Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2011
Dystans całkowity: | 334.03 km (w terenie 5.00 km; 1.50%) |
Czas w ruchu: | 14:46 |
Średnia prędkość: | 21.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.41 km/h |
Suma podjazdów: | 1120 m |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 23.86 km i 1h 20m |
Więcej statystyk |
6 dych z rana jak śmietana...
Sobota, 5 listopada 2011
To była sobota. Wstałem dość wcześnie, gdyż postanowiłem jechać do Namysłowa z rana po zdjęcia. Nie byłoby pośpiechu gdyby nie mecz Pogoni o 14 :P A więc o 9 rano wsiadłem na rower. Miało być ciepło i pod wiatr w pierwszą stronę. Nie było ani wiatru (co akurat było świetną wiadomością :P), a i jakoś pizgało rano, więc pod kask wsunąłem kaptur i było idealnie :) Początkowo jechało się fajnie. Z czasem jednak spociły mi się plecy, gdyż miałem starą, granatową kurtkę i szybko się nagrzała od pięknego słoneczka. Byłem zadowolony, bo mimo iż tempo nie było zabójcze, bo dojechałem do Namysłowa jakoś o 10:17 ze średnią ~21,5 km/h to jednak nie zrobiłem ani jednej przerwy w jeździe! Także pierwsze 30 km poszło nawet gładko. Na trasie mało samochodów jak to w sobotni ranek. Jak mi się nudziło to patrzyłem pod przednie koło i myślałem o sprawach bieżących dla zabicia czasu :)
Będąc już w Namysłowie usiadłem najpierw na ławeczce na rynku. 2 minuty odsapnąłem i spiąłem rower do drzewa przy Rossmannie. Wchodzę i szukam fotek, ale ni cholery. Kurde, liczyłem się z tym że mogły jeszcze nie dotrzeć, ale z drugiej strony po to tam jechałem. No cóż, odpiąłem rower i bujnąłem się na pobliski PKP.
Na Dworcu kolejowym zmiany cały czas zauważalne. Zdziwiłem się, bo już otwarli kasy :), a jeśli kasy to i poczekalnię. Czyli budynek już w 2/3 aktywny - to cieszy. Zrobiłem 2 zdjęcia i wróciłem do centrum szukać fryzjera. Za Bramą Krakowską już spiąłem rower do drzewa, wchodzę na schodek, otwieram drzwi, a tam kolejka mężczyzn sięgała 8 osób. Tak jak szybko znalazłem, tak szybko wyszedłem. Pan z masarni wskazał mi niezłą fryzjerkę po drugiej stronie Bramy. Cofnąłem się więc i spiąłem rower do pachołka żeliwnego z dziurkami także idealnie :D Wszedłem, a tam tylko jedna osoba czekała to cupnąłem. Trochę dziwnie ubrany byłem, bo nie można normalnym ubiorem nazwać butów do gry w nogę oraz dresowe spodnie i starą bluzę z kapturem :P Pewna miła młoda Pani obcięła mnie bardzo udanie za jedyne 15 zł, ale dostała ode mnie napiwek za uprzejmość i dokładność :) Zadowolony wyszedłem z zakładu i odpiąłem rower. Pomyślałem sobie, że nic tu po mnie no i ruszyłem z powrotem do Sycowa jako że była już godzina 11:30.
Z Namysłowa jechałem już z wiatrem boczno-tylnym, ale bardziej pomagał niż przeszkadzał - wiedział kiedy się obudzić :D I znowu jechałem sobie spokojnie. Cały czas jednym tempem. Zdjąłem kaptur, bo zrobiło się cieplej. Troszkę żałowałem tych nieodebranych zdjęć, bo trzeba będzie się specjalnie fatygować w tygodniu :/ Tak też dojechałem do Dalborowic. Mając sporo czasu i bułkę w sakwie, postanowiłem kupić mały soczek i zrobić sobie śniadanie o 12 :D Posiedziałem na ławce 15 minut i ruszyłem dalej do Sycowa. W Dziadowej Kłodzie przy szkole spotkałem Damiana, który zbierał się na mecz. Pogadaliśmy chwilę, poczekałem na Baryłę i jak Krzychu po nich zajechał autem to szybko ruszyłem przed nimi pod dom Karola. Wyprzedzili mnie przy samym przystanku. Złożyłem tylko Karolowi życzenia 18stkowe :D i już powoli do Sycowa. Ze ślizowskiej górki przycisnąłem aby do 50 km/h i puściłem. Wpadłem do domu i zaraz pyszny obiadek. Najadłem się jak trzeba, zrobiłem tabelkę i szybko na mecz Pogoni.
W sobotnim meczu Pogoń przegrała z ...ostatnim w tabeli Brzegiem Dolnym :/ Masakra. Już gorzej być nie może. Mimo że przeważali, atakowali i byli lepsi to nie mieli pomysłu na zdobycie 3 pkt. :P Znużeni fani opuścili stadion. Pogoń zagra dopiero w marcu u siebie, a cytat pomeczowy był najlepszy: -Locik: "Wszystkiego najlepszego Karol" / / -Karol: "Spier*alaj" :D
Pozostawało się tylko przebrać, zrobić szybko statystyki i wrzucić na stronkę, a zaraz musiałem iść na rynek i z locikami jechać na 18stke Ewy :)





