Dzień #5 | Rzeszów - Stadniki p/Krakowem
Wtorek, 24 lipca 2012
Wczoraj poszedłem spać o 23:00 po tym jak wróciłem z nocnej wycieczki po Rzeszowie. Rano nastawiłem sobie budzik na 6:00 i wstałem bez problemu, bo wiedziałem że wtorek będzie dniem nadrabiania zaległości. O godzinie 6:30 zacząłem kręcić przez Rzeszów.
Już po kilku kilometrach zauważyłem, że dzisiaj znowu mogę mieć z wiatrem! Ależ świetne warunki po raz kolejny. Śniadania nie jadłem i jechałem cały czas na czczo. Niestety było coś co mnie martwiło od samego początku. Stuki w przednim kole stawały się coraz częstsze i mocniejsze. Bałem się trochę, bo mogłem się tylko domyślać o co chodzi. Nie mniej jednak do Dębicy czyli 42 km jechałem bez przerwy. Krajowa "4" nie była taka straszna i mimo 20 cm pobocza jakoś się nawet przyjemnie jechało. I cały czas góra, dół, góra, dół. Tak pofałdowanym terenem jeszcze nie jechałem. To jednak miało swoją zaletę, bo gdy już zjeżdżałem z górki to siłą rozpędu wjeżdżałem na kolejną, nie męcząc się przy tym tak mocno. Na końcu miejscowości Ropczyce ujrzałem fajny zjazd. W sumie widywałem już lepsze górki na których można pokusić się o prędkość maksymalną, ale jak już miałem 48 km/h na prostej, a zjazd był nie tyle stromy co długi to przycisnąłem ile sił w nogach myśląc o pokonaniu rekordu prędkości z wyjazdu na Wschód Polski czyli 65 km/h. Po jakimś czasie, gdy już mostek latał mi od prawej do lewej strony, a rower gibał się niemiłosiernie, na liczniku ujrzałem to upragnione 7 z przodu ! Od dzisiaj moja rekordowa prędkość to 70,64 km/h ! Od razu zrobiło mi się weselej :) W Dębicy ujrzawszy jednak Serwis Rowerowy natychmiast przystanąłem. Była jednak dopiero 8:34, a otwierano o 9. Zjadłem w tym czasie śniadanie. O 8:55 bardzo konkretny gościu wziął mojego GIANTa w obroty. Jego diagnoza sprawdziła się w 100 %. Do piasty dostała się woda i efekcie zmieszania się ze smarem przednie koło strzelało podczas jazdy niczym przy łamaniu szprych. W dużej chmury mały deszcz jak to mówią. Przejechałem przez centrum Dębicy, ale nie podobało mi się to miasto. Wróciłem więc na krajową czwórkę i popędziłem na Pilzno.
Tam zjechałem do centrum miasta i poruszyłem tamtejszy Urząd Gminy :D Wypytywałem u ulicę Wielopolską przy której rzekomo mieszka mój kolega z dawnych lat. Z tego wszystkiego chyba sam doszedłem do wniosku że Łukasz mieszkał w Dębicy, a nie w Pilznie. Ale oczywiście już się nie wracałem na Wschód ;)
Ponownie wróciłem na drogę główną i po 20 km dojechałem na przedmieścia Tarnowa. Z początku moim oczom ukazały się same blokowiska i głęboko zacząłem się zastanawiać z której strony to miasto jest ładne? Było nieciekawie, ale jak wjechałem na Stare Miasto to od razu ujrzałem piękne uliczki, kościoły, Rynek...Zjadłem dużego loda z automatu za jedyne 2,9 PLN oraz wsunąłem co nieco zapasów na ławce.
Później kupiłem sobie jeszcze pysznego gofra i reprezentacyjną ulicą Krakowską zjechałem w dół. Tam odnalazłem PKP Tarnów, który prezentuje się kapitalnie. Trudno się jednak temu dziwić gdyż niedawno przeszedł gruntowny remont. Ostatnim punktem zaczepnym w Tarnowie był stadion klubu żużlowego Unii Tarnów, z racji tego że o żadnym klubie piłkarskim nie słyszałem :P Musiałem zboczyć do dzielnicy Mościce. Tam też obok stadionu ujrzałem piękny, ale stary i opuszczony Dworzec. Perełka PRLu. Tak jak wybudowali, tak zostawili. Wróciłem do szosy głównej i wydostałem się z miasta. Zrobiło się na tyle gorąco że postanowiłem rozebrać koszulkę. Słońce piekło bowiem niesamowicie.
