Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2013
Dystans całkowity: | 1568.59 km (w terenie 100.70 km; 6.42%) |
Czas w ruchu: | 84:51 |
Średnia prędkość: | 18.49 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.00 km/h |
Suma podjazdów: | 5205 m |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 82.56 km i 4h 27m |
Więcej statystyk |
MAZURY - Etap 7
Niedziela, 19 maja 2013
Czas szybko leci. Kolejny Zlot dobiega końca. W Folwarku od rana stoi coraz mniej namiotów. Niektórzy jak emes i kaha w ogóle nie rozbijali się na drugą noc, tylko o 4 w nocy ruszyli w kierunku Wydmin na pociąg powrotny. Ja wstałem trochę po 8 rano. Spakowałem się, coś tam przekąsiłem, wysuszyłem namiot i trzeba było pożegnać się z resztą zlotowiczów, którzy jeszcze nie wyjechali. A była ich już tylko połowa. Przed wyjazdem planowałem z Łękuku dotrzeć do Gdańska w 2 dni jadąc przez północną Warmię tj. Lidzbark. W międzyczasie zmieniły mi się plany i stwierdziłem, że być na Mazurach i nie odwiedzić stolicy województwa - Olsztyna, to grzech. Tym sposobem moim pierwszym miastem na dzisiejszej trasie było Giżycko. Jako jeden z nielicznych wybrałem dojazd do owego miasta szutrami i drogami lokalnymi. Najpierw było ciężko, bo nie miałem zbyt dokładnej mapy, a i piach utrudniał jazdę. Trochę się pogubiłem jadąc na czuja, ale w końcu dotarłem do asfaltu, zrobiłem małe zakupy w jakieś wsi. Niby Zielone Świątki, ale pijaczki zawsze znajdą miejsce do napicia się :P I tak jadąc sobie z wolna, nagle wymija mnie grupa kolarzy. Kurde, myślę sobie, czemu jadę tak wolno skoro oni mogą tak szybko? Przyspieszyłem na dobrym asfalcie do 26 km/h, a po jakimś czasie dogania mnie grupa 3-osobowe "grupetto". Jadą 32 km/h , więc podłączam się do nich na koło i tak rozmawiając jedziemy sobie kilka ładnych kilometrów. Okazało się, że miałem okazję wspólnie pedałować z grupą "leśne dziadki" z Ełku. Gdy kolarze odbijali w prawo, ja przed sobą zauważyłem dwójkę sakwiarzy. Szybko ich dogoniłem i okazało się że to van z Januszem. Dojechaliśmy wspólnie do Kruklanek i tam zrobiliśmy sobie wspólne śniadanie. Trochę pogadaliśmy i chłopaki spadali w kierunku Węgorzewa. Ja natomiast po kilku kilometrach dotarłem do Giżycka. Tam odwiedziłem port, plażę, trochę miasta, po czym wbiłem na drogę krajową, którą jechałem już do samego Olsztyna. Kolejną miejscowością na trasie był Ryn. Nic tam nie było więc pędziłem dalej. Po drodze oprócz wysokiej temperatury, dwa razy "zgasiła" mnie żandarmeria wojskowa, która prosiła o zjechanie na bok, aby umożliwić swobodny przejazd wojsku. W Mrągowie byłem około godziny 15. Najpierw zajechałem w pobliże słynnego Amfiteatru, gdzie rokrocznie odbywa się Piknik Country. Potem z drugiej strony jeziora zrobiłem sobie jedzenie w centrum miasta. O godzinie 18:40 odjeżdżał z Olsztyna do Gdańska pociąg, ale miałem przeczucie że na niego nie zdążę. Mimo wszystko zebrałem się dość sprawnie i ruszyłem w dalszą część trasy. Jazda krajówką nie należała do najprzyjemniejszych, ale jakieś 30 km przed Olsztynem zastałem wyremontowaną drogę ze świetną nawierzchnią i szerokim poboczem. Zaczęła się w końcu dobra jazda, mimo iż pagórków w Warmińsko-Mazurskim nie brakowało :P No i w końcu po wyczerpującym etapie dotarłem do Olsztyna, którego chciałem odwiedzić. Wpadłem na PKP, ale byłem 30 minut po czasie. Następny pociąg do Gdańska odjeżdżał rano, więc musiałem poszukać noclegu na najbliższą noc. Nawet się ucieszyłem, bo była okazja do zwiedzenia miasta :) Najpierw spytawszy taksówkarzy podjechałem na Stadion Stomilu Olsztyn, a następnie pod maszt radiowo-telewizyjny, który objawił mi się na horyzoncie już daleko przed Olsztynem. Po cichu liczyłem na to, że to właśnie ten największy w Polsce i okazało się że to prawda. Bydle może nie zrobiło na mnie ogromnego wrażenia, ale ma 358 metrów czyli niecałe 100 więcej niż ten w Mikstacie :P Jak już nacieszyłem oczy tą piękną "budowlą" to zajechałem z powrotem do miasta. I to od razu do Starego Miasta, które zaprezentowało się w moich oczach całkiem sympatycznie. Gdy Słońce od kilkunastu minut było już za horyzontem, znalazłem w końcu Schronisko Młodzieżowe na ulicy Kościuszki. Schowałem rower w garażu, sakwy zabrałem ze sobą i wbiłem do pokoju. Byłem w 6-osobowym, ale ze mną mieli spać tylko dwaj Niemcy. Po godzinie dotarli do pokoju i nawet Alexander zaczął ze mną gadać. Godzina była późna, a ja po niemiecku dawno nie gadałem, więc sprawnie to nie szło, ale jak w zdania wkręcaliśmy jeszcze angielskie słowa to dało się dogadać. Gdy jednak zaszliśmy do tematu Autonomii Górnego Śląska to zaczęło brakować mi słów i trzeba było iść spać :D Chłopaki szybko odpadli, a ja jeszcze pędzikiem się wykąpałem i o 1 wtuliłem się w poduszkę. Niemcy byli pod wrażeniem, że tyle przejechałem na rowerze i że nie idę spać, mając na uwadze, że jutro muszę wstać o 5:30 aby zdążyć na pociąg do Gdańska. Mieli rację...




































