Wpisy archiwalne w kategorii
2014 Portugal
Dystans całkowity: | 5094.00 km (w terenie 44.00 km; 0.86%) |
Czas w ruchu: | 275:28 |
Średnia prędkość: | 18.49 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.40 km/h |
Suma podjazdów: | 50327 m |
Liczba aktywności: | 44 |
Średnio na aktywność: | 115.77 km i 6h 15m |
Więcej statystyk |
PORTUGAL 2014 - Dzień 36
Poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Spanie 3 km przed przełęczą okazało się średnim pomysłem, bo rano zamiast szybko ciąć do przodu, to my zrobiliśmy wielkie oczy z powodu gęstej mgły. Namiot zlany kompletnie, ale postanawiamy zwinąć go takiego jaki jest i wysuszyć na jednej z przerw. Ubieramy się bardzo ciepło, bo jest tylko 12'C i pokonujemy wolno drugą przełęcz, po czym zjeżdżamy do większej wioski na zakupy. Mgła nie zamierza ustąpić. Dopiero po minięciu trzeciej przłęczy rozpogadza się i jest znacznie lepiej, ale górki towarzyszą nam już do samego Lugo. W jednym miasteczku suszymy namiot na przerwie, korzystając w międzyczasie z WiFi. 30 minut starczyło i ruszyliśmy na dalsze kilometry jazdy. Lugo zwiedzamy w trybie ekspresowym. Właściwie to nie mieliśmy zwiedzać wcale tego miasta, ale przejechaliśmy blisko centrum i spore wrażenie zrobiły na nas mury miejskie. Podjechaliśmy jeszcze pod ładną katedrę i to tyle jeśli chodzi o Lugo. Miasto z potencjałem, ale trochę pomieszane są tam style. Z Lugo tniemy już ile się da na Południe, ale noclegu szukamy po 120 km. Godzina błądzenia po uliczkach i od biedy jeden Hiszpan udostępnia nam nieogrodzony plac obok domu. "Manuel" z domu obok też co prawda pozwolił nam się rozbić na twardej jak skała ziemi przed domem, pokrytej wypaloną trawą. Ba! Nawet węża ogrodowego wyciągnął. Szkoda tylko, że podał go przez płot nie otwierając nawet głupiej furtki. Szkoda też że miał wielki ogród przed domem z normalną trawą. Niestety Hiszpanie nas trochę zawodzą jeśli chodzi o noclegi. W dodatku na wieczór znowu robi się zimno i wieje bardzo chłodny wiatr. Jakby tego było mało, to woda z węża też jest zimna, a więc dzisiejszy prysznic przechodzi do historii jako najgorszy na wyprawie. Wjechaliśmy w dziwny obszar Hiszpanii, gdzie rano zaczynamy dzień w kurtkach przy 10'C, a po południu jedziemy bez koszulek, bo grzeje ponad 30'C ;)

Spanie pod przełęczą różnie się kończy © completny

Dawno nie było mgły © completny

Jedna przełęcz z głowy © completny

Moda na czasie © completny

Sierpień w Hiszpanii © completny

Kolejna przełęcz © completny

Lugo na horyzoncie © completny

Suszenie namiotu © completny

Wjeżdżamy do miasta © completny

Imponujące mury obronne w Lugo © completny

Na chwilę wjeżdżamy do centrum © completny

Katedra św. Marii w Lugo © completny

Mury w Lugo robią za deptak © completny

Ciężko było znaleźć jakikolwiek nocleg © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 132.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:20 | km/h: | 18.00 | ||
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 27.0 | Podjazdy: | 1710m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 35
Niedziela, 17 sierpnia 2014
Dobrze się nam śpi, więc rano wstajemy troszkę po czasie, ale to nic straconego, bo namiot tradycyjnie jest mokry. Czekamy jakiś czas i o 9 ruszamy w drogę. Dzisiaj przed nami górski etap. Najpierw 50 km wzdłuż rzeki, więc jedzie się lekko, bo droga jest łagodna. Krajobrazy są piękne i bardziej przypominają Kanadę czy Czarnogórę, a nie Hiszpanię. Mapa znowu nas oszukuje, bo zaniża odległości, przez co ciężko jest coś zaplanować. Rano jak wyruszaliśmy było bardzo chłodno, ale z czasem robi się gorąco. Czeka nas spora wspinaczka albowiem jesteśmy na 70 m, a musimy zdobyć przełęcz powyżej 1100 m. Smarujemy się kremem do opalania, ściągamy koszulki i powoli ciśniemy do przodu. Idzie nam stosunkowo dobrze, ale nie wystarcza czasu na drugą przełęcz, mimo iż mieliśmy zrobić dzisiaj aż 3. Jako, że jest niedziela i wszystko jest pozamykane, to wczoraj zrobiliśmy spore zakupy, a więc dzisiaj jeden z nielicznych dni bez marketu. Z przełęczy czeka nas kapitalny zjazd. Na drodze jest pusto, a serpentyny są naprawdę bardzo dobrze poprowadzone. Końcówka trasy niestety znowu pod górę. Dzisiaj kolejny dzień, w którym mamy sporo przewyższeń. Nocleg znajdujemy w małej wiosce 3 km przed drugą przełęczą. Śpimy na 800 m i trzeba się szybko kąpać, bo wieczorem znowu temperatura szybko spada. Piąty tydzień za nami!

