Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2011
Dystans całkowity: | 882.76 km (w terenie 76.00 km; 8.61%) |
Czas w ruchu: | 44:04 |
Średnia prędkość: | 19.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.18 km/h |
Suma podjazdów: | 1890 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 55.17 km i 3h 23m |
Więcej statystyk |
Pisarzowice Zdrój
Środa, 13 kwietnia 2011
Wczoraj zebrałem się wreszcie do wyczyszczenia Gianta. Najpierw koła na dworze spłukałem "schlaufem", a następnie robótki ręczne w piwnicy...No i zmobilizowałem się i wyczyściłem do końca. Jutro wystarczy nasmarować co trzeba i w drogę. Dzisiaj natomiast tak jak i wczoraj pogoda nie zachwycała. Dużo chmur no i przejściowe opady, że już nie wspomnę o niskiej jak na środek kwietnia temperaturze ;/ Chyba jakiś zimny front tutaj przyszedł. Także dzisiaj po dwóch WF-ach zjadłem w domu obiad i odpocząłem, a następnie miałem zamiar udać się do Loczysława aby spojrzeć na miejsce przyszłego ogniska, które ostatecznie będzie chyba 29 kwietnia. Pogoda mimo zimnego powietrza była dość przyjemna, nawet bardzo przyjemna. Zmarzły mi tylko palce u rąk, ale nawierzchnia leciutko nasiąknięta bo chwilę przed moim wyjazdem padał deszcz a i jakoś tak spokojnie bez wiatru się zrobiło. Zachaczyłem tylko o krychowy garaż w którym się bawił, no i niestety do Locika jechałem sam. Raz, dwa, szybciutko i byłem już na miejscu. Miła pogoda na wyjazd. Locik wziął swojego Rayona i pojechaliśmy na ów miejsce gdzie ognisko ma być świetnie zorganizowane, a ja mam być jego lewą ręką :D Samo miejsce nie robi furory, ale jak Locik zrobi i załatwi co trzeba to będzie piękne latanie ;)



Pogadaliśmy o tym i o tamtym co nieco, no i czas zaczął gonić. Wracając dołączył do nas Krychu. W kamizelce, kasku i zadyszką :P Odprowadziliśmy Locika do drzwi no i już do Sycowa. I znowu - gdyby nie ta niska temperatura to byłoby pięknie. Zmierzch już coraz mocniejszy a my ładnie jadąc wróciliśmy do Sycowa. Mój Kellysik cały brudny, ale taki był zamiar. Miałem go po tej wycieczce umyć. Niestety już było ciemno i mi się zbytnio nie chciało. Jutro natomiast są plany aby wybrać się do Brzegu, a następnie jak czas i pogoda pokażą może nawet do Oławy skąd później pociągiem do Wrocławia. A ta piosenka mi się dzisiaj poniekąd przypomniała lecąc w RC.

niepozorne miejsce ogniskowe...© completny

locikowy młody las© completny

Pisarzowice Zdrój© completny
Pogadaliśmy o tym i o tamtym co nieco, no i czas zaczął gonić. Wracając dołączył do nas Krychu. W kamizelce, kasku i zadyszką :P Odprowadziliśmy Locika do drzwi no i już do Sycowa. I znowu - gdyby nie ta niska temperatura to byłoby pięknie. Zmierzch już coraz mocniejszy a my ładnie jadąc wróciliśmy do Sycowa. Mój Kellysik cały brudny, ale taki był zamiar. Miałem go po tej wycieczce umyć. Niestety już było ciemno i mi się zbytnio nie chciało. Jutro natomiast są plany aby wybrać się do Brzegu, a następnie jak czas i pogoda pokażą może nawet do Oławy skąd później pociągiem do Wrocławia. A ta piosenka mi się dzisiaj poniekąd przypomniała lecąc w RC.
Dane wycieczki:
Km: | 13.10 | Km teren: | 3.40 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 9.0 | Podjazdy: | 20m | Rower: |
Ostrów Wlkp. - po strój na czasówkę...
Niedziela, 10 kwietnia 2011
Z lekkim bólem serca, ale zdecydowałem się jednak wstać o tej 8 rano no i pozostawało się przyszykować na wyjazd, zjeść jakieś kanapki i czekać na Krystiana. On przyjechał po mnie o 8:55. Wyjechaliśmy ze Sycowa dokładnie o 9:06. Mieliśmy więc 36 minut na pokonanie 13 km od mojego domu do PKP Międzybórz Sycowski. Tak wyszło że mieliśmy tego dnia ciężki orzech do rozłupania, gdyż wiatr mieliśmy od samego rana niekorzystny. Te trudne zmagania jednak zakończyły się sukcesem i w porę dotarliśmy na pociąg, który i tak spóźnił się chyba 2 minuty.

Załadowaliśmy się do pociągu no i nawet przejazd prawie godzinny wydal się o wiele krótszy. Po drodze mijaliśmy kilka fajnych stacyjek. Każda miała napis pod szybką...

Wysiedliśmy na dworcu głównym w Ostrowie Wlkp., który jak się okazało jest w remoncie.

Z tamtego miejsca udaliśmy się ulicami miasta aż na samiuśki rynek. Po drodze kilka fotek. Jakaś chyba nowo budowana galeria w mieście:

W centrum znajduje się również bardzo znany i charakterystyczny obiekt sakralny...

Następnie już pozostało nam tylko skonsumowanie na ostrowskim rynku naszego jadła i powoli trzeba było jechać na lotnisko w Michalkowie...

Z rynku już kierowaliśmy się prosto na wspomniane lotnisko choć tym razem nie mieliśmy mapy. Jednak pewna uprzejma Pani na światłach wskazała nam bardzo przydatny i jakże prosty skrót. Droga prowadziła prosto do siedziby Aeroklubu ostrowskiego. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się przy nieznanym nam do tej pory pięknym kompleksie wypoczynkowym, który mieści się jeszcze chyba w granicach miasta Ostrowa.


Piękny ten kompleks. Wszystko tam jest na miejscu. Wielka jak na miejskie warunki plaża, promenada dla rolkarzy, biegaczy i rowerzystów biegnąca wokół zbiornika wodnego, restauracje, miejsca do siedzenia, cały szereg przyrządów do wspinaczki włącznie ze ścianą wspinaczkową i tzw. "Orlik" (boisko do pilki nożnej, ręcznej i kosza). Myślę że jak kogoś nie stać na wyjazd nad morze z rodziną to chociaż skorzysta z tego fantastycznego miejsca ;)
Kilka kilometrów na północ od tego zalewu znajdowało się już lotnisko. Przejechaliśmy mostem nad niewielkim ale świetnie się prezentującym odcinkiem S5 no i za kilka chwil byliśmy już na "czasówce". Wiatr cały czas nam dokuczał, bo wiał nam prosto w twarz.

W Michalkowie byliśmy jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu a więc na chwil kilka poszliśmy w pobliże płyty lotniska...

