Wpisy archiwalne w kategorii
2014 Portugal
Dystans całkowity: | 5094.00 km (w terenie 44.00 km; 0.86%) |
Czas w ruchu: | 275:28 |
Średnia prędkość: | 18.49 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.40 km/h |
Suma podjazdów: | 50327 m |
Liczba aktywności: | 44 |
Średnio na aktywność: | 115.77 km i 6h 15m |
Więcej statystyk |
PORTUGAL 2014 - Dzień 26
Piątek, 8 sierpnia 2014
Rano wstajemy dość wcześnie, świadomi tego jak ciężki dzień nas czeka. Oczywiście nie udaje się wyruszyć szybciej, bo namiot jest cały mokry od wilgoci. Postanawiamy trochę poczekać aż wyschnie lecz w końcu stwierdzamy że to bez sensu, bo i tak nie wyschnie, a szkoda dnia. Etap zaczynamy atakiem na góry. Na początek czeka nas aż 5 przełęczy! Kolejno pokonujemy Portel (601m) -->Coudons (883m) --> Sept-Freres (1253m) --> Marmare (1361m), aż w końcu zaliczamy ostatni szczyt Col de Chioula (1431m). Po drodze nie działo się zbyt wiele. Jako że podjazd był raczej długi i w miarę płaski, to przez większość trasy jechaliśmy wspólnie. Dopiero po jakimś czasie stanąłem kupić rogalika w sklepie, mimo iż wszystkie zapasy mieliśmy od wczoraj, kiedy to pewna Francuzka przywiozła nam torbę żarcia ;) Potem zrobiłem jedną przerwę więcej od Tomka, bo robiło się gorąco i musiałem uzupełniać płyny. Na piątą przełęcz wjeżdżamy już razem. Jesteśmy nieźle rozgrzani, gdyż startowaliśmy raptem z 300 metrów. Robimy po fotce i czeka nas teraz stromy zjazd do ostatniej większej miejscowości Ax-les-Thermes. Na 10-ciu kilometrach straciliśmy ponad 700 metrów, więc nie jesteśmy zbytnio zadowoleni, choć zjeżdżało się świetnie. Powoli żegnamy się z Francją i rozpoczynamy atak na Andorę. Musimy wjechać na 2400 metrów, więc 1,7 km w pionie przed nami. Na początku jedziemy długi czas wzdłuż rzeki. Tomek jedzie z przodu, a ja staję na krótką przerwę, gdyż jest mi bardzo gorąco. Pewne francuskie małżeństwo obdarowuje mnie pysznymi pomidorami oraz czekoladą. Ponadto "ratują" mnie butelką wody. Mimo iż nie potrafimy wymienić ze sobą słowa, to widzę w ich oczach pewnego rodzaju podziw. Tymczasem podjazd robi się nieciekawy. Zamiast efektownych serpentyn mamy do czynienia z długimi prostymi, gdzie niesłychanie wieje nam w twarz i jest ciężko. Gonię Tomka, ale idzie mi bardzo topornie, gdyż zdemotywowany do jazdy co chwilę robię przerwy. Z każdym kilometrem coraz bardziej trafia mnie szlag, ale jadę wolno do przodu z nadzieją, że zaraz będzie lepiej. Temu wszystkiemu nie sprzyja późna jak na tak poważny podjazd godzina. Jestem wściekły na ten cholerny wiatr, ale postanawiam, że jakby nie było ciężko to dam z siebie wszystko i wjadę na tą pieprzoną górę chociażby o 20:00 :P Tomek zaniepokojony moją długą nieobecnością czeka na mnie i na szczyt wjeżdżamy razem. Droga na przełęcz jest bardzo zatłoczona i tylko miejscami pojawiają się serpentyny z prawdziwego zdarzenia. Ponadto jakichś pięknych widoków także nie mamy. Robi się coraz później, ale w końcu docieramy na szóstą dziś przełęcz Port d'Envalira (2408m)! Satysfakcja nie jest tak duża jak na poprzednich francuskich 2-tysięcznikach, ale oczywiście jesteśmy bardzo zadowoleni. Mimo iż podjzad nie był mega ciężki, to warunki pogodowe jednak dały nam w kość. Na szczycie jest prawie 20 stopni, więc na zjazd ubieramy jedynie kurtki wiatrówki. Pierwsze wrażenia w Andorze są pozytywne. Widzimy wielką różnicę w cenie paliwa, a i drogi są kapitalne. Chcieliśmy tego dnia dotrzeć jeszcze do Hiszpanii, bo w małym Księstwie znalezienie noclegu byłoby bardzo ciężkie. Jest późno, ale czeka nas teraz 50 km w dół przez całą Andorę :) Powiem szczerze, że bardzo podobało mi się takie zwiedzanie tego państwa. Można sobie jechać i nawet nie pedałować, tylko skupić się na podziwianiu widoków i budowli. Przez spory odcinek zjazdu chowam się za autobusem i w ten sposób jadę sobie lekko 60 km/h bez wysiłku. W pewnym momencie postanawiam wyprzedzić autobus jak i 3 inne samochody w celu pobicia swojego rekordu prędkości. Liczyłem na więcej, ale i tak jestem bardzo zadowolony, bo udało się uzyskać prędkość chwilową na poziomie 75,4 km/h! W stolicy Andory o nazwie Andorra la Vella robimy szybciutkie zwiedzanie. Miasto jest niewielkie, więc nie zajmuje nam to dużo czasu. Efektowny i widoczny z daleka "diabelski młyn" robi na mnie największe wrażenie. Samo centrum stolicy jest ładne i nowoczesne. Andora jest uznawana za raj podatkowy, więc handel kwitnie. Jeśli dodać do tego tanie paliwo i nastawianie na turystykę, to ludzi nie brakuje. Jesteśmy już zmęczeni, ale do Hiszpani coraz bliżej więc jedziemy dalej. Słońce powoli zachodzi za góry, a przy wyjeździe z Andory łapie nas ulewa. Tomek jedzie przede mną i widzę, że nie zamierza się zatrzymywać, więc jedziemy jakiś czas w deszczu. To było mądre posunięcie, gdyż opady niedługo potem ustały, a my lada chwila wjeżdżaliśmy już do Hiszpanii. Na granicy utworzył się spory korek, ale można to tłumaczyć piątkowym popołudniem. W końcu opuszczamy po 11 dniach piękną i gościnną Francję i pozostaje nam tylko znaleźć jakiś nocleg. W pierwszej mieścinie się nie udaje, więc o godzinie 20 jedziemy do miasteczka o nazwie La Seu d'Urgell. Tam po godzinie krążenia po uliczkach w końcu namawiam Tomka na rozbicie się w parku, gdzie jest kranik z wodą. Jedziemy jednak dalej i pewien mężczyzna poleca nam plac zabaw. Szczerze mówiąc jest jeszcze lepiej niż w parku, bo woda też jest, ale można się schować w rogu. Na placu zabaw siedzą jednak pewni ludzie. Tomek uruchamia swój hiszpański i pyta jeszcze miejscowych. Niestety nie potrafią nam pomóc, więc odjeżdżamy celem poczekania aż opuszczą plac zabaw z dziećmi. Po chwili jednak Hiszpan woła nas z powrotem i postanawia zaprowadzić nas do swojego domu. Okazuje się, że ma dzisiaj jakieś kinderparty na chacie, ale to nie powód żeby nas nie przygarnąć :D Jest już godzina 21:00, a my dostajemy od obcego Hiszpana: prysznic, dach nad głową i przepyszną kolację z kiełbasą, pizzą i piwem na czele. I to wszystko po morderczym, prawie 150-kilometrowym etapie, podczas którego pokonaliśmy 6 przełęczy i zrobiliśmy 3 km w pionie...Życie jest piękne, a dzisiejszy etap śmiało można nazwać królewskim.