Dojechałem do miejscowości Wojnicz i tam zjechałem na drogę wojewódzką 980. Początkowo jechałem wzdłuż Dunajca, ale i w górę toteż siły ze mnie uciekały. Upał robił się nieznośny, a w dodatku cały czas "parskały" za mną TIRy. Jak ja tego nienawidzę! W miejscowości Olszyny odpocząłem 30 minut na przystanku. Zjadłem 3 batony musli, a po chwili skasowałem jeszcze puszkę coli w pobliskim sklepie. Później dobiłem do krajowej 75 w Jurkowie. Tam też mała przerwa i dalej to już na Lipnicę Murowaną. Teren był coraz bardziej wymagający, a pogoda była ultra-lipcowa. Dotarłem jednak do Lipnicy Murowanej. Jechałem tam tylko dlatego że Michał polecił mi to miejsce, a w dodatku miejscowość ta była zaznaczona na mapie jako godna odwiedzenia. Okazało się że na miejscu jest drewniany kościół św.Leonarda z XV wieku. No nie powiem, było warto zboczyć z trasy żeby to obejrzeć. Potem pokonałem spory podjazd, a właściwie podjazdy żeby dotrzeć do Nowego Wiśnicza czyli drugiej miejscowości polecanej przez Brata i mapę. Tam zrobiłem tylko zdjęcie zamku, ale z daleka.
Z Nowego Wiśnicza musiałem kierować się już na Stadniki, gdzie miałem nocować u znajomego księdza. Najpierw musiałem pokonać pofałdowany odcinek do Nieznanowic lokalnymi ścieżkami. Fajnie się tamtędy jechało, nawet bardzo, choć podjazdów nie brakowało. Później skręciłem w lewo na Gdów, a za Gdowem już prosto na Stadniki. Jeszcze 7 km dzieliło mnie od noclegu. 3 km przed klasztorem okazało się że jest remont drogi i robotnicy dopiero co wyłożyli świeżą masę bitumiczną. Przeprowadziłem rower poboczem, ale później olałem to i jechałem po tej lepkiej jeszcze nawierzchni.
I dojechałem wreszcie pod Seminarium! Pierwszy i ostatni raz byłem tam z rodzicami i babcią w 2000 roku czyli przeszło 12 lat temu! Jakie to wspaniałe uczucie przywoływać sobie w pamięci takie widoki z przeszłości. Jednak trochę się tam pozmieniało, bo vis a vis gmina wybudowała szkołę. Aleja prowadząca do Seminarium już nie była tak potężna i długa jak ta widziana oczami 7-latka. Po małym zamieszaniu wyszedł do mnie zaprzyjaźniony ksiądz i raz, dwa mnie ugościł w tym samym pokoju co przyjmował nas 12 lat temu. Dostałem świeżą pościel, pokój z łazienką, pyszną kolację, 2,5 litra pepsi i 7up, borówki amerykańskie oraz jabłka i pełno cukierków. Po tych 5 dniach byłem głodny i nie wiedziałem co jeść najpierw. Zjadłem jednak kolację jak człowiek, wykąpałem się i poszliśmy z księdzem na mały spacer. Poprzypominałem sobie kilka miejsc - to wspaniałe. Po rozmowie starszy już Pan odprowadził mnie do pokoju życząc miłej nocy.
Dzień 5 był bardzo udanym dniem. Szczerze mówiąc to nie wiem czy nie był to najlepszy dzień podczas tej wyprawki. 180 km zrobiłem dość gładko, bez większych problemów. Pogoda znowu dopisała. Co prawda zrobił się upał, ale za to wiatr znowu powiewał mi w plecy. Ponadto odwiedziłem księdza, który przyjął mnie bardzo ciepło. Udało się także pobić swój własny rekord prędkości. Tego dnia miałem 70 potem jeszcze 69 i 65 km/h na liczniku. Nic tylko zamknąć oczy i usnąć o 22 w pełni zadowolony :)



























