CZECHY 2010 - DZIEŃ #6
Piątek, 13 stycznia 2012
DZIEŃ 6: 24.07.2010 (SB)
Wstaliśmy przed 8 rano. Poszliśmy się wykąpać i ulotniliśmy się od obecności w jednym domu dziwnych kolesi :P Było bardzo wietrznie, ale raczej mieliśmy wiatr w plecy. Nawet gdyby był w twarz to nie byłoby dramatu, bo do samego Krakowa mieliśmy praktycznie z górki. Jechało się dość szybko. Po lewej stronie mieliśmy fajną panoramę. Po kilkudziesięciu kilometrach dostrzegliśmy Skawinę i jej kominy. Potem przebrnęliśmy przez Tyniec oraz A4, aby dostać się na drogę już w samym Krakowie prowadzącą wzdłuż Wisły. Tak też dojechaliśmy do Centrum. Najpierw podjechaliśmy pod Wawel. Tam w jakimś barze mlecznym zjedliśmy przyspieszony obiad czy nawet jeszcze śniadanie. Potem wjechaliśmy na Rynek i powoli w kierunku Dworca Głównego PKP. Obok była "piękna" Galeria Krakowska. Następnie spytawszy się o drogę, dotarliśmy pod Stadion Wisły. Nie wpuścili nas na plac budowy, ale kupiłem Marcinowi kubek :) Po drugiej stronie Błoni był stadion Cracovii również jeszcze w budowie. Potem wróciliśmy do centrum i jeden Pan nas zaczepił. Polecił nam jechać nad Jezioro Zakrzówek. Mówił, że Spielberg się w tamtym miejscu zakochał, a i my nie ukrywaliśmy zachwytu dojechawszy tam ;) Piękne miejsce, fajnie położone. Aż się dziwiłem, że nigdy o tym nie słyszałem wcześniej. Następnie zrobiliśmy małe zakupy w Kauflandzie i Kurcze Pieczone, aby dojechać potem na Nową Hutę. Michał bardzo chciał zobaczyć tą dzielnicę Krakowa. Rzeczywiście było tam jakoś inaczej. Zupełnie inne miasto. Klimat był skrajnie wschodni, a czułem się tam jak w jakiejś Moskwie :) Stamtąd pojechaliśmy do jakiegoś Parku, mijaliśmy Wandę, aby w deszczu schować się w jakimś centrum handlowym. Zrobiliśmy zapasy z racji soboty. W końcu przed nami została jeszcze cała Jura do przejechania, a jutro niedziela. Po tym wszystkim popedałowaliśmy do Ojcowa. Dolina Prądnika z punktu widzenia rowerzysty jest bardzo ładna. Urocze ścieżki prowadzące wzdłuż rzeki oraz wystające co rusz ostańce wapienne. Minęliśmy Pieskową Skałę oraz Maczugę Herkulesa i powoli trzeba było szukać noclegu. Wyszło na to że dojechaliśmy do ogromnie długiej wioski Sułoszowa. Widzieliśmy, że naprzeciw nas idzie burza, bo się mocno ściemniło i widać było pioruny. Schowaliśmy się na jakiejś działeczce, gdzie ludzie pichcili coś na grillu, ale właściciel okazał się nieludzki i kazał nam szukać gdzie indziej schronienia. Doczłapaliśmy się do centrum wioski. Wiatr był mocny, ale o dziwo nie padało. Wioska Sułoszowa jest podzielona na III części z racji długości 9 km! Dojechaliśmy pod Urząd Gminy i tam przeczekaliśmy pod wiatą. Namiotu nie mogliśmy rozbić, bo były kamery i ludzie widzieliby. Deszcz za nic nie chciał spaść, ale wiało ciągle mocno. W końcu coś zjedliśmy i postanowiliśmy na tyłach Urzędu mimo wszystko się rozbić. Była godzina 23:30 chyba. Spaliśmy, a drzewo które rosło 20 m dalej bardzo mocno skrzypiało. Najważniejsze żeby nie było deszczu - myśleliśmy sobie. Namiot bowiem nie dość że był okrutnie mały, to jeszcze bez tropiku. Najgorsze było jednak w nocy tak o 1:30. Jakiś samochód zajechał na tył Urzędu ! Obudziliśmy się. Słyszałem głosy 3 a może 4 osób w wieku 20 kilka lat :/ Sami chłopacy. Byłem posrany jak nigdy dotąd. Byłem pewien że coś będą od nas chcieli no bo po co zajechali na tył Urzędu w środku nocy? Okazało się że jeden z nich który prowadził miał nie pić, ale wypił i jechał po pijaku co groziło mandatem. W dodatku chyba auto szwankowało. Gadali bardzo nerwowo. Jeden powiedział do drugiego: "Jak byś był na moim miejscu to byś się chyba zesrał!" Zaśmialiśmy się z Michałem :D Z tego co zrozumiałem to wracali z dyskoteki i mieli wracać do Krakowa. Tylko czekałem aż podejdą po coś pod namiot :/ O dziwo okazało się że to był tylko zbieg okoliczności i owi "królowie parkietu" przez przypadek zajechali w to samo miejsce gdzie spaliśmy tej nocy i nawet nas nie zauważyli! :D My się za to mieliśmy z czego śmiać na drugi dzień, ale w nocy napędzili nam niezłego stracha :/ :D
POGODA - 19-25'C, wiatr(8) z różnych stron, dynamiczna pogoda, zachmurzenie 65 %.
TRASA - KALWARIA ZEBRZYDOWSKA -> SKAWINA -> TYNIEC -> KRAKÓW -> OJCÓW -> SUŁOSZOWA II
ODO 117,65 km // TIME 8:13 h // AVS 14,32 km/h // MAX 59,30 km/h