Będąc już w Namysłowie usiadłem najpierw na ławeczce na rynku. 2 minuty odsapnąłem i spiąłem rower do drzewa przy Rossmannie. Wchodzę i szukam fotek, ale ni cholery. Kurde, liczyłem się z tym że mogły jeszcze nie dotrzeć, ale z drugiej strony po to tam jechałem. No cóż, odpiąłem rower i bujnąłem się na pobliski PKP.
Na Dworcu kolejowym zmiany cały czas zauważalne. Zdziwiłem się, bo już otwarli kasy :), a jeśli kasy to i poczekalnię. Czyli budynek już w 2/3 aktywny - to cieszy. Zrobiłem 2 zdjęcia i wróciłem do centrum szukać fryzjera. Za Bramą Krakowską już spiąłem rower do drzewa, wchodzę na schodek, otwieram drzwi, a tam kolejka mężczyzn sięgała 8 osób. Tak jak szybko znalazłem, tak szybko wyszedłem. Pan z masarni wskazał mi niezłą fryzjerkę po drugiej stronie Bramy. Cofnąłem się więc i spiąłem rower do pachołka żeliwnego z dziurkami także idealnie :D Wszedłem, a tam tylko jedna osoba czekała to cupnąłem. Trochę dziwnie ubrany byłem, bo nie można normalnym ubiorem nazwać butów do gry w nogę oraz dresowe spodnie i starą bluzę z kapturem :P Pewna miła młoda Pani obcięła mnie bardzo udanie za jedyne 15 zł, ale dostała ode mnie napiwek za uprzejmość i dokładność :) Zadowolony wyszedłem z zakładu i odpiąłem rower. Pomyślałem sobie, że nic tu po mnie no i ruszyłem z powrotem do Sycowa jako że była już godzina 11:30.
Z Namysłowa jechałem już z wiatrem boczno-tylnym, ale bardziej pomagał niż przeszkadzał - wiedział kiedy się obudzić :D I znowu jechałem sobie spokojnie. Cały czas jednym tempem. Zdjąłem kaptur, bo zrobiło się cieplej. Troszkę żałowałem tych nieodebranych zdjęć, bo trzeba będzie się specjalnie fatygować w tygodniu :/ Tak też dojechałem do Dalborowic. Mając sporo czasu i bułkę w sakwie, postanowiłem kupić mały soczek i zrobić sobie śniadanie o 12 :D Posiedziałem na ławce 15 minut i ruszyłem dalej do Sycowa. W Dziadowej Kłodzie przy szkole spotkałem Damiana, który zbierał się na mecz. Pogadaliśmy chwilę, poczekałem na Baryłę i jak Krzychu po nich zajechał autem to szybko ruszyłem przed nimi pod dom Karola. Wyprzedzili mnie przy samym przystanku. Złożyłem tylko Karolowi życzenia 18stkowe :D i już powoli do Sycowa. Ze ślizowskiej górki przycisnąłem aby do 50 km/h i puściłem. Wpadłem do domu i zaraz pyszny obiadek. Najadłem się jak trzeba, zrobiłem tabelkę i szybko na mecz Pogoni.
W sobotnim meczu Pogoń przegrała z ...ostatnim w tabeli Brzegiem Dolnym :/ Masakra. Już gorzej być nie może. Mimo że przeważali, atakowali i byli lepsi to nie mieli pomysłu na zdobycie 3 pkt. :P Znużeni fani opuścili stadion. Pogoń zagra dopiero w marcu u siebie, a cytat pomeczowy był najlepszy: -Locik: "Wszystkiego najlepszego Karol" / / -Karol: "Spier*alaj" :D
Pozostawało się tylko przebrać, zrobić szybko statystyki i wrzucić na stronkę, a zaraz musiałem iść na rynek i z locikami jechać na 18stke Ewy :)