Wygoniono nas z lotniska przez rzekome niedostosowanie się do zasad przebywania na płycie aeroklubu - chodziło o rowery które mieliśmy przy sobie. Zobaczyliśmy zmagania naszych "kolegów" z klubu i nie tylko. Wygrał człowiek który trasę 5 km przebył na czasówce w czasie 6:59 ;D Kosmos - ale wiem że na świecie są lepsi...
No i to by było na tyle. Dostaliśmy stroje nie regulując nawet składek klubowych więc zwinęliśmy się szybko w drogę powrotną. Teraz to już była pełna kulturka. Wiatr 25 km/h w plecy albo z boku, także tylko jechać ;) Wróciliśmy na chwilkę do Ostrowa Wlkp., znaleźliśmy drogę na Odolanów i już rura na Egipt.


Przemierzaliśmy ową drogę napotykając kilkukrotnie na przejazdach kolejowych pociągi oraz opędzając się od natarczywych samochodów na jezdni. Jadąc prze Topolę Małą spotkaliśmy uroczego pieska pewnego starszego Państwa.

Później odbiliśmy od drogi głównej na prawo w celu dojechania do Egiptu, Madery i Chujar ;D Nic z tego...To tylko nazwy osad pobliskich wiosek. Chcieliśmy dorwać znaki drogowe z tymi nazwami ale jak widać tylko mapa narobiła nam nadziei. W Odolanowie zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek. Jechało się nawet dość lekko - w końcu mieliśmy wiatr w plecy teraz. Przejeżdżając przez pewną wieś spotkał nas piękny widoczek natury...

Jadąc dalej niezłą nawierzchnią dojechaliśmy do Sośni. Tam odbiliśmy na DK 25 a więc do Chojnika. Z tamtej miejscowości już szybciutko z pędem aut do samiuśkiego Międzyborza. Tam też minutowa przerwa i już pozostawało tylko 12 km do domu. Tempo zrobiło się bardzo piękne na tym odcinku. Za Kraszowem tj. przy 8 km do domu jechaliśmy średnią oscylującą w granicach 32 km/h ;) Ładnie - nawet bardzo. Zajechałem do domu a Krystian jeszcze musiał sobie dobić do tej setki bo by był chyba chory ;D Stroje są - na mnie dobre, a na Kryche przyciasnawe, ale za 60 zł składek to i tak niezły interes. Teraz malutka przerwa w jeździe...

oczekiwanie na pociąg w Międzyborzu© kompletny
Załadowaliśmy się do pociągu no i nawet przejazd prawie godzinny wydal się o wiele krótszy. Po drodze mijaliśmy kilka fajnych stacyjek. Każda miała napis pod szybką...

jeden z urokliwych budynków na trasie© kompletny
Wysiedliśmy na dworcu głównym w Ostrowie Wlkp., który jak się okazało jest w remoncie.

Budynek PKP Ostrów Wielkopolski© kRs123
Z tamtego miejsca udaliśmy się ulicami miasta aż na samiuśki rynek. Po drodze kilka fotek. Jakaś chyba nowo budowana galeria w mieście:

nowa galeria handlowa w Ostrowie?© kompletny
W centrum znajduje się również bardzo znany i charakterystyczny obiekt sakralny...

Konkatedra św. Stanisława Biskupa© kompletny
Następnie już pozostało nam tylko skonsumowanie na ostrowskim rynku naszego jadła i powoli trzeba było jechać na lotnisko w Michalkowie...

Smoleńsk 2010 - pamiętamy...© kompletny
Z rynku już kierowaliśmy się prosto na wspomniane lotnisko choć tym razem nie mieliśmy mapy. Jednak pewna uprzejma Pani na światłach wskazała nam bardzo przydatny i jakże prosty skrót. Droga prowadziła prosto do siedziby Aeroklubu ostrowskiego. Po drodze jednak zatrzymaliśmy się przy nieznanym nam do tej pory pięknym kompleksie wypoczynkowym, który mieści się jeszcze chyba w granicach miasta Ostrowa.

na burcie ;)© kompletny

Piaski-Szczygliczka - kompleks wypoczynkowy© kompletny
Piękny ten kompleks. Wszystko tam jest na miejscu. Wielka jak na miejskie warunki plaża, promenada dla rolkarzy, biegaczy i rowerzystów biegnąca wokół zbiornika wodnego, restauracje, miejsca do siedzenia, cały szereg przyrządów do wspinaczki włącznie ze ścianą wspinaczkową i tzw. "Orlik" (boisko do pilki nożnej, ręcznej i kosza). Myślę że jak kogoś nie stać na wyjazd nad morze z rodziną to chociaż skorzysta z tego fantastycznego miejsca ;)
Kilka kilometrów na północ od tego zalewu znajdowało się już lotnisko. Przejechaliśmy mostem nad niewielkim ale świetnie się prezentującym odcinkiem S5 no i za kilka chwil byliśmy już na "czasówce". Wiatr cały czas nam dokuczał, bo wiał nam prosto w twarz.

takim kombajnem to przyjemność pruć asfalt ;)© kompletny
W Michalkowie byliśmy jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu a więc na chwil kilka poszliśmy w pobliże płyty lotniska...

samoLocik© kompletny
Wygoniono nas z lotniska przez rzekome niedostosowanie się do zasad przebywania na płycie aeroklubu - chodziło o rowery które mieliśmy przy sobie. Zobaczyliśmy zmagania naszych "kolegów" z klubu i nie tylko. Wygrał człowiek który trasę 5 km przebył na czasówce w czasie 6:59 ;D Kosmos - ale wiem że na świecie są lepsi...
No i to by było na tyle. Dostaliśmy stroje nie regulując nawet składek klubowych więc zwinęliśmy się szybko w drogę powrotną. Teraz to już była pełna kulturka. Wiatr 25 km/h w plecy albo z boku, także tylko jechać ;) Wróciliśmy na chwilkę do Ostrowa Wlkp., znaleźliśmy drogę na Odolanów i już rura na Egipt.

Post© kompletny

rzut oka z Mostu Odolanowskiego© kompletny
Przemierzaliśmy ową drogę napotykając kilkukrotnie na przejazdach kolejowych pociągi oraz opędzając się od natarczywych samochodów na jezdni. Jadąc prze Topolę Małą spotkaliśmy uroczego pieska pewnego starszego Państwa.

maly lobuziak© kompletny
Później odbiliśmy od drogi głównej na prawo w celu dojechania do Egiptu, Madery i Chujar ;D Nic z tego...To tylko nazwy osad pobliskich wiosek. Chcieliśmy dorwać znaki drogowe z tymi nazwami ale jak widać tylko mapa narobiła nam nadziei. W Odolanowie zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek. Jechało się nawet dość lekko - w końcu mieliśmy wiatr w plecy teraz. Przejeżdżając przez pewną wieś spotkał nas piękny widoczek natury...