Suszenie namiotu z rana to już klasyka © majorus

Panorama Quillan © majorus

Zaczynamy zabawę © completny

Przełęcz numer 3 © completny

Wspinaczki dzisiaj aż nadto © majorus

Kolejna przełęcz © completny

Startowaliśmy z niespełna 300 metrów © completny

Panorama Ax-les-Thermes © completny

Stromy zjazd do Ax-les-Thermes © majorus

Profil podjzadu do Andory

Jeszcze kawał drogi przed nami © completny

Nabieramy wysokości © completny

Pireneje © completny

Powoli do przodu © majorus

Opuszczamy Francję, witamy Andorę © majorus

Miasteczko Pas de la Casa położone na 2050 m.n.p.m © completny

Pamiątkowa fota w Andorze © completny

Konkretne te Pireneje © majorus

Ostatni kilometr na szczyt © completny

Kolejna wielka przełęcz zaliczona! © completny

Ciepło jak na taką wysokość © completny

Flaga Andory © completny

Tablica rejestracyjna w Andorze © completny

Església de Sant Joan de Caselles © completny

Kierunek Hiszpania © completny

Andorra La Vella © completny

Najwyżej położona Stolica w Europie © completny

Wjeżdżamy do 20-tysięcznego miasta © completny

Ciekawa architektura © completny

Andora uchodzi za raj podatkowy © completny

Salvator Dali w Andorze © completny

I wiadomo gdzie jesteśmy © completny

Andora słynie z taniego paliwa © completny

Po morderczym etapie docieramy do Hiszpanii!! © completny

Nocleg u fantastycznych Hiszpanów :) © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 148.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:40 | km/h: | 15.31 | ||
Pr. maks.: | 75.40 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 3000m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 25
Czwartek, 7 sierpnia 2014
Dzień zaczynamy dość wcześnie. Chcemy jak najszybciej dojechać do Carcassonne, żeby mieć czas na zwiedzanie. Po 10 km robimy szybkie zakupy w Lidlu i tniemy dalej przed siebie. Do Carcassonne mamy 75 km cały czas pod wiatr :/ Tomek wziął na siebie najgorszy wiatr i względnie szybko, jak na panujące warunki, udało się dotrzeć do słynnej fortyfikacji. Samo zabytkowe miasto niestety dupy nie urywa. Z zewnątrz co prawda jest na czym oko zawiesić, ale w środku raczej jedno wielkie targowisko, przez co trochę się rozczarowałem. Każdy z nas miał około 45 minut na zwiedzanie, a potem ruszyliśmy dalej. Jechało się trochę lepiej, gdyż teraz wiatr zawiewał już tylko z boku. Mimo wszystko zaliczamy kolejny wymagający etap. Końcówkę etapu jedziemy lekko pod górę wzdłuż rzeki. Na nocleg lądujemy w miejscowości Quillan. Miejsca do rozbicia szukamy od 18:30 do 20:00. Przejechaliśmy chyba każdą uliczkę, zapytaliśmy się chyba wszystkich możliwych osób, ale okazało się że w miejscowości jest camping :P To nam wyraźnie nie pomagało, ale w końcu coś ruszyło. Od jednego gościa dostaliśmy szynkę i pomidory. Potem znaleźliśmy miejsce na namiot pod warsztatem. Było kiepsko, bo ani wody, ani dobrego gruntu. Mimo wszystko żona gościa z warsztatu przyjechała za godzinę z wielką torbą zakupów. W środku było wszystko. Woda, kawa, makaron i wszelkiego rodzaju sardynki. Ledwo się wszystko zmieściło na pobliskim stole. Trochę nas to podbudowało. Jutro czeka nas wymagający etap do Andory.