ślizowskie Mućki© pape93

Ratusz w Namysłowie w sobotni ranek© pape93

Wnętrze Dworca Kolejowego - świeżo po remoncie© pape93

PKP z zewnątrz© pape93

nagroda po wysiłku ;D© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 59.23 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 22.21 | ||
Pr. maks.: | 54.41 | Temperatura: | 13.0 | Podjazdy: | 100m | Rower: | Giant |
Trening na Wzgórzach Ostrzeszowskich
Czwartek, 3 listopada 2011
Dzisiaj już czwartek. Moją ostatnią lekcją był WF. Z ważnych rzeczy to muszę dodać że z klasy humanów odszedł MC Hammer, a naszym zajęciem było haratanie gały. Grało się nie najgorzej, ale trochę się zmęczyłem, a w szczególności moje nogi. Po WF-ie zjadłem obiad w domu. Na dworze było 16 stopni, a więc zupełnie nie podobne to do listopada. W tym wypadku wybrałem się na trening rowerowy, póki jeszcze jakaś ta pogoda nam wszystkim sprzyja. Nie mogłem znaleźć mojego dresu to wziąłem michałowy. Do Kobyłki jechało się średnio, bo pod górkę. Auta szalały na drodze co mnie nie napawało pozytywnie. Tuż przed Kobylą Górą skręciłem w lewo. Zrobiłem na górce pierwsze foto, a potem w dół po kamykach z górki. Pędziłem po tym niebezpiecznym szutrze ze 32 km/h. Raz się wpieprzyłem w dziurę, ale przeżyłem. Dojechałem do zalewu i zrobiłem drugie foto. Spokojna atmosfera i idealna pogoda na spacer, ale ja byłem rowerkiem. Objechałem część zachodnią i odbiłem na kostkę. Wjechałem do miasta, a potem jakoś mnie podkusiło i nie wróciłem prosto tylko pod górkę na Marcinki. Trochę się dzisiaj namęczyłem, bo WF mi dał popalić. Nogi były trochę z waty. Nie mniej jednak dobrnąłem do wspomnianej miejscowości, a tam przed zakrętem zaryzykowałem i na pełnym gazie wyprzedziłem traktor z dwoma przyczepkami. Jakby mi wtedy wyjechał jakiś typ zza rogu to bym walił do rowu chyba :P Z Marcinek już z górki do samych Mąkoszyc, a więc raz, dwa i 3 km połknąłem. I tak dojechałem do drogi głównej, gdzie pozostało mi 7 kilometrów do domu. Spokojnym tempem człapałem sobie tak do Sycowa. Po drodze już nic ciekawego się nie wydarzyło. Miał być trening 25 km, a wyszło 3 więcej, ale ok. Pogoda jest piękna, a więc trzeba jeszcze korzystać. Jak przyjechałem z treningu to po 1 godzinie byłem wykończony i chciałem spać. Cały byłem gorący, a to pewnie od niewyspania i zmęczenia WF-em i rowerem. Przezwyciężyłem jednak "śpiączkę" i trzeba matme ogarniać. Zostały jeszcze tylko równo 3 tygodnie! :)