Zlot dobiega końca - wszyscy powoli się zbierają© completny

Folwark Whencook ;)© completny

Krowa która paczy© completny

Śniadanie z vanem, Januszem i mikim150 :P© completny

Giżycko - wieża ciśnień© completny

Promenada© completny

Przygotowania do wyścigu© completny

Napis na plaży© completny

Most obrotowy© completny

Jeszcze długa droga przede mną© completny

Ryn / Orlen bez WC 2 z 3© completny

Ryn - Centrum© completny

Z drogi, Wojsko jedzie!© completny

Zawijasy© completny

Żeby nie było, że samochodem jadę ;P© completny

Amfiteatr w Mrągowie© completny

Mrągowo© completny

Grupa spadkowa :P© completny

Dobrze wiedzieć© completny

Piękne jeziorko przy drodze krajowej© completny

To jest chyba to o czym myślę! :)© completny

Dotarłem do Stolicy Warmii i Mazur© completny

PKP Olsztyn Główny© completny

Stadion Stomilu Olsztyn© completny

Zapewnione utrzymanie w I lidze© completny

Odzew© completny

RTCN Olsztyn (358 m) - najwyższy obiekt budowlany w Polsce!© completny

Trochę nowatorstwa nie zaszkodzi© completny

Deptak olsztyński© completny

Stary Ratusz© completny

Mieszkanie w centrum© completny

Rynek© completny

Stare miasto nie może się nie podobać© completny

Nowy Ratusz© completny

Nocleg w Schronisku Młodzieżowym© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 152.40 | Km teren: | 9.50 | Czas: | 07:59 | km/h: | 19.09 | ||
Pr. maks.: | 54.14 | Temperatura: | 30.0 | Podjazdy: | 570m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 6
Sobota, 18 maja 2013
Dzisiaj sobota, dzień relaksu i dzień wycieczki zlotowej. Mimo iż poszedłem późno spać to wstaję trochę po 8 rano. Trzeba się ogarnąć, coś zjeść, umyć i takie tam. O 11 rozpoczyna się wycieczka zlotowa. Emes i kaha po takiej dawce kilometrów jakie pokonali w czasie dojazdu na zlot, postanawiają dzisiaj odpuścić sobie wyjazd i poodpoczywać nad jeziorem ;) Kto jedzie ten ma do wyboru 3 warianty. Ja decyduję się na średnią opcję czyli około 42 km. Na pierwszych kilometrach wszyscy jadą jeszcze razem. Docieramy do zagrody Żubrów, robimy jakieś zdjęcia i niedaleko potem następuję rozbicie dwóch ostatnich grup. Ogólnie wycieczka prowadzi w większości przez drogi gruntowe i lasy. Dwa razy zrobiliśmy przerwę na zakupy w małych, okolicznych sklepikach wywołując tym samym spory popłoch :P Do Folwarku wracamy o godzinie 15 i resztę dnia można spędzić wedle własnego widzi mi się. Przyjechałem zatem, coś zjadłem, zaliczyłem choć z przygodami pierwszą kąpiel w mazurskim jeziorze, potem była tradycyjna "panoramka" i ognisko. Pieczenie kiełbasek było przez jakiś czas zagrożone, bo Łękuk nawiedziła burza z solidnym deszczem, ale później pogoda się wyprostowała i można było grzać się przy ogniu. Niektórzy w tym ja zostali już pod dachem, gdzie średni sprawował pieczę nad grillem. O północy poszedłem spać, bo byłem już dość zmęczony. Lokalizacja Zlotu w tym roku jak najbardziej na plus :)