_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________
Wstaliśmy przed 8 rano. Poszliśmy się wykąpać i ulotniliśmy się od obecności w jednym domu dziwnych kolesi :P Było bardzo wietrznie, ale raczej mieliśmy wiatr w plecy. Nawet gdyby był w twarz to nie byłoby dramatu, bo do samego Krakowa mieliśmy praktycznie z górki. Jechało się dość szybko. Po lewej stronie mieliśmy fajną panoramę. Po kilkudziesięciu kilometrach dostrzegliśmy Skawinę i jej kominy. Potem przebrnęliśmy przez Tyniec oraz A4, aby dostać się na drogę już w samym Krakowie prowadzącą wzdłuż Wisły. Tak też dojechaliśmy do Centrum. Najpierw podjechaliśmy pod Wawel. Tam w jakimś barze mlecznym zjedliśmy przyspieszony obiad czy nawet jeszcze śniadanie. Potem wjechaliśmy na Rynek i powoli w kierunku Dworca Głównego PKP. Obok była "piękna" Galeria Krakowska. Następnie spytawszy się o drogę, dotarliśmy pod Stadion Wisły. Nie wpuścili nas na plac budowy, ale kupiłem Marcinowi kubek :) Po drugiej stronie Błoni był stadion Cracovii również jeszcze w budowie. Potem wróciliśmy do centrum i jeden Pan nas zaczepił. Polecił nam jechać nad Jezioro Zakrzówek. Mówił, że Spielberg się w tamtym miejscu zakochał, a i my nie ukrywaliśmy zachwytu dojechawszy tam ;) Piękne miejsce, fajnie położone. Aż się dziwiłem, że nigdy o tym nie słyszałem wcześniej. Następnie zrobiliśmy małe zakupy w Kauflandzie i Kurcze Pieczone, aby dojechać potem na Nową Hutę. Michał bardzo chciał zobaczyć tą dzielnicę Krakowa. Rzeczywiście było tam jakoś inaczej. Zupełnie inne miasto. Klimat był skrajnie wschodni, a czułem się tam jak w jakiejś Moskwie :) Stamtąd pojechaliśmy do jakiegoś Parku, mijaliśmy Wandę, aby w deszczu schować się w jakimś centrum handlowym. Zrobiliśmy zapasy z racji soboty. W końcu przed nami została jeszcze cała Jura do przejechania, a jutro niedziela. Po tym wszystkim popedałowaliśmy do Ojcowa. Dolina Prądnika z punktu widzenia rowerzysty jest bardzo ładna. Urocze ścieżki prowadzące wzdłuż rzeki oraz wystające co rusz ostańce wapienne. Minęliśmy Pieskową Skałę oraz Maczugę Herkulesa i powoli trzeba było szukać noclegu. Wyszło na to że dojechaliśmy do ogromnie długiej wioski Sułoszowa. Widzieliśmy, że naprzeciw nas idzie burza, bo się mocno ściemniło i widać było pioruny. Schowaliśmy się na jakiejś działeczce, gdzie ludzie pichcili coś na grillu, ale właściciel okazał się nieludzki i kazał nam szukać gdzie indziej schronienia. Doczłapaliśmy