Góry z rana jak śmietana! © majorus

Piękny okaz © completny

Jedziemy przez piękny wąwóz © majorus

Jak w Czarnogórze © completny

Każdy ma taki śmiesznyk domek © completny

Przerwa na pranie © completny

Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć © completny

Punkt kontrolny © completny

Droga na przełęcz © completny

Czemu nad Oceanem nie było tak gorąco? © completny

Mistrzowie przełęczy ;) © completny

Czas na zjazd! © majorus

Piękne serpentyny i prawie zerowy ruch © completny

Musi tu być sporo śniegu w zimę © majorus

Widoki przednie © completny

Górska tama na wodzie © completny

Kończymy piąty tydzień jazdy! © completny

Bezpieczny nocleg zapewnia strażnik teksasu © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 129.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:58 | km/h: | 18.52 | ||
Pr. maks.: | 62.00 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 2760m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 34
Sobota, 16 sierpnia 2014
Słowo się rzekło. Rano zostawiamy namiot i idziemy na śniadanie do Profesora Ekonomii. Po pysznym posiłku robimy pamiątkowe foto, ślicznie dziękujemy i jeszcze dostajemy spory zapas musli na drogę. Gdy wracamy spakować resztę rzeczy, podchodzi do nas babeczka z drugiego domu i daje kawę w słoiku ;d Tak więc nie potrafiąc opędzić się przed gościną, ruszamy dopiero o 10:30. Na szczęście jesteśmy najedzeni, więc 40 km do Gijon robimy na raz, mimo iż oczywiście ciągle jest masa pagórków po drodze. Gijon zaskoczyło nas zdecydowanie na plus! Już zjeżdżając do miasta zauważyliśmy w oddali piękną, wielką budowlę. Okazało się, że to Uniwersytet Laboral. Szczerze mówiąc podobało mi się tam bardziej niż w przereklamowanym Carcassonne, a przecież o Gijon przed wyjazdem mało co wiedziałem. Zwiedziliśmy sobie cały kompleks na ile to było możliwe i po przerwie ruszyliśmy do centrum. Po drodze widzieliśmy stadion Sportingu Gijon, a następnie dotarliśmy do fajnej plaży. Całe nabrzeże wyglądało jak w USA. Wysokie budynki, jedna ulica i zaraz szeroka plaża. Pokręciliśmy się chwilę po centrum i trzeba było żegnać się z północną Hiszpanią, gdyż teraz odbijaliśmy w głąb lądu do Oviedo. Robi się ciepło. Do Oviedo jedziemy wzdłuż autostrady cały czas po górkach. Jesteśmy głodni, a rano Profesor powiedział nam, że w centrum Oviedo jest stołówka, gdzie można najeść się do syta za symboliczną opłatą. Wyszło na to, że narobiliśmy sobie smaka, a stołówka z racji soboty była zamknięta. To było zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe. Za to miasto zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Słyszeliśmy, że Oviedo jest piękne i faktycznie jest. Po dogłębnym zwiedzaniu kupujemy pamiątki i szukamy marketu na wylocie. Udaje się zrobić zakupy na 2 dni, gdyż jutro musimy przejechać przez "dzikie" góry, gdzie o sklep może być ciężko. Robimy jeszcze trochę kilometrów i na nocleg lądujemy za miejscowością Grado. Miejsce do spania znajdujemy u Hiszpanów na posesji, gdzie jest 10 osób. Pachnie grillem i po cichu liczymy na jakąś kolacyjkę, ale okazało się że już po grillu i możemy spokojnie przystąpić do robienia makaronu ;P Od jutra ciśniemy już na Portugalię.