Poranek na Zlocie© completny

Wspólna sobotnia wycieczka© completny

Zagroda Żubrów© completny

W sklepie tylu klientów to chyba jeszcze nie mieli :D© completny

Udany połów© completny

Sielskie Mazury© completny

Pomnik poległych w lesie© completny

Urodzona Księgowa ;)© completny

Biednie, ale uroczo© completny

Jezioro Łękuk© completny

Po powrocie z wycieczki© completny

Pakować się bo burza idzie :P© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 41.28 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 16.51 | ||
Pr. maks.: | 47.55 | Temperatura: | 29.0 | Podjazdy: | 130m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 5
Piątek, 17 maja 2013
Noc na campingu wypadła bardzo pozytywnie. Zdawałem sobie sprawę, że na miejsce Zlotu mamy jeszcze jakieś 140 km i jeden dzień do dyspozycji. Mimo to wstaliśmy dopiero o 8 rano. Kasia ponownie wyruszyła przed nami, aby zaoszczędzić na czasie. Ja wyruszyłem o 8:45, a emes niedługo po mnie. Spotkaliśmy się w Szczytnie na rondzie. Z emesem postanowiliśmy zrobić przerwę na śniadanie pod Kauflandem. Kaha nie reflektowała na tak szybką przerwę, więc zdecydowała się ruszyć bez jedzenia do przodu. Po kilkudziesięciu minutach odpoczynku na trawce pod marketem w końcu ruszyliśmy za Kasią w kierunku miejscowości Ruciane-Nida. Do Rucianych wyjątkowo jechaliśmy koło w koło, długi czas przez las, który nie miał końca. Wcześniej jednak poczułem potrzebę zrobienia przerwy na zakup coca-coli. Myślałem, że emes pojedzie już sam dalej, ale o dziwo cofnął się po mnie i było to bardzo miłe z jego strony, gdyż później mogliśmy wspólnie szybciej działać na asfalcie. W Rucianych niestety zasiedzieliśmy się o wiele za długo. Najpierw wspólnie podjechaliśmy do zatoki, a potem Michała zawiało do Informacji Turystycznej, Kasia podjechała do knajpy na obiad, a ja oddałem się Słońcu na długiej ławce. Tak minęła godzina. Potem każdy z nas kupił jeszcze sobie po lodzie i suma sumarum nasza przerwa trwała prawie 2 godziny :/ Szanse na dzisiejsze dojechanie na Zlot wyraźnie spadły, ale jeszcze nie legły w gruzach :P Emes zaproponował teraz, aby zażyć trochę natury, a więc ominęliśmy Pisz kosztem przejazdu przez tamtejszą Puszczę Piską. Takie urozmaicenie na pewno nie polepszyło naszego beznadziejnego czasu, ale nie można narzekać, bo trasa przez las była bardzo przyjemna. Potem wróciliśmy na asfalt, aby zaraz znowu odbić w kierunku Jeziora Śniardwy. Emes tam nie wytrzymał i poszedł się trochę zamoczyć. Przeszedł chyba 15 metrów w głąb jeziora, a wody miał nadal tylko po pas. Takie to nasze największe jezioro w Polsce jest "głębokie" :P
Po kilku następnych kilometrach opuściliśmy już ciężki do jazdy piach i wtedy Kasię złapał kryzys. Chwilę posiedzieliśmy i jakoś udało się ruszyć dalej. Do Orzysza Michał z Kasią jechali z tyłu, wolno pedałując, a ja jechałem swoim tempem. W Orzyszu byliśmy około 20 wieczorem. Do mety zostało jeszcze 35 km, więc głodni poszliśmy nabrać sił w restauracji. Zamówiliśmy sobie mega pizzę hawajską oraz po sałatce. Tanio nie było, ale humor każdemu to poprawiło - zwłaszcza zmęczonej już Kasi ;) Wyjeżdżamy z Orzysza, którego zapamiętam ze sporej bazy wojskowej z poligonem w tle. Jest już po 21, więc lada chwila zapadnie zmrok. Odbijamy więc na gorszą, ale spokojniejszą drogę prowadzącą przez wioski. I ten 30 kilometrowy odcinek był chyba najlepszy podczas tej wyprawy. Kasia wiedziała, że musi się spiąć, ale z drugiej strony my trochę zwolniliśmy i tak razem pędziliśmy na miejsce Zlotu. Była świetna atmosfera, świetna pora do jazdy, ogólnie wszystko świetnie. Dla takich momentów jeździ się na rowerze :) Nieraz wjechaliśmy na piach, bo asfaltu nie było, nieraz pogonił jakiś pies, nieraz zjechaliśmy z małej górki i zrobiło się momentalnie 5 stopni mniej :P Takie fajne sytuacje. Później jednak ogarnęliśmy trasę i do końca jechaliśmy już asfaltem o dobrej jakości. W Wydminach byliśmy przed 23 i jeszcze zdążyliśmy kupić piwka na ognisko. Niestety moje jedyne wypadło kilka kilometrów przed celem :( Do Łękuka Małego, na miejsce Zlotu dotarliśmy kilka minut przed północą, więc zmieściliśmy się w czasie. Mi dojazd zajął 4,5 dnia, przy czym zrobiłem 560 km. Kasia z Michałem zrobili 620 w 5 dni, gdyż jechali bezpośrednio z Wrocławia. Wielkie brawa należą się szczególnie Kasi, która w tym roku nie jeździła zbytnio na rowerze, tylko dopiero teraz wzięła sobie tydzień wolnego i wystartowała praktycznie prosto zza biurka na taką trasę. A emes jak to emes - człowiek, który przejechał rowerem z Północy Europy na Południe Afryki już zawsze będzie w formie ;), więc pewnie nie zmęczył się zbytnio tym dojazdem. Tak czy siak wyszło bardzo pozytywnie i na pewno na długo pozostanie mi w pamięci ten dojazd na Zlot. Super towarzystwo i kawałek Polski pod kołami roweru. Zajechaliśmy na ognisko, pogadaliśmy, rozbiliśmy namioty i nawet można było się elegancko wykąpać. Mimo wszystko poszliśmy spać chyba o 3 w nocy. Lubię to!






