się do centrum wioski. Wiatr był mocny, ale o dziwo nie padało. Wioska Sułoszowa jest podzielona na III części z racji długości 9 km! Dojechaliśmy pod Urząd Gminy i tam przeczekaliśmy pod wiatą. Namiotu nie mogliśmy rozbić, bo były kamery i ludzie widzieliby. Deszcz za nic nie chciał spaść, ale wiało ciągle mocno. W końcu coś zjedliśmy i postanowiliśmy na tyłach Urzędu mimo wszystko się rozbić. Była godzina 23:30 chyba. Spaliśmy, a drzewo które rosło 20 m dalej bardzo mocno skrzypiało. Najważniejsze żeby nie było deszczu - myśleliśmy sobie. Namiot bowiem nie dość że był okrutnie mały, to jeszcze bez tropiku. Najgorsze było jednak w nocy tak o 1:30. Jakiś samochód zajechał na tył Urzędu ! Obudziliśmy się. Słyszałem głosy 3 a może 4 osób w wieku 20 kilka lat :/ Sami chłopacy. Byłem posrany jak nigdy dotąd. Byłem pewien że coś będą od nas chcieli no bo po co zajechali na tył Urzędu w środku nocy? Okazało się że jeden z nich który prowadził miał nie pić, ale wypił i jechał po pijaku co groziło mandatem. W dodatku chyba auto szwankowało. Gadali bardzo nerwowo. Jeden powiedział do drugiego: "Jak byś był na moim miejscu to byś się chyba zesrał!" Zaśmialiśmy się z Michałem :D Z tego co zrozumiałem to wracali z dyskoteki i mieli wracać do Krakowa. Tylko czekałem aż podejdą po coś pod namiot :/ O dziwo okazało się że to był tylko zbieg okoliczności i owi "królowie parkietu" przez przypadek zajechali w to samo miejsce gdzie spaliśmy tej nocy i nawet nas nie zauważyli! :D My się za to mieliśmy z czego śmiać na drugi dzień, ale w nocy napędzili nam niezłego stracha :/ :D
POGODA - 19-25'C, wiatr(8) z różnych stron, dynamiczna pogoda, zachmurzenie 65 %.
TRASA - KALWARIA ZEBRZYDOWSKA -> SKAWINA -> TYNIEC -> KRAKÓW -> OJCÓW -> SUŁOSZOWA II
ODO 117,65 km // TIME 8:13 h // AVS 14,32 km/h // MAX 59,30 km/h

Sukiennice© pape93

Kościół Mariacki w tle...© pape93

Przed Dworcem Głównym© pape93

Stadion Wisły Kraków - jeszcze był zamknięty© pape93

Jezioro Zakrzówek polecone przez jednego Pana© pape93

Nowej Huty również nie popuściliśmy© pape93

Przed Ojcowem - no i zaczęła się Jura...© pape93
_____________________________________
_____________________________________
|<<----- POPRZEDNI DZIEŃ
|PODSUMOWANIE
|----->> NASTĘPNY DZIEŃ
_____________________________________
_____________________________________
Kategoria 2010 Czechy Wschodnie
Dane wycieczki:
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!