Podwieczorek© pape93

I już nad Zalewem...© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 28.28 | Km teren: | 1.90 | Czas: | 01:18 | km/h: | 21.75 | ||
Pr. maks.: | 47.56 | Temperatura: | 13.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
Wieczorny trening w mleku...
Środa, 2 listopada 2011
Dzisiaj miał być trening. Zasiedziałem się w domu i dopiero wyruszyłem o 17 jak już zaszło Słońce i było praktycznie szaro na dworze. Planowałem zrobić standardową trasę treningową. Liczyłem na jakieś 15km. Najpierw szybko do Komorowa, potem już w lekkich ciemnościach na św.Marek, a następnie przez osiedle na drogę do Działoszy. W lesie obok ogródka Seby nie było zbytnio widać drogi, ale przeleciałem ten odcinek na "czterdziestce" i było zaraz jaśniej. Z Działoszy zjechałem dość przeciętnie. Walnąłem tylko 5 dyszek i odpuściłem. Zjechałem do Sycowa i jakoś mi mało było, więc pojechałem na Cmentarz. Poszedłem aby na grób prababci i już z powrotem. Ale jak byłem na Komorowskiej to przypomniało mi się że warto zajrzeć na Stadion, gdzie trening mieli chłopacy z Pogoni. Zrobiłem kilka fotek, strzeliłem na bramkę też kilkukrotnie i po treningu podjechałem tylko prosto do domu. 15km jak w mordę strzelił. Dzisiaj jechało się już całkiem fajnie mimo iż w jeansach. Powoli też trzeba myśleć o Wilkach. Jeszcze tylko 22 dni zostały...





Zaduszkowo...© pape93

Przed bramą główną...© pape93

SKS Pogoń Syców z Cassano :D© pape93

idzie Giant we mgle! ;)© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 15.00 | Km teren: | 0.40 | Czas: | 00:38 | km/h: | 23.68 | ||
Pr. maks.: | 50.94 | Temperatura: | 10.0 | Podjazdy: | 50m | Rower: | Giant |
Otwarcie listopada
Wtorek, 1 listopada 2011
Dzisiaj Wszystkich Świętych. Wczoraj się zasiedziałem do 2 w nocy wybierając fotki z 2011 roku do wywołania :/ Wyszły 4 pakiety łącznie. Oby rychło...A dzisiaj późno wstałem i od razu obiadek. Potem standardowo na mszę na cmentarz o 13. Na dworze było 16 stopni! Listopad zapowiada się świetnie. Przynajmniej pierwszy tydzień. Sierpień brzydki, wrzesień ładny, październik brzydki, listopad ładny? A i miałem dodać że mamy złotą polską Jesień. Piękne są te liście na drzewach, ale za tydzień już ich nie będzie więc trzeba się spieszyć. Teraz to musi być dopiero pięknie w górach - ach! Skończyła się msza i przyleciałem do domu. Potem wgrywanie fotek dla Rossmanna no i pod wieczór przejechałem się na Cmentarz, bo rok temu nie chciało mi się :|
Pojechałem szybciutkim tempem na nekropolie sycowską. Teraz już mniej ludzi, ale też idealnej atmosfery nie było. W południe na mszy to bardziej rewia mody niż zaduma więc myślałem że może teraz będzie lepiej. Obszedłem 2/3 cmentarza. Poszedłem na 3 groby, zmieniłem wkłady i porobiłem kilka zdjęć. Tutaj jednak zauważam dobitnie że mój niegdyś świetny aparat cyfrowy jest do bani i należy go wymienić czym prędzej. W lutym 2007 roku rzeczywiście byłem nim oczarowany, ale 5 lat na podwyższonych obrotach to daj Boże zdrowie...Przyjdzie wiosna, przyjdą zmiany, a póki co wyciskałem z niego co się da. Gdy skończyłem to ruszyłem w drogę powrotną. Do skrzyżowania na światłach na ulicy Mickiewicza jechałem szybko, a więc dla atrakcji odbiłem jeszcze na Pawłówek. Zamiast jechać koło Orlika to ja znowu sobie "urozmaiciłem" wycieczkę i wjechałem na harcore'a do ciemnego jak dupa Murzyna, za przeproszeniem, parku :D Jechałem ze świadomością że zaraz mogę uderzyć w drzewo albo zatrzymać się na jakimś ogrodzeniu albo co gorsza mi ktoś wyskoczy zza krzaka ;P Tym razem obyło się bez tego. Pojechałem tylko kawałek za daleko, ale zaraz się wróciłem i skręciłem w prawo w kierunku Parkowej. Tutaj też widoczność nieciekawa. W parku powyłączane lampy, więc i ludzie póki co tam nie chodzą. Przy restauracji było ogrodzenie, ale już w oświetlonym lekko miejscu więc ominąłem. Potem przez Mickiewicza i obok Ziółka wróciłem do domu. 5,4 km, a ja taki opis piszę? Chyba za mało jeżdżę ostatnio...A tak z innej beczki to już czuję że spadki w łydkach są znaczące od miesiąca i pewnie już żadnej setki w tym sezonie nie walnę. A jeśli walnę to nie bez wysiłku. Szybko zleciał rok rowerowy. Trzeba teraz powoli myśleć o następnym. Ważne że jest 5000 km, a więc cel przedsezonowy osiągnięty. Teraz można już tylko śrubować lekko do Sylwestra...