campiące boćki w Granowcu© kompletny
Jadąc dalej niezłą nawierzchnią dojechaliśmy do Sośni. Tam odbiliśmy na DK 25 a więc do Chojnika. Z tamtej miejscowości już szybciutko z pędem aut do samiuśkiego Międzyborza. Tam też minutowa przerwa i już pozostawało tylko 12 km do domu. Tempo zrobiło się bardzo piękne na tym odcinku. Za Kraszowem tj. przy 8 km do domu jechaliśmy średnią oscylującą w granicach 32 km/h ;) Ładnie - nawet bardzo. Zajechałem do domu a Krystian jeszcze musiał sobie dobić do tej setki bo by był chyba chory ;D Stroje są - na mnie dobre, a na Kryche przyciasnawe, ale za 60 zł składek to i tak niezły interes. Teraz malutka przerwa w jeździe...
Dane wycieczki:
Km: | 86.30 | Km teren: | 0.70 | Czas: | 04:02 | km/h: | 21.40 | ||
Pr. maks.: | 47.56 | Temperatura: | 9.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
Special Train and Bałdowice forest's
Sobota, 9 kwietnia 2011
Wczoraj poszedłem spać o 4 w nocy :D Ustawiłem sobie budzik na 10 rano. Dzwonek rzeczywiście mnie obudził, a ja nawet się wyspałem. Gdy była godzina 10:07 leżałem jeszcze w łóżku. Zauważyłem że mogę jeszcze sobie pozwolić na dozę snu toteż zamknąłem dosłownie na chwilkę oczy...Ocknąłem się i spojrzałem na zegarek - było 7 minut po. Zamknąłem oczy i nawet nie zasnąłem ?! Spojrzałem na zegarek jeszcze raz. Było 7 minut po - ale po 11! Byłem umówiony z Patrykiem o 11 na Rynku sycowskim. Beznadzieja. Myślałem że nie czekał na mnie i już pojechał. Byłem okropnie zły na siebie! Wstałem, zjadłem, ogarnąłem się i poszedłem na "Kangurka" o 12:06 w celu udania się do Poniatowic. Mój kompan z Wielunia czekał na mnie podobno na Rynku aż do 11:45 więc mogłem się z nim zabrać, ale nie zadzwoniłem nawet :/ Wysiadłem z "Beskida" zamiast w Poniatowicach to w Kolonii Poniatowice. Próbowałem łapać stopa, ale jednak pozostało mi tylko przejść się te 2 km polną drogą do wioski właściwej. Tam pociąg już stał. Zrobiłem kilka fotek no i każdy kto miał auto, pojechał dalej. Ja zapytałem się jednego Pana(jak się potem okazało z Twardogóry) czy nie mógłbym się z nim zabrać. Nie robił problemów i już za parę chwil byliśmy jego Alfą Romeo na wiadukcie w Osadzie Leśnej. Tam w celu zrobienia dobrego ujęcia, kopnąłem przez przypadek stojącego Piasta za którego właściciel żądał 2,50 zł :D Ale po chwili powiedział że nie muszę szukać pieniędzy, ale żebym uważał na przyszłość :P



Następnie szybko do auta i już na stację Jemielna Oleśnicka :) Tamtejsze sosny na stacji są kapitalne. Prawdziwa Osada Leśna. Ludzie penetrowali resztki budynku, a zapaleńcy robili zdjęcia nawet ze słupów telegraficznych :D Tam zobaczyłem auto mojego kolegi Patryka.

Pojechaliśmy następnie do Stradomii Wierzchniej na PKP. Tam już odłączyłem się od Pana z Twardogóry i dołączyłem do 22-letniego Kolejarza z Wielunia :) W oczekiwaniu na pociąg przeszedłem się po stacji...Urzekły mnie małe dzieci, które niezmiernie się cieszyły na przyjazd tej maszyny. Jak ów lokomotywa wyłoniła się zza zakrętu najmłodsi wpadli w wszechogarniającą euforię! :D Fajnie że im się to podobało. Miło patrzeć na taki dzieci, które z radością witają pociąg. Po serii zdjęć udaliśmy się już na stację docelową, a mianowicie do Sycowa.

Frekwencja przerosła moje oczekiwania...Przed dworcem zaparkowanych było mnóstwo samochodów, a ludzi na samej stacji było chyba niemal 100 osób ;) O to chodzi! Ja poszedłem 300 m od peronów w kierunku Stradomii, aby zrobić oryginalniejsze zdjęcia. Kolega z Forum tłumaczył mi do czego służą najrozmaitsze przyrządy na trasie. Pociąg wreszcie zajechał!!! Po 8,5 roku doczekaliśmy się wagonów osobowych w Sycowie! Kapitalna sprawa. Byłem nieco podekscytowany - nie da się ukryć.




Na peronie spotkał mnie kaeres123. Pogadaliśmy sobie i udałem się wraz z nim na wierze ciśnień. Schodki groziły zawaleniem, ale to tylko takie legendy. Tak na prawdę to wytrzymałą konstrukcja ;) Z wysokości wyszły jeszcze lepsze zdjęcia niż na poziomie szyn. Doczłapali się tam nawet "żołnierze" z PPSz-ami :D

No i co tu jeszcze powiedzieć? Pociąg zrobił obrót, no i po 1,5 godzinie musiał już odjeżdżać :( Zawyły ostatnie syreny no i powoli się rozpędzał zostawiając Syców w tyle. Nawet pogoda była wymowna. W trakcie odjazdu zaczęło...padać. Natura nawet wyraziła swoje zdanie na ten temat :) Nikt nie chciał aby skład opuszczał już stację, ale rozkład był nieubłagany. Najgorsze jest to że nie wiadomo kiedy zobaczymy tu jakiś kolejny pociąg. No i ten odjazd. Ludzie już wyszli za teren dworca. Ja jako jeden z ostatnich śledziłem Stonkę aż zniknie za zakrętem i zapadła ta smutna, codzienna cisza. Tak jakby sen prysł :/ ;( PUSTKA. Przez tych kilkadziesiąt minut było tak gwarnie, uroczyście a tu znowu ta smutna rzeczywistość...Będę starał się z całych sił, aby jednak pociągi tu wróciły na stałe!



Wróciłem na pieszo do domu z Krystianem który odmierzał mi prędkość 7,9 km/h rowerem ;) Zjadłem obiad, posiedziałem na kompie, ale widząc że wiatr jest już mniejszy niż ostatnimi dniami to namówiłem Krystiana na krótki wyjazd z racji soboty.


Proponowana trasa miała prowadzić dookoła Bałdowic. Tak też się stało w efekcie choć zrobiliśmy więcej kilometrów niż zakładaliśmy. Początkowo przejechaliśmy koło wieży ciśnień, aby wjechać w las jeszcze pisarzowicki. Wyjechaliśmy koło kościółka. Skręciliśmy w prawo no i następnie w lewo na kościół w Bałdowicach.

Kolejno na drogę leśną. Były górki i szyszki na drodze, ale ogólnie bardzo ciekawe tereny na rower górski :) W końcu sam Prezes nam doradzał te lasy...Wyjechaliśmy na trasę Słupia-Marcinki, Ciekawie się to prezentowało. Wąska, ale ładnie położona trasa. Ale nie obyło się bez przeszkód :D

2 km w kierunku Marcinek i odbiliśmy w lewo na Pisarzowice. Piękna, leśna choć mocno ubita droga. Nieraz przypominała asfalt. Tylko te kamyczki nie pasowały do krajobrazu drogi asfaltowej. Mimo tego rozpędziliśmy się tam dość pokaźnie z Krystianem. Z górki w lesie jeszcze nigdy nie jechałem 45 km :D Dojechaliśmy do pewnego budowanego gospodarstwa agroturystycznego. Koleś wykopał sobie rów, napuścił wodę i przywiózł piasek jak z pod sosen prosto. Może będzie i tutaj bardzo ładnie. Zobaczymy w wakacje co się zmieniło.