Śniadanie pierwsza klasa © completny

Z profesorem ekonomii © majorus

Czas się pakować © majorus

Panorama Gijon © completny

Universidad Laboral w Gijón - największy budynek w Hiszpanii © completny

Wnętrze eliptycznego budynku © completny

Universidad Laboral w Gijón © completny

Stadion Sportingu Gijon © completny

Plaża w Gijon © completny

Amerykański styl © completny

Widok na plażę z drugiej strony © completny

Amatorów kąpieli nadal niewielu © completny

Kościół przy Oceanie © completny

Rynek w Gijon © completny

Centrum miasta © completny

Kościół św. Wawrzyńca © completny

W drodze do Oviedo © completny

Piękna katedra w Oviedo © completny

Stare miasto © completny

Urząd miejski w Oviedo © completny

Jak we Włoszech © completny

Pomnik pisarza © completny

Powoli opuszczamy miasto © completny

Odbiliśmy w głąb lądu © completny

Poszukiwania noclegu © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 117.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:30 | km/h: | 18.00 | ||
Pr. maks.: | 53.00 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | 1500m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 33
Piątek, 15 sierpnia 2014
Rano namiot jest wreszcie suchy, więc ruszamy szybciej niż zwykle. Najpierw wracamy się 3 km do Santillany del Mar czyli pięknie zachowanego średniowiecznego miasteczka. Warto też odnotować, że obok miasta znajduje się jaskinia Altamira z paleolitycznymi rysunkami. Niestety nam nie było dane zwiedzanie jaskiń toteż wróciliśmy na trasę w kierunku Gijon. Oczywiście jedziemy cały czas wzdłuż wybrzeża, ale droga bardziej przypomina górskie tereny. Cały czas pagórki, cały czas góra-dół czyli standardowo ;) Chcemy zrobić jakąś przerwę na plaży, ale niestety temperatura na to nie pozwala. Mimo wszystko z dnia na dzień jedzie mi się coraz lepiej. Są natomiast problemy z marketem. Dopiero w Travelgoscie dopadamy jakiś sklepik i kupujemy coś na kolację. Tam też spotykamy pewnego Polaka, który idzie na pieszo do Santiago. Końcówka trasy to już lokalna droga, która przeplata się z autostradą. Noclegu szukamy 40 km przed Gijon w malutkiej wiosce. W końcu Hiszpania nie zawodzi i udaje się znaleźć porządny nocleg. Jeden Hiszpan udostępnia nam pole do rozbicia się, drugie gospodarstwo serwuje nam kolację z tortillą na czele, a Pan z trzeciego domu zaprasza nas od razu na śniadanie dnia następnego. Nie mogło tak być od początku? ;)

Santillana del Mar © completny

Kolegiata w Santillana del Mar © completny

Fajnie bo pusto © completny

Jedziemy wzdłuż wybrzeża © completny

San Vicente de la Barquera © completny

Na zachód © completny

Krajobrazy jak na Krecie © completny

Znowu dzień bez kąpieli w Oceanie © completny

Tylko surferzy coś próbują © completny

Ribadesella © completny

Ribadesella - zimno na plaży © completny

Kolejne ładne miasteczko hiszpańskie © completny

Charakterystyczny domek w kamieniach © completny

Małe co nieco od Hiszpanów © majorus
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 135.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:21 | km/h: | 18.37 | ||
Pr. maks.: | 55.00 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | 1360m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 32
Czwartek, 14 sierpnia 2014
W nocy znowu padało...Namiot mokry tylko na zewnątrz, więc leżymy dłużej, czekając aż przeschnie. Startujemy o 9:00 i od rana mamy pagórki i pełno pielgrzymów na drodze. Wszak i my podajemy się od kilku dni za takowych ;) Zapowiada się na deszcz, ale na szczęście możemy jechać dalej, bo to tylko fałszywy alarm. Niby jedziemy wzdłuż Oceanu, gdzie powinno być płasko, ale przewyższenia mamy jak w górach. Szybko robimy przerwę na market i do samego Santander mamy już co jeść. Cały czas góra-dół i do tego wiatr w twarz. Jak zwykle widząc że zapowiada się cieżki etap, piję dużo coli, więc jedzie mi się dobrze. Do Santander ciężko wjechać, ale udaje nam się i zaczynamy zwiedzanie. Miasto kojarzy nam się głównie z wielkim Bankiem oraz Ebim Smolarkiem, który swego czas grał w Racingu Santander. Robimy rundkę po centrum i spadamy. Co prawda w Santander jest o wiele więcej do zobaczenia niż w Bilbao, ale mimo wszystko stwierdzamy, że jakbyśmy ominęli to miasto, to nic by się nie stało. Na wyjeździe robimy przerwę na market, gdzie kupujemy sporo rzeczy na wieczór. 25 km dalej szukamy już noclegu, gdyż pogoda robi się nieciekawa. Niestety noclegi w Hiszpanii nam nie leżą i znajdujemy miejsce na małym skwerku. Miejscowi mówią, że na jedną noc to nie ma problemu. Po lewej stronie jest plac zabaw, na środku stoi kranik z wodą, a po prawej stronie rozbijamy namiot. Od jednego Pana dostajemy cytryny, a Tomek bawi się w kucharza, gdyż rano kupił specjalny papirus do gotowania, a pod wieczór piersi z kurczaka. Efekt jest taki, że ja już wszystko zjadam i myję gary, a Tomek dopiero siada po godzinię przyrządzania do kolacji. Podobno wyszło dobre, ale szkoda czasu na takie zabawy podczas wyprawy. Na dobranoc pijemy litrowego San Miguela za 4 zł ;)