Celem Carcassonne © completny

Francuska prowincja © completny

Internety i pranie będą grane © completny

Fortyfikacje Carcassonne © completny

Zabytkowe miasto warowne Carcassonne © completny

Bazylika Saint-Nazaire w środku © completny

Jedno wielkie targowisko © completny

Pamiątkowe foto © completny

Panorama Carcassonne © completny

Zbliżamy się do Pirenejów © completny

Citroën 2CV © completny

Kolejne stare, francuskie auto © completny

Stoliczku nakryj się © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 143.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:58 | km/h: | 17.95 | ||
Pr. maks.: | 37.00 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 740m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 24
Środa, 6 sierpnia 2014
Rano wstajemy szybciej. Francuz proponuje prysznic - szkoda tylko że nie wczoraj :P Nie korzystamy, bo trzeba jechać. Po drodze nic się nie działo. Na początku szukamy mapy, bo się skończyła, po tym jak wjechaliśmy na 160 kilometrowy odcinek, którego nie obejmuje zarówno mapa Alp jak i Półwyspu Iberyjskiego. Dzisiaj dużo kluczymy, cały czas zmieniając drogę na ścieżkę lub odwrotnie. Po 70 km robimy przerwę nad morzem w miejscowości Frontignan Plage. Mieliśmy 2 godziny odpoczynku nad morzem płytkim jak polskie Śniardwy. Po odejściu 100 metrów od lądu, woda zalewała ciało ledwie po szyje. Na plaży nie było tak pięknie jak w Cannes, a i woda była lekko chłodnawa. Mimo wszystko dobrze nam taki odpoczynek zrobił i wypoczęci ruszyliśmy z kopyta prosto do Beziers. Zawiewało nam trochę z boku, ale jednak w twarz. Tomek będąc w formie poszedł do przodu i dzięki temu szybko dojechaliśmy do wcześniej wspomnianego miasta. Nic nie zwiedzaliśmy, tylko sprawnie przetoczyliśmy się przez centrum, po czym za miastem rozpoczęliśmy poszukiwanie noclegu. Udało się dość szybko. Dzisiaj bez fajerwerków, ale była woda pod dostatkiem, więc nic więcej nam nie było trzeba. Znowu udało się zrobić dobry dystans, a etap 24. przejdzie do historii jakoś najbardziej płaski na wyprawie. Jutro Carcassonne i mamy nadzieję, że w końcu będzie się coś działo ;)

Pora zwijać namiot © majorus

Jedyna ciekawa rzecz rano © completny

Pomnik © completny

Przerwa na plaży © completny

Frontignan plage © completny

Ciśniemy do przodu brzegiem morza © completny

Béziers © completny

Jest woda - jest dobry nocleg © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 138.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:35 | km/h: | 20.96 | ||
Pr. maks.: | 37.00 | Temperatura: | 32.0 | Podjazdy: | 284m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 23
Wtorek, 5 sierpnia 2014
Rano zaczynamy dzień mini-śniadaniem. Gospodarz przyniósł nam chleb oraz miód z własnej pasieki. Na trasę ruszamy o 9. Szczerze mówiąc to droga niewiele ciekawsza niż wczoraj. Początek jednak nienajgorszy, bo temperatura rano jest przyjemna do jazdy. Wjeżdżamy do 150-tysięcznej miejscowości Aix-en-Provence i szybko ją opuszczamy, bo niestety nie ma tam nic ciekawego. Wyjeżdżamy z miasta i wiatr przybiera na sile. Na szczęście wieje bardziej z północy niż z zachodu, więc można to przeżyć, choć lekko nie jest. Dzisiaj 3 razy lądujemy w markecie. Dla urozmaicenia kupuję sobie kiwi oraz całego arbuza za 2 Euro. Przy 32 stopniach taki arbuz to świetna sprawa. Po drodze do końca dnia nie ma nic ciekawego oprócz wielu winnic i sadów. Pod koniec etapu lekko znudzeni monotonną jazdą, postanawiamy zatrzymać się na krótką, ale treściwą degustację ;) Dzisiejszy dzień nie przyniósł nam masy atrakcji, o których mógłbym się rozpisywać - był to typowy tranzyt do Hiszpanii. Nocleg znaleźliśmy za pierwszym razem u młodego francuskiego małżeństwa, ale zaczęliśmy wybrzydać na suchą ziemię i postanowiliśmy poszukać czegoś lepszego. Po godzinie poszukiwań, stwierdziliśmy, że widocznie na nic więcej nas nie stać i musimy pogodzić się z tym, co dzisiaj nam się trafiło. Mimo wszystko udało nam się wbić śledzie w twardą jak skała ziemię, a i kranik z wodą się znalazł. Ponadto właściciel przyniósł nam wodę i Nestea :) Dzisiejszy dzień ponownie nie należał do łatwych i ciekawych, ale udało się przejchać spory dystans i zbliżyć do Pirenejów.