Po kilku następnych kilometrach opuściliśmy już ciężki do jazdy piach i wtedy Kasię złapał kryzys. Chwilę posiedzieliśmy i jakoś udało się ruszyć dalej. Do Orzysza Michał z Kasią jechali z tyłu, wolno pedałując, a ja jechałem swoim tempem. W Orzyszu byliśmy około 20 wieczorem. Do mety zostało jeszcze 35 km, więc głodni poszliśmy nabrać sił w restauracji. Zamówiliśmy sobie mega pizzę hawajską oraz po sałatce. Tanio nie było, ale humor każdemu to poprawiło - zwłaszcza zmęczonej już Kasi ;) Wyjeżdżamy z Orzysza, którego zapamiętam ze sporej bazy wojskowej z poligonem w tle. Jest już po 21, więc lada chwila zapadnie zmrok. Odbijamy więc na gorszą, ale spokojniejszą drogę prowadzącą przez wioski. I ten 30 kilometrowy odcinek był chyba najlepszy podczas tej wyprawy. Kasia wiedziała, że musi się spiąć, ale z drugiej strony my trochę zwolniliśmy i tak razem pędziliśmy na miejsce Zlotu. Była świetna atmosfera, świetna pora do jazdy, ogólnie wszystko świetnie. Dla takich momentów jeździ się na rowerze :) Nieraz wjechaliśmy na piach, bo asfaltu nie było, nieraz pogonił jakiś pies, nieraz zjechaliśmy z małej górki i zrobiło się momentalnie 5 stopni mniej :P Takie fajne sytuacje. Później jednak ogarnęliśmy trasę i do końca jechaliśmy już asfaltem o dobrej jakości. W Wydminach byliśmy przed 23 i jeszcze zdążyliśmy kupić piwka na ognisko. Niestety moje jedyne wypadło kilka kilometrów przed celem :( Do Łękuka Małego, na miejsce Zlotu dotarliśmy kilka minut przed północą, więc zmieściliśmy się w czasie. Mi dojazd zajął 4,5 dnia, przy czym zrobiłem 560 km. Kasia z Michałem zrobili 620 w 5 dni, gdyż jechali bezpośrednio z Wrocławia. Wielkie brawa należą się szczególnie Kasi, która w tym roku nie jeździła zbytnio na rowerze, tylko dopiero teraz wzięła sobie tydzień wolnego i wystartowała praktycznie prosto zza biurka na taką trasę. A emes jak to emes - człowiek, który przejechał rowerem z Północy Europy na Południe Afryki już zawsze będzie w formie ;), więc pewnie nie zmęczył się zbytnio tym dojazdem. Tak czy siak wyszło bardzo pozytywnie i na pewno na długo pozostanie mi w pamięci ten dojazd na Zlot. Super towarzystwo i kawałek Polski pod kołami roweru. Zajechaliśmy na ognisko, pogadaliśmy, rozbiliśmy namioty i nawet można było się elegancko wykąpać. Mimo wszystko poszliśmy spać chyba o 3 w nocy. Lubię to!