Dotarliśmy nad Ocean! © completny

To nie oznacza że będzie płasko © completny

Za zimno na kąpiel © completny

Wszyscy na Santiago! © completny

Jedziemy wzdłuż wybrzeża © completny

Chorizo <3 © completny

Docieramy do Santander © completny

Liczniki dla pieszych © completny

Zaczynamy zwiedzanie © completny

Katedra w Santander © completny

Jeden z pomników © completny

Promenada w Santander © majorus

Słynny Bank Santander © completny

Hiszpańska flaga © completny

Imponująca siedziba Banku Santander © completny

Logo banku © completny

Schowany kościół między uliczkami © completny

Kolejna ładna budowla © completny

Pomnik Pedro Velarde © completny

Powoli opuszczamy centrum © completny

Burza na horyzoncie © completny

Nocleg na małym skwerku w wiosce © completny

Gotuj z Tomkiem © completny

San Miguel za 0,99 Euro ! © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 126.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:47 | km/h: | 18.57 | ||
Pr. maks.: | 68.00 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | 1470m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 31
Środa, 13 sierpnia 2014
W nocy niestety padał deszcz. Co gorsza rano jest tylko 14'C! Czekamy aż namiot trochę przeschnie i ciepło ubrani ruszamy na Vitorię. Jest co najmniej rześko, ale Tomek ciągnie 25 km/h i szybko docieramy do miasta. Na początku widzimy masę nowych bloków, jednak im bliżej centrum, tym architektura jest starsza. Zwiedzamy dość ładne miasto, ale nie zajmuje nam to zbyt wiele czasu, bo wiemy że trzeba dzisiaj dojechać i zwiedzić jeszcze spore Bilbao. Robimy szybkie zakupy w miejskim markecie i próbujemy się wydostać z miasta. Nie jest to takie proste, bo wszędzie tylko autostrady. Na szczęście Tomek ma GPS-a w telefonie i jakimiś szutrowymi drogami udaje się przedostać do lokalnej drogi. Zaczyna padać, ale nie przerywamy jazdy i dobrze, bo niedługo opady ustają. W Vitorii wypiłem sporą ilość coli i jedzie mi się rewelacyjnie, mimo iż mała przełęcz przed nami. Wjechaliśmy na 600 metrów, a stamtąd czekał nas stromy zjazd w kierunku Oceanu. Zanim jednak tam dotarliśmy, to na dole dorwał nas kolejny deszcz :/ Przeczekujemy ulewę i jedziemy już prosto do Bilbao. Wjazd do miasta ciągnie się niesłychanie długo. Samo Bilbao prezentuje się bardzo nietypowo. Jest to miasto nastawione przede wszystkim na przemysł i handel morski, także turystów tam było niewielu. Jedyne co przykuwa uwagę to wielkie Muzeum Sztuki Współczesnej umiejscowione w samym centrum miasta. Poza tym kilka ładnych kamienic na kilku uliczkach i oczywiście Stadion Athletic Bilbao. Mimo iż za dużo nie ma w tym mieście do zwiedzania, to jednak spodobało mi się w Bilbao. Robi się powoli późno, więc wyjeżdżamy z rozciągniętego miasta, kierując się już na Santander. Robimy jeszcze szybkie zakupy w Lidlu i za chwilę jesteśmy już na lokalnej drodze. Niestety o nocleg może być ciężko, bo tereny do szukania nieciekawe. Z pomocą przychodzi nam pewien dziadek-rowerzysta. Pojawia się znikąd, ale ciśnie pod górkę lepiej od nas. Trzymamy się go kurczowo, bo cały czas zarzeka się, że wie gdzie możemy mieć fajny, darmowy nocleg. Po kilku szybkich kilometrach po pagórkach wychodzi na to, że chce nas zaprowadzić na camping, a więc dziękujemy grzecznie i szukamy miejsca do rozbicia w wiosce Muskiz. Udaje się obok kościoła. Miejscowi szykują się do fiesty, która ma się odbyć za dwa dni, ale pozwalają nam się rozbić obok plebanii. Dodatkowo mamy przez 2 godziny prąd i prysznic do dyspozycji. Wieczór spędzamy z grupką kilkunastoletnich dzieci z wioski. W końcu dotarliśmy nad Ocean.