Pożegnanie z francuskim Hiszpanem © majorus

Aix-en-Provence © completny

Fontanna i Cours Mirabeau w Aix-en-Provence © completny

Płasko. nudno i pod wiatr :/ © completny

Elegancja Francja © completny

Jakieś urozmaicenie © completny

Równolegle do autostrady © completny

Krótka przerwa w sadzie i winnicy © completny

Winko na wieczór © majorus

Nocleg na wypalonej trawie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 143.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:38 | km/h: | 18.73 | ||
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | 32.0 | Podjazdy: | 441m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 22
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Rano ruszamy dopiero o 9:30, bo siadła wilgoć na namiocie. Śniadania nie dostajemy, gdyż gospodyni poleciała do Turcji, a jej synowie śpią w najlepsze. Dzisiaj czeka nas jeden z najnudniejszych dni na wyprawie. Cały dzień jedziemy główną, zatłoczoną drogą. Z każdym kilometrem przybywa pagórków, a temperatura szybko rośnie. Ostatecznie słupek rtęci zatrzymuje się na 34 stopniach, ale jest dość duszno, co tylko potęguje upał. Jakby tego było mało, to towarzyszy nam słynny "wmordewind". Jedyny pozytyw jest taki, że wjeżdżamy na teren Francji, gdzie jest mnóśtwo winnic. Chcieliśmy nadrobić jakieś kilometry, ale po tym jak wyszła setka, dajemy sobie spokój. Jesteśmy już tylko jeden dzień w plecy, także jest dobrze. Na nocleg lądujemy w jednej z wiosek na wysokości Marsylii. Przygarnia nas facet mówiący po hiszpańsku, więc Tomek mógł się wykazać. Możemy korzystać z wody z pobliskiej studni, a wieczór spędzamy przy winku.

I tak przez większość dnia © majorus

Trochę górek się znalazło © completny

Mnóstwo winnic po drodze © completny

Lokalny specyfik © completny

Charakterystyczne płaskie góry © completny

Nocleg u Hiszpana we Francji © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 107.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:40 | km/h: | 18.88 | ||
Pr. maks.: | 46.00 | Temperatura: | 34.0 | Podjazdy: | 811m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 21
Niedziela, 3 sierpnia 2014
Rano zrywamy się już o 6:30, aby posiedzieć na plaży. Zostajemy jednak zaskoczeni, gdyż Francuzi zapraszają nas na śniadanie - jak miło :) W tym wypadku wyruszamy o 8. Nie jesteśmy zadowoleni z pogody, bo planowaliśmy pół dnia odpocząć na plaży, a tutaj chmury od rana. Szybko docieramy do Cannes i powoli zaczyna się przejaśniać. Zanim zwiedziliśmy port i opuściliśmy centrum to Słońce zdążyło już zapanować na niebie. Ucieszeni znaleźliśmy miejsce na plaży i o 10:00 zaczęliśmy leżakowanie. Na początku nie było prawie nikogo, ale oczywiście z każdą godziną ludzi przybywało. Woda w morzu była kapitalna, prysznice były, piasek też świetny. I tak po jakimś czasie z pochmurnego poranka zrobił się 35 stopniowy upał :D To ja rozumiem! Odpoczęliśmy sobie na tej plaży, ale należało nam się. Przecież przez ostatnie 2 dni zaliczyliśmy kilka wielkich przełęczy, robiąc 5 tys. przewyższeń. Niestety robiło się późno, więc po niespełna 7 godzinach na plaży musieliśmy się zbierać. Przed 17 ruszyliśmy skalistym i pagórkowatym wybrzeżem w kierunku St Raphael. Mimo iż jedziemy wzdłuż morza to teren do jazdy jest wymagający. Ponadto na drodze jest spory ruch, bo wszyscy wracają w niedzielne popołudnie do domów. Na nocleg lądujemy w miasteczku Puget. Ciężko znaleźć miejsce, ale jedna Pani (znająca angielski!) przygarnęła nas na ogródek. Oczywiście prysznic mieliśmy w pakiecie ;D Sama Francuzka wylatywała w nocy do Turcji, więc w domu zostali tylko jej synowie. Dzisiejszy dzień był naprawdę udany. Naładowaliśmy baterie nad morzem, a mimo tego zrobiliśmy prawie setkę, więc dzień nie poszedł na straty. Mimo wszystko mam pierwszy kryzys. Dzisiaj mijają 3 tygodnie jak wyruszyliśmy z Wrocławia i trochę chciałoby się już wracać do domu. Zobaczyliśmy już przecież tyle rzeczy, odwiedziliśmy mnóstwo pięknych miejsc, przejechaliśmy Alpy, zaliczyliśmy Lazurowe Wybrzeże - a tutaj się okazuje, że to dopiero połowa wyprawy! Na szczęście pogoda się nad nami zlitowała i w szybkim tempie przejechaliśmy góry, przez co jesteśmy tylko 1 dzień w plecy. Teraz kierunek Hiszpania!