Jeszcze chwilka i już byliśmy na szosie głównej. Szybciutko z lekkim tylnym wiatrem za chwil kilka byliśmy już w Sycowie. Od budowanej Biedronki do mojego domu jechaliśmy rowerami crossowymi ze średnią 31 km/h a to przecież jakie 2-3 km. Także troszkę zdyszani, ale dotarliśmy do mnie. Krystian chciał abym zgrał sobie od niego foty. Nic z tego. Aparat nie czytał karty. Ustaliliśmy za to szczegóły jutrzejszego wypadu do Ostrowa Wlkp. po odbiór strojów z klubu. W między czasie Locik z Karolem dostali baty ode mnie w Calla :D No a zakończenia dnia fantastyczne. Najpierw Śląsk Wrocław wyrwał remis Widzewowi w 97 min. czym przedłużył passe meczów bez porażki do 14. z rzędu, a następnie Il Capitano zapewnił w ostatnich sekundach 3 pkt. Romie w Udine. Cieszyłem się jak dziecko :D

Stacja Poniatowice© completny

widok z wiaduktu© completny

pełen pozytyw dała tej akcji natura...© completny
Następnie szybko do auta i już na stację Jemielna Oleśnicka :) Tamtejsze sosny na stacji są kapitalne. Prawdziwa Osada Leśna. Ludzie penetrowali resztki budynku, a zapaleńcy robili zdjęcia nawet ze słupów telegraficznych :D Tam zobaczyłem auto mojego kolegi Patryka.

wielki odzwiedziny małej stacyjki© completny
Pojechaliśmy następnie do Stradomii Wierzchniej na PKP. Tam już odłączyłem się od Pana z Twardogóry i dołączyłem do 22-letniego Kolejarza z Wielunia :) W oczekiwaniu na pociąg przeszedłem się po stacji...Urzekły mnie małe dzieci, które niezmiernie się cieszyły na przyjazd tej maszyny. Jak ów lokomotywa wyłoniła się zza zakrętu najmłodsi wpadli w wszechogarniającą euforię! :D Fajnie że im się to podobało. Miło patrzeć na taki dzieci, które z radością witają pociąg. Po serii zdjęć udaliśmy się już na stację docelową, a mianowicie do Sycowa.

SM42 w Strdomii© completny
Frekwencja przerosła moje oczekiwania...Przed dworcem zaparkowanych było mnóstwo samochodów, a ludzi na samej stacji było chyba niemal 100 osób ;) O to chodzi! Ja poszedłem 300 m od peronów w kierunku Stradomii, aby zrobić oryginalniejsze zdjęcia. Kolega z Forum tłumaczył mi do czego służą najrozmaitsze przyrządy na trasie. Pociąg wreszcie zajechał!!! Po 8,5 roku doczekaliśmy się wagonów osobowych w Sycowie! Kapitalna sprawa. Byłem nieco podekscytowany - nie da się ukryć.

Stonka wkracza do Sycowa© completny

już słychać pierwsze śpiewy :)© completny

obrót pocągu...© completny

sowita frekwencja© completny
Na peronie spotkał mnie kaeres123. Pogadaliśmy sobie i udałem się wraz z nim na wierze ciśnień. Schodki groziły zawaleniem, ale to tylko takie legendy. Tak na prawdę to wytrzymałą konstrukcja ;) Z wysokości wyszły jeszcze lepsze zdjęcia niż na poziomie szyn. Doczłapali się tam nawet "żołnierze" z PPSz-ami :D

widok z nieczynnej wieży ciśnień© completny
No i co tu jeszcze powiedzieć? Pociąg zrobił obrót, no i po 1,5 godzinie musiał już odjeżdżać :( Zawyły ostatnie syreny no i powoli się rozpędzał zostawiając Syców w tyle. Nawet pogoda była wymowna. W trakcie odjazdu zaczęło...padać. Natura nawet wyraziła swoje zdanie na ten temat :) Nikt nie chciał aby skład opuszczał już stację, ale rozkład był nieubłagany. Najgorsze jest to że nie wiadomo kiedy zobaczymy tu jakiś kolejny pociąg. No i ten odjazd. Ludzie już wyszli za teren dworca. Ja jako jeden z ostatnich śledziłem Stonkę aż zniknie za zakrętem i zapadła ta smutna, codzienna cisza. Tak jakby sen prysł :/ ;( PUSTKA. Przez tych kilkadziesiąt minut było tak gwarnie, uroczyście a tu znowu ta smutna rzeczywistość...Będę starał się z całych sił, aby jednak pociągi tu wróciły na stałe!

te ostatnie chwile na stacji...© completny

no i niestety ruszył© completny

pozostała codzienność=monotonność=pustka :(© completny
Wróciłem na pieszo do domu z Krystianem który odmierzał mi prędkość 7,9 km/h rowerem ;) Zjadłem obiad, posiedziałem na kompie, ale widząc że wiatr jest już mniejszy niż ostatnimi dniami to namówiłem Krystiana na krótki wyjazd z racji soboty.

nasza sycowska hantelka© completny

niczym z wojennej gry komputerowej© completny
Proponowana trasa miała prowadzić dookoła Bałdowic. Tak też się stało w efekcie choć zrobiliśmy więcej kilometrów niż zakładaliśmy. Początkowo przejechaliśmy koło wieży ciśnień, aby wjechać w las jeszcze pisarzowicki. Wyjechaliśmy koło kościółka. Skręciliśmy w prawo no i następnie w lewo na kościół w Bałdowicach.

syboliczny kościół a właściwie kaplica© completny
Kolejno na drogę leśną. Były górki i szyszki na drodze, ale ogólnie bardzo ciekawe tereny na rower górski :) W końcu sam Prezes nam doradzał te lasy...Wyjechaliśmy na trasę Słupia-Marcinki, Ciekawie się to prezentowało. Wąska, ale ładnie położona trasa. Ale nie obyło się bez przeszkód :D

naturalny szlaban© completny
2 km w kierunku Marcinek i odbiliśmy w lewo na Pisarzowice. Piękna, leśna choć mocno ubita droga. Nieraz przypominała asfalt. Tylko te kamyczki nie pasowały do krajobrazu drogi asfaltowej. Mimo tego rozpędziliśmy się tam dość pokaźnie z Krystianem. Z górki w lesie jeszcze nigdy nie jechałem 45 km :D Dojechaliśmy do pewnego budowanego gospodarstwa agroturystycznego. Koleś wykopał sobie rów, napuścił wodę i przywiózł piasek jak z pod sosen prosto. Może będzie i tutaj bardzo ładnie. Zobaczymy w wakacje co się zmieniło.