Zaczynamy od zwiedzania Vitorii © completny

Ciekawe graffiti © completny

Katedra Świętej Marii © completny

Solidny mural © completny

Ścisłe centrum © completny

Palma musi być © completny

Hiszpański orlik © completny

Nawet tu ładnie © completny

Ayuntamiento en la Plaza de España © completny

Plaza de la Virgen Blanca © completny

Catedral de María Inmaculada de Vitoria © completny

Drogą szutrową wzdłuż autostrady © completny

Dzień bez przełęczy dniem straconym ;) © completny

Fajny zjazd przed nami © completny

Dłuuugi wjazd do Bilbao © completny

Muzeum Guggenheima w Bilbao © completny

Sztuka współczesna © completny

Czekamy na zieloną falę © completny

Duże rondo w Bilbao © completny

Ładna kamienica © completny

Pytamy o drogę © completny

Stadion Athletic Bilabo © completny

Starszy Hiszpan prowadzi nas na camping © completny

Nocleg z fajnym wiodkiem © completny

Śpimy kilometr od Oceanu © completny

Wszystkie dzieciaki wiedzą o naszej wizycie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 132.00 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 06:40 | km/h: | 19.80 | ||
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | 730m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 30
Wtorek, 12 sierpnia 2014
Nocleg na stadionie był całkiem spoko. Rano po przebudzeniu się, jemy śniadanie i ruszamy na Pampelunę. Do stolicy prowincji Navarra mamy 45 km, więc postanawiamy zrobić to na jeden raz. Tam robimy przerwę na drugie śniadanie i zaczynamy zwiedzanie. Miasto kojarzy nam się głównie z gonitwą byków oraz Janem Urbanem z Legii, który aktualnie trenuje drugoligową Osasunę. Jak się okazało, miasto ma do zaoferowania dużo więcej. Mnóstwo pięknych uliczek, ciekawe kościoły i oczywiście arena walk byków. Ponadto masa pomników i odniesień do tychże silnych zwierząt. Zawsze chciałem wziąć udział w takiej ulicznej gonitwie, ale niestety jeszcze nie tym razem. Opuszczamy powoli piękną Pampelunę i na peryferiach robimy spore zakupy w markecie. Następnie kierujemy się do Vitorii przez pagórki. Jedziemy sobie spokojną drogą, bo równolegle biegnie mocno uczęszczana autostrada. Mimo wszystko lepiej mieć ze sobą GPS-a, bo mapa lubi płatać figle. Ponadto jesteśmy już w Kraju Basków i da się odczuć przejawy autonomii oraz chęć pokazania odrębności przez tamtejszą ludność. Pod koniec dnia zaczyna nam w końcu wiać w plecy! Nocleg znajdujemy w malutkiej wiosce, 23 km przed Vitorią. Zapytane przez nas starsze Państwo nadzorujące prace przy cięciu drzewa, zgodziło się nas przyjąc na malutki ogródek. Malutki, ale wydawać by się mogło, że zostawiony specjalnie dla nas ;) Mamy też prysznic z węża ogrodowego, ale niestety gazówka odmawia mi posłuszeństwa. Gaz zaczął uciekać i musiałem się pozbyć jednego kartusza. Drugi zostawiłem na wszelki wypadek. Jutro już powinniśmy dobić do Oceanu.

