy i policzki :P
Poczekaliśmy na Michała w Schronisku i mając 100 km na liczniku i spore podjazdy za sobą, rozważaliśmy rozbicie się na polu namiotowym. Problem w tym że gospodarz chciał 20 zł od łebka, więc pognaliśmy w dół do Cisnej. Trzeba było się tylko trochę ubrać, bo deszcz ochłodził atmosferę. W Cisnej gwarno od turystów z racji 3 Maja. Zrobiliśmy szybciutko zakupy i już lecieliśmy dalej, bo zbliżała się kolejna burza. Nie ujechaliśmy daleko, bo za 2 km schowaliśmy się pod daszkiem jednego z gospodarstw agroturystycznych. To było świetne posunięcie, bo burza, która nas dogoniła, okazała się bardzo niebezpieczna. Grzmiało, błyskało i gradem sypało...Na szczęście bardzo miła Pani gospodarz pozwoliła nam, po przejściu opadów, rozbić się za darmo na jej posesji. Polska aura pogodowa znów dała o sobie znać w negatywnym stopniu. Szkoda że to już ostatni nocleg w namiotach. Szybko zleciało...

Piękne krajobrazy od samego rana / by boney© completny

Most na rzece© completny

Ostatnie kilometry na Ukrainie© completny

Przejście graniczne ze Słowacją - tutaj już musi się udać!© completny

Najlepszy chleb ever! ;)© completny

Piękna trasa przez Słowację / by Michał© completny

Słowacja = góry© completny

Michał dzielnie walczy na podjeździe© completny

Słowacja okiem Karola© completny

Wypas / by Michał© completny

Krzyżówka na szlaku© completny

Nikt nie miał pojęcia gdzie jechać :P© completny

Jest ciężko, ale walczymy ;)© completny

Na Przełęcz prowadził szuter / by boney© completny

Ruské Sedlo – 801 m n.p.m. - zielona granica z Polską© completny

Polska przywitała nas deszczem© completny

Trzeba było się ubrać i uważać na zakrętach© completny

Zjazd do Cisnej© completny

Zapchana turystami Cisna© completny

Schowaliśmy się w porę przed gradobiciem© completny

Pokłosie dynamicznej burzy© completny

Ostatni nocleg pod namiotami / by boney© completny
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 109.40 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 06:47 | km/h: | 16.13 | ||
Pr. maks.: | 52.37 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | 1460m | Rower: | Giant |
Komentarze
Fajnie fajnie:) ja też już jechałem przez tą przełęcz i powiem że po stronie słowackiej gorzej się z niej zjeżdża niż podjeżdża;) oczywiście na slickach.
Pozdro! azbest87 - 19:13 wtorek, 28 maja 2013 | linkuj
Pozdro! azbest87 - 19:13 wtorek, 28 maja 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!