Na campingu w Warchałach© completny

Sezon czas zacząć© completny

Krystaliczne Jezioro Narty© completny

Szczytno - śniadanie pod Kauflandem© completny

Takich jeziorek mijamy dziesiątki© completny

Krówka© completny

Ruciane-Nida© completny

Nie to nie :P© completny

Kaha w swojej białej koszuli© completny

Żuraw© completny

Jest pięknie, bo jest piękna pogoda!© completny

Rodzeństwo© completny

Śniardwy© completny

Powrót do asfaltu i kolejne jezioro© completny

Słońce zachodzi a kilometrów jeszcze sporo :P© completny

Kolacja wyraźnie podnosi morale w zespole ;)© completny

Orzysz© completny

Jazda po zmroku miała swój klimat© completny

Chyba najlepszy odcinek wyprawy© completny

Zdążyliśmy do monopolowego :D© completny

Wydminy - piątek wieczór© completny

Runda honorowa© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 152.87 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 08:53 | km/h: | 17.21 | ||
Pr. maks.: | 45.06 | Temperatura: | 28.0 | Podjazdy: | 460m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 4
Czwartek, 16 maja 2013
Tym razem udaje nam się zmobilizować i wszyscy jak jeden mąż wstajemy o 6:10 rano. Do Rypina mamy 18 km, więc Kasia 5 minut później jest już na trasie. Ja zbieram się trochę dłużej i wyjeżdżam o 6:45, chwilę przed emesem. Do Rypina zajechaliśmy przed 8, gdy bardzo dużo młodych ludzi dreptało do szkoły. Podjechaliśmy do sklepu i zaraz zjedliśmy sobie śniadanie w jednym z parków. Dosiadła się do nas taka jedna Pani, ale gdy myślała, że Inowrocław jest większy od Wrocławia, to odechciało mi się z nią gadać :P Później zdecydowaliśmy się jechać na Żuromin, a to oznaczało że zahaczymy o Województwo Mazowieckie. Droga nie była jednak zbyt ciekawa. Płasko, same pola, bydło i wiatr zaciągający w twarz. W Żurominie wpadliśmy pod kościół i tam mieliśmy małą przerwę. Potem zajechaliśmy jeszcze obowiązkowo na pyszne lody. Z Żuromina mieliśmy zaledwie 14 km do siostry mojej babci, ale było całkiem nie po drodze, więc o obiedzie można było zapomnieć :P Kilka kilometrów dalej zjechaliśmy z drogi głównej w kierunku północnym i wiatr ponownie zawiewał od boku. Kolejnym celem na trasie było dotarcie do Działdowa. Michał miał GPSa więc oddałem mu palmę pierwszeństwa. Przejechaliśmy przez kilka wiosek i emes zaproponował skrót drogą szutrową. Trochę się zamotaliśmy, ale jednak koniec końców dotarliśmy do Działdowa, gdzie zrobiliśmy sobie głęboką przerwę. Był obiadek, bardzo syty obiadek. Zjadłem właściwie wszystko co się dało. Sporo pieczywa, dwie zupki chińskie, dużego loda i jakieś banany. Byłem tak pełny, że momentalnie dostałem brzucha i jedyne co mi się chciało to spać :P Wiedziałem jednak, że dzisiaj musimy jeszcze zrobić jakieś 60 km, więc prędzej czy później energia ze zjedzonych produktów musi do mnie dotrzeć. To stało się dość szybko, bo już do Nidzicy jechałem praktycznie całą drogę samotnie na przedzie. Wiedziałem, że jak się zatrzymam to ciężko będzie ruszyć na nowo. W Nidzicy zjadłem trzeciego już dzisiaj loda i po 15 minutach zjawili się Kasia z Michałem. Podjechaliśmy jeszcze do Lidla, gdzie emes kupił tanie, ale intrygujące oliwki, a kaha zaczęła szukać toalety. W Nidzicy mieliśmy już lekko ponad 100 km na licznikach, ale naszym celem na ten dzień było osiągnięcie jeziora przed Szczytnem, gdzie można byłoby się wykąpać po wyczerpującym etapie. Mnie motywować nie trzeba było, bo wcześniej zjadłem tyle, że teraz nie wiedziałem co robić z energią. Droga w kierunku Szczytna była kapitalna! Piękna nawierzchnia i piękne, czyste lasy po obu stronach drogi. Kasia z Michałem spokojnie sobie dziabali kilometr po kilometrze, a mi jechało się bardzo dobrze więc tempem 30 km/h pędziłem jak najszybciej ku wodzie :P 4 km przed Jedwabnem poczekałem na towarzyszy i po kwadransie ruszyliśmy dalej na końcówkę etapu. Wyszło na to, że wylądowaliśmy na campingu przy jeziorze Narty za 5 zł od osoby. Właściciel był co najmniej zaskoczony naszą wizytą, gdyż akurat dzisiaj przyjechał ogarniać interes witając nas z piwkiem w ręku ;P Włączył "baniaka" i za 3 godziny mieliśmy mieć gorący prysznic, ale już po 60 minutach było całkiem spoko. Wymagający dzień zakończyliśmy Radlerem od Warki, co było hitem wyprawy na Mazury.

