Pojechałem szybciutkim tempem na nekropolie sycowską. Teraz już mniej ludzi, ale też idealnej atmosfery nie było. W południe na mszy to bardziej rewia mody niż zaduma więc myślałem że może teraz będzie lepiej. Obszedłem 2/3 cmentarza. Poszedłem na 3 groby, zmieniłem wkłady i porobiłem kilka zdjęć. Tutaj jednak zauważam dobitnie że mój niegdyś świetny aparat cyfrowy jest do bani i należy go wymienić czym prędzej. W lutym 2007 roku rzeczywiście byłem nim oczarowany, ale 5 lat na podwyższonych obrotach to daj Boże zdrowie...Przyjdzie wiosna, przyjdą zmiany, a póki co wyciskałem z niego co się da. Gdy skończyłem to ruszyłem w drogę powrotną. Do skrzyżowania na światłach na ulicy Mickiewicza jechałem szybko, a więc dla atrakcji odbiłem jeszcze na Pawłówek. Zamiast jechać koło Orlika to ja znowu sobie "urozmaiciłem" wycieczkę i wjechałem na harcore'a do ciemnego jak dupa Murzyna, za przeproszeniem, parku :D Jechałem ze świadomością że zaraz mogę uderzyć w drzewo albo zatrzymać się na jakimś ogrodzeniu albo co gorsza mi ktoś wyskoczy zza krzaka ;P Tym razem obyło się bez tego. Pojechałem tylko kawałek za daleko, ale zaraz się wróciłem i skręciłem w prawo w kierunku Parkowej. Tutaj też widoczność nieciekawa. W parku powyłączane lampy, więc i ludzie póki co tam nie chodzą. Przy restauracji było ogrodzenie, ale już w oświetlonym lekko miejscu więc ominąłem. Potem przez Mickiewicza i obok Ziółka wróciłem do domu. 5,4 km, a ja taki opis piszę? Chyba za mało jeżdżę ostatnio...A tak z innej beczki to już czuję że spadki w łydkach są znaczące od miesiąca i pewnie już żadnej setki w tym sezonie nie walnę. A jeśli walnę to nie bez wysiłku. Szybko zleciał rok rowerowy. Trzeba teraz powoli myśleć o następnym. Ważne że jest 5000 km, a więc cel przedsezonowy osiągnięty. Teraz można już tylko śrubować lekko do Sylwestra...

Dwa ognie...© pape93

świetliste marmury...© pape93

Najbardziej przejrzysty grób. Tyle że z przesytem...© pape93

Modlitwa, zaduma, cisza?© pape93
Dane wycieczki:
Km: | 5.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:15 | km/h: | 21.60 | ||
Pr. maks.: | 36.06 | Temperatura: | 11.0 | Podjazdy: | m | Rower: | Giant |