Pożegnanie z Francuzami - P.S. Łydy wytopione po Alpach ;) © majorus

Rano niestety pochmurno © completny

W drodze do Cannes © completny

Nie zapowiada się na wolny dzień na plaży © completny

Rzut oka na centrum Cannes © completny

Słońce powoli wychodzi zza chmur © completny

Port w Cannes © completny

Także tutaj nie brakuje pięknych jachtów © completny

Godzina 10:00 - przerwa na plaży © completny

Temperatura rośnie © completny

Dobra reklama to podstawa © completny

Widok z pozycji ręcznika © completny

Ludzie się zeszli, a my jedziemy dalej © completny

Opuszczamy Lazurowe Wybrzeże © completny

Kolejny nocleg z przysznicem © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 82.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:12 | km/h: | 19.52 | ||
Pr. maks.: | 41.00 | Temperatura: | 35.0 | Podjazdy: | 461m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 20
Sobota, 2 sierpnia 2014
Z Isoli wyruszamy o 8:15. Poranek jest bardzo chłodny, gdyż cały czas jedziemy przez dolinę otoczoną wysokimi górami, gdzie nie dociera Słońce. Pierwszą przerwę robimy w InterMarche dopiero po 50 km, gdyż ciągle jedziemy w dół do morza, więc nie trzeba prawie pedałować. Potem napotykamy na zakaz dla rowerów i do Nicei jedziemy już lokalną drogą. Po zjechaniu z gór witamy się z klimatem śródziemnomorskim. Temperatura rośnie z każdą godziną, mimo iż już jest upalnie. Po fantastycznym 100 kilometrowym zjeździe z La Bonette (2802 m) postanawiamy cofnąć się 20 km do Monaco. Tak więc przejeżdżamy obojętnie przez Niceę obok cudownie wyglądającego morza, aby skalistym wybrzeżem dostać się do Księstwa. Na setnym kilometrze robimy drugą przerwę, tym razem pod serwisem Ferrari. Jako że Monaco jest malutkie, to zwiedzanie nie zajmuje nam dużo czasu. Zwiedzamy szybko port, kasyno, robimy rundkę po ulicznym torze F1, przejeżdżamy tunel i to wszystko. Oczywiście Monaco robi wielkie wrażenie swoim bogactwem, pięknymi jachtami, świetnymi samochodami itd. W drodze powrotnej do Nicei Tomek jechał przede mną i straciłem go z horyzontu. Potem zmartwiony przyśpieszyłem, żeby go złapać, ale nie ma go i nie ma. W końcu dojeżdżam do Carrefour'a i do niego dzwonię. Otóż okazało się, że jakimś cudem w drodze powrotnej pojechaliśmy przez chwilę innymi drogami, przez co Tomek został w tyle czekając na mnie ;P No cóż, zdarza się. Poczekałem na Tomka, zrobiliśmy zakupy i lada moment po szybkim zwiedzaniu Nicei, byliśmy już na plaży. Postanowiliśmy zrobić sobie 2 godziny przerwy. Mimo iż nie lubię kamienistych plaż, to taka kąpiel po 3 tygodniach zmagań z górkami była kapitalna. Siedzielibyśmy tam do nocy, ale martwiliśmy się miejscem na nocleg, gdyż wszystkie nieruchomości były nastawione na turystów. Postanowiliśmy więc wyjechać za miasto i cofnąć się 3 km w głąb lądu do pierwszego miasteczka. Po godzinie krążenia po uliczkach w końcu widzimy spory plac przed domem. Pukam do drzwi i wychodzi starsza Francuzka krzycząc kilkukrotnie: "Quesque vous voulez?" - czego chcecie? czego chcecie? Mimo iż Francuzka mówiła tylko w swoim ojczystym języku, to jakoś pojedyńczymi słowami jej wyjaśniliśmy nasz cel przybycia i z miejsca nas przyjęła na swój ogródek :) Dostaliśmy od niej jeszcze jakieś owoce, a i prąd w szopie się znalazł ;) Szkoda tylko że nic o basenie nie powiedziała. Mimo wszystko jesteśmy znowu bardzo zadowoleni, bo znaleźć nocleg "na gospodarza" w tak popularnym regionie i to w środku sezonu to naprawdę sztuka. Jutro planujemy luźniejszy dzień na plaży, a tymczasem delektujemy się południowym klimatem...