Trzeci nocleg kończymy o 6 rano© completny

Śniadanie w Rypinie© completny

Bociek© completny

Mućka© completny

Żuromin© completny

Emesa zmogło pod kościołem ;)© completny

W Żurominie się nie sika© completny

Mazowsze© completny

Na trasie mijaliśmy spore ilości wiatraków© completny

Warmińsko-Mazurskie wita!© completny

Niechłonin© completny

Biegnie emes, biegnie...© completny

Działdowo© completny

Piękna droga za Nidzicą© completny

Pogoda coraz lepsza z dnia na dzień :)© completny

Końcówka dnia czwartego© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 145.42 | Km teren: | 6.10 | Czas: | 07:41 | km/h: | 18.93 | ||
Pr. maks.: | 55.80 | Temperatura: | 24.0 | Podjazdy: | 320m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 3
Środa, 15 maja 2013
Nasze ambitne plany odnośnie szybkiego startu znowu wzięły w łeb i wyruszyliśmy dopiero o 10 rano! W międzyczasie było dobre śniadanko, a Michał sprawdził Kasi pociągi z Włocławka do Ostródy. Kasia chcąc-nie chcąc trochę nas opóźniała i postanowiliśmy, że wsiądzie w pociąg, a my z emesem rzucimy się w pogoń za poznańską grupą dojazdową. Do Ostródy mieliśmy 150 km. Ale po kolei. Wyjechaliśmy z Koła na drogę wojewódzką. Dzisiejszego dnia wiatr zawiewał nadal z prawej strony, ale czasami powiało też w plecy. Pierwszym miastem po drodze była Izbica Kujawska. Tam zrobiliśmy przerwę na Orlenie, na którym nie było WC :P Następnie jechaliśmy już prosto do Włocławka. O godzinie 14:27 kaha miała pociąg do Ostródy, ale we Włocławku byliśmy minutę po czasie, więc trzeba było zmienić plany. Najpierw jednak poszliśmy coś zjeść do pobliskiej kanciapy. Spojrzałem jeszcze raz na mapę i okazało się że do Ostródy rzeczywiście mamy 150 km, tyle że z Włocławka :D To już kompletnie rozbiło nam koncepcję i po zjedzeniu lodów zdecydowaliśmy, że odpuszczamy gonienie grupy poznańskiej i do końca jedziemy już we własnym gronie. I też było fajnie :) Kasia tylko musiała dać z siebie trochę więcej, bo byliśmy pół dnia w plecy :P Przejechaliśmy przez centrum Włocławka i potem jeszcze zrobiliśmy "rogala" chcąc odwiedzić słynną tamę na Wiśle. Tam spotkaliśmy pewnego kolarza po 50-tce, który zmierzał na Litwę. Z Włocławka chcieliśmy dotrzeć tego dnia chociaż do Rypina. Tak dobrze jednak nie było i wylądowaliśmy 18 km wcześniej w przydrożnym lesie na trzecim noclegu. Komary zaczynały kąsać, ale tym razem miałem spray więc było ok. Po przekroczeniu Wisły krajobraz wyraźnie zyskał na jakości ku naszej uciesze ;)





















Po wczorajszym grillu© completny

Na podłodze spało się elegancko© completny

W trasę ruszamy dopiero o 10 rano© completny

Uwaga zły pies! ;D© completny

Brdów© completny

Nowe województwo© completny

Teoretycznie płasko© completny

Izbica Kujawska© completny

Izbica Kujawska / Orlen bez WC 1 z 3© completny

Gonimy grupę poznańską!© completny

PKP Włocławek© completny

Przerwa na zapiekankę i 2 zestawy :)© completny

Gdy zwykła piła to za mało© completny

Wisła© completny

Miejsce śmierci ks.Jerzego Popiełuszki© completny

Tama na Wiśle we Włocławku© completny

Getto© completny

Ziemia Dobrzyńska© completny

Jedziemy do końca© completny

Znowu ładny Zachód Słońca© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 111.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:31 | km/h: | 20.25 | ||
Pr. maks.: | 43.40 | Temperatura: | 22.0 | Podjazdy: | 220m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 2
Wtorek, 14 maja 2013
Pierwszy nocleg w lesie zostanie zapamiętany pozytywnie. Było spokojnie i wygodnie na miękkiej ściółce. Mieliśmy wstać o 6 rano, ale nikt się nie kwapił. Jako, że wczoraj przejechałem tylko 60 km i Słońce wdarło mi się na namiot to wstałem o 8. Później z wolna się pakowałem i za godzinę wstała kaha z emesem. Byliśmy w środku lasu, więc zanim z powrotem dotarliśmy do drogi głównej to trochę czasu minęło. W Błaszkach przerwa na śniadanie. Potem zdecydowaliśmy się odpuścić Jeziorsko mając na uwadze to, że na Mazurach będzie jezior bez liku. Pojechaliśmy zatem prosto przez wioski w kierunku Turku. Po drodze nie było niczego godnego uwagi. Bardzo, ale to bardzo płasko. W Turku zrobiliśmy przerwę obiadową. Stamtąd już popędziliśmy krajówką na Koło. Dzisiejszy dzień był już i tak od samego początku spisany na straty, więc postanowiliśmy podbić do Michała - kolegi emesa w Kole i tam zacumować już o 18. Początkowe plany były takie, aby odwiedzić go przy okazji pory obiadowej i jechać dalej :P Wyszło więc na to, że byliśmy pół dnia w plecy, ale przynajmniej nabraliśmy sił przy ciepłej kąpieli oraz sytym grillu. Jutro oczywiście mieliśmy także wyruszyć szybciej :P
P.S. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak słabą prędkość maksymalną, ale to tylko pokazuje jak w Wielkopolsce jest płasko...










P.S. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak słabą prędkość maksymalną, ale to tylko pokazuje jak w Wielkopolsce jest płasko...