Startujemy ze stadionu © completny

Długie proste już chyba nigdy nas nie opuszczą © completny

Zaczynamy zwiedzanie Pampeluny © completny

Zbliżamy się do centrum miasta © completny

W stolicy prowincji Nawarra © completny

Biblioteca General de Navarra © completny

Pomnik Świętego Franciszka © completny

Słynny Ratusz w Pampelunie © completny

Jedna z uliczek, gdzie odbywa się gonitwa byków © completny

Katedra Świętej Marii © completny

Panorama Pampeluny © completny

Arena walk byków © completny

Pampeluna - miasto byków © completny

Pomnik na cześć gonitwy byków © completny

Rynek w Pampelunie © completny

Jedna z ładniejszych uliczek © completny

I jeszcze jedna © completny

Kierunek Ocean © majorus

Przejazd przez jedną z wiosek © completny

ETA przypomina o sobie © completny

Baskijskie graffiti © completny

Nie ma to tamto © completny

Powoli rozglądamy się za noclegiem © completny

Idealna miejscówka w malutkiej wiosce © completny

To czeka nas jutro © completny

Awaria gazówki :/ © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 131.00 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 07:08 | km/h: | 18.36 | ||
Pr. maks.: | 52.00 | Temperatura: | 26.0 | Podjazdy: | 1040m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 29
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Tydzień piąty zaczynamy od cofnięcia się do Huesci. Ruszamy na trasę o 9, ale wcześniej zostajemy zaproszeni przez barmana na kawę i babeczkę. Naprawdę mili ludzie w tej wiosce nam się trafili :) Cofamy się do marketu, ale widzimy plakat, na któym jest podane, że fiesta nie trwała tylko przez weekend, ale przez kilka ładnych dni. To oznaczało, że wszystko jest nadal zamknięte i jedynie możemy zrobić "zakupy" w żabce. Kupujemy jakieś pieczywo (dobrze że w ogóle mają!), coś do picia i jemy od razu śniadanie. Do Pampeluny mamy 160 km. Od początku nie jedzie się zbyt lekko, ale napiłem się coca-coli, więc nie ma tragedii. Po drodze mijamy tylko jeden sklep spożywczy po 30 km. Kupujemy tam tylko jakiś dżem i jedziemy dalej. Za Ayerbe pojawiają się bardzo ładne i ciekawe skały. Musimy się teraz przedrzeć przez niewielkie pasmo górksie, gdyż jedziemy lekko na północ. Okazuje się, że mamy do pokonania małą przełęcz. Sama górka nie robi na nas wrażenia, ale droga jest fatalna. Przez kilkanaście kilometrów tylko asfalt, las i barierki. Żadnych widoków, rzadko kiedy jakiś samochód = nuda. Nawet nie ma gdzie zrobić przerwy przez długi czas. Na przełęczy czeka na mnie Tomek. Niestety przy wjeździe na parking przechyla mi się rower i MP3 wpada mi do studzienki. Szybko wyciągam ją patykiem i zaraz dochodzi do siebie na ostrym Słońcu. Z przełęczy mieliśmy oczywiście fajny zjazd, ale nie trwał on długo, bo potem znowu dobiliśmy do głównej drogi, gdzie mieliśmy do czynienia z pagórkami. Jedziemy teraz wzdłuż jeziora, ale motywacja do jazdy jest słaba, bo trochę nudne krajobrazy. Po pewnym czasie napotykamy na barierki na drodze. Okazuje się, że nie ma przejazdu i musimy nadkładać kilka ładnych kilometrów. Postanawiamy jednak spróbować obejść zakaz jak każdy szanujący się Polak ;) Jakoś przez krzaki i skarpę, ale udało się. Pod koniec dnia coraz mocniej wieje nam w twarz. Na horyzoncie widzimy dziesiątki wiatraków, a to nie wróży za dobrze. Momentami podmuchy są tak mocne, że ciężko utrzymać się na rowerze. Trochę odechciewa nam się jazdy na dzisiaj, więc szukamy noclegu w jednej wiosce. Robimy jeszcze dodatkowe 5 km do wioski w innym kierunku, aby zrobić zakupy w markecie i potem wracamy się pod wiatr. Nocleg znajdujemy na lokalnym stadionie. Całe szczęście udało się wynegocjować prysznic, po tym jak Tomek zagadał do Hiszpanów o pozwolenie. Tak więc szatnia gości była do naszej dyspozycji ;)