_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________
Już po kilku kilometrach zauważyłem, że dzisiaj znowu mogę mieć z wiatrem! Ależ świetne warunki po raz kolejny. Śniadania nie jadłem i jechałem cały czas na czczo. Niestety było coś co mnie martwiło od samego początku. Stuki w przednim kole stawały się coraz częstsze i mocniejsze. Bałem się trochę, bo mogłem się tylko domyślać o co chodzi. Nie mniej jednak do Dębicy czyli 42 km jechałem bez przerwy. Krajowa "4" nie była taka straszna i mimo 20 cm pobocza jakoś się nawet przyjemnie jechało. I cały czas góra, dół, góra, dół. Tak pofałdowanym terenem jeszcze nie jechałem. To jednak miało swoją zaletę, bo gdy już zjeżdżałem z górki to siłą rozpędu wjeżdżałem na kolejną, nie męcząc się przy tym tak mocno. Na końcu miejscowości Ropczyce ujrzałem fajny zjazd. W sumie widywałem już lepsze górki na których można pokusić się o prędkość maksymalną, ale jak już miałem 48 km/h na prostej, a zjazd był nie tyle stromy co długi to przycisnąłem ile sił w nogach myśląc o pokonaniu rekordu prędkości z wyjazdu na Wschód Polski czyli 65 km/h. Po jakimś czasie, gdy już mostek latał mi od prawej do lewej strony, a rower gibał się niemiłosiernie, na liczniku ujrzałem to upragnione 7 z przodu ! Od dzisiaj moja rekordowa prędkość to 70,64 km/h ! Od razu zrobiło mi się weselej :) W Dębicy ujrzawszy jednak Serwis Rowerowy natychmiast przystanąłem. Była jednak dopiero 8:34, a otwierano o 9. Zjadłem w tym czasie śniadanie. O 8:55 bardzo konkretny gościu wziął mojego GIANTa w obroty. Jego diagnoza sprawdziła się w 100 %. Do piasty dostała się woda i efekcie zmieszania się ze smarem przednie koło strzelało podczas jazdy niczym przy łamaniu szprych. W dużej chmury mały deszcz jak to mówią. Przejechałem przez centrum Dębicy, ale nie podobało mi się to miasto. Wróciłem więc na krajową czwórkę i popędziłem na Pilzno.
Tam zjechałem do centrum miasta i poruszyłem tamtejszy Urząd Gminy :D Wypytywałem u ulicę Wielopolską przy której rzekomo mieszka mój kolega z dawnych lat. Z tego wszystkiego chyba sam doszedłem do wniosku że Łukasz mieszkał w Dębicy, a nie w Pilznie. Ale oczywiście już się nie wracałem na Wschód ;)
Ponownie wróciłem na drogę główną i po 20 km dojechałem na przedmieścia Tarnowa. Z początku moim oczom ukazały się same blokowiska i głęboko zacząłem się zastanawiać z której strony to miasto jest ładne? Było nieciekawie, ale jak wjechałem na Stare Miasto to od razu ujrzałem piękne uliczki, kościoły, Rynek...Zjadłem dużego loda z automatu za jedyne 2,9 PLN oraz wsunąłem co nieco zapasów na ławce.
Później kupiłem sobie jeszcze pysznego gofra i reprezentacyjną ulicą Krakowską zjechałem w dół. Tam odnalazłem PKP Tarnów, który prezentuje się kapitalnie. Trudno się jednak temu dziwić gdyż niedawno przeszedł gruntowny remont. Ostatnim punktem zaczepnym w Tarnowie był stadion klubu żużlowego Unii Tarnów, z racji tego że o żadnym klubie piłkarskim nie słyszałem :P Musiałem zboczyć do dzielnicy Mościce. Tam też obok stadionu ujrzałem piękny, ale stary i opuszczony Dworzec. Perełka PRLu. Tak jak wybudowali, tak zostawili. Wróciłem do szosy głównej i wydostałem się z miasta. Zrobiło się na tyle gorąco że postanowiłem rozebrać koszulkę. Słońce piekło bowiem niesamowicie.
Dojechałem do miejscowości Wojnicz i tam zjechałem na drogę wojewódzką 980. Początkowo jechałem wzdłuż Dunajca, ale i w górę toteż siły ze mnie uciekały. Upał robił się nieznośny, a w dodatku cały czas "parskały" za mną TIRy. Jak ja tego nienawidzę! W miejscowości Olszyny odpocząłem 30 minut na przystanku. Zjadłem 3 batony musli, a po chwili skasowałem jeszcze puszkę coli w pobliskim sklepie. Później dobiłem do krajowej 75 w Jurkowie. Tam też mała przerwa i dalej to już na Lipnicę Murowaną. Teren był coraz bardziej wymagający, a pogoda była ultra-lipcowa. Dotarłem jednak do Lipnicy Murowanej. Jechałem tam tylko dlatego że Michał polecił mi to miejsce, a w dodatku miejscowość ta była zaznaczona na mapie jako godna odwiedzenia. Okazało się że na miejscu jest drewniany kościół św.Leonarda z XV wieku. No nie powiem, było warto zboczyć z trasy żeby to obejrzeć. Potem pokonałem spory podjazd, a właściwie podjazdy żeby dotrzeć do Nowego Wiśnicza czyli drugiej miejscowości polecanej przez Brata i mapę. Tam zrobiłem tylko zdjęcie zamku, ale z daleka.
Z Nowego Wiśnicza musiałem kierować się już na Stadniki, gdzie miałem nocować u znajomego księdza. Najpierw musiałem pokonać pofałdowany odcinek do Nieznanowic lokalnymi ścieżkami. Fajnie się tamtędy jechało, nawet bardzo, choć podjazdów nie brakowało. Później skręciłem w lewo na Gdów, a za Gdowem już prosto na Stadniki. Jeszcze 7 km dzieliło mnie od noclegu. 3 km przed klasztorem okazało się że jest remont drogi i robotnicy dopiero co wyłożyli świeżą masę bitumiczną. Przeprowadziłem rower poboczem, ale później olałem to i jechałem po tej lepkiej jeszcze nawierzchni.
I dojechałem wreszcie pod Seminarium! Pierwszy i ostatni raz byłem tam z rodzicami i babcią w 2000 roku czyli przeszło 12 lat temu! Jakie to wspaniałe uczucie przywoływać sobie w pamięci takie widoki z przeszłości. Jednak trochę się tam pozmieniało, bo vis a vis gmina wybudowała szkołę. Aleja prowadząca do Seminarium już nie była tak potężna i długa jak ta widziana oczami 7-latka. Po małym zamieszaniu wyszedł do mnie zaprzyjaźniony ksiądz i raz, dwa mnie ugościł w tym samym pokoju co przyjmował nas 12 lat temu. Dostałem świeżą pościel, pokój z łazienką, pyszną kolację, 2,5 litra pepsi i 7up, borówki amerykańskie oraz jabłka i pełno cukierków. Po tych 5 dniach byłem głodny i nie wiedziałem co jeść najpierw. Zjadłem jednak kolację jak człowiek, wykąpałem się i poszliśmy z księdzem na mały spacer. Poprzypominałem sobie kilka miejsc - to wspaniałe. Po rozmowie starszy już Pan odprowadził mnie do pokoju życząc miłej nocy.
Dzień 5 był bardzo udanym dniem. Szczerze mówiąc to nie wiem czy nie był to najlepszy dzień podczas tej wyprawki. 180 km zrobiłem dość gładko, bez większych problemów. Pogoda znowu dopisała. Co prawda zrobił się upał, ale za to wiatr znowu powiewał mi w plecy. Ponadto odwiedziłem księdza, który przyjął mnie bardzo ciepło. Udało się także pobić swój własny rekord prędkości. Tego dnia miałem 70 potem jeszcze 69 i 65 km/h na liczniku. Nic tylko zamknąć oczy i usnąć o 22 w pełni zadowolony :)