Wygodne spanie na ściółce :P© completny

W kierunku Błaszek© completny

Wsi spokojna, wsi wesoła© completny

Gminobranie rozpoczęte!© completny

Neogotycki kościół w Turku© completny

Turek© completny

Typowy Pawełek© completny

Chłopaczek brawurowo pokonywał zakręty w Parku© completny

Błękitna Warta© completny

Nocleg u Michała w Kole© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 88.75 | Km teren: | 3.20 | Czas: | 05:00 | km/h: | 17.75 | ||
Pr. maks.: | 28.66 | Temperatura: | 19.0 | Podjazdy: | 80m | Rower: | Giant |
MAZURY - Etap 1
Poniedziałek, 13 maja 2013
Wróciłem z Zakarpacia, odpocząłem tydzień, a tu szykował się kolejny wyjazd. Tym razem celem było dotarcie na Zlot rowerowy, który w tym roku odbywał się na Mazurach. Z okolic Wrocławia jedynymi osobami, które wyrażały chęć dojazdu rowerem bezpośrednio na miejsce Zlotu była kaha oraz emes. Miałem tym samym wielką radość podróżować w tak zacnym towarzystwie :)
-----------------------
Dzień wcześniej zajechałem do Sycowa z pomocą pociągu. W poniedziałek zacząłem się pakować. Kasia z Michałem wyruszyli na rowerach z Wrocławia o godzinie 11. Umówiliśmy się, że zajadą do mnie na obiad i dalej ruszymy wspólnie w kierunku jeziora Jeziorsko. Zlotowicze dotarli do mnie trochę po godzinie 14. Zjedliśmy obiad i emes poszedł jeszcze sprawdzić rower kahy, bo coś jej klekotało w trakcie jazdy. Niestety u mnie zabrakło narzędzi i byliśmy zmuszeni podjechać do Bogdana na Nowy Dwór. Ten nie dość, że nie chciał przyjąć roweru na serwis, z racji braku miejsca, to jeszcze nawet nie pożyczył Michałowi narzędzi. Stwierdził, że mogą ulec zniszczeniu i może jedynie sprzedać. Masakra...W końcu jakoś emes zreperował ten rower i wróciliśmy do mnie. Wypiliśmy szybko kawę i mając już lekki poślizg, wyruszyliśmy w kierunku Mazur. O godzinie 17 zahaczyliśmy jeszcze tylko o Biedronkę na Kaliskiej. Potem jechaliśmy już sobie spokojnie do końca dnia. Krótka przerwa w Kobylej Górze i Ostrzeszowie. Pod koniec Kasia jechała już nieźle, więc nie zatrzymywaliśmy się zbytnio po drodze. Trasa mi dobrze znana, więc żadnych rewelacji po drodze nie było, choć raz widzieliśmy...martwego bobra leżącego w rowie :P Mieliśmy dojechać nad Jeziorsko, potem tylko do Warty, aż stanęło na Błaszkach. Dojechaliśmy tylko do Brzezin i tam odbiwszy w las, znaleźliśmy dobre miejsce na namioty. Tym samym zaliczyłem debiut, jeśli chodzi o nocleg w lesie. Wyszło tylko 62 km, ale Państwo z Wrocławia zrobili 60 więcej dojeżdżając do Sycowa, więc to już nie byle jaki dystans. Fajnie, że na dworze jest jasno do 21 :)






-----------------------
Dzień wcześniej zajechałem do Sycowa z pomocą pociągu. W poniedziałek zacząłem się pakować. Kasia z Michałem wyruszyli na rowerach z Wrocławia o godzinie 11. Umówiliśmy się, że zajadą do mnie na obiad i dalej ruszymy wspólnie w kierunku jeziora Jeziorsko. Zlotowicze dotarli do mnie trochę po godzinie 14. Zjedliśmy obiad i emes poszedł jeszcze sprawdzić rower kahy, bo coś jej klekotało w trakcie jazdy. Niestety u mnie zabrakło narzędzi i byliśmy zmuszeni podjechać do Bogdana na Nowy Dwór. Ten nie dość, że nie chciał przyjąć roweru na serwis, z racji braku miejsca, to jeszcze nawet nie pożyczył Michałowi narzędzi. Stwierdził, że mogą ulec zniszczeniu i może jedynie sprzedać. Masakra...W końcu jakoś emes zreperował ten rower i wróciliśmy do mnie. Wypiliśmy szybko kawę i mając już lekki poślizg, wyruszyliśmy w kierunku Mazur. O godzinie 17 zahaczyliśmy jeszcze tylko o Biedronkę na Kaliskiej. Potem jechaliśmy już sobie spokojnie do końca dnia. Krótka przerwa w Kobylej Górze i Ostrzeszowie. Pod koniec Kasia jechała już nieźle, więc nie zatrzymywaliśmy się zbytnio po drodze. Trasa mi dobrze znana, więc żadnych rewelacji po drodze nie było, choć raz widzieliśmy...martwego bobra leżącego w rowie :P Mieliśmy dojechać nad Jeziorsko, potem tylko do Warty, aż stanęło na Błaszkach. Dojechaliśmy tylko do Brzezin i tam odbiwszy w las, znaleźliśmy dobre miejsce na namioty. Tym samym zaliczyłem debiut, jeśli chodzi o nocleg w lesie. Wyszło tylko 62 km, ale Państwo z Wrocławia zrobili 60 więcej dojeżdżając do Sycowa, więc to już nie byle jaki dystans. Fajnie, że na dworze jest jasno do 21 :)

