Dzień #6 | Stadniki p/Krakowem - Kraków
Środa, 25 lipca 2012
Nastała środa czyli ostatni dzień wyprawki. Obudziłem się o 8 rano. Przez drzwi pokoju docierały do mnie odgłosy Mszy Świętej odbywającej się w Kaplicy. W tym czasie spakowałem się i ogarnąłem pokój. 30 minut później przyszedł do mnie ksiądz i zaraz na stole miałem świeże śniadanie. I znowu taki wypas że nie wiedziałem co jeść najpierw. Po śniadaniu przyszedł czas na pożegnanie. Ksiądz to przecudny człowiek. Na drogę dał mi kanapki, pomidory, nektarynki, garść cukierków i 2 słoiki miodu dla babci, ale i to nie wszystko. Na sam koniec podziękowałem za gościnę temu starszemu Panu i obiecaliśmy sobie że jeszcze się spotkamy robiąc pamiątkowe foto.
Była godzina 9:30, a więc trzeba było ruszyć. Mój tyłek trochę ostatnio doszedł do siebie, a więc na ostatni dzień znów założyłem spodenki z chudą gąbką. Do przejechania miałem wszakże tylko około 80 kilometrów. Pogoda w środę zmieniła się tak jak przypuszczałem. Nadeszły chmury i od samego rana było mżyście. Ale na rower wręcz idealnie. Wiatr nie odgrywał już tego dnia znaczącej roli.
Najpierw dojechałem do Dobczyc. Przejechałem całe miasteczko wielkości Sycowa i z głównej drogi odbiłem na Siepraw, a później na Świątniki Górne i Mogilany. Co tutaj dużo mówić. Jechało się fantastycznie. Te pagórki sprawiały mi tego dnia tyle radości mimo iż praktycznie cały czas leciutko kropiło. A te widoki porannych pagórków pokrytych nisko wiszącymi chmurami - świetna sprawa. Za takie widoki i takie tereny kocham właśnie jeździć po Małopolsce. Ale tylko po trasach lokalnych, bo wojewódzkie i krajowe są zbyt oblegane przez samochody :)
Z miejscowości Mogilany miałem kapitalny zjazd do samej Skawiny. Po drodze było już widać Kraków za mgłą. Szkoda tylko że nawierzchnia nie była zbyt równa, bo nie szło się bezpiecznie rozpędzić. Ale ja też nie szalałem, bo wiem że na mokrej nawierzchni ciężko potem wyhamować.
Przejechałem przez centrum Skawiny i udałem się do Wielkich Dróg 7-8 km dalej w kierunku Oświęcimia. Tam odwiedziłem ciocię oraz Jasia - syna kuzynki. W sumie to fajnie mi się z ciocią pogawędziło i tak zleciały 2 godziny! Na szczęście w między czasie przeszła nad tą miejscowością ulewa i później już nie padało aż do samego Krakowa. Wróciłem się więc do Skawiny i dalej pognałem ulicą Zawiłą w kierunku Borka Fałęckiego czyli pierwszej dużej dzielnicy Krakowa. Tam zjechałem ulicą Zakopiańską na Łagiewniki gdzie odwiedziłem, ale tylko z daleka Sanktuarium. Potem zaciekawiony niesłychanie wyglądem często wymienianego na kolei Dworca PKP KRAKÓW PŁASZÓW podjechałem kanałami zobaczyć to cudo architektoniczne. Oczywiście na miejscu musiałem się rozczarować, bo owy Dworzec oprócz swojego dogodnego położenia w mieście nie może zaoferować nawet toalet w swojej ofercie :P
Tam jednak zjadłem drugie śniadanie, ponieważ zastała mnie ulewa. Wyjadłem wszystkie kanapki i owoce z siatki po czym ruszyłem na krakowski Kazimierz. Piękna to dzielnica. Porobiłem sporo zdjęć. Stamtąd udałem się pod Wawel, przejechałem obok Smoka Wawelskiego i obrałem kierunek Błonia. W Krakowie byłem ostatnio bowiem 2 lata temu z Michałem i wtedy stadion Cracovii nie był jeszcze wyremontowany. Tym razem mogłem już wejść i zobaczyć go od środka. Odznaki jednak nie kupiłem bo mają tam dziadowski sklepik. Następnie ruszyłem na drugą stronę Błoni. Tam bowiem swoją siedzibę ma klub zaprzyjaźniony ze Śląskiem Wrocław, a więc nie kto inny jak Wisła Kraków. Tam mi się podobało o wiele bardziej, tyle że odznaki również nie kupiłem, bo sklepik już zamknięto.