Start spod Schroniska o 6:30© pape93

Prosto na Kraków i to z wiatrem !© pape93

Rynek w Dębicy© pape93

Droga z Rzeszowa na Kraków była niezwykle pofałdowana...© pape93

Pilzno© pape93

A to już w Tarnowie© pape93

Pomnik w Tarnowie© pape93

20 minut przerwy na Rynku© pape93

Ciekawski maluch :)© pape93

Katedra tarnowska© pape93

Pamiątkowe foto na Rynku© pape93

Wyremontowana ulica Krakowska© pape93

Kościół Świętej Rodziny© pape93

Cudowny Dworzec Kolejowy w Tarnowie© pape93

I równie kapitalne PKP Tarnów Mościce ;)© pape93

W środku normalnie antyk...© pape93

Stadion był tuż obok© pape93

Klub żużlowy Unia Tarnów© pape93

Upał sięga granic, ale jechać trzeba...© pape93

Lipnica Murowana - kościół z XV wieku© pape93

Kościół ten został wpisany na listę zabytków UNESCO© pape93

Panorama Lipnicy Murowanej© pape93

Nowy Wiśnicz - kościół© pape93

Zamek w Nowym Wiśniczu© pape93

To już nie przelewki...© pape93

Wyższe Seminarium Misyjne Księży Sercanów - Stadniki© pape93

Kolacja w stylu - Stoliczku nakryj się ;)© pape93
_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________
Dane wycieczki:
Km: | 179.21 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:22 | km/h: | 21.42 | ||
Pr. maks.: | 70.64 | Temperatura: | 31.0 | Podjazdy: | 930m | Rower: | Giant |
Komentarze
widzę że niedaleko mnie kolega przejeżdżał ;). PKP w Tarnowie rzeczywiście fajnie odnowiony, mam przyjemność jeździć na uczelnie do Tarnowa i korzystać z dworca ;)
piotrkol - 16:52 poniedziałek, 31 grudnia 2012 | linkuj
Tarnów to ładne miasto, chociaż kilka bloków w centrum psuje trochę wizerunek. Miałem okazję tam być, niestety nie rowerem :)
Olaf gdynia94 - 12:25 poniedziałek, 30 lipca 2012 | linkuj
Olaf gdynia94 - 12:25 poniedziałek, 30 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!