agroturystyczny biznes© completny
Jeszcze chwilka i już byliśmy na szosie głównej. Szybciutko z lekkim tylnym wiatrem za chwil kilka byliśmy już w Sycowie. Od budowanej Biedronki do mojego domu jechaliśmy rowerami crossowymi ze średnią 31 km/h a to przecież jakie 2-3 km. Także troszkę zdyszani, ale dotarliśmy do mnie. Krystian chciał abym zgrał sobie od niego foty. Nic z tego. Aparat nie czytał karty. Ustaliliśmy za to szczegóły jutrzejszego wypadu do Ostrowa Wlkp. po odbiór strojów z klubu. W między czasie Locik z Karolem dostali baty ode mnie w Calla :D No a zakończenia dnia fantastyczne. Najpierw Śląsk Wrocław wyrwał remis Widzewowi w 97 min. czym przedłużył passe meczów bez porażki do 14. z rzędu, a następnie Il Capitano zapewnił w ostatnich sekundach 3 pkt. Romie w Udine. Cieszyłem się jak dziecko :D
Dane wycieczki:
Km: | 18.35 | Km teren: | 11.00 | Czas: | 01:06 | km/h: | 16.68 | ||
Pr. maks.: | 45.75 | Temperatura: | 9.0 | Podjazdy: | 70m | Rower: | Giant |
Wiatr naszym towarzyszem
Piątek, 8 kwietnia 2011
Mimo nieustającego, porywczego wiatru zamierzałem gdzieś się dzisiaj z Krystianem wybrać na rower - choćby na te kilka kilometrów. Umówiliśmy się na 15:20 pod moim domem. Byłem zmęczony po szkole, a więc położyłem się na chwileczkę po obiedzie na łóżko. Wiele to nie trwało a już chrapałem. Dopiero obudził mnie dzwonek do drzwi o 16 ;D Trzeba było się ogarnąć i ruszyć. Celem naszym na ten dzień była Wioska i Rybin. Udaliśmy się na wspomnianą wieś i dojechaliśmy aż do jej końca, aby zobaczyć między innymi gdzie Kaśka zorganizuje 7 maja swoje osiemnaste urodzinki. Oczywiście na gospodarstwie Pana Jakubczaka. Kawał drogi tam jest! Aż 5,5 km od mojego domu.

Wiatr nawet bardzo nie dokuczał. Jechaliśmy ciągle czerwonym szlakiem aż dojechaliśmy na pierwszy staw rybiński. Pierwszy był wysuszony, a drugi obok już całkiem normalny. Po tym łysym trochę połaziliśmy ;)



Objechaliśmy ów staw dookoła i odbiliśmy na drogę asfaltową, gdzie zmieniliśmy kierunek jazdy na zachodni. Przejechaliśmy przez wioskę Rybin no i jakąś drogą polną w lewo w celu dojazdu na Kukułkę. Po drodze były kolejne 2 stawy. Dość małe, ale i tak uroczo położone. Kolejno podążyliśmy przez pole w las, gdzie wytłumiony został ten okropny wiatr. Po kilku kilometrach ukazało nam się pewne gospodarstwo a wraz z nim rozwidlenie dróg. Krystian wiedział bez mapy co robić i nakazał jechać zdecydowanie w lewo. Dotarliśmy na staw pod nazwą Rybata, na który i tak każdy mieszkaniec okolicznych terenów mówi po prostu Kukułka ;)

Po kilku zdjęciach ruszyliśmy dalej do miasta. Wyjechaliśmy zamiast w Komorowie to kolejny raz na Wiosce. Dojechaliśmy do centrum, wziąłem portfel i ruszyliśmy jeszcze na osieroconą od 8,5 roku sycowską stacje PKP. Właśnie od października 2002 roku żaden pociąg osobowy tutaj nie zawitał :/

PLK uprzątnęło resztę gałęzi oraz śmieci no i już pozostaje tylko czekać na jutrzejszy pociąg specjalny z Wrocławia przez Oleśnicę aż do Nas.




Miło mi się spędza czas w tamtym miejscu jak zwykle. Kilka zdjęć i już powoli zawracaliśmy do domów. Jutro pobudka o 10 i już o 11 wyjazd z rynku z Patrykiem z Wielunia do Oleśnicy na symboliczny wyjazd pociągu w kierunku Sycowa. Może być tak że jutro zabraknie czasu na jazdę rowerem ze względu na aspekty kolejowe. Ale niecodziennie przyjeżdża pociąg osobowy do Sycowa :D Będzie pięknie! Jutro wrzucę dużo fotografii oraz obszerną relację z całego wydarzenia. A póki co załączam jeszcze moją ulubioną w ostatnich dniach piosenkę. Piękna ballada polska lat 80.

staw u Jakubczaka© kompletny
Wiatr nawet bardzo nie dokuczał. Jechaliśmy ciągle czerwonym szlakiem aż dojechaliśmy na pierwszy staw rybiński. Pierwszy był wysuszony, a drugi obok już całkiem normalny. Po tym łysym trochę połaziliśmy ;)

Mlyńska Woda u korzeni...© kompletny

w lato staw - na wiosne tylko rzeczka© kompletny

niecodzienny widok© kompletny
Objechaliśmy ów staw dookoła i odbiliśmy na drogę asfaltową, gdzie zmieniliśmy kierunek jazdy na zachodni. Przejechaliśmy przez wioskę Rybin no i jakąś drogą polną w lewo w celu dojazdu na Kukułkę. Po drodze były kolejne 2 stawy. Dość małe, ale i tak uroczo położone. Kolejno podążyliśmy przez pole w las, gdzie wytłumiony został ten okropny wiatr. Po kilku kilometrach ukazało nam się pewne gospodarstwo a wraz z nim rozwidlenie dróg. Krystian wiedział bez mapy co robić i nakazał jechać zdecydowanie w lewo. Dotarliśmy na staw pod nazwą Rybata, na który i tak każdy mieszkaniec okolicznych terenów mówi po prostu Kukułka ;)

Staw Rybata czyli popularna Kukulka© kompletny
Po kilku zdjęciach ruszyliśmy dalej do miasta. Wyjechaliśmy zamiast w Komorowie to kolejny raz na Wiosce. Dojechaliśmy do centrum, wziąłem portfel i ruszyliśmy jeszcze na osieroconą od 8,5 roku sycowską stacje PKP. Właśnie od października 2002 roku żaden pociąg osobowy tutaj nie zawitał :/

Kościól ewangelicki w Sycowie© kompletny
PLK uprzątnęło resztę gałęzi oraz śmieci no i już pozostaje tylko czekać na jutrzejszy pociąg specjalny z Wrocławia przez Oleśnicę aż do Nas.