Z ulicy Reymonta udałem się więc na ostatni punkt wycieczki czyli zwiedzanie Starówki. Przejechałem przez Rynek, Sukiennice i Bramę Floriańską. O godzinie 18:40 dotarłem na Dworzec Główny PKP. Okazało się na miejscu że pociąg zwiał mi 40 minut wcześniej i następny TLK mam dopiero o 21:55, więc we Wrocławiu byłbym o 3:18 :/ Nie no super. Na szczęście przy telefonie był obecny VSV83, który wspomógł mnie w poszukiwaniu jakiegoś taniego noclegu na jedną noc w Schronisku. Ostatecznie po konsultacjach z taksówkarzem zajechałem do Schroniska OLEANDRY czyli z powrotem na Błonia. Zarezerwowałem pokój 12-osobowy, w którym miały spać oprócz mnie tylko 2 osoby. Ja natomiast zostawiłem sakwy w pokoju i z racji jeszcze nie tak późnej pory ruszyłem na miasto pod pretekstem wypłacenia kasy z bankomatu oraz zrobienia zakupów.
Zaraz za Błoniami skusił mnie Kopiec Kościuszki. Podjechałem pod to sztuczne Wzgórze, ale okazało się że jest otwarte do 20:30 i to też za kosmiczne kwoty bo bilety były po 9 ulgowy i 11 normalny :P No nic, zrobiłem panoramę z pobliskiego murku na Zachodni Kraków, włączyłem lampki i zacząłem zjeżdżać po wilgotnym asfalcie. Jeden zakręt, drugi i długa prosta. Nawet nie rozpędzając się samoistnie dobiłem do prędkości 58 km/h. Na prostej mogłem sobie na to pozwolić, ale widzę że zaraz jest zakręt w prawo no to spokojnie przystępuję do hamowania przedniego i tylnego koła jednocześnie. Rzut oka na licznik - 42 km/h - i spada. No i nawet nie wiedziałem kiedy, a już leżałem na ziemi. Owy zakręt okazał się zdradliwy bowiem asfalt w tamtym miejscu był najwyraźniej zbyt śliski żeby hamować z tak dużej prędkości. Nagle uślizgnęły mi się równocześnie dwa koła i upadłem na ziemię razem z rowerem. Był to mój pierwszy wypadek z GIANTem. Nie mogłem jednak nic zrobić jak jedynie wstać i się otrzepać. Głowa cała, prawa noga cała, jedynie uderzyłem się w prawe żebra i mocno strzaskałem i starłem sobie prawy łokieć :( Ale dzięki Bogu nic nie złamałem! Muszę też dodać, że akurat wtedy nie wziąłem kasku, jak na złość :/ Obejrzałem jeszcze tylko rower. Podniosłem przednią lampkę i licznik z jezdni. Uszkodzenia roweru to zadrapany bagażnik, przerzutka, pedał i róg - wszystko rzecz jasna w prawej strony. Ponadto przerzutka mi się wygięła, ale na szczęście zaraz wróciła do siebie i nie ma śladu po wypadku. Ja jednak najadłem się stracha, bo to mogło się skończyć o wiele gorzej. A tak "tylko" ręka mi spuchła i ciekła z niej dość mocno krew na początku :| Ale nie było tak źle żebym odpuścił sobie przejażdżkę po nocnym Krakowie :D To miasto wygląda świetnie za dnia, ale w nocy to prezentuje się kapitalnie! Z przykrością muszę powiedzieć że Wrocław normalnie się chowa...
Wróciłem o 22:30 na Błonia, opatrzyłem jeszcze krwawiącą rękę no i poszedłem do pokoju. Potem doszedł jeden Krzysiek z Pionek i jakiś Niemiec z Rostock. Pogadaliśmy do północy i poszliśmy spać. Na drugi dzień wstałem o 5:15 żeby o 5:55 być już w pociągu. Dojechałem w tym dusznym pociągu do Wrocławia i tym samym zakończyłem wyprawkę CAŁO i zdrowo!



