Nasza miejscówka poprzedniej nocy © completny

Dzień zaczynamy pyszną kawą! © majorus

Plakat promujący fiestę w Huesce © completny

Nie tylko Polacy lubią popić ;) © completny

Kierunek Pampeluna © completny

Ciąg dalszy wczorajszych prostych © completny

Ayerbe © majorus

Imponujące skały © completny

Przystanek autobusowy © completny

Kolejna przełęcz do kolekcji © completny

Czeka nas spory zjazd © completny

Pireneje w tle © completny

Ciekawe miasteczko na wzgórzu © completny

Ładne jezioro po drodze © majorus

My nie przejedziemy? © majorus

Omijamy zakaz © completny

Dla Polaka żadna przeszkoda nie jest straszna © majorus

Jeszcze fest drogi © completny

W końcu jakiś market! © completny

Konwersacja © completny

Nocleg na stadionie © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 144.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:41 | km/h: | 18.74 | ||
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 1360m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 28
Niedziela, 10 sierpnia 2014
Wstajemy dość wcześnie, ale i tak trzeba suszyć namiot. Wyruszamy więc o 9. Do Huesci mamy 115 km (*wg mapy). Droga cały dzień bardzo pofałdowana. Szybko robi się upalnie toteż praktycznie od początku jedziemy bez koszulek. W Barbastro wszystko pozamykane z racji niedzieli, więc robimy tylko malutkie zakupy w tamtejszej "żabce". Kolejny odcinek do Huesci był najgorętszy na całej wyprawie. Cały czas jechaliśmy główną drogą, gdzie ruch był znikomy, z racji tego że równolegle biegła autostrada. Ponadto na trasie co chwile były długie proste dochodzące do kilku kilometrów. Dodając do tego 36 stopni w cieniu i krajobraz wypalonych pól niczym ze środkowej Hiszpanii - to jechało się ciężko. Gdy dotarliśmy do Huesci, okazało się że trafiliśmy na najprawdziwszą fiestę! Ludzie w Huesce wyszli na ulice, żeby świętować na cześć świętego Wawrzyńca czyli San Lorenzo po hiszpańsku. Początkowo bardzo się ucieszyliśmy, że mamy możliwość uczestniczenia w czymś takim, ale po chwili dotarło do nas, że tym samym wszystko jest zamknięte i o zakupach możemy zapomnieć. Zdesperowani przejechaliśmy chyba wszystkie uliczki w centrum i nic. Jedynie 2 małe sklepy ala "żabka". Kupiliśmy sobie po lodzie na ochłodę i wyjechaliśmy za miasto. Tak szukaliśmy marketu, że wpadłem na Tomka, lekko krzywiąc mu koło. Postanawiamy poszukać noclegu 5 km za miastem, a jutro czyli w poniedziałek, wrócić się do marketu na zakupy. Miejsca do rozbicia szukamy z dnia na dzień coraz dłużej, ale w końcu jeden Pan, który był z córką na spacerze, zaprowadził nas na basen. Porozmawiał chwilę z ratownikiem i ostatecznie mieliśmy świetlicę obok dla siebie. Wzięliśmy szybko prysznic i jeszcze zdążyliśmy się wykąpać w świetnym basenie. Bilet kosztował około 12 zł, ale my jako goście mieliśmy ostatnie minuty za darmo ;) Wieczorem poszliśmy jeszcze na piwko do baru obok, ale i tutaj nie musieliśmy nic płacić. Ponadto na salce był dostęp do WiFi pierwszy raz od 3 tygodni, więc nadrobiłem zaległości siedząc do późna. A to wszystko dzięki pomocnemu Miquelowi. Szukajcie, a znajdziecie - chciałoby się powiedzieć o noclegach w Hiszpanii. Już 4 tygodnie za nami!