lekko ogarnięty stan torowiska© kompletny

ta tablica jutro znowu powita pociąg© completny

zdjęcie zrobione za sprawą piękna tej czerwieni...© completny

stacja budzi się do życia...© completny
Miło mi się spędza czas w tamtym miejscu jak zwykle. Kilka zdjęć i już powoli zawracaliśmy do domów. Jutro pobudka o 10 i już o 11 wyjazd z rynku z Patrykiem z Wielunia do Oleśnicy na symboliczny wyjazd pociągu w kierunku Sycowa. Może być tak że jutro zabraknie czasu na jazdę rowerem ze względu na aspekty kolejowe. Ale niecodziennie przyjeżdża pociąg osobowy do Sycowa :D Będzie pięknie! Jutro wrzucę dużo fotografii oraz obszerną relację z całego wydarzenia. A póki co załączam jeszcze moją ulubioną w ostatnich dniach piosenkę. Piękna ballada polska lat 80.
Dane wycieczki:
Km: | 25.81 | Km teren: | 10.50 | Czas: | 01:33 | km/h: | 16.65 | ||
Pr. maks.: | 38.49 | Temperatura: | 9.0 | Podjazdy: | 30m | Rower: | Giant |
Piekielny huragan !
Czwartek, 7 kwietnia 2011
Dzisiaj poszedłem do szkoły i spotkałem kilka osób z klasy przed domem. Poszliśmy do szkoły, ale po długich namysłach zamiast na drugą lekcję, uciekliśmy całkowicie :D Najpierw doszliśmy do "Płonki", a po drodze dołączyła do nas Roxi. Zaczepił nas tam Amos Companieros jak to Filip mówi ;D Chciał naszego planu lekcji, a ostatecznie zdecydował że zadzwoni na policję - łobuz. Staliśmy pod "Valentino" i Nynek dostrzegł Policję. Mimo bólu w torebce stawowej, spieprzał aż milo się patrzyło. Na szczęście pozbyliśmy się Policji. Zeszliśmy na Piastowską, a tam po długich naradach wróciliśmy się pod klasę geograficzną. Przechodząc kolo klasy Robsona zakrzyczał do nas uprzednio widząc: "Widzę że idziecie do mnie na kartkówkę" :D Po burzliwej dyskusji poszedłem po kurtkę i na wagary ostateczne. Kaja zdecydowała iść już do domu. Natomiast ja z Nynkiem, Rafałem i Marleną poszliśmy w kierunku Ośrodka Zdrowia. Właśnie tam kolo jednej z Kamienic zauważyła nas Policja, ale w ostatniej chwili uskoczyliśmy. Potem to już prosto na PKP Syców.
Zabrałem tam uciekającą trójkę w celu zapoznania ich z klimatem tego miejsca. Niestety tego nie poczuli ;/ Ale najważniejsze było to co tam zobaczyliśmy. 6 typa w kamizelkach, z nożycami, piłami elektrycznymi, workami, rękawicami, miotłami i Żukiem ogarniało teren Dworca Kolejowego. Chciałem właśnie dzisiaj popołudniu iść tam z Creativem z forum kolejowego uprzątnąć co nieco, ale skoro już PLK się za to wzięło to chwała im za to. Mimo marudzenia(najbardziej Rafała :D) namówiłem ich do pójścia na mostek kolejowy kilkaset metrów na Wschód. Damian całą drogę kłócił się z Marleną, ale wszyscy razem jakoś szliśmy. Oczywiście na nich ten symboliczny nasyp nie zrobił choć minimalnego wrażenia, ale cud że w ogóle udało mi się ich tam zaciągnąć :D Po tym wszystkim udaliśmy się w kierunku parku. Przeszliśmy przez obwodnicę jak najbardziej bezpiecznie i już po kilku minutach zakręciliśmy się wokół drugiego stawu. W mgnieniu oka dotarliśmy na scenę w parku gdzie doszły do naszej paczki Roxi i Kaśka. Tam posiedzieliśmy chyba 2-3 godziny ! Na jednej ławce w 6 osób :D Ale na pozór nie było tak źle. Fajne rozmowy i bycie w grupie - wtedy czas leci szybciej. O 14 godzinie Damian zbierał się już na autobus, a i reszta dołączyła do niego.
Byliśmy już po pożegnaniu z Damianem. Btw. wypompowali całą wodę z pierwszego stawu - porażka, ale poczekam jeszcze trochę na efekty końcowe :/. Będąc na Rynku poszliśmy do Bagietki a następnie pod "golasowego" Totolotka, gdzie nikt nie chciał zdecydować co dalej. Czekaliśmy aż Roxana zje bułkę aż tu nagle od strony podstawówki jedzie jakiś (z daleka karczek ;D) koleś w Skodzie Fabii. Trąbnął lekko i wysiadł pod blokiem na przeciwko. Któż to mógłby być? Robson - przyjaciel. Uśmiechnął się tylko i poszedł w swoją stronę. W poniedziałek będzie ciężko ;) Po kilku chwilach dziewczyny zawróciły na PKS, a my do domów z Rafałem. Super wagary :D Pierwsze moje tak oficjalne w sumie. Tylko załącznika z barku brakowało, ale i tak nieźle. Może jutro mała powtóreczka :D















Pogrzebałem kiedyś w necie i zapisałem sobie najciekawsze, stare fotki z rodzimego PKP. A że już milowymi krokami zbliża się przejazd pociągu specjalnego (9kwietnia) toteż tak dla przypomnienia trochę fotografii jak to kiedyś prosperowało...
Wczoraj tak mi się spodobał ten zjazd z obwodnicy że dzisiaj nastawiłem się tylko na przebicie granicy 70 km/h ze zjazdu i do domu, jako że pogoda była nieciekawa. Wiedziałem że wiatr był jeszcze silniejszy niż wczoraj i w dosyć dobrym kierunku wiał to chciałem to wykorzystać do bicia rekordu ;P Wiało okropnie, a w dodatku na Bliskiej złapał mnie deszcz. Wjechałem na górkę i widząc że ładnie wieje, fiuuuuu...ku rekordowi. Niestety ! Mocno wiało tylko na samej gorze "szczytu" a zjeżdżając wiatr malał a i tirów zabrakło. Dojechałem do 53 km/h i już odpuściłem na początku zjazdu, bo wiedziałem że i tak nie pobije dzisiaj nawet tego wczorajszego :/ Szkoda wielka, ale spokojnie będę kampił na warunki i kiedyś się jeszcze furgnę z tej hopki.
Dojechałem do skrzyżowania i chciałem zobaczyć czy jeszcze ktoś się szwenda po torowisku. Już zapadła cisza tam. Ładnie to zrobili. Jutro poprawią i wstydu nie będzie ;) Miałem już wracać do domu, ale miałem nieodpartą chęć jechać przed siebie. Założyłem sobie jeansy, i kurtkę z chusteczkami oraz telefon. Ani sakwy, ani dętek, ani kaski...No cóż - raz się żyje.
Za kilka chwil miałem już u kół Ślizów, a stamtąd już chwila i była Dziadowa Kłoda. Miałem tylno-boczni wiatr w granicach 40 km/h. Zobaczyłem jak ten cały Orlik wygląda. Dziadowski to on nie jest ;D Baryła uczył młodych adeptów piłki nożnej zachowania na boisku. Potem objechałem dookoła PKP i już rura dalej na Dalborowice. Miałem plan aby z Dalborowic udać się na Gronowice gdyż tamtędy nie jechałem już ze 2 lata. Do zakrętu przed Trębaczowem czyli jakieś 6 km pokonałem błyskawicznie. Wiatr miałem tylni, a wiec leciutko i szybko się pędziło. Był odcinek 2 km gdzie prędkość była na poziomie 38 km/h po prostej bez wysiłku ;D
Natomiast skręcając na Trębaczów o 90 stopni, odwróciła mi się sytuacja... ;/
Jechało mi się te ostatnie 18 km tak beznadziejnie jak nigdy w życiu. Jeszcze w samych wiochach jakoś ujdzie, ale na otwartym polu jechać pod wiatr 40 km/h, a w porywach do 60 km/h no to na prawdę potężne nieporozumienie :/ Jechało mi się do dupy! Kilkukrotnie stawałem po drodze bo nawet nie umiałem jechać szybciej niż 9 km/h co już chyba nie można nazwać jazdą na rowerze <zly> Te kilkanaście kilometrów bardzo mnie zniechęciło do jazdy na rowerze. Były to tak poza tym najgorsze warunki w jakichkolwiek wcześniej jeździłem na rowerze. Normalnie tylko siedzieć w domu i nie wychodzić tak wiatr hulał. Całą głowę mi przewiało ponieważ nie miałem czapki, a zaledwie chudy kaptur. Byłem okropnie zły i totalnie zmęczony. Strasznie ciężko się jeździ w takich warunkach. Ale jakoś mimo przekleństw rzucanych wobec natury doczłapałem się do rodzimego miasteczka i mogłem poczuć ciepło i spokój własnego domu. OKROPNE WARUNKI ! Miało być kilka kilometrów z rekordem a wyszło ponad 40 km raz z wiatrem a raz pod wiatr :/ Mam nauczkę ale też kolejną niezapomnianą przygodę. Ciekawy był to dzień, zarówno w szkole(a właściwie na wagarach) jak i po szkole na rowerze...
Zabrałem tam uciekającą trójkę w celu zapoznania ich z klimatem tego miejsca. Niestety tego nie poczuli ;/ Ale najważniejsze było to co tam zobaczyliśmy. 6 typa w kamizelkach, z nożycami, piłami elektrycznymi, workami, rękawicami, miotłami i Żukiem ogarniało teren Dworca Kolejowego. Chciałem właśnie dzisiaj popołudniu iść tam z Creativem z forum kolejowego uprzątnąć co nieco, ale skoro już PLK się za to wzięło to chwała im za to. Mimo marudzenia(najbardziej Rafała :D) namówiłem ich do pójścia na mostek kolejowy kilkaset metrów na Wschód. Damian całą drogę kłócił się z Marleną, ale wszyscy razem jakoś szliśmy. Oczywiście na nich ten symboliczny nasyp nie zrobił choć minimalnego wrażenia, ale cud że w ogóle udało mi się ich tam zaciągnąć :D Po tym wszystkim udaliśmy się w kierunku parku. Przeszliśmy przez obwodnicę jak najbardziej bezpiecznie i już po kilku minutach zakręciliśmy się wokół drugiego stawu. W mgnieniu oka dotarliśmy na scenę w parku gdzie doszły do naszej paczki Roxi i Kaśka. Tam posiedzieliśmy chyba 2-3 godziny ! Na jednej ławce w 6 osób :D Ale na pozór nie było tak źle. Fajne rozmowy i bycie w grupie - wtedy czas leci szybciej. O 14 godzinie Damian zbierał się już na autobus, a i reszta dołączyła do niego.
Byliśmy już po pożegnaniu z Damianem. Btw. wypompowali całą wodę z pierwszego stawu - porażka, ale poczekam jeszcze trochę na efekty końcowe :/. Będąc na Rynku poszliśmy do Bagietki a następnie pod "golasowego" Totolotka, gdzie nikt nie chciał zdecydować co dalej. Czekaliśmy aż Roxana zje bułkę aż tu nagle od strony podstawówki jedzie jakiś (z daleka karczek ;D) koleś w Skodzie Fabii. Trąbnął lekko i wysiadł pod blokiem na przeciwko. Któż to mógłby być? Robson - przyjaciel. Uśmiechnął się tylko i poszedł w swoją stronę. W poniedziałek będzie ciężko ;) Po kilku chwilach dziewczyny zawróciły na PKS, a my do domów z Rafałem. Super wagary :D Pierwsze moje tak oficjalne w sumie. Tylko załącznika z barku brakowało, ale i tak nieźle. Może jutro mała powtóreczka :D