Przed nami ciąg dalszy zjazdu © completny

Zakaz to zakaz © completny

Dojeżdżamy do Nicei © completny

Lazurowe Wybrzeże!! © completny

Ale by się wskoczyło do morza © completny

Panorama Nicei © completny

Tacy to pożyją © completny

Będzie mandacik © completny

Przerwa pod serwisem Ferrari © completny

Docieramy do Monaco © majorus

Zaczęło się :) © completny

Fury w Monaco © completny

Tablica rejestracyjna Monaco © completny

Jachty też mają piękne © completny

Jedziemy trasą F1 © completny

Panorama miasta-państwa © completny

Flaga Monaco © completny

Widok w kierunku Włoch © completny

Słynny tunel © completny

Kolejne Ferrari © completny

Pamiątkowe foto © completny

Zwiedzanie poszło gładko © completny

Aston Martin też się znalazł © completny

Piękna Nicea © completny

Imponujący pomnik © completny

Słoneczny Patrol w Nicei © completny

Zasłużyliśmy na małą przerwę © completny

Niemożliwe nie istnieje © completny

Nocleg 3 km od Morza Śródziemnego © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 144.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:08 | km/h: | 20.19 | ||
Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 33.0 | Podjazdy: | 659m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 19
Piątek, 1 sierpnia 2014
Po wczorajszym świetnym dniu dzisiaj czeka nas jeszcze cięższy. Dlatego też wstajemy bardzo wcześnie i ku naszej uciesze w końcu nie trzeba suszyć namiotu. Na trasę ruszamy jak nigdy kilka minut przed 8 rano. Tomek kupuje szybko kilka rzeczy w markecie i już po chwili zaczynamy 19 km wspinaczki na Col de Vars (2109 m). Pogoda od początku jest kapitalna. Z każdym kwadransem robi się coraz cieplej, a na niebie prawie żadnych chmurek. Tomek oczywiście jedzie szybko swoim tempem, a ja niestety na początku zmagam się z bólem brzucha. Więcej czasu zajmuje mi szukanie krzaków niż pokonywanie kolejnych serpentyn, ale to mało istotne. W połowie podjazdu już mi przechodzi i jedzie się całkiem normalnie. Podjazd pod pierwszą przełęcz raczej nie zasługuje na dłuższą historię. Trasa była długa i raczej wypłaszczona oprócz początkowych kilometrów. Po drodze mijało mnie wielu kolarzy na rowerach szosowych, a Tomek w związku z moją absencją żołądkową czekał na mnie godzinę z hakiem. Na górze byłem lekko przed 12:00, więc planowo. Zrobiliśmy sobie po zdjęciu i trzeba było ruszać dalej. Przed sobą mieliśmy ponad 20 km zjazdu, więc odpoczywaliśmy na rowerach. Zjechaliśmy do wysokości 1200 m.n.p.m i o godzinie 13:00 zaczęła się właściwa rozgrywka. 24 km pod górę na Col de la Bonette (2802 m). Tomek pojechał do przodu, a ja jeszcze musiałem coś zjeść i się ochłodzić w źródełku, gdyż na Vars nie było czasu. Po dwudziestu minutach wkraczam do akcji. Początek jest ciężki, a do tego zrobiło się upalnie - ale ok ok, pamiętam że mógł być przecież śnieg ;D Mimo wszystko postanawiam się rozebrać i raz a porządnie posmarować na cały podjazd. Poopalałem się może 2-3 km, bo mniej więcej od wysokości 1600 do 2100 metrów użerałem się z ch*jowymi muszkami. Musiałem się ubrać, a i tak leciało nade mną prawdziwe stado. Oczywiście w przeszłości miewałem takie sytuacje nieraz. Pokonywałem jakieś wzniesienie, było ciepło, a ja cały zalany potem. Wiadomo, że zawsze jakieś muszki nad człowiekiem latają, ale to co się działo na podjeździe pod drugą przełęcz, to był po prostu jakiś koszmar. Jadę 6-8 km/h a wokół mnie 100 muszek. Zatrzymasz się to wszystkie na Tobie. Jedziesz to Cię gryzą. Myślałem, że wyjdę z siebie. Jak do tego wszystkiego dołączyły osy to postanowiłem niemal wykąpać się w pobliskim źródełku. Zmyłem z siebie tyle potu ile się dało. Owadów było 70 % mniej, a znaczna większość atakowała już jedynie zapocony kask i skarpetki...Piszę o tym, bo to było naprawdę coś okropnego i myślałem, że zamiast wspominać piękne rowerowe chwile, ja po przyjeździe będę miał w pamięci tylko te wstrętne muszki. Na szczęście im wyżej tym było ich coraz mniej i na wysokości 2100 m wraz z zanikiem roślinności, zniknęły także owady. Odetchnąłem z ulgą! W końcu mogłem się najeść i napić jak człowiek, bo wcześniej po prostu się nie dało. W tym czasie niebo się zachmurzyło i dziwne chmury zbliżały się do szczytu. Zmartwiony możliwą burzą jechałem jak najszybciej do przodu, robiąc jedynie krótkie przerwy. Było mi trochę smutno, że byłem ostatnim rowerzystą, który tego dnia porwał się na szczyt. Wszyscy na kolarkach co mieli wjechać to już wjechali, a ja się spokojnie toczyłem. Nie brakowało za to motocykli na trasie. Na 6 km przed metą dostałem od pewnego Szwajcara cukierka na "lotnym bufecie". Niby nic, ale jednak takie sytuacje wywołują uśmiech i jedzie się lepiej. Końcówka trasy to już jak najszybsze pedałowanie do góry. Sądziłem, że burza to tylko kwestia czasu, ale na szczęście i tym razem pogoda nam dopisała. Na ostatnim kilometrze dostaję informację z jadącego z naprzeciwka samochodu, że Tomek już na mnie czeka na szczycie. To tylko dodało mi wiatru w żagle. Po wielu trudach dotarłem na przełęcz. Do zrobienia był jeszcze 1 km czyli słynna pętla widokowa. Zmęczenie było spore, a droga dochodziła miejscami do 14 % nachylenia. Mimo wszystko podekscytowanie było tak duże, że jechałem już na maxa. 17:15. Wpadam! Jest! 2802 m.n.p.m.! Przybijamy z Tomkiem piątkę i już wspólnie dzielimy się euforią i wielką satysfakcją z osiągniętego celu. Zakładałem, że na szczycie będę o 18, ale na szczęście udało się wcześniej i był czas na solidną sesję zdjęciową. Widoki są przecudowne, a krajobraz iście księzycowy. Wyżej asfaltem w Alpach nie da się wjechać! Ubieramy ciuchy i pora zjeżdżać w dół, gdyż robi się późno, a nie wiemy co z pogodą. Jesteśmy mega zadowoleni, a dodatkowo mamy teraz 100 km w dół do Lazurowego Wybrzeża. Może być piękniej? Na zjeździe przecieramy hamulce na świetnych serpentynach, spotykamy jeszcze dwójkę chłopaków z Pabianic i tniemy w dół ile się da. Tym razem asfalt jest już pierwsza klasa, podobnie jak na zjeździe z Vars. Na nocleg lądujemy 35 km za przełęczą w miejscowości Isola. Do Włoch jest stąd rzut kamieniem, ale większe problemy są ze znalezieniem miejsca do spania, gdyż w malutkim miasteczku jest camping :/ Poza tym nawet nie ma kogo spytać, bo wszyscy mają małe ogródki. Wreszcie Tomek puka do jednego gościa i w tej samej chwili zaczyna się ulewa. Dosłownie w kilka sekund zaczęło porządnie lać. Na szczęście Francuz okazał się w porządku i rozbiliśmy się na mokrej trawie w jego ogródku. Dodatkowo pozwolił nam wziąć prysznic. Mega dzień za nami!! Najlepszy dzień w mojej rowerowej "karierze" :)