Kolejne przygotowania zakończone© completny

Syców - zakupy w Biedrze© completny

W tym roku mam szczęście do pogody na wyprawach :D© completny

Dzień zbliża się ku końcowi© completny

Soczysty Zachód Słońca© completny

Pierwszy nocleg w lesie© completny
Kategoria 2013 Mazury
Dane wycieczki:
Km: | 62.50 | Km teren: | 2.50 | Czas: | 03:07 | km/h: | 20.05 | ||
Pr. maks.: | 36.84 | Temperatura: | 18.0 | Podjazdy: | 190m | Rower: | Giant |
Międzybórz - Syców
Niedziela, 12 maja 2013
Powrót do Sycowa. Pogoda niezaciekawa, więc z Mikołajowa do Międzyborza pociągiem. Jazda ciemnym lasem to nie jest szczyt moich marzeń, ale przynajmniej sprawdziłem jak się zachowuje Walle w ciężkich warunkach i jest ok. Zobaczymy co jutro...
Dane wycieczki:
Km: | 17.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 23.28 | ||
Pr. maks.: | 38.12 | Temperatura: | 14.0 | Podjazdy: | 40m | Rower: | Giant |
ZAKARPACIE 2013 - PODSUMOWANIE
Poniedziałek, 6 maja 2013

Ukraina - poza drogami głównymi, które jako tako wyglądają jest nieciekawie. Często jadąc po asfalcie, więcej było w nim dziur niż dobrej nawierzchni. Ceny na Ukrainie są niewiele, ale jednak trochę niższe od polskich, co było nam akurat na rękę. Poza tym mają tam niezniszczalne Łady, świetny chleb, niezły kwas chlebowy i całkiem porządne piwo. A co najważniejsze mają tam piękną pogodę :D Z językiem ukraińskim o dziwo nie mieliśmy problemów i szło się dogadać lepiej lub gorzej. Przed wyjazdem miałem obawy, ale kiedyś powiedziałem sobie, że Słowian ze Słowianinem zawsze się dogada i to jest prawdą ;)
Rumunia - w tym kraju byliśmy zaledwie jeden dzień, ale kilka rzeczy udało mi się wyłapać. Po pierwsze Rumunia jest w Unii, a więc na tle biednej Ukrainy od razu widać różnicę, chociażby w jakości dróg. W Rumunii widzieliśmy bardzo dużo bezpańskich psów, szwendających się bez celu nie tylko w miastach, ale również przy drogach głównych. Poza tym dużo młodych ludzi zna biegle język angielski, co jest bardzo pomocne w komunikacji, zważając na to że oni posługują się ciężkim, zbliżonym do hiszpańskiego rumuńskim...Aha, Cyganie są bogaci :P
Słowacja - mieliśmy jechać przez ten kraj 3 dni, a koniec końców byliśmy tylko 0,5 dnia :P Kawałek Słowacji, o który zahaczyliśmy to typowe góry. Asfalt pierwsza klasa, więc można było skupić się na pokonywaniu pagórków. Lada chwila byliśmy w domu...
Polska - okolice Rzeszowa są bardzo ciekawą opcją na rower. Do Przemyśla jechaliśmy po pagórkach, gdzie fajnych widoków nie brakowało. Nie inaczej było, gdy wracaliśmy z Cisnej do Rzeszowa przez Bieszczady. Bardzo ładne góry, świetne tereny do jazdy. Szkoda tylko, że taka pogoda nędzna.
TRASA - po kilku dyskusjach odnośnie przebiegu trasy, zdecydowaliśmy się odpuścić Lwów i Koszyce, a więcej przeczołgać się po zakarpackich wioskach oraz odwiedzić Wesoły Cmentarz na Rumunii. To było dobre posunięcie, bo mogliśmy lepiej poznać Ukrainę "od kuchni", ale i nie można było narzekać na nudę. Przejechaliśmy przez Karpaty, zaliczyliśmy niejedną beznadziejną drogę na Ukrainie, a i pogoda była dla nas bardzo łaskawa. Jak dla mnie świetny wyjazd i świetne towarzystwo. Oby więcej takich wypraw :)
|----->> DZIEŃ 0
|----->> DZIEŃ 1
|----->> DZIEŃ 2
|----->> DZIEŃ 3
|----->> DZIEŃ 4
|----->> DZIEŃ 5
|----->> DZIEŃ 6
|----->> DZIEŃ 7
|----->> DZIEŃ 8
|----->> DZIEŃ 9
|----->> POWRÓT
| DANE WYCIECZKI |
Ilość dni w trasie ----------- | 9
Dystans całkowity ---------- | 968,58 km
Czas jazdy ------------------- | 54 h 18 min
Średnia prędkość ----------- | 17,84 km/h
Średni dystans dzienny ---- | 107,62 km
Przewyższenia --------------- | 6120 m
Maksymalna prędkość ------ | 61,00 km/h - Użgorod (UA)
Kategoria 2013 Zakarpacie
Dane wycieczki:
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Giant |
Normalny posiłek
Poniedziałek, 6 maja 2013
Po ukraińskich wojażach wbijam do babci na konkretny obiad. Biorę 2 dokładki :D Gastro jak nigdy...
Dane wycieczki:
Km: | 2.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:09 | km/h: | 18.67 | ||
Pr. maks.: | 41.77 | Temperatura: | 25.0 | Podjazdy: | 10m | Rower: | Giant |