Cel na dziś to Huesca © completny

Zaczyna się © completny

Ładne jeziorko po drodze © completny

Skały też świetne © completny

Jakieś urozmaicenie krajobrazu © completny

Ładnie to wygląda © completny

Szlagier w Barbastro © completny

Blisko i daleko © completny

Taka droga przez większość dnia © completny

Tutaj próbka możliwości © completny

36 stopni na karku © completny

I kolejna prosta! © completny

Ciekawe ruiny na wzgórzu © completny

W końcu docieramy do Huesci © completny

A w mieście prawdziwa fiesta! © completny

Ludzie świętują na cześć świętego Wawrzyńca © completny

Wszyscy mają zielone chusty San Lorenzo © completny

Arena walk byków © completny

Dzień dobiega końca © completny

Kapitalny nocleg w świetlicy obok basenu © completny

Zmrożone piwo od barmana ;) © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 137.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:39 | km/h: | 17.91 | ||
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 36.0 | Podjazdy: | 1500m | Rower: | Giant |
PORTUGAL 2014 - Dzień 27
Sobota, 9 sierpnia 2014
Rano wstaję o 7:30 i piorę ubrania. Tomek zmęczony wczorajszą kolacją, która zakończyła się po północy, wstaje godzinę po mnie. Gospodarze zapraszają nas na śniadanie. O 10:00 wyruszamy na trasę. Poprzedni etap królewski dał nam w kość, ale dzisiaj znowu czekały nas górki. Na początek przełęcz El Canto 1720 m. Podjazd nie jest bardzo wymagający, ale za to zróżnicowany. Czasami mamy do czynienia z typowymi serpentynami, innym razem jest płasko, a niekiedy można trochę zjechać w dół. Niestety rano nie dorwałem żadnego sklepu i jadę tylko z jednym bidonem. Po drodze nie ma żadnych źródełek z wodą, jak to było w Alpach. Mimo iż oszczędzam płyny, to w połowie kończy mi się woda i zaczepiam jedną kobietę na parkingu. Hiszpanka ratuje mnie sosem pomidorowym w stanie ciekłym, którego przed chwilą wyjęła z lodówki samochodowej. Byłem już tak spragniony, że nie pogardziłem. Tomek poczekał na mnie przed przełęczą i na górę wjechaliśmy razem. Potem czekał nas kapitalny zjazd. Sam asfalt może nie był rewelacyjny, ale serpentyny były kapitalne. Co rusz wyprzedzałem jakąś kolarzówkę albo robiłem zdjęcia Tomkowi z 200 metrów wyżej. Zjazd do Sort wydawał się nie mieć końca, ale w końcu zjechaliśmy z przełęczy i zrobiliśmy sobie pierwszą po 50 km przerwę na jedzenie. Teraz czekał nas odcinek wdłuż rzeki, ale i z przednim wiatrem. Leniwie wypatrujemy jakiegoś marketu na horyzoncie. W między czasie wiatr się uspokoił i jechało się znacznie lepiej. Droga niestety była bardzo nudna, gdyż krajobraz nie zachwycał, a i ruch był mały, mimo iż jechaliśmy główną drogą. Były takie momenty, że myślałem, że zaraz zasnę na tym rowerze. Sytuację ratowały tunele, które urozmaicały przebieg etapu. Co by nie mówić to nadal nie było marketu. Nawet jak mijaliśmy większą wioskę, gdzie było 10 barów, to sklepu nie było albo była sjesta :P W końcu jednak dotarliśmy do miasta Tremp, gdzie zrobiliśmy spore zapasy. Kupiłem sobie ponad 4 litry coca-coli i z takim asortymentem spokojnie można było rozpoczynać kolejny podjazd na Coll de Montllobar 1080 m. Wydawało się, że górka jest mała i szybko ją łykniemy, ale okazało się, że rozpościerają się z niej na tyle kapitalne widoki, że co chwilę zatrzymywaliśmy się na robienie zdjęć. Uroku dodawały przebiegające przez drogę kozice. Naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczyliśmy się tym podjazdem. Z resztą zjazd był równie efektowny. Na nocleg lądujemy w małej wiosce. Miejsc do szukania noclegu za dużo nie ma, więc pytamy ludzi spotkanych na ulicy. Jedni myślą nad trawą obok basenu, drudzy nad parkiem po drugiej stronie rzeki. Ostatecznie lądujemy w tym drugim miejscu. Tak naprawdę jest to pierwszy nocleg na dziko na wyprawie. Oczywiście z przymróżeniem oka, gdyż to ludzie nam zaproponowali tą miejscówkę, a ponadto jeden Pan specjalnie dla nas wyłączył zraszacze. Wody nabieramy ze źródełka po drugiej stronie wioski i trzeba się zbierać do snu. Dzisiaj niby tylko dwie mniejsze przełęcze, ale było bardzo ładnie.

Pierwszy nocleg w Hiszpanii © majorus

Dom w którym spaliśmy © completny

Górek dzień kolejny © completny

Znowu piękne widoki © completny

Ciekawa droga na przełęcz © majorus

Kolejna przełęcz do kolekcji! :) © completny

Widoki na zjeździe jeszcze lepsze © completny

Jedno z moich ulubionych zdjęć © completny

Tomek ciśnie w dół © completny

Tunel za tunelem © completny

Ciekawe pozycje skalne © completny

Katalonia © majorus

Jeziorko po drodze © completny

Zbliżamy się do Tremp © completny

Kolejna przełęcz do zrobienia © completny

Zaczyna się ciekawie © completny

Widoki coraz lepsze © completny

W pogoni za Tomkiem © majorus

Mała górka, a widoki lepsze niż w Andorze! © completny

Kozice © completny

Łowy © completny

Świetna ta górka © completny

Przełęcz zaliczona © completny

Bardzo przyjemny zjazd z przełęczy © completny

Ciekawa nazwa wioski © completny

Basen w wiosce © completny

Jeden z domów © completny

Śpimy nad rzeką © completny

Nad rzeką w parku ;) © completny
***
Kategoria 2014 Portugal
Dane wycieczki:
Km: | 124.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:14 | km/h: | 17.14 | ||
Pr. maks.: | 67.00 | Temperatura: | 32.0 | Podjazdy: | 2590m | Rower: | Giant |