Na Dzień Dobry Col de Vars! © completny

Profil podjazdu na Col de Vars (2109 m)

Drugi dzień z rzędu słonecznie © completny

Coraz lepsze widoki © completny

Jeziorko przed przełeczą © majorus

Szczyt zdobyty! © completny

Col de Vars 2109 m © completny

Szybki zjazd w dół © majorus

Alpejsko © completny

Sakwiarze z dziećmi © completny

Danie główne :) © completny

Trzeba wjechać tam na górę © completny

Profil podjazdu na Cime de la Bonette (2802 m)

Czas start! © completny

Imponujące serpentyny © majorus

Piękny alpejski krajobraz © completny

Jeszcze sporo drogi przede mną © completny

Ostatnie 5 kaemów © completny

Jadę jako ostatni na rowerze © majorus

Już widać szczyt © majorus

Ostatnia pętelka © majorus

La Bonette 2802 m! © completny

Wyżej w Alpach asfaltem się nie da! © completny

Zmęczony, ale mega szczęśliwy © completny

Jedno z moich ulubionych zdjęć © completny

Towarzyszy nam ogromna satysfakcja © completny

Godzina późna, więc zjeżdżamy w dół © completny

Jest na co popatrzeć © completny

Ogrom gór © completny

Jedzie Tomek jedzie © completny

Do kalendarza © completny

Lazurowe Wybrzeże - 100 km w dół © completny

Świstaki © completny

Krajobraz na zjeździe © completny

Serpentynki lepsze niż podczas wspinaczki © completny

Opuszczona osada © completny

Spotykamy dwóch Polaków © completny

Na jednej z serpentyn © majorus

W pogoni za Tomkiem © completny

Trzeba szanować hamulce © completny

Do końca dnia z górki ;) © completny

Nocleg w Isoli © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 113.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:03 | km/h: | 14.04 | ||
Pr. maks.: | 72.00 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 2769m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 18
Czwartek, 31 lipca 2014
Rano wstajemy wcześniej, ale i tak trzeba suszyć namiot, więc wyruszamy dopiero przed 9. Ważniejsze jest, że robi się pogoda! Przed sobą mamy 34 km wspinaczki. Już na początku pierwszego podjazdu wychodzi Słońce :) Na Col du Telegraphe jadę wolno, ale mimo wszystko gładko. Często robię przerwy, bo to moja pierwsza przygoda z tak wielkimi górami i muszę wyczuć jak rozłożyć siły. Na górze czeka już na mnie Tomek, który odpoczywa na ciepłej od Słońca ławce. W końcu mamy pogodę! Z Col du Telegraphe (1566 m) mamy 5 km zjazdu do wioski. Tam zaczyna się prawdziwa wspinaczka. Prawie 20 km jazdy pod górę na Col du Galibier. Tomek oczywiście jedzie swoim tempem, a ja spokojnie sobie dziabię kilometr po kilometrze. Robi się ciepło, żeby nie powiedzieć upalnie, ale wcale nie narzekam - przecież mógł być śnieg ;) W drodzę na szczyt robię przerwy 12, potem 8 i 4 km przed szczytem. Po drodze mija mnie sporo rowerzystów. Ja raczej nikogo nie wymijam, bo tylko my z Tomkiem jedziemy "wyprawowo" z sakwami, a reszta na kolarkach. Widoki z każdym zakrętem robią się coraz piękniejsze. W końcu zostaje mi tylko kilometr do mety. Jeszcze fotograf stojący na zakręcie robi mi zdjęcie i zostaje ostatnia prosta na przełęcz. O 14:30 wpadam bardzo szczęśliwy na Col du Galibier (2642 m). Tam już czeka na mnie Tomek, który zdążył lekko zmarznąć ;) Robimy małą sesję zdjęciową pod tabliczką, ubieramy grube ciuchy i możemy zjeżdżać w dół. Do Briancon mamy 35 km bez pedałowania. Po drugiej stronie przełęczy widoki i serpentyny są wcale niegorsze, za to asfalt jest dziurawy i wiatr wieje w twarz. Nie chcę być marudny, ale zjeżdżało się dość kiepsko. W Briancon robimy zakupy i jedziemy dalej lekko w dół. Nocleg znajdujemy u starego Francuza, który mówi tylko w swoim ojczystym języku. Dostajemy od niego pomidory i możemy się wykąpać na sporym ogrodzie, gdyż ma fajnego węża. Mamy pierwszy ciepły wieczór i mimo ciężkiego dnia chciałoby się posiedzieć przy stoliku do późna. Niestety jutro czeka nas jeszcze cięższy dzień. Alpy są świetne, a pogoda w końcu się zlitowała :)