Stacja PKP Syców cz.1© completny

Stacja PKP Syców cz.2© completny

Stacja PKP Syców cz.3© completny

Stacja PKP Syców cz.4© completny

Stacja PKP Syców cz.5© completny

Stacja PKP Syców cz.6© completny

Stacja PKP Syców cz.7© completny

Stacja PKP Syców cz.8© completny

Stacja PKP Syców cz.9© completny

Stacja PKP Syców cz.10© completny

Stacja PKP Syców cz.11© completny

Stacja PKP Syców cz.12© completny

Stacja PKP Syców cz.13© completny

Stacja PKP Syców cz.14© completny

lokomotywą ciągniete wagony...Bukowa Śl. - Syców© completny
Pogrzebałem kiedyś w necie i zapisałem sobie najciekawsze, stare fotki z rodzimego PKP. A że już milowymi krokami zbliża się przejazd pociągu specjalnego (9kwietnia) toteż tak dla przypomnienia trochę fotografii jak to kiedyś prosperowało...
Wczoraj tak mi się spodobał ten zjazd z obwodnicy że dzisiaj nastawiłem się tylko na przebicie granicy 70 km/h ze zjazdu i do domu, jako że pogoda była nieciekawa. Wiedziałem że wiatr był jeszcze silniejszy niż wczoraj i w dosyć dobrym kierunku wiał to chciałem to wykorzystać do bicia rekordu ;P Wiało okropnie, a w dodatku na Bliskiej złapał mnie deszcz. Wjechałem na górkę i widząc że ładnie wieje, fiuuuuu...ku rekordowi. Niestety ! Mocno wiało tylko na samej gorze "szczytu" a zjeżdżając wiatr malał a i tirów zabrakło. Dojechałem do 53 km/h i już odpuściłem na początku zjazdu, bo wiedziałem że i tak nie pobije dzisiaj nawet tego wczorajszego :/ Szkoda wielka, ale spokojnie będę kampił na warunki i kiedyś się jeszcze furgnę z tej hopki.
Dojechałem do skrzyżowania i chciałem zobaczyć czy jeszcze ktoś się szwenda po torowisku. Już zapadła cisza tam. Ładnie to zrobili. Jutro poprawią i wstydu nie będzie ;) Miałem już wracać do domu, ale miałem nieodpartą chęć jechać przed siebie. Założyłem sobie jeansy, i kurtkę z chusteczkami oraz telefon. Ani sakwy, ani dętek, ani kaski...No cóż - raz się żyje.
Za kilka chwil miałem już u kół Ślizów, a stamtąd już chwila i była Dziadowa Kłoda. Miałem tylno-boczni wiatr w granicach 40 km/h. Zobaczyłem jak ten cały Orlik wygląda. Dziadowski to on nie jest ;D Baryła uczył młodych adeptów piłki nożnej zachowania na boisku. Potem objechałem dookoła PKP i już rura dalej na Dalborowice. Miałem plan aby z Dalborowic udać się na Gronowice gdyż tamtędy nie jechałem już ze 2 lata. Do zakrętu przed Trębaczowem czyli jakieś 6 km pokonałem błyskawicznie. Wiatr miałem tylni, a wiec leciutko i szybko się pędziło. Był odcinek 2 km gdzie prędkość była na poziomie 38 km/h po prostej bez wysiłku ;D
Natomiast skręcając na Trębaczów o 90 stopni, odwróciła mi się sytuacja... ;/
Jechało mi się te ostatnie 18 km tak beznadziejnie jak nigdy w życiu. Jeszcze w samych wiochach jakoś ujdzie, ale na otwartym polu jechać pod wiatr 40 km/h, a w porywach do 60 km/h no to na prawdę potężne nieporozumienie :/ Jechało mi się do dupy! Kilkukrotnie stawałem po drodze bo nawet nie umiałem jechać szybciej niż 9 km/h co już chyba nie można nazwać jazdą na rowerze <zly> Te kilkanaście kilometrów bardzo mnie zniechęciło do jazdy na rowerze. Były to tak poza tym najgorsze warunki w jakichkolwiek wcześniej jeździłem na rowerze. Normalnie tylko siedzieć w domu i nie wychodzić tak wiatr hulał. Całą głowę mi przewiało ponieważ nie miałem czapki, a zaledwie chudy kaptur. Byłem okropnie zły i totalnie zmęczony. Strasznie ciężko się jeździ w takich warunkach. Ale jakoś mimo przekleństw rzucanych wobec natury doczłapałem się do rodzimego miasteczka i mogłem poczuć ciepło i spokój własnego domu. OKROPNE WARUNKI ! Miało być kilka kilometrów z rekordem a wyszło ponad 40 km raz z wiatrem a raz pod wiatr :/ Mam nauczkę ale też kolejną niezapomnianą przygodę. Ciekawy był to dzień, zarówno w szkole(a właściwie na wagarach) jak i po szkole na rowerze...
Dane wycieczki:
Km: | 41.19 | Km teren: | 0.30 | Czas: | 02:14 | km/h: | 18.44 | ||
Pr. maks.: | 53.88 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | 90m | Rower: | Giant |
S8 i okolice Stradomii...
Środa, 6 kwietnia 2011
W szkole moimi ostatnimi dwiema lekcjami były WF-y. Założyliśmy siatki na bramki i po 20 minutach graliśmy już na naszym nowym boisku ;) Ciapek przeginał trochę...
Krystian miał po mnie przyjechać ok. godz 16 w celu udania się na New Dwór. Chciał kupić lampkę. Ja u Bogdana zobaczyłem mojego bike'a tyle że z roku 2011. Świecąca rama i nic więcej. Wolę swojego. Podjechaliśmy na górkę za Nowym Dworem a tam za moją namową przez ubitą drogę do żwirowni. Jednak to były podwaliny nowo budowanej drogi ekspresowej S8. Droga nawet ujdzie jako teren. Dojechaliśmy do krzyżówki z istniejącą drogą, a tam Pan pilnujący materiałów powiedział czemu są opóźnienia. Pojechaliśmy dalej tą drogą aż po jakimś kilometrze się urwała na rzecz płynącej Widawy.