_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
_____________________________________
Była godzina 9:30, a więc trzeba było ruszyć. Mój tyłek trochę ostatnio doszedł do siebie, a więc na ostatni dzień znów założyłem spodenki z chudą gąbką. Do przejechania miałem wszakże tylko około 80 kilometrów. Pogoda w środę zmieniła się tak jak przypuszczałem. Nadeszły chmury i od samego rana było mżyście. Ale na rower wręcz idealnie. Wiatr nie odgrywał już tego dnia znaczącej roli.
Najpierw dojechałem do Dobczyc. Przejechałem całe miasteczko wielkości Sycowa i z głównej drogi odbiłem na Siepraw, a później na Świątniki Górne i Mogilany. Co tutaj dużo mówić. Jechało się fantastycznie. Te pagórki sprawiały mi tego dnia tyle radości mimo iż praktycznie cały czas leciutko kropiło. A te widoki porannych pagórków pokrytych nisko wiszącymi chmurami - świetna sprawa. Za takie widoki i takie tereny kocham właśnie jeździć po Małopolsce. Ale tylko po trasach lokalnych, bo wojewódzkie i krajowe są zbyt oblegane przez samochody :)
Z miejscowości Mogilany miałem kapitalny zjazd do samej Skawiny. Po drodze było już widać Kraków za mgłą. Szkoda tylko że nawierzchnia nie była zbyt równa, bo nie szło się bezpiecznie rozpędzić. Ale ja też nie szalałem, bo wiem że na mokrej nawierzchni ciężko potem wyhamować.
Przejechałem przez centrum Skawiny i udałem się do Wielkich Dróg 7-8 km dalej w kierunku Oświęcimia. Tam odwiedziłem ciocię oraz Jasia - syna kuzynki. W sumie to fajnie mi się z ciocią pogawędziło i tak zleciały 2 godziny! Na szczęście w między czasie przeszła nad tą miejscowością ulewa i później już nie padało aż do samego Krakowa. Wróciłem się więc do Skawiny i dalej pognałem ulicą Zawiłą w kierunku Borka Fałęckiego czyli pierwszej dużej dzielnicy Krakowa. Tam zjechałem ulicą Zakopiańską na Łagiewniki gdzie odwiedziłem, ale tylko z daleka Sanktuarium. Potem zaciekawiony niesłychanie wyglądem często wymienianego na kolei Dworca PKP KRAKÓW PŁASZÓW podjechałem kanałami zobaczyć to cudo architektoniczne. Oczywiście na miejscu musiałem się rozczarować, bo owy Dworzec oprócz swojego dogodnego położenia w mieście nie może zaoferować nawet toalet w swojej ofercie :P
Tam jednak zjadłem drugie śniadanie, ponieważ zastała mnie ulewa. Wyjadłem wszystkie kanapki i owoce z siatki po czym ruszyłem na krakowski Kazimierz. Piękna to dzielnica. Porobiłem sporo zdjęć. Stamtąd udałem się pod Wawel, przejechałem obok Smoka Wawelskiego i obrałem kierunek Błonia. W Krakowie byłem ostatnio bowiem 2 lata temu z Michałem i wtedy stadion Cracovii nie był jeszcze wyremontowany. Tym razem mogłem już wejść i zobaczyć go od środka. Odznaki jednak nie kupiłem bo mają tam dziadowski sklepik. Następnie ruszyłem na drugą stronę Błoni. Tam bowiem swoją siedzibę ma klub zaprzyjaźniony ze Śląskiem Wrocław, a więc nie kto inny jak Wisła Kraków. Tam mi się podobało o wiele bardziej, tyle że odznaki również nie kupiłem, bo sklepik już zamknięto.
Z ulicy Reymonta udałem się więc na ostatni punkt wycieczki czyli zwiedzanie Starówki. Przejechałem przez Rynek, Sukiennice i Bramę Floriańską. O godzinie 18:40 dotarłem na Dworzec Główny PKP. Okazało się na miejscu że pociąg zwiał mi 40 minut wcześniej i następny TLK mam dopiero o 21:55, więc we Wrocławiu byłbym o 3:18 :/ Nie no super. Na szczęście przy telefonie był obecny VSV83, który wspomógł mnie w poszukiwaniu jakiegoś taniego noclegu na jedną noc w Schronisku. Ostatecznie po konsultacjach z taksówkarzem zajechałem do Schroniska OLEANDRY czyli z powrotem na Błonia. Zarezerwowałem pokój 12-osobowy, w którym miały spać oprócz mnie tylko 2 osoby. Ja natomiast zostawiłem sakwy w pokoju i z racji jeszcze nie tak późnej pory ruszyłem na miasto pod pretekstem wypłacenia kasy z bankomatu oraz zrobienia zakupów.
Zaraz za Błoniami skusił mnie Kopiec Kościuszki. Podjechałem pod to sztuczne Wzgórze, ale okazało się że jest otwarte do 20:30 i to też za kosmiczne kwoty bo bilety były po 9 ulgowy i 11 normalny :P No nic, zrobiłem panoramę z pobliskiego murku na Zachodni Kraków, włączyłem lampki i zacząłem zjeżdżać po wilgotnym asfalcie. Jeden zakręt, drugi i długa prosta. Nawet nie rozpędzając się samoistnie dobiłem do prędkości 58 km/h. Na prostej mogłem sobie na to pozwolić, ale widzę że zaraz jest zakręt w prawo no to spokojnie przystępuję do hamowania przedniego i tylnego koła jednocześnie. Rzut oka na licznik - 42 km/h - i spada. No i nawet nie wiedziałem kiedy, a już leżałem na ziemi. Owy zakręt okazał się zdradliwy bowiem asfalt w tamtym miejscu był najwyraźniej zbyt śliski żeby hamować z tak dużej prędkości. Nagle uślizgnęły mi się równocześnie dwa koła i upadłem na ziemię razem z rowerem. Był to mój pierwszy wypadek z GIANTem. Nie mogłem jednak nic zrobić jak jedynie wstać i się otrzepać. Głowa cała, prawa noga cała, jedynie uderzyłem się w prawe żebra i mocno strzaskałem i starłem sobie prawy łokieć :( Ale dzięki Bogu nic nie złamałem! Muszę też dodać, że akurat wtedy nie wziąłem kasku, jak na złość :/ Obejrzałem jeszcze tylko rower. Podniosłem przednią lampkę i licznik z jezdni. Uszkodzenia roweru to zadrapany bagażnik, przerzutka, pedał i róg - wszystko rzecz jasna w prawej strony. Ponadto przerzutka mi się wygięła, ale na szczęście zaraz wróciła do siebie i nie ma śladu po wypadku. Ja jednak najadłem się stracha, bo to mogło się skończyć o wiele gorzej. A tak "tylko" ręka mi spuchła i ciekła z niej dość mocno krew na początku :| Ale nie było tak źle żebym odpuścił sobie przejażdżkę po nocnym Krakowie :D To miasto wygląda świetnie za dnia, ale w nocy to prezentuje się kapitalnie! Z przykrością muszę powiedzieć że Wrocław normalnie się chowa...
Wróciłem o 22:30 na Błonia, opatrzyłem jeszcze krwawiącą rękę no i poszedłem do pokoju. Potem doszedł jeden Krzysiek z Pionek i jakiś Niemiec z Rostock. Pogadaliśmy do północy i poszliśmy spać. Na drugi dzień wstałem o 5:15 żeby o 5:55 być już w pociągu. Dojechałem w tym dusznym pociągu do Wrocławia i tym samym zakończyłem wyprawkę CAŁO i zdrowo!