Profil podjzadu

No to zaczynamy! © completny

Jeszcze sporo przed Nami © completny

Pogoda w końcu dopisuje © completny

A widoki powalają © completny

Pierwsza przełęcz zdobyta © completny

Col du Telegraphe 1566 m.n.p.m © completny

Czas na drugą przełęcz! © completny

Zrobiło się upalnie © completny

Serpentynki niczego sobie © majorus

Ogromne góry dookoła © completny

Jeszcze jeszcze... © completny

Widoki coraz ciekawsze © completny

Końcówka podjazdu © majorus

Col du Galibier 2642 m.n.p.m © completny

Pamiątkowa fota na tle Alp © completny

Czas na zjazd © completny

Piękny zjazd! © majorus

Pomnik kolarza Henri Desgrange'a © completny

Słaba nawierzchnia na zjeździe © completny

Jeszcze sporo śniegu na górze © completny

Powoli tracimy wysokość © completny

Mont-Dauphin © completny

Nocleg u starego Francuza © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 110.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:12 | km/h: | 15.28 | ||
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | 29.0 | Podjazdy: | 2227m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 17
Środa, 30 lipca 2014
Nocleg w apartamencie był super. Niestety pogoda nie poprawiła się znacząco przez noc. Natomiast wczoraj gdy Francuzki dowiedziały się, że planujemy wjechać na Col du Galibier to ostrzegały, że w taką pogodę może tam padać śnieg :P Mimo wszystko jemy śniadanie i po godzinie 9 zaczynamy etap 17. Przez stopującą nas pogodę jesteśmy już 2 dni w plecy. Początkowo jedzie się przyjemnie, ciągle lekko w dół do Albertville. Miasto kojarzy się głównie z Olimpiadą, która odbywała się tam w 1992 roku. Odwiedzamy zatem centrum, a następnie Park Olimpijski. Potem robimy zakupy w pobliskim markecie i akurat w tym czasie zaczyna padać deszcz. Gdy zjedliśmy drugie śniadanie, opady ustąpiły i niebo było jasniejsze niż w ostatnich dniach, mimo iż nadal całe zachmurzone. Dalej jedziemy już boczną drogą, gdzie ruch samochodowy jest znacznie mniejszy. Oprócz jednego podjazdu cały czas mamy jakby w dół, jakby lekko z wiatrem, a przecież mieliśmy się wspinać. Do miejscowości Saint-Jean-de-Maurienne Tomek narzuca mocne tempo i jesteśmy tam już o godzinie 15. Mamy zatem sporo czasu, a dystansu do przejechania niewiele. Robimy sobie małą przerwę na WiFi w McD, a potem zakupy na 2 dni w Carrefour. Do kolejnej miejscowości Saint Martin mamy już pod górkę, ale nocleg znajdujemy za pierwszym razem u "Łysego". Francuz stał na drabinie i dłubał coś w dachu, ale zszedł i pozwolił nam się rozbić na ogródku. Nie było co wymyślać, więc szybko się rozbiliśmy. Tomek jak zwykle poszedł pierwszy kąpać się w zarośla, ale po jakimś czasie przyjechała żona "Łysego" i zaproponowała prysznic :3 Tomek wyjątkowo wykąpał się dziś 2 razy ;) Ponadto dostaliśmy jakieś batony i jogurty, a Francuz przyniósł nam jeszcze stolik i krzesła. Francja - elegancja! Wieczorem zaczyna padać, więc chowamy się do namiotu wcześniej. Jutro czeka nas wielki dzień. Mamy nadzieję, że pogoda się zlituje i będzie nam dane wjechać na Col du Galibier.

Żegnamy bardzo miłe Francuzki © majorus

Gdyby tylko nam się chciało ;) © completny

Albertville © completny

Hala Olimpijska © completny

Pamiątka po Olimpiadzie z 1992 roku © completny

Pogoda nędzna, ale wszystkie przełęcze otwarte :) © completny

Powoli nabieramy wysokości © completny

Saint-Jean-de-Maurienne © completny

Katedra © completny

Carrefour zawsze i wszędzie © completny

Zbliżamy się do naprawdę wielkich gór © completny

Nocleg u Łysego na ogródku © completny

Mały Tygrys © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 104.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:55 | km/h: | 21.15 | ||
Pr. maks.: | 48.00 | Temperatura: | 23.0 | Podjazdy: | 691m | Rower: | Giant |