Następnie Krystian poszedł w lewo szukać jakiegoś racjonalnego przejścia tej rzeki a ja natomiast kawałek pomaszerowałem w prawo. Krycha przeskoczył na drugi brzeg. Trochę było śmiesznie. Zrobiliśmy fajną lecz na pewno niepożyteczną tamę z gałęzi na wodzie. Wracając po rowery postanowiliśmy udać się w prawo do szosy.

Doszliśmy po paru minutach do asfaltu, mały odpoczynek i już chwila moment i była Zawada. Następnie szybko dotarliśmy do Szczodrowa skąd fajną i lekko podchodzącą drogą do Stradomii. Tam przejeżdżając przez DK 8 dostrzegliśmy świątynie.

Pojechaliśmy główną drogą w kierunku PKP, ale jeszcze na chwilkę zahaczyliśmy jeden sklepik aby się napoić. Po kilkuset metrach skręt w prawo i już jest kolejna stacyjka w okolicy zaliczona. Nawet ładna, ale ta szklana buda mi zawsze przeszkadzała ;/

Wróciliśmy się kawałek i już w prawo na Arboretum a konkretniej mówiąc nad Zalew. Chwilkę na torach spędziliśmy, gdzie miał powstać kiedyś przystanek kolejowy PKP Stradomia-Zalew :D A potem już piaszczystą dróżką przy brzegu tafli wody do drogi asfaltowej i chwilę potem byliśmy już na DK 8. Wiatr był sprzyjający a i tiry napędzały prędkość no i najważniejsze że zakazu rowerów nie było - puściliśmy się kawałkiem obwodnicy w dół. Przez minutę jechaliśmy średnią 45 km/h, a do rekordu życiowego na prawdę mało mi brakło, ale już wiadomo gdzie można w okolicy bić takowy...Jeszcze tylko wizyta na PKP Syców i już przez Rynek do domów się rozjechaliśmy. Zobaczyliśmy jak rośnie "es ósemka" no i kontaktu z naturą nie brakowało. Także normalna klasyczna wycieczka ;)

Krystian miał po mnie przyjechać ok. godz 16 w celu udania się na New Dwór. Chciał kupić lampkę. Ja u Bogdana zobaczyłem mojego bike'a tyle że z roku 2011. Świecąca rama i nic więcej. Wolę swojego. Podjechaliśmy na górkę za Nowym Dworem a tam za moją namową przez ubitą drogę do żwirowni. Jednak to były podwaliny nowo budowanej drogi ekspresowej S8. Droga nawet ujdzie jako teren. Dojechaliśmy do krzyżówki z istniejącą drogą, a tam Pan pilnujący materiałów powiedział czemu są opóźnienia. Pojechaliśmy dalej tą drogą aż po jakimś kilometrze się urwała na rzecz płynącej Widawy.

Widawa przecięła nam szlak...© kompletny
Następnie Krystian poszedł w lewo szukać jakiegoś racjonalnego przejścia tej rzeki a ja natomiast kawałek pomaszerowałem w prawo. Krycha przeskoczył na drugi brzeg. Trochę było śmiesznie. Zrobiliśmy fajną lecz na pewno niepożyteczną tamę z gałęzi na wodzie. Wracając po rowery postanowiliśmy udać się w prawo do szosy.

gdzieś tutaj będzie za 2 lata DE S8© kompletny
Doszliśmy po paru minutach do asfaltu, mały odpoczynek i już chwila moment i była Zawada. Następnie szybko dotarliśmy do Szczodrowa skąd fajną i lekko podchodzącą drogą do Stradomii. Tam przejeżdżając przez DK 8 dostrzegliśmy świątynie.

Kościół w Stradomii Wierzchniej© kompletny
Pojechaliśmy główną drogą w kierunku PKP, ale jeszcze na chwilkę zahaczyliśmy jeden sklepik aby się napoić. Po kilkuset metrach skręt w prawo i już jest kolejna stacyjka w okolicy zaliczona. Nawet ładna, ale ta szklana buda mi zawsze przeszkadzała ;/

przygotowany dworzec PKP w Stradomii W.© kompletny
Wróciliśmy się kawałek i już w prawo na Arboretum a konkretniej mówiąc nad Zalew. Chwilkę na torach spędziliśmy, gdzie miał powstać kiedyś przystanek kolejowy PKP Stradomia-Zalew :D A potem już piaszczystą dróżką przy brzegu tafli wody do drogi asfaltowej i chwilę potem byliśmy już na DK 8. Wiatr był sprzyjający a i tiry napędzały prędkość no i najważniejsze że zakazu rowerów nie było - puściliśmy się kawałkiem obwodnicy w dół. Przez minutę jechaliśmy średnią 45 km/h, a do rekordu życiowego na prawdę mało mi brakło, ale już wiadomo gdzie można w okolicy bić takowy...Jeszcze tylko wizyta na PKP Syców i już przez Rynek do domów się rozjechaliśmy. Zobaczyliśmy jak rośnie "es ósemka" no i kontaktu z naturą nie brakowało. Także normalna klasyczna wycieczka ;)

Syców nocą...© kompletny
Dane wycieczki:
Km: | 31.79 | Km teren: | 7.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 17.50 | ||
Pr. maks.: | 62.18 | Temperatura: | 13.0 | Podjazdy: | 90m | Rower: | Giant |