Pamiątkowe zdjęcie z zaprzyjaźnionym księdzem© pape93

20 'C - mżawka - od początku niezłe pagórki !© pape93

Do Krakowa już rzut kamieniem...© pape93

Właśnie za takie górki kocham Małopolskę© pape93

Elektrownia Skawina© pape93

Kraków - Sanktuarium Łagiewniki© pape93

PKP Kraków Bonarka© pape93

PKP Kraków Płaszów - zaspokoiłem ciekawość© pape93

Piękny kościół z dala od centrum...© pape93

Korona w Krakowie© pape93

Dzielnica Kazimierz© pape93

Piękny Hotel Royal© pape93

Smok pod-Wawelski© pape93

Kraków - 4. i ostatni cel wyprawki osiągnięty© pape93

Stadion Cracovii Kraków© pape93

Nawet całkiem, całkiem...© pape93

Ale każdy to powie...© pape93

...Wisełka rządzi w Krakowie !© pape93

Wieża Ratuszowa© pape93

Kościół Mariacki© pape93

A co ty mi tu zdjęcie będziesz robił .. ?© pape93

Bardzo gustowna fontanna...© pape93

Niesamowity ścisk w Sukiennicach© pape93

Brama Floriańska© pape93

Prawie jak w Wiedniu© pape93

Galeria Krakowska© pape93

PKP Kraków Główny© pape93

Schronisko Młodzieżowe OLEANDRY© pape93

Panorama z pod Kopca Kościuszki© pape93

Pierwszy wypadek GIANTa© pape93

Miejsce wywrotki - śliski zakręt pod Kopcem Kościuszki© pape93

Nocą ludzi na Rynku także nie brakowało...© pape93

Klimatyczna fontanna...© pape93

Kraków nocą jest kapitalny !© pape93

Ręka musi teraz solidnie odpocząć :)© pape93
_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
_____________________________________
_____________________________________
Dane wycieczki:
Km: | 97.83 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 18.06 | ||
Pr. maks.: | 58.22 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | 650m | Rower: | Giant |
Komentarze
W Krakowie znane miejsca, nawet stacja Płaszów :) szkoda ręki, ale cóż takie wypadki wpisane są w jazdę rowerem, tym bardziej, że już po tylu dniach jazdy można być zmęczonym..
Gratuluję wyprawy :))))) uluru - 08:16 środa, 1 sierpnia 2012 | linkuj
Gratuluję wyprawy :))))) uluru - 08:16 środa, 1 sierpnia 2012 | linkuj
Na tym zjeździe asfalt nie jest pierwszej klasy i trzeba bardzo uważać :D A za zakrętem nie jest wcale lepiej ;]
forti - 21:16 